sobota, 30 marca 2013

|0029| alicja-w-krainie-garow.blogspot.com

Autor: Tomanek
Oceniająca: Overrated


Wpatruję się w adres już jakąś chwilę, ale nic mi w głowie nie świta. Po za tym, że jest on w miarę krótki i łatwy, więc osoby nie mające pamięci do adresów raczej nie będą miały problemów z jego zapamiętaniem. W Twoim przypadku nie zdradza nam od strzału, czego możemy się spodziewać po opowiadaniu, może poza tym, że ma związek z gotowaniem. Nieco razi w oczy brak "ó", ale niestety na to nic nie da się poradzić. Chyba że wymyśliłoby się coś nie zawierającego znaków diakrytycznych. Napis na belce to tytuł opowiadania, czyli nic specjalnego. Chociaż to dobrze, przynajmniej znajduje się tam coś, co jest powiązane z blogiem, a nie jakiś bliżej nieokreślony cytat jakie czasem na blogach się znajdują. 

Widzę, że już zdążyłeś się zaopatrzyć w nowy szablon. Jak dla mnie jest on trochę za pomarańczowy, ale to już kwestia gustu. Najważniejsze, że kolor nie jest szkodliwy dla moich oczu, a czcionka ma normalny kolor, więc nie muszę zaznaczać tekstu, aby go przeczytać. Wszystko ładnie się w nim komponuje i nic nie wygląda jakby było na siłę upchnięte. Nie rozumiem jednak, co ma piernik do wiatraka, a raczej serce do żołądka. Moim zdaniem jedno drugiego nie wyklucza, temu więc nie potrafię zrozumieć napisu na nagłówku. Poza tym jest tam powtórzony tytuł opowiadania. W rameczkach panuje porządek, a wszystkie linki działają. Radziłabym Ci jednak zlikwidować zakładkę Szablon, a odnośnik do szabloniarni umieścić w Linkach. Dziwi mnie fakt, że posiadasz archiwum, a nie spis treści czy jakiś inny (s)twór. Gdybyś nie umieszczał postów niezwiązanych z opowiadaniem to, prawdopodobnie, coś na kształt spisu by się pojawiło i o wiele ułatwiłoby poruszanie się pomiędzy postami. Pod rozdziałami nie panoszy się spam, za wyjątkiem dwudziestego i dwudziestego pierwszego. Reszta tego dziadostwa znajduje się w spamowniku. Trochę martwi mnie fakt, że nie odpowiadasz na komentarze, jednak rozumiem, że nie zawsze jest na co odpowiedzieć.

Aktualnie na blogu znajdują się dwadzieścia dwa rozdziały.  
Nie za bardzo wiem do jakiego gatunku dopasować Twoje opowiadanie. W zgłoszeniu napisałeś, że jest to opowiadanie przygodowe, jednak Twoja wizja takowego opowiadania zupełnie różni się od tego, czym powinno się ono charakteryzować. Otóż fabułę mają stanowić przede wszystkim zdarzenia rozgrywające się w czasie podróży do nieznanych, często egzotycznych krain. Dlatego bardziej skłaniam się ku obyczajówce z z elementami kryminału niż ku opowiadaniu przygodowemu.
Przez pierwsze kilka rozdziałów wieje nudą. Nie dzieje się nic ciekawego. Alicji śni się królik, przez co przypala zupę. Potem znowu mamy królika i Alicję wydzierającą się na faceta, który pytał, czy się z nim nie umówi -  co notabene jest dość dziwne. Potem kłótnię z przyjaciółką, pustki w lodówce i sytuację, w której Alicja mogłaby zginąć przygnieciona przez regał. I w dodatku to wina jej głupoty. Powiedz mi, kto normalny na siłę stara się coś wyciągnąć i to widząc, że się nie da. Przyznam szczerze, że gdyby w tamtym momencie coś by jej się stało, to nie byłoby mi z tego powodu przykro. A tak nawet jej włos z głowy nie spadł. Coś ciekawszego zaczyna się już dziać w ósmym rozdziale. Jednak scena z włamaniem nie jest do końca przemyślana. No bo kto włamuje się do mieszkania, w biały dzień i to jeszcze gdy ktoś w nim jest?
Wiem, że początkowe rozdziały mają za zadanie wprowadzić nas do świata bohatera i pozwolić zaznajomić się z nim. Jednak u Ciebie nie idzie odczuć jakiejkolwiek chęci zapoznania się z dalszymi przygodami głównej bohaterki. Jest ona bardziej irytująca niżeli interesująca. Dziwnym jest dla mnie fakt, że ci cali "bandyci" napadają pomału wszystkich bohaterów Twojego opowiadania, nawet tych epizodycznych. Kogo Alicja nie spotka, okazuje się, że ten ktoś został napadnięty. Jakim cudem, ja się pytam? No, jakim? Nawet nauczycielka z liceum nie ostała się od napaści. Czy to ma coś na celu? Oprócz dostania w swoje łapska albumu ciotki Weroniki? Widziałeś w jakimkolwiek filmie lub czytałeś, żeby mordercy napadali wszystkich naokoło? Jeśli tak, to poradzić Ci tylko mogę, abyś na przyszłość oglądał lepsze filmy i czytał lepsze książki. Po za tym jak ktoś chce okupu, to jasnym jest, że dzwoni do osoby, która ma go dostarczyć w zamian za czyjeś życie. U Ciebie "bandyci" zadzwonili do pracy, więc niby jakim sposobem mieli dostać ten durny album?
Twoje rozdziały są bardzo krótkie - zajmują około trzech stron, a przy dobrych wiatrach nie przekraczają pięciu. Zdarza się, że prawie cały rozdział poświęcasz jednemu wydarzeniu lub jednej rozmowie. Gdybyś połączył ze sobą niektóre rozdziały nic by się nie stało, a tak to na siłę chcesz wywołać zniecierpliwienie u czytelnika.
Oryginalnością to poniekąd możesz się pochwalić. W końcu nikt przed Tobą nie wpadł na taki pomysł i na zakończenie, do którego chyba jeszcze daleko.

Jeśli chodzi o bohaterów to:
Alicja nie należy do najinteligentniejszych osób. Jej odzywki czasem powalają na kolana i to, niestety, w negatywnym sensie. Przykładem może być tutaj to, co powiedziała na temat zębów panny Luci. Chociaż niektóre wypowiedzi mnie bawią. Udało Ci się mnie rozśmieszyć jej odzywką na temat butów i chęcią powieszenia się z powodu odwiedzin trębacza. Jako że opowiadanie jest pisane narracją pierwszoosobową, nie ma za wiele okazji, kiedy można by się czegoś o niej dowiedzieć. Najwięcej wiemy z jej rozmowy z kierownikiem. Rozumiem, że w takowej narracji trudno o opis głównej bohaterki, ale bez przesady. Udowodniłeś, że nie jest to niemożliwe, więc powinieneś takie momenty wprowadzać częściej. Czytelnik nie czyta Ci w myślach i nie wie, jak wygląda bohaterka. To samo tyczy się wspominania o jej wyglądzie. Jeśli myślisz, że czytelnik pod koniec opowiadania będzie pamiętał, jaki kolor włosów ma Ala, to się grubo mylisz. Przybliżyłeś nam jej aparycję, w którymś z pierwszych rozdziałów i przez kolejne dwadzieścia nie ma o tym ani słowa. Musisz pamiętać, że nie wszyscy będą zapamiętają, jak wygląda dana postać, jeśli jej opis zdarzy się raz na całe opowiadanie. Nie wspominasz nawet słowem też o tym, w co jest ubrana. Chociaż...nie. Zdarzyło się raz. Raz na dwadzieścia dwa rozdziały. Alicja wybierała sukienkę na randkę z Markiem. Nie wiemy czy nosi szpilki, czy trampki, woli sukienkę czy spodnie, jak układa włosy, czy maluje paznokcie, czy w ogóle się maluje. Tego nie wiemy, a powinniśmy.
Poza tym Twoja główna bohaterka nie jest zdolna do głębszych uczuć. Skoro Magda była jej przyjaciółką to ta śmierć musiała wywrzeć na niej jakieś wrażenie. Chciałeś zapewne pokazać, że Alicja to silna babka i nie będzie rozpaczać nie wiadomo ile, ale musisz pamiętać, że ona nie jest nadludzko wytrzymała jak Wonder Woman, jest tylko zwykłym człowiekiem. A tacy w jakimś stopniu przeżywają śmierć bliskich osób. Owszem, nie wszyscy muszą rozpaczać, popadać w depresję i nie wiadomo co jeszcze, w końcu każdy inaczej przechodzi żałobę. Jeżeli myślałeś, że jak Ala popłacze sobie pięć minut to będzie w porządku, to się przeliczyłeś. Musisz pamiętać, że piszesz o ludziach z krwi i kości, a tacy mają uczucia. 
Pod koniec dziewiętnastego rozdziału jej zachowanie sięgnęło zenitu - gorzki SMS jest godny zrozpaczonej nastolatki, którą chłopak wystawił do wiatru, a nie dorosłej kobiety. Proszę Cię, pomyśl czasem nad tym, jak ona się zachowuje. Nie chodzi mi o to, żebyś robił z niej jakąś starą babcinkę, lecz żeby chociaż raz zachowywała się jak na jej wiek przystało. Tupanie nóżką jak małe dziecko nie poprawia wizerunku. To samo tyczy się "schizy" dotyczącej wieku. Pamiętaj, że ona ma dwadzieścia siedem lat, nie czterdzieści. Gdyby te czterdzieści miała, to bym się nie czepiała. Trochę razi mnie też jej znajomość angielskiego, a raczej brak. Jest to jednak Twoje opowiadanie i Ty nim rządzisz, więc nie mogę braku realizmu (czym, według mnie, jest aż taka nieznajomość języka) Tobie tutaj wytknąć.
Kiedy pod koniec dwunastego rozdziału Alicję potrąciłby autobus, byłabym niesamowicie szczęśliwa, bo wreszcie jej irytujące odzywki i wręcz idiotyczne zachowanie by się skończyło. Lecz uratował ją książę z bajki (szkoda, że nie był na białym rumaku i z mieczem w ręku...) i moje nadzieje szlag trafił.  Ale zacząłeś tworzyć między nimi jakąś więź i, o dziwo, zaskoczyłeś mnie tym. Nie spodziewałam się jakiegokolwiek romantyzmu (którego tak czy siak jeszcze u Ciebie nie widać) w tym opowiadaniu. Mam wielką nadzieję, że pod wpływem miłości Alicja zmądrzeje i wydorośleje.
O Marcinie wiemy więcej niż o głównej bohaterce. To już jest postęp. Szkoda tylko, że jej nie poświęciłeś tyle uwagi. Marcina mogę zakwalifikować jako ulubionego bohatera.  Wprawdzie zakrawa on nieco na męską wersję Mary Sue, ale ani to nie razi, ani nie irytuje, więc póki co może być, lecz na przyszłość pamiętaj, że każdy ma jakieś wady. Przystojny, dwudziestodziewięcioletni prawnik znający angielski - takich to ze świecą szukać. Dziwi mnie fakt, iż jest on chyba jedyną osobą, która nie została napadnięta. Prawdopodobnie powinnam napisać: jeszcze nie została. Nie byłabym w szoku, gdyby okazało się, że go w najbliższej przyszłości jednak napadną. Chyba że znudzi Ci się ta cała napaść, która do końca nie została przemyślana, o czym już wcześniej wspominałam. Postać Marcina, odkąd pojawił się w ósmym rozdziale, wnosi do opowiadania jakąś akcję. I jakby się nad tym zastanowić, to tylko dzięki niemu coś się dzieje.
Ciotka Weronika wprowadza zamieszanie, mimo tego, że nie żyje. Nie wiemy o niej nic oprócz tego, że była nianią, chodziła w bamboszach, a w międzyczasie jeszcze fałszowała dokumenty. Nikt z Twoich bohaterów nie wspomniał słowem jak wyglądała. A przynajmniej ja sobie takiej sytuacji nie przypominam. Dziwi mnie kolejna rzecz. Otóż, jakim cudem ta ciotka nie zwariowała mając pod opieką szóstkę dzieci? Miała jakieś cudowne zdolności do uspokajania, czy ci wychowankowie byli aż tacy spokojni (co notabene u dzieci rzadko się zdarza)?
Czas na Marka. Jest on kolejną postacią, o której wiemy strasznie mało. Nie wspomniałeś w ogóle, jak on wygląda. To, że wymieniłeś jego cechy i wspomniałeś o uśmiechu, nie zastąpi opisu wyglądu. Po trzynastym rozdziale nieco go polubiłam, ale to użalanie się nad sobą i wyrażenia typu: I tak już umieram, dość skutecznie zraziło mnie do niego. Błagam Cię nie rób tego więcej żadnemu innemu bohaterowi, bo czytelnicy będą padać jak fanki Justina Biebera na koncercie.
Cała reszta bohaterów Twego opowiadania, począwszy od calusieńkiego personelu kuchennego, a na rodzinie Alicji kończąc, to jedna wielka niewiadoma. Raz na te dwadzieścia dwa rozdziały wspomniałeś, że ktośtam cośtam robi, ale żebyś opisał, jakie włosy ma dany bohater, jak się ubiera to już jest święto. Przy czym za chwilę się okaże, iż nawet babcia chórowa została napadnięta. Doszłam do wniosku, że ten cały "napadacz" to jakiś niezrównoważony psychicznie jest (mniejsza o to, że  większość takich osób jest szurnięta). Z każdym kolejnym rozdziałem, gdzie okazało się, że kogoś napadnięto, potrącono i nie-wiadomo-co-jeszcze zrobiono, miałam ochotę wywalić laptopa przez okno, albo przez nie wyskoczyć.

W kwestii opisów. Jest ich strasznie, ale to strasznie mało. Rozdziały składają się głównie z dialogów, a powinno być odwrotnie. W końcu ile można czytać nieustannych rozmów? Wiem, że nie są one łatwą sprawą i też nie każdy potrafi przekazać to, co siedzi mu w głowie, ale Ty nie masz raczej problemu z plastycznym ukazaniem wnętrza, więc nie rozumiem, dlaczego tych opisów nie jest u Ciebie więcej. Prowadzisz pierwszoosobową narrację, dlatego nieco łatwiej jest ukazać odczucia głównej bohaterki. Tylko że tych u Ciebie też jest tyle co kot napłakał. Każdy chce coś poczuć, czytając dany twór. Twoim zadaniem jest sprawić, aby czytelnik płakał, śmiał się i smucił w zależności od sytuacji. Musisz także pamiętać o wyglądzie bohaterów. W końcu muszą oni jakoś wyglądać, prawda? Ważne jest, aby nie robić z nich Mary Sue, bo nikt z ideałem się nie utożsami i o takich raczej czytać nie lubi.

dialogami nie masz większych problemów i z reguły dobrze je zapisujesz. Stanowią one jednak większość opowiadania, co już nie jest takie dobre. Przynajmniej są one naturalne i nie wymuszone, ale za to rzadziej doprowadzają do śmiechu, a częściej irytują - przynajmniej mnie. Przykład: – Ładne masz zęby – zagadnęłam. – Wiem. – Porcelanowe? – Naturalne. – Takie białe? – Tak. – No, widzę przynajmniej, że mój brat zawsze będzie miał przy sobie komplet lampek diodowych. Błagam. Nigdy więcej takich rozmów. Wypowiedzi Alicji przypominają słowa wypowiedziane przez głupią, niedojrzałą blondynkę, a nie przez dojrzałą czarnowłosą. Musisz pamiętać, żeby zdania były dopasowane do charakteru bohatera.
Przypomnę Ci jeszcze, że jeśli wypowiedź narratora określa sposób wypowiedzenia danych słów zapisujemy ją małą literą, a zdania, do którego się odnosi nie kończymy kropką. Jeżeli jednak wypowiedź narratora opisuje zachowanie, wydarzenia lub otoczenie, to należy ją zapisać dużą literą, a po zdaniu, które określa stawiamy kropkę (lub inny znak interpunkcyjny).  Mam nadzieję, że wyraziłam się jasno. Jeśli jednak czegoś nie rozumiesz i chciałbyś się dokształcić, zapraszam tutaj.

Świata przedstawionego prawie u Ciebie nie ma. Raz na jakiś czas zdarzy się opis miejsca, wspomniana zostaje Warszawa i tyle. Nie orientuję się nawet, który jest dzień tygodnia, a co dopiero jaki mamy miesiąc. Poza tym, idzie doszukać się u Ciebie opisu wnętrza restauracji, która bodajże pojawiła się raz, a tego jak wygląda mieszkanie Alicji, w którym część akcji się toczy, nie uświadczysz.

Styl masz dość dobry. Używasz prostego słownictwa i nie kombinujesz z porównaniami. Twoje opowiadanie czyta się przyjemnie, pomijając niekiedy irytujące zachowanie głównej bohaterki.

poprawnością u Ciebie nie jest najgorzej, ale na przyszłość radziłabym przejrzeć tekst, aby wyeliminować literówki.


Gar się przypalił i w całej kuchni czuć było charakterystyczny aromat przypalonej, kipiącej pomidorowej. (r.1)  - o aromacie mówimy, gdy coś ładnie pachnie, nie kiedy śmierdzi, więc powinien być: zapach; po "przypalonej" powinien się znaleźć przecinek.

She loves English language. (r.8) - słowo "language" jest tu zbędne.

Takim to dobrze! – Marcin nie krył zdenerwowania. – O której wiec zamierzasz wstać? (r.9) - więc.

Dobrze, będę czekał wpół do dziesiątej na ławeczce przed kościołem. (r.9) - o wpół do.

Mój tata znał od niepamiętnych dla mnie czasów. (r.11) - znał go.

Kolacja! Niech to Wszyscy Święci! Zostawiłam zupę na gazie! (r.14) - jak można wyjść z domu i zostawić na gazie gotującą się zupę? Mam rozumieć, że chcesz spalić mieszkanie lub całą kamienicę? A poza tym żeby ugotować zupę, to trzeba przy niej stać, doprawiać ją, dodawać kolejne składniki, mieszać,  pilnować, żeby nie wykipiała i się nie przypaliła.


Witam moją dostojną familiędygnęłam, stylizując się co najmniej na czasy stanisławowskie. (r.15) -   w tym wypadku po "familię" stawiamy kropkę, a "dygnęłam" należy zapisać dużą literą. 

[...]Jak się z tym czujesz?
- Intrygująco! A co to albumu…(r.16) - nie można czuć się intrygująco; do.

Sam już nie wiem. – Marcin westchnął. (r.16) - bez kropki po "wiem".

Nie mam pojęcia. – Spojrzał z lekkim zniecierpliwieniem na zegarek, bo moje nagłe odejście od stołu nie było zbyt kulturalne. (r.16) - spojrzałam.

Naturalnie. Jest tylko najgłupsza. – Marcin zachichotał, jakby właśnie zrozumiał, dlaczego Baba Jaga opierniczyła Jasia i Małgosię. (r. 17) - bez kropki po "najgłupsza".

Spojrzałam na niego jak na przeterminowaną chusteczkę higieniczną. (r.17) - chusteczki higieniczne nie mogą się przeterminować, chyba że o czymś nie wiem.

Już lecę. – odpowiedziałam. – No, to trzymaj się. Najwyżej będę cię odwiedzała w więzieniu. (r.17) - bez kropki po "lecę".

Gdzie diabeł nie może, tam kobietę pośle! – Facet trzymający nóż warknął swoim zachrypłym głosem. (r.18) - słowo "facet" należy zapisać małą literą.

Matko i córko i Józefie święty! Jak to? (r.20) - przed drugim "i" powinien znaleźć się przecinek.

Chrystus uczył miłosierdzia, a nie tak obrzydliwej postawy, jaką pani reprezentują! (r.20) - panie.

Dzień dobry. – Patrzyłam na nich jak na lewitujący Bornholm. (r.21) - Bornholm jest wyspą, wyspy nie mogą lewitować.


Podsumowując, Twoje opowiadanie nie należy do najgorszych, ale nie należy też do najlepszych. Jednak wierzę, że mimo mojego krytycznego stosunku do Twojego tworu, nie przestaniesz pisać Alicji i postarasz się zastosować do rad, które gdzieśtam w tej ocenie się znajdują. Myślę, że póki co zasługujesz na ocenę dopuszczającą z plusem.


Ov powraca. Mam nadzieję, że ta ocena jest pomocna. Do zobaczenia dopiero w maju. Ah, bym zapomniała, Akiruś, kochanie ty moje, dzięki za ratunek :)
EDIT: R. ty też mnie tu wspierałaś, więc mam nadzieję, że mi wybaczysz :)

Wesołego Jajka!

Śnieg nam wszystkim popsuł szyki,
przykrył jajka i koszyki,
a kurczaczkom zmarzły nóżki,
więc się tulą do rzeżuszki.
Lecz choć śnieg nam pada w święta
i pogoda taka wstrętna,
my święconym się dzielimy
i radości wszem życzymy.
Ravelle & Overrated

|0021| Odmowa: agonia-duszy.blogspot.com

Blog agonia-duszy nie zostanie oceniony, gdyż ostatni rozdział pochodzi sprzed półtora miesiąca, a autorka nie wyraziła nigdzie chęci, by bloga ocenić bez względu na przeterminowanie.

środa, 20 marca 2013

|0020| Odmowa: uszatyfotel.wordpress.com

Jestem miszczem. Napisałam 1/3 oceny, a tu patrzę, że blog od dwóch miesięcy sobie stoi bez nowych postów...
Przeterminowanie - ostatni wpis 24 stycznia 2013 r.

|0028| biblioteka-wyobrazni.blogspot.co.uk

Blog: biblioteka-wyobrazni
Autorka: Jaelithe
Oceniająca: Akira


Pierwsze wrażenie jest pozytywne. Adres ładny, łatwy do zapamiętania i przywodzi na myśl zbiór opowiadań, co potwierdza napis na belce. Jako potencjalny czytelnik na pewno na bloga bym weszła. Yay! Dobrze, że odwiedziłam go ponownie w trakcie pisania oceny, bo byś miała ocenioną starą grafikę. Nie mam nic przeciwko zmianom wizualnym, więc krzyczeć za to nie będę. Zmiana wyszła zdecydowanie na plus. Pokazałaś, jak nagłówek wygląda w rzeczywistości i nie jest teraz przykryty różami, cieniami czy czymś tam jeszcze, co sprawia, że całość wygląda lepiej. W dodatku nagłówek pasuje do tematyki bloga, co jeszcze bardziej mnie cieszy. Kolorystyka ładna, stonowana i pasuje do siebie. Czcionka czytelna, panuje estetyka. Ramki są uporządkowane, treść zawarta na stronach poprawna, wszystkie linki działają i przyczepić się nie ma do czego. Statystyka jest niezła, aczkolwiek w komentarzach pewnej ilości SPAM-u można się doszukać, a ile tam powiadomień różnorakich!

Treść liczy sobie dwa opowiadania („Polowania na Elfy” nie ocenię – przeczytałam, próbowałam się za to wziąć, ale ni w cholerę mi to nie wychodzi; nie znam się na parodiach, nie lubię ich, nie wiem, z której strony to ugryźć, więc nie chcę pisać o czymś, o czym nie mam pojęcia. Pozwolę sobie jedynie wytknąć ewentualne błędy przy ocenianiu poprawności. Nie wiem też, co mam zrobić z jednopartówkami, których z reguły nie oceniam. Przeczytałam je i jeśli bardzo byś chciała, bym je tutaj zawarła, to napisz, a ocena zostanie zaktualizowana o te one-shoty). Będę oceniała każdy twór z osobna, byś miała łatwiejszy dostęp do pochwał/błędów odnośnie danej historii.

Subconscious jest opowiadaniem niewątpliwie oryginalnym. Z takim tematem jeszcze się nie spotkałam, co powoduje, że zaciekawienie rośnie. Podświadomość czytało się bardzo miło i szybko, co też jest zaletą. Trochę czasu mi zajęło ocenienie tego, ale chciałam się odrobinę dokształcić w zakresie schizofrenii, by lepiej zrozumieć istotę opowiadania. Zapraszam do czytania.
Cztery rozdziały to niezbyt dużo, by opowiadanie dogłębnie ocenić, ale nawet z takiej ilości da się coś wyciągnąć. Nie spieszysz się z akcją, opisując dokładnie, co dzieje się u Whisper. Przeczytałam gdzieś w komentarzach, że planujesz w sumie napisać dziesięć rozdziałów. Jako że mamy już prawie połowę historii za sobą, zastanawiam się, czy zdążysz wszystko, co sobie zaplanowałaś, pokazać. Zobaczymy. Widać, że całość masz rozplanowaną i przemyślaną, a w każdej części serwujesz nam i życie dziewczyny, i jej sny. Ciekawy zabieg, który powoduje, że nie rozwlekasz się za bardzo nad którymś z motywów. Dużo myślałam, co mam napisać i jednym z pierwszych wniosków był fakt, że u Ciebie mało dynamiki jest. Oczywiście całość nie stoi w miejscu, ale nic specjalnego nie dzieje się ani w życiu, ani w snach Whisper. Nie chcę, byś mnie tu źle zrozumiała – mam na myśli brak jakiegoś zwrotu akcji: czy to w prawdziwym życiu, gdzie egzamin i grill emocji nie dostarczają, czy w snach (co ogólnie jest czymś ciekawym). Rozumiem, że chcesz najpierw wszystko dokładnie pokazać, że nie chcesz się z niczym spieszyć, ale – moim zdaniem – przydałoby się tutaj jakieś bum!, nawet takie, które nie byłoby przyczyną dla innych wydarzeń.
Głównym wątkiem jest niewątpliwie podróż Whisper do krainy snów, a co za tym idzie – jak mniemam – rozwijająca się choroba u dziewczyny. Dobry pomysł i podoba mi się również fakt, że w każdym rozdziale z tego korzystasz, o czym pisałam już wcześniej. Cztery rozdziały za nami, a o Wiosce w Dolinie niewiele wiadomo, a i akcja tak jakoś szczególna nie jest. Nie wiem, czy masz wszystko rozplanowane i, nawet tak oszczędnie o tym pisząc, całość, która jest ważna, zostanie zawarta w kolejnych sześciu rozdziałach, ale na chwilę obecną tam jest nudno. Jest świetny pomysł, ale nie ma świetnej realizacji. Pytanie brzmi: dlaczego? Nie można poświęcić na sen pół strony więcej i bardziej zaciekawić czymś czytelnika? Chyba by się dało, prawda? To nie muszą być sytuacje, które by odcisnęło piętno na bohaterach i które kształtowałyby późniejszą historię,  a jedynie wydarzenia pozwalające wprawić postaci w większy ruch, które by pokazały, co to jest za kraina, czego się można po niej spodziewać. Oczywiście jest też za co pochwalić. Bardzo mi się podoba, że w tym wątku zwracasz dużą uwagę na świat przedstawiony, na bohaterów, na przemyślenia Whisper, co szerzej będę rozwijała za chwilę, oraz motyw nagłego wybudzania się dziewczyny w najmniej odpowiednim dla niej momencie.
W każdym rozdziale prezentujesz również codzienne życie Whisper, które – jako wątek w opowiadaniu – ma dużo możliwości i których Ty nie za bardzo realizujesz, gdyż: a) nie masz takiego zamiaru, b) masz je dopiero w planach lub c) nie pomyślałaś o tym. Mam tu na myśli przede wszystkim matkę dziewczyny – żadnych wizyt, tylko dwa wspomnienia z nią i nic więcej. Nie potrafię znaleźć usprawiedliwienia dla takiej decyzji; przecież można przeprowadzić ciekawie, intrygująco ich spotkanie, które może – ale nie musi – ukształtować w pewien sposób (nawet znikomy) dalszą historię. Codzienność Whisper może nie powala na kolana pod względem zaciekawienia porównywalnego do jej snów, ale jest napisana naprawdę dobrze i naturalnie, a z tym spotykam się naprawdę rzadko w opowiadaniach, które oceniam.
Podsumowując, mamy dwa naprawdę dobre wątki, aczkolwiek jest w nich – moim zdaniem – za mało akcji, całość przesuwa się bardziej ku statycznemu zachowaniu i byciu. Jest ciekawie, temu nie da się zaprzeczyć, napisane w przyjemny sposób (więcej o tym przy kwestii stylu) i opowiadanie czytało się z wielką przyjemnością.
Przewija się u Ciebie kilku bohaterów i postaram się o każdym z nich powiedzieć kilka zdań.
Whisper jest pokazana jako postać bardzo spokojna i niewyróżniająca się, na pierwszy rzut oka, niczym. Ciężko jest czuć wobec niej jakiekolwiek emocje: czy to pozytywne, czy negatywne. Jest tak neutralna, niewybijająca się ponad przeciętność, ponad innych bohaterów, że nie można wyrobić sobie o niej jednoznacznego zdania. Mimo że jest główną bohaterką, jest praktycznie niewidoczna na tle innych postaci. Nie ma w jej zachowaniu, osobowości czegoś, co by sprawiało, że byłaby bardziej wyrazista, że wtedy dałoby się mieć jakiekolwiek uczucia względem niej. Czytamy o niej cały czas, wiemy, co przeżywa, co dzieje się w jej głowie, ale nie potrafię się z nią utożsamić. Pomijając tę kwestię, jest bohaterką dobrze skonstruowaną, normalną dziewczyną, której tak mało w blogowych opowiadaniach.
Liczyłam na większą rolę Henry’ego w opowiadaniu. Kilka rozdziałów jeszcze przed nami, więc mam nadzieję, że jakoś się jeszcze wykaże. Do tej pory przedstawiłaś go jako ojca, który zdaje się nie rozumieć dorastającej córki, jej problemów czy tęsknoty za matką. Ociepliłaś jego wizerunek przed egzaminem Whisper, co zdecydowanie wyszło mu na plus. Zastanawia mnie, jakie są jego myśli, uczucia, stosunki do byłej żony, dlaczego postanowił ją porzucić. Nie uwzględniłaś tego jeszcze, więc może dopiero masz to w planach.
Allyson, Olly i Mike są postaciami drugoplanowymi i nie kształtują zbytnio Whisper. Jedynie młody swoim zachowaniem niezmiernie ją irytuje i mnie także. Zrobiłaś z niego małego diabła, co jest zdecydowanym plusem. Mam nadzieję, że nie zrezygnujesz z niego w kolejnych rozdziałach.
Została jeszcze kwestia Iskadara, o którym mało co na razie wiadomo. Nie przeznaczasz mu dużo uwagi w snach Whisper. Owiany nutką tajemnicy, skupiający się na teraźniejszości, co sprawia, że jest ciekawą postacią, na którą się czeka i lubi – przede wszystkim za jego quasi-dziecinny charakter i optymizm. Wydaje mi się, że pełni jakąś wyjątkowo znaczącą rolę w opowiadaniu i mam nadzieję, że niedługo wyjaśnisz kilka spraw z nim związanych.
                Mamy dwa światy przedstawione. Pierwszy jest Anglią, co wiem jedynie z pewnej wzmianki o kraju i angielskich parkach czy college’u. Nic nie wiadomo o mieście/miasteczku, gdzie rzecz się dzieje. Jeżeli ominęłam tę kwestię, to wybacz, ale przeczytałam opowiadanie nie raz, nie dwa, ale nic nie zauważyłam, nic nie wbiło mi się w pamięć, jeżeli chodzi o nazwę miejscowości. Niby opisujesz kilka miejsc, ale klimatu Anglii w ogóle nie można odczuć. Bohaterowie powinni czuć to, co unosi się w powietrzu, widzieć to, co ich otacza, dotykać to, co jest wokół. Dzięki temu poznajemy świat, w którym dzieje się akcja opowiadania. U Ciebie nie czuć Anglii, co wydaje mi się niezrozumiałe, ponieważ sama tam mieszkasz i wiesz, jaka ona jest.
              O Wiosce w Dolinie też nie można zbyt dużo powiedzieć. Tutaj jednak pochwalę Cię za pokazanie natury, gdyż uraczyłaś nas naprawdę dobrymi opisami. Nic nie wiadomo o tej krainie, nigdy nie pozwalasz Whisper dowiedzieć się czegokolwiek, gdyż wybudzasz ją ze snu. Czasami mogłaby zostać trochę dłużej, by i czytelnik mógł się dowiedzieć, gdzie bohaterka w ogóle przebywa, co to za miejsce. Klimat powoli tworzysz, co można zauważyć przy motywie deszczu i kopalni diamentów, ale jest to niewielki postęp w stosunku do realnego świata.
                Przejdźmy do kwestii opisów. Gdy wprowadzasz bohaterów, pokazujesz ich wizualną stronę, by potem całkowicie tę kwestię pominąć. Opisy są czasem bardziej szczegółowe, czasem bardziej ogólne, ale fakt jest taki, że na jednym razie poprzestajesz, co jest wynikiem tego, iż czytelnik może mieć trudności z zapamiętaniem, jak bohaterowie wyglądają. Gdy pokazujesz ich po raz pierwszy, w trakcie opowiadania przydają się różne wtrącenia o kolorze włosów, oczu, wzroście, znakach szczególnych postaci, by czytelnik miał przed oczyma tę postać i widział, jaka ona jest. O niektórych bohaterach zapomniałaś w tej kwestii, czego przykładem może być chociażby ojciec. Patrząc na te opisy, które już są, widać lekkość, w jakiej je przedstawiłaś. Wplatasz między słowa wygląd postaci, co czyta się przyjemnie i co swoim wyglądem nie przypomina sztywnej charakterystyki danego bohatera.
                Opisy uczuć, myśli pojawiają się często w opowiadaniu, jednakże żaden nie wbił mi się w pamięć. Często musiałam wracać do historii i sprawdzać, czy takowe opisy w ogóle się pojawiały. Whisper przeżywa prawie wszystko ze stoickim spokojem, co sprawia, że to, co dzieje się u niej w środku, również jest spokojne, pozbawione emocji:  czy to zachwytu, złości lub smutku. Zdania są zbudowane ładnie, ale brak w nich tego czegoś, co sprawia, że czytelnik razem z bohaterką może przeżywać to, co dzieje się u niej, i to z takimi samymi emocjami.
              Jeżeli chodzi o wydarzenia, to jest zdecydowanie lepiej. Pokazujesz wszystko dokładnie, pomijając zbędne szczegóły, ale nie poprzestając na ogóle. W tym przypadku można być pewnym, że zawsze przeprowadzisz czytelnika powoli przez to, co się dzieje, nie spiesząc się donikąd i nie kończąc opisów w połowie. Naprawdę ładnie potrafisz pokazać, co się dzieje wokół.
             Ogólnie budujesz ładne opisy, wystrzegasz się nadmiernego patosu, nie udziwniasz. Szczególnie zapadły mi w pamięć te dotyczące kreacji Wioski w Dolinie oraz różnorakie zdarzenia. Wiele razy musiałam wracać do tekstu, by przypomnieć sobie wygląd postaci i jakiekolwiek uczucia, emocje Whisper. Wystarczy spojrzeć na te cztery rozdziały, by wiedzieć, w czym czujesz się najlepiej.
                Dialogi są poprawnie napisane, co do tego nie ma zastrzeżeń. Czyta się je z wielką przyjemnością, są naturalne i obrazują charakter i emocje bohaterów w danym momencie. Jedyne do czego się przyczepię, to brak rozróżnienia między postaciami. Wszyscy mówią tak samo: i w realnym świecie, i w Wiosce w Dolinie. Jeśli mogę coś zasugerować, to proponowałabym, by postacie z krainy snów miały pewien specyficzny sposób mówienia, różniący się chociaż odrobinę od tego, którym posługują się u Ciebie Anglicy.
             Podsumowując całe opowiadanie, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że bardzo mi się podoba fabuła, jestem zaintrygowana tym, co będzie działo się dalej. Bohaterowie troszeczkę szwankują, jak i świat przedstawiony. Dialogi są naprawdę dobre, opisy również, tylko że tam znalazło się kilka mankamentów. Styl omówię na sam koniec, gdy zostaną ocenione pozostałe twory, bez obaw.

Whoever you are jest kolejnym fanfikiem w blogosferze, jednakże z takim schematem się jeszcze nie spotkałam, co daje opowiadaniu punkty za swego rodzaju oryginalność. Złamałaś kanon i muszę przyznać, że to był naprawdę dobry pomysł (Akira lubi kanoniczność, to tak bajdełej). Nie minęły cztery godziny, a opowiadanie było przeczytane i w myślach zanalizowane, więc to także dobrze świadczy o historii. O reszcie dowiesz się poniżej. Zapraszam.
Można by rzec, że prowadzisz dwie akcje: aktualną i retrospekcyjną. Moim zdaniem lepiej było, jak właśnie przeszłość Łapy była tym najgłówniejszym motywem, a wtrącenia z teraźniejszości nie odgrywały aż tak ważnej roli. Skupmy się na każdej akcji osobno.
Retrospekcje pokazujesz od określonego czasu, więc wiadomo, gdzie się znajdujemy. Akcję prowadzisz gładko, pokazując najistotniejsze momenty z życia Syriusza. Dopiero później następują przeskoki czasowe, które uniemożliwiają czytelnikowi odnalezienie się w Twojej rzeczywistości. Od siódmego rozdziału zaprzestałaś pokazywania wspomnień Łapy, co jest niewątpliwą stratą. Naprawdę przez te wszystkie lata nic się specjalnego nie wydarzyło? Czy Black ukrywał się cały czas w domu? Wspominałaś coś o wyjeździe, jednak później już żadnej wzmianki o tym nie było i nie wiadomo, co tak naprawdę się wydarzyło. Napisałaś: „Mianowicie, główny bohater opowiadania, jako postać zagubiona i zmuszana do wiecznego ukrywania się, nie jest w stanie zdefiniować własnej osoby. Podczas gdy ludzie wokół uważają go za zdrajcę, on jedyny może temu zaprzeczyć. Ale czym jest jeden głos pomiędzy tysiącom?” Nie wiem, ile rozdziałów jeszcze planujesz, ale mamy za sobą dziewięć, gdzie Syriusz jest główną postacią, a tak naprawdę nie skupiałaś się za bardzo definicji jego osoby, na wiecznym ukrywaniu się (chodził na spacery, w miejsca publiczne). O kreacji bohatera powiem poniżej, jednak tutaj chciałam zaakcentować brak (jak na razie) realizacji głównego nurtu, którym miałaś zamiar się posługiwać. Zamiast tego mamy perypetie związane z Vivi i Kaitlin czy tam Harrym, co już jest aktualną akcją.
Właśnie przy tej akcji najbardziej podobało mi się to, że w początkowych rozdziałach jest jej tak mało, a Syriusz zwraca się do osoby, której tożsamości nie znaliśmy. Zrezygnowałaś ze wspomnień i całkowicie się temu poświęciłaś, co byłoby fajne, gdybyś zgrabnie przeszła do aktualności, kończąc zabieg z retrospekcjami. Albo dalej je ciągnąć, tylko że w mniejszym stopniu. Tam nie skończyłaś opowiadać tych kilkunastu lat, a teraz dopiero próbujesz powoli zaprzeczać temu, że Syriusz jest zdrajcą. To wygląda tak, jakbyś przez te pierwsze rozdziały leciała pomału ze wszystkim, pokazując to, co chciałaś, i nagle się budzisz i przyspieszasz, omijając niektóre istotne sytuacje, starając się jak najszybciej dojść do pewnego momentu. Chyba nie tak powinno być, prawda?
Wiesz, jaka sytuacja najbardziej razi w tym opowiadaniu? „Porwanie” Harry’ego. Zrobiłaś z Pottera mało ogarniętego idiotę, który wynosi  się z domu, gdzie jest bezpieczny, ponieważ jacyś obcy ludzie mówią mu, że ma jeszcze inną rodzinę. Jak to możliwe, że on z taką ochotą wychodzi? Jak to możliwe, że nie wydawało mu się to podejrzane? Jak to możliwe, że im od tak zaufał? Jaelithe, nie wiem, może w Twoim opowiadaniu Harry miał być głupi, ale żeby aż tak? W dodatku ten Syriusz, który tutaj wyjątkowo się popisał i nie przyszło mu na myśl, że takie coś zwróci uwagę Dumbledore’a i innych członków Zakonu Feniksa, że będą chłopaka szukać? Trzeba zwrócić też uwagę na fakt, że stało się, gdy Łapa „uciekł” z Azkabanu, więc wiadomo, na kogo skierują swe podejrzenia. Wydaje się to trochę nieprzemyślane z Twojej strony. Później też nie jest fajnie. Są w domu i nic? Harry nie ma żadnych pytań? Nic go nie dziwi? Wiadomość, że Syriusz jest jego ojcem chrzestnym, przyjął ze stoickim spokojem? Nie pokazałaś ich rozmowy, więc nie wiadomo dokładnie, co się działo, ale po dalszym zachowaniu Pottera widać, że ta cała sytuacja nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia i we wszystko mu uwierzył.
Zastanawia mnie też kwestia domu Syriusza. Nie uwierzę, że nikt z członków Zakonu nie wiedział, gdzie on mieszkał. Dlaczego więc go tam nie szukali (co dziwniejsze: dlaczego aurorzy – w tym Moody! – nic nie zrobili, nie złapali, gdy walczył z Peterem)? Vivi, jak i Kaitlin swobodnie wchodziły do jego mieszkania, nawet gdy Black się tego nie spodziewał, więc jak to możliwe, że ci z Zakonu tak nie zrobili?
Nie pokazałaś zbytnio życia Syriusza przez te dwanaście lat. Czuć tutaj spory niedosyt, bo o ile pewne sytuacje były naprawdę ciekawe, o tyle brakuje mi tutaj szczególnie tej próby zdefiniowania własnej osoby, do czego odnosi się sam tytuł opowiadania. Możliwe, że to dopiero będzie miało miejsce, jednakże przez tyle rozdziałów nie było o tym mowy. Motyw z retrospekcjami Blacka chyba już skończyłaś, a to mogło czytelnikom właśnie pokazać, co się działo w Syriuszu po zabójstwie Potterów, wtedy gdy musiał się ukrywać. To był odpowiedni moment na te próby.
Bohaterów masz i kanonicznych, i swoich własnych.  Pierwszym zdziwieniem jest postać Stworka, który jest miły i uczynny (!) dla Syriusza. Człowiek ma aż ochotę wykrzyknąć krótkie: co?! Nie sądziłam, że kanon zostanie tak mocno złamany. Na to przygotowana nie byłam. Najdziwniejsza jest tutaj jego przemiana, która nastąpiła od razu po pokonaniu Petera i cały czas się pogłębia, mimo że Łapa darzy go niechęcia, nie zawsze traktuje z szacunkiem, a i nie robi dla Stworka nic, co by było w jakiś sposób dla niego korzystne.  Ciężko zrozumieć zachowanie skrzata, nie wiadomo, co nim kieruje i czy już zawsze będzie taki mdły. W moim odczuciu ta kreacja niezbyt się udała. Możliwe jednak, że pokazując całość od strony innych bohaterów, wyjaśnisz, co tak naprawdę ze Stworkiem się dzieje, gdyż nagła zmiana bohatera bez żadnych dostatecznych przyczyn, jak i nakierowania na określone skutki, jest dużą nieścisłością w kreacji postaci.
Wspominałam przy omawianiu fabuły, że zrobiłaś z Harry’ego kretyna i tego zdania się nadal trzymam. Ukazuje się on jako człowiek pozbawiony inteligencji, własnego myślenia, oceny sytuacji, analizy tego, co dzieje się wokół. Nie dość, że ucieka od tak sobie z obcymi ludźmi, to w dodatku, jak gdyby nigdy nic, akceptuje fakt, że jego ojcem chrzestnym jest domniemany morderca i uciekinier z Azkabanu. Żadnych wątpliwości? Żadnych pytań? Żadnej ciekawości? Brak jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego? Zaufał mu, ponieważ Syriusz znajdował się na zdjęciu ślubnym rodziców Harry’ego? Powiedz mi, czy naprawdę uważasz, że tutaj panuje realizm? Że każdy czarodziej-sierota, którego próbuje zabić Voldemort, zachowałby się tak jak Potter? Nie sądzę. Jestem ciekawa jego dalszego istnienia w opowiadaniu, może wtedy pokażesz, dlaczego taki jest.
Syriusz żyje chwilą. Nie myśli, tylko działa, co pasuje do mojego syriuszowego wyobrażenia i mi się to podoba. Zaskoczyło mnie to, że nie widać tego bólu po śmierci Potterów, emocji związanych z zabiciem Petera. Oczywiście pokazałaś w pierwszych chwilach, co się dzieje u Syriusza, ale wystarczyło, że nastąpiła nowa scena, nowy wątek i tamto się skończyło. Może taki Łapa właśnie jest, może przeżywa wszystko na swój sposób, czyli stara się o tym nie myśleć. Ciężko się jednak do tego przekonać, skoro ta trójka była jego przyjaciółmi, a sytuację związaną z wtargnięciem do Ministerstwa przeżywa w sposób zauważalny, nie wierzę więc, że taki cios od życia przyjąłby i trwał z tym w spokoju przez tyle lat. Miał odnaleźć własne „ja”, zdefiniować siebie, ale jak na razie chyba o tym zapomniałaś.
Kaitlin i Vivi to niezwykle – zaznaczam, że w moim odczuciu – strasznie irytujące bohaterki. Postaci nie trzeba lubić, one muszą zbudzać w czytelniku uczucia, co tutaj jest plusem. Są w opowiadaniu od początku, ale niewiele o nich wiemy. Pojawiają się bardzo często, ale wtedy i tak zawsze skupiasz się na Syriuszu, nie odchodząc nawet na chwilę od niego, nie pokazując bohaterek oczami Blacka. Trochę szkoda, że zostawiłaś je na boku, mimo że odgrywają znaczące role w historii.
           Tutaj także brakuje kreacji świata przedstawionego. Jest nawet gorzej niż w Podświadomości, gdzie powoli zaczęłaś pokazywać Wioskę w Dolinie. Mimo że to fanfik, nic nie zwalnia Cię z przedstawienia świata, w którym dzieje się akcja. Czy czytelnik ma się domyślać, gdzie bohaterowie się znajdują? Ma się zastanawiać, czy Syriusz aby na pewno mieszka przy Grimmauld Place 12? W kilku miejscach zdarzało się postaciom przebywać, jednakże o żadnym nic nie wiemy. Nie pokazałaś Pokątnej, Śmiertelnego Nokturnu, nawet ulicy Privet Drive czy miejsca, gdzie Łapa walczył z Glizdogonem. Można też wspomnieć ogólnie o Londynie czy Ministerstwie Magii. Kompletnie nic.
           Twój świat magii nie jest w ogóle magiczny, nie licząc licznego deportowania się, użycia Proszku Fiuu i jednego zaklęcia. Zgadza się, przez dziesięć rozdziałów tylko raz, tylko jedna postać użyła magii, a nie zapominajmy, że to fanfik Harry’ego Pottera. Tego się w ogóle nie czuje, nie ma klimatu, nie ma tła dla życia bohaterów, nie ma pokazanych miejsc. Nie uznaję wymówki, że skoro jest to ff, to nie trzeba nic przedstawiać. To jest przede wszystkim TWOJE opowiadanie, kreacją którego TY powinnaś się zająć, pokazując to, co ukształtowało się u CIEBIE w głowie.
              Opisy są dobre, plastyczne, odzwierciedlają to, co widzisz w myślach. Jednakże są to opisy przede wszystkim uczuć i myśli. Dokładnie skupiasz się na emocjach Syriusza, dobrze pokazujesz, jak i co on przeżywa. Przy każdej istotnej scenie można liczyć na to, że pokażesz, co Łapa o tym wszystkim myśli, co kształtuje się w jego głowie. Co od tego nie mam żadnych zastrzeżeń: umiesz i naprawdę dobrze Ci wychodzi ukazywanie uczuć bohaterów, ale tylko w momencie, gdy to się dzieje. One trwają przez chwilę i odchodzą w zapomnienie, co przy niektórych nie jest dobrym zabiegiem (patrz: omawianie Syriusza jako bohatera).
          Teraz zaczynają się schody. Całkowicie poskąpiłaś opisów wyglądu postaci (wzmianka o bliźnie Harry’ego i podobieństwa do Jamesa i okularach Kaitlin czy włosach Vivi to raczej nie jest opis) w początkowych rozdziałach. Dopiero w ostatniej części pokazujesz, jak prezentuje się Kaitlin i Syriusz, aczkolwiek te opisy są dosyć ubogie. Żałowałam trochę, że przedstawiłaś ich jedynie z perspektywy Harry’ego, mimo że więcej bohaterów miało tam swoje pięć minut. Każdy zwraca uwagę na coś innego, może mieć inne skojarzenia co do tej osoby, ma odmienne zdanie na jej temat. Zastanawia mnie też fakt, dlaczego aparycja bohaterów nie została przez Ciebie pokazana przy wprowadzaniu ich do historii, a później jedynie przypominana, by nadal mieć w głowie ich wygląd. Nie chodzi też o pokazanie wzrostu, oczu i włosów, ale i budowy ciała, znaków szczególnych, postawy, twarzy i tak dalej, i tak dalej.
          Jak wspomniałam w punkcie wyżej, nie ma świata przedstawionego, a co za tym idzie – nie ma opisów miejsc. Mogły się jakieś pojawiać, że gdzieś było ciemno/zimno/brudno, ale to nie jest to. Jeżeli bohater dokądś zmierza, gdzieś jest, to wypadałoby to miejsce pokazać. Bohater powinien widzieć, słyszeć, czuć, dotykać, przez to i czytelnik wiedziałby co, jak i gdzie.
           Dialogi po raz kolejny stanęły na wysokości zadania i z wielką przyjemnością się je czytało. Obrazują emocje bohaterów, stan, w jakim się znajdują. W przeciwieństwie do Podświadomości zdecydowanie łatwiej rozróżnić styl mówienia postaci i mam nadzieję, że dalej będziesz szła w tym kierunku. Widać gdzieniegdzie odrobinę komizmu, zwłaszcza w wypowiedziach Blacka, co dobrze oddaje też jego charakter.  Są poprawnie napisane, naturalne. Jedynie podczas „porwania” Harry’ego są – w  moim mniemaniu – pewne zgrzyty w postaci właśnie braku tej naturalności. Wspominałam już o tym podczas omawiania fabuły: nie dość, że sama scena była pozbawiona dozy realizmu, to i wypowiedzi postaci pozostawiały wiele do życzenia.
         Podsumowując, pomysł jest naprawdę dobry, opowiadanie mi się osobiście podoba, aczkolwiek wykonanie fabuły trochę zgrzyta, nie ma świata przedstawionego, opisy nie zachwycają (oprócz tych pokazujących uczucia, myśli). Jednakże dialogi są dobre, a i bohaterowie nie są źli. Jestem ciekawa, co będzie się dziać później, gdyż mimo pewnych niedociągnięć potrafisz czytelnika zainteresować tą, jak i poprzednią, historią.

                Styl:
             Pierwsze co rzuca się w oczy, to niesamowita lekkość, którą tekst został napisany, a przez to tak samo się go odbiera. Opowiadania czyta się naprawdę przyjemnie i szybko. W moim przypadku było tak, przede wszystkim, ze względu na dialogi, które ujęły mnie swoją naturalnością i odrobiną komizmu u Syriusza. Ta lekkość czytania nie wynika z błędów/braków/zgrzytów/niedociągnięć, gdyż ich trochę było, co pokazałam powyżej, ale z samego tekstu – pomysły na fabułę sprawiły, że czytanie jednego i drugiego opowiadania było przyjemnością. Jednakże nie ma u Ciebie czegoś takiego, co by –akurat mnie – wcisnęło w krzesło, od czego nie mogłabym odwrócić wzroku. Teksty nie przechodzą bez echa, ale nie ma rewelacji. Ciężko znaleźć u Ciebie kwiatuszki, przy których człowiek zatrzymałby się na dłużej, które wybijałyby się ponad inne słowa, zdania, fragmenty. W Podświadomości jednakże taki się znajduje, do którego bardzo często wracam: To było niesamowite. Dotykać tych delikatnych listków w dziwnym niebieskim kolorze, stąpać po miękkiej ściółce, nie depcząc przy tym pokrywających ją kwiatów... to tak, jakby rośliny same schodziły jej z drogi, mimo tego nadal łaskocząc jej gołe kostki swymi płatkami. […] Zauroczenie otoczeniem nie przeszkadzało jej w zauważaniu coraz to nowych szczegółów. Słyszała szelest liści i subtelny szum wiatru, a gdy przymknęła oczy miała wrażenie, że te wszystkie dźwięki układają się w szepty, których nie potrafiła zrozumieć. […] Nogi same poniosły ją w głąb puszczy, a jej bose stopy z przyjemnością witały chłodny, miękki mech. Każdy następny krok sprawiał, że poznawała coraz to nowe rzeczy. Nic nie było dla niej takie samo – każde drzewo było jedyne w swoim rodzaju, każdy liść mienił się inną paletą barw, a każdy kwiat wprawiał ją w jeszcze większy zachwyt. Whisper miała ochotę dotykać wszystkiego, co rozciągało się przed nią, skakać po sprężystym mchu i nigdy nie opuszczać tego miejsca. Opuszkami palców sunęła po korze następnego drzewa i zerwała jeden z tych żółtych kwiatów o dziwnych, ostro zakończonych płatkach. Osobiście jestem nim naprawdę zachwycona, tą lekkością opisywania, pokazaniem natury, jak i odczuciami Whisper.
I tego brakuje właśnie brakuje u Syriusza, gdzie skupiasz się jedynie na jak najszybszym przedstawieniu całej fabuły i myślach Łapy. Jednak i tam pewien fragment przykuł moją uwagę:  Śmiejesz się. Dlaczego? Ja sam, gdybym tylko mógł, zabiłbym go kilka razy, żeby zapamiętał swój największy życiowy błąd. Kręcisz głową. Dlaczego? Uważasz, że zemsta jest czymś złym? Że nie daje ukojenia? Ależ wręcz przeciwnie! Jest słodka jak miód, a satysfakcja, jaką pozostawia po sobie, jest nie do opisania. Chociaż, może masz rację. Może powinienem najpierw go wysłuchać? Pozwolić mu na wypowiedzenie tych kilku gorączkowych słów na temat potęgi Voldemorta i tego, że nikt (nawet ja?! Nonsens. Mam silną wolę) nie może mu się oprzeć, że nikt nie ma tyle siły... Ale powiedz mi... Co by to dało? Dodatkową minutę jego nic nie wartego życia. Czyli nic. Nie, nawet nie proś, jestem zmęczony, resztę opowiem Ci jutro. Nie kręć nosem, mamy sporo czasu. Pokazałaś myśli Syriusza, jego uczucia, które kieruje do, nieznanego jeszcze czytelnikom, adresata. Tutaj właśnie widać tę lekkość, płynność, co sprawia, że czytanie fragmentu jest przyjemnością.
             Jak wspomniałam wyżej, nie ma zbytniej rewelacji, co nie oznacza, że styl jest zły. Wybija się trochę ponad przeciętność, czasami zadziwia, co pokazują dwa fragmenty. Nie ma w nim czegoś, co by go wyróżniało na tle innych, jednakże idziesz w dobrą stronę z dialogami, z lekkością i opisami natury, jeżeli tylko się do nich przyłożysz (tego na przykład u Syriusza nie doświadczyliśmy). Trzeba tylko ćwiczyć (wiem, łatwo powiedzieć), ale bez dalszego pisania niczego się nie poprawi, a u Ciebie widać potencjał, który zaczyna kiełkować. Trzeba iść tylko w odpowiednią stronę. Z biegiem czasu zobaczysz, że pisząc, ćwicząc, doskonaląc się, wyrobisz swój styl, który będzie wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju.

Poprawność:

Subconscious
             Czytając wszelkiego rodzaju książki, często wyobrażała sobie światy do nich należące, jednak żaden z nich nie był bardziej realny i szczegółowy niż ten, który miała teraz przed sobą. (r. 1)
Zapukała w białe drzwi i po chwili za małą szybką ujrzała czyjąś sylwetkę. Drzwi się otworzyły w momencie, gdy Whisper otrzepywała palce z okruszków, a  przywitała ją o głowę niższa dziewczyna. (r. 2)
Czytając notatki z wykładów i dodatkowe materiały, Whisper całkowicie straciła poczucie czasu i w ten, wielce produktywny sposób, minęło jej popołudnie. (r. 2)
Pozwoliła wszystkim zmysłom odbierać sygnały z otaczającego ją świata, więc mogła teraz także czuć typowo leśną woń. (r. 2) – tę
Dopiero gdy nastolatka nieco podrosła, zrozumiała, co oznaczał tak częsty pobyt pani psycholog w ich domu. Jej tata miał romans, a wówczas buntowniczo nastawiona do świata czternastolatka wykrzyczała mu w twarz, co myśli o takim zachowaniu. (r. 3)
Kochała ojca i chciała, by był szczęśliwy, a wiedziała, że jej matka mu tego nie zapewni. (r. 3)
Rozmyślania na temat stanu jej łóżka i pościeli, gdy się obudzi nie zajęło jej sporo czasu. I nie można jej było winić. (r. 3)
Dziewczyna była w dość buntowniczym nastroju, szczególnie, że wcześniej tego dnia dowiedziała się, że jej matka nie będzie mogła do nich dołączyć w czasie Bożenarodzeniowego obiadu. Jej stan jest niestabilny - powtarzali lekarze. Ale jej to wcale nie obchodziło. (r. 4)

Whoever you are
- No przesuń się... - mruknąłem gorączkowym szeptem, gdy grubas całkowicie zasłonił mi widok. Ale wtedy zobaczyłem coś jeszcze... Tę miłość, z jaką oboje dorosłych patrzyło na tobołek w rękach kobiety. (r. 3) – skoro Vernon ich zasłonił, to jak Syriusz mógł zobaczyć tę miłość?
Obie kobiety nigdy się nie spotkały, a i tak za każdym razem, gdy rozmowa przy jednej z nich schodziła na tą (tę) drugą, obie stawały się bardziej marudne i skłonne do małych agresji. (r. 6)
- Skąd taki pomysł? - spytałem, mimowolnie dotknięty jej słowami i przyjrzałem jej się dokładnie. Od alkoholu miała wyraźnie zaróżowione policzki, a oczy błyszczały jej nienaturalnie i było w nich widoczne jakieś nieme błaganie. (r. 6)
No dobra, wielki ochroniarz nie spodziewał się, że jego oczko w głowie spędzi tą (tę) (lub jakąkolwiek inną) noc ze mną. (r. 7)
Swe chłodne spojrzenie zatrzymał na mnie, ale to Vivi wyglądała na tą (tę) zmieszaną. (r. 7)

Polowanie na Elfy
Minęło jakieś 125 lat od wiekopomnych wydarzeń na balkonie zamku Carcassonne, ale świat dużo się nie zmienił. (r. 1) – sto dwadzieścia pięć
Miało to coś w związku z jakąś przepowiednią i elfami, ale mag chyba nie do końca kojarzył, o co chodziło. (r. 1)

            Piszesz poprawnie. Masz jedynie problemy z:
             – odmianą zaimka „ta”
             Biernik (kogo? co?) – tę ocenę, tę historię,
            Miejscownik (kim? czym?) – tą oceną, tą historią;
          – przecinkami  – oddzielamy nim wyrazy zakończone na –ąc, –wszy, –łszy (imiesłowy przysłówkowe) wraz z określeniami oraz stawiamy go pomiędzy zdaniami złożonymi podrzędnie, czyli między zdaniem nadrzędnym i podrzędnym, w których jest spójnik;
          – powtórzeniami, gdzie najczęściej spotyka się u Ciebie zaimek koło zaimka, co czasami niepotrzebnie dookreśla sprawy oczywiste.

Podsumowując:
Bardzo Cię przepraszam, Jaelithe, za to trzytygodniowe opóźnienie, ale jeden egzamin mnie przycisnął, a i trochę sprawy osobiste niespodziewanie dały w kość, więc nie miałam jak się zabrać w lutym i na początku marca za Bibliotekę.
Przyznaję, że ciężko mi się pisało tę ocenę. Siedziałam dwa tygodnie i za każdym razem wydawało mi się, że źle coś tłumaczę, że mi to nie wychodzi, że nie pomagam,  że za bardzo się czepiam. Starałam się ograniczyć subiektywność do minimum, gdyż osobiście oba opowiadania bardzo mi się podobają i jako czytelniczka nie zwróciłabym większej uwagi na nieścisłości/błędy, które podałam wyżej, aczkolwiek jako oceniającej niektóre sprawy do gustu nie przypadły.
I co ja mam z Tobą zrobić? Nie chcę, byś dostała zbyt słabą ocenę, ale i zawyżać nie powinnam. Co powiesz na trójkę z plusem? Do czwórki trochę brakuje, przede wszystkim świata przedstawionego, co strasznie razi w Whoever you are.
Cóż, mam nadzieję, że ta ocena w jakikolwiek Ci pomogła/pomoże. Czekam na kolejne rozdziały dotyczące Whisper i Syriusza i pozdrawiam serdecznie!

***
Yay! Kilkanaście dni opóźnienia, tyle przegrać! Nieładnie, nieładnie. Proszę Cię, hei-chi, jeszcze o chwilę cierpliwości. W ciągu kilku dni powinnam uporać się z Paradoksem. Jeśli ktoś znajdzie w ocenie jakieś błędy, to proszę krzyczeć, a poprawię. Znam ją niemal na pamięć i ciężko mi już zgrzyty wyłapać.

niedziela, 17 marca 2013

|0027| wiecej-niz-slowa.blogspot.com

Ocena bloga: wiecej-niz-slowa
Autor: emilyanne
Oceniająca: Ravelle

                Od kilku minut wpatruję się w adres i zastanawiam, co też powinnam tu o nim napisać. Na początku kłaniam Ci się za to, że jest po polsku – dawno nie miałam już z takim do czynienia. W tych naszych czasach (czy ja nie brzmię przypadkiem jak staruszka?), coraz więcej osób jest ślepo wpatrzonych w języki obce. A szkoda. Wracając do adresu – kojarzy mi się tylko i wyłącznie z Rafaello (Wyraża więcej niż tysiąc słów). To pewnie przez niedobór cukru, musisz mi wybaczyć. I znów odbiegam od tematu… Jedynym mankamentem adresu jest fakt, że występują w nim litery diakrytyczne, które zniekształcają całokształt. Pomijając tę drobną niedogodność, wszystko jest w najlepszym porządku – te trzy słowa są łatwe do zapamiętania i przykuwają uwagę. Chociaż nigdy bym się nie domyśliła, że to blog o tematyce potterowskiej…
                Na belce widnieją słowa, które, jak sądzę, są Twojego autorstwa. Niby nic takiego, żadne tam wyszukane arcydzieło, ale mi się podoba. Pomilczmy razem… no bo tak – i jeszcze ukradłaś mój ulubiony argument, który stosuję nader często w rozmowach z bratem. Tu nie mam nic do zarzucenia. Ach, i co ja tam widzę! Czyżby to był pingwin? No, to teraz myślę, że na pewno byśmy się dogadały. Szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę moją beznadziejną miłość, jaką darzę Rico… No i oczywiście Wilhelma (Ov, ty wiesz, o co chodzi…).
                Dobrze, teraz skupmy się na grafice. Dominuje tutaj szary. I choć jest to jeden z moich ulubionych kolorów, to o wiele bardziej wolę jaśniejsze odcienie. Ten szablon po prostu przytłacza swoją ciemną barwą. Samo jego wykonanie jest jednak bardzo ładne – zamek, herb Gryffindoru, dziewczyna i zapewne Draco Malfoy, razem tworzą nastrój tajemniczości i choć trochę przygotowują na to, co możemy zastać w treści. Nie sądzisz jednak, że całość, zaczynając od kart, rozpoczyna się nieco za nisko? Może warto byłoby podciągnąć to do góry? Jestem zwolenniczką posiadania na stronie głównej tylko jednego posta, bo uważam to za bardziej przejrzyste, ale to Twój wybór – przynajmniej stosujesz zawijanie tekstu. Czcionka jest odpowiedniej wielkości i na tę chwilę nie razi mnie w oczy.
                Masz cztery podstrony. Ta pierwsza jest  w gruncie rzeczy niepotrzebna. Ale jeśli już tam musi być, to można by ją chociaż trochę skrócić, ta nazwa jest trochę przydługa. Dalej mamy O mnie – co tu znajdziemy… Na początku chyba wszelkie możliwe drogi do skontaktowania się z Tobą, trochę stron, na których jesteś zarejestrowana. Swoją drogą, czy tylko mnie GG i Skype wyświetlają się czarną czcionką? Dalej Twoje opisy, który wywołały uśmiech na mojej twarzy. Następne w kolejce jest O blogu. Ooo… Widzę, że nie tylko ja porównałam adres do Rafaello. Piątka, Alucardyno! Co do samej podstrony – bardzo się cieszę, że spotkam tutaj, jak sama mówisz, emilyanne, mocne stężenie absurdu, bo nie wyobrażam sobie Ciebie bez niego. Ale idźmy dalej – Linki. Są bardzo ładnie pogrupowane, a każdy odnośnik ma Twój komentarz, który zachęca do czytania. Podoba mi się, zwłaszcza, że nie spotkałam tego na innych blogach. Mam tylko drobną uwagę do Sukcesji i Na godzin (czy to się odmienia?) – brak przed nimi akapitów. Miniaturka O jedną noc dłużej nie działa, Katalogowa strefa została usunięta. I znalazłam błąd – „Jest bardzo dużo wątkó” – Bez cukru. Na końcu SPAM, który, jak widzę, doskonale spełnia swoją rolę.
                W bocznej kolumnie znajdziemy shoutboxa,  za którym szczerze mówiąc nie przepadam. Ale to Twój wybór. Dalej widzimy spis treści. Co prawda lepiej wyglądałby na podstronie, ale nie mam zastrzeżeń, bo w takiej postaci manewrowanie pomiędzy postami jest o wiele prostsze, a jako że leń ze mnie, odpowiada mi taki układ. Na końcu linki zawierające Twoje osobiste blogi. Wszystko jest schludne i na szczęście nie sprawia wrażenia wciśniętego na siłę.
                Blog wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie i z ogromną niecierpliwością czekam na samo opowiadanie.
Oczarowałaś mnie prologiem i na razie nic mądrzejszego nie przychodzi mi do głowy. Zobaczymy, jak będzie dalej.
O rety, moja głupota osiąga apogeum… Mamo, tato, tam jest chyba jakaś cukiernia. Oczywiście przeczytałam to następująco: Mamo, tato, ja chyba jestem jakaś szurnięta. Mam wrażenie, że wtedy myślałam o sobie - naprawdę nie wiem, czym zawiniłam, że mój umysł aż tak mnie nienawidzi…
Ale zostawmy te mniej ważne sprawy i przejdźmy do treści.

Fabuła jest po prostu nietypowa. Zrobienie z J. K. Rowling charłaczki, która napisała serię o Harrym Potterze to coś całkiem nowego, z czym jeszcze nigdy się nie spotkałam. W dodatku akcja nie dzieje się w czasach, kiedy to zacny Chłopiec, Który Przeżył uczęszcza do Hogwartu. Nie zrobiłaś z niego również arcyważnej postaci, która ma znaczący wpływ na przebieg wydarzeń. I chwała Ci za to! W dodatku podarowałaś nam swoją własną bohaterkę, w całości wykreowaną przez Ciebie, czym bardzo u mnie zapunktowałaś. Biorąc pod uwagę fakt, że Twoje opowiadanie ma być niezgodne z kanonem, muszę Cię pochwalić, że świetnie z tego wybrnęłaś, tworząc taki, a nie inny początek historii. Cieszę się też, że główną postacią nie jest, np. Hermiona albo ktoś jej pokroju, bo wtedy opowiadanie całkowicie straciłoby swój urok.
Twoje rozdziały są długie (o XVIII nie wspominając, bo ja chyba tyle w całym swoim życiu nie zdołałabym napisać) i zamieszczasz w nich odpowiednią ilość tekstu. Przez to akcja nie pędzi naprzód, jak oszalała. Płynie w spokojnym tempie – ani zbyt szybko, ani zbyt wolno. Po prostu w sam raz, co bardzo Ci się chwali. Jednak trochę nie pasowała mi scena z rozdziału XI, podczas szlabanu u Malfoya. Stało się to zbyt szybko i nawet to upicie się niczego nie tłumaczy.
Mam też zastrzeżenia do niektórych wydarzeń. Postaram się wymienić te, które najbardziej rzuciły mi się w oczy.
Na początek – list z Hogwartu. Elizabeth dostała go od Malfoya, co samo w sobie jest dziwne. Ot, nudziło mu się i postanowił odwiedzić którąś z przyszłych uczennic, by wręczyć jej takie powiadomienie? Wiem, że masz głęboko gdzieś kanon, ale skoro w opowiadaniu pojawiają się już sowy roznoszące pocztę, to może tutaj też powinnaś się nimi posłużyć.
Dalej jest atak Lucjusza w Zakazanym Lesie. Elizabeth dostaje Cruciatusem, a zaraz potem zachowuje się tak, jakby nic się nie stało. Nie sądzisz, że po tak ciężkim przeżyciu ciut dłużej powinna być w… powiedzmy, szoku albo czymś w tym rodzaju? W dodatku ten eliksir na skutki uboczne zaklęcia zadziałał zbyt szybko. Dziewczyna ledwo go przyjęła, a już wstała na nogi. To chyba powinno trwać choć odrobinę dłużej. No i to zachowanie względem nauczyciela i Pottera – było… dziwne. Nie wyobrażam sobie, by uczennica bezkarnie tak odzywała się do starszych od siebie osób, w dodatku w obecności dyrektorki.
Dalej rozdział siódmy, w którym ojciec Lizzy wysyła do niej list. Dziwię się, że praca w ogrodzie może być aż tak zajmująca, by nie mieć czasu na jakiekolwiek kontakty z własną córką. To wyjaśnienie pana Seymour było… nieudane. Choć pewnie zamierzone. Dalej. Skoro dziewczyny miały rzucone na siebie zaklęcie Muffliato, dlaczego rozmawiały z Malfoyem bez jego zdjęcia? Jeśli dobrze pamiętam, taka sytuacja chyba się powtórzyła. I mimo, że nie przeszkadza to w czytaniu, to jednak sobie jest i mnie zastanawia. Ten fragment dotyczący kociaków Pani Norris był, no, powalający po prostu. Uśmiałam się jak nigdy. Podobnie z tym o graffiti we Wrzeszczącej Chacie.
W rozdziale ósmym zdziwił mnie fakt, że James Potter tak po prostu podszedł do Elizabeth i pożyczył jej pelerynę. Na dodatek, sama pisałaś, że oni się prawie nie znają. Och, no i ta Niewidka. Skoro Lizzy używa zaklęcia kameleona, po jakie licho ją wzięła?
Dalej pod względem błędów (nie wiem, czy można to tak nazwać, brak mi słowa) takiego typu praktycznie wszystko jest tak, jak być powinno.
Podoba mi się to, że nic nie jest wzięte z kosmosu i zachowujesz ciąg przyczynowo–skutkowy.

W następnej kolejności mamy dialogi. One są po prostu genialne, szczególnie upodobałam sobie ten:
Jest pan autentycznie wredny odparłam, zmierzając już w stronę wyjścia.
Trzymam image.
Och, no i rozmowa Lizzy z Malfoyem w rozdziale dziesiątym była wspaniała.
Jedyna sytuacja, kiedy miałam wrażenie, że rozmowa między bohaterami była sztuczna i wymuszona, to konwersacja między Elizabeth a Minerwą McGonagall w rozdziale IX. Całość nie trzymała się kupy i szczerze mówiąc, nie jestem w stanie podać Ci konkretniejszej przyczyny takiej, a nie innej opinii. Ogólnie nie mam w tym punkcie zastrzeżeń, bo wypowiedzi są swobodne i realistyczne. W dodatku oddają charakter postaci, co jest niezmiernie ważne. O wiele ciekawiej jest się dowiadywać różnych rzezy poprzez to, jak dana osoba się wypowiada, niż mieć wszystko podane na tacy, prawda?
Mam też zastrzeżenia co do zapisu dialogów. Używasz myślników, a stosuje się pauzy lub półpauzy. Powinnaś to poprawić.

Opisy są równie fascynujące i bardzo barwne. Potrafisz w ciekawy sposób określić, jak wygląda otoczenie danej osoby, przez co wszystko można sobie z łatwością wyobrazić. Jednak o wiele bardziej chciałabym Cię pochwalić za opisy uczuć wewnętrznych, które targają Elizabeth. Są po prostu niesamowite i niezwykle zazdroszczę Ci takiej umiejętności ich przedstawiania. Choć nigdy, nawet w niewielkim stopniu, nie utożsamiam się z bohaterami, co jest nieco dziwne, Tobie może się to udać. Teraz jest na bardzo dobrej drodze.
Rozbrajają mnie nadruki na koszulkach Draco. Są po prostu świetne, choćby ten:
Obrońca biednych i uciśnionych.
Płakałam po tym ze śmiechu, bo przypomniałam sobie podobną scenkę z udziałem takiego hasła, która naprawdę się wydarzyła.

Kolejnym punktem oceny są bohaterowie. Główną postacią jest Elizabeth Seymour, która na początku wywołała we mnie mieszane uczucia. Miałam wrażenie, że robisz z niej Mary Sue, w szczególności biorąc pod uwagę jej rzadki dar Passionencji. Zatem bardzo się ucieszyłam, że dziewczyna wcale nie jest taka idealna. Ma zarówno wady jak i zalety, co bardzo mi odpowiada. Cieszę się też, że piszesz w narracji pierwszoosobowej, co pozwala nam ją lepiej poznać.
Draco. O nim nie będę się zbyt dużo wypowiadać, bo byłabym nieobiektywna. Czytając serię pani Rowling nigdy nie lubiłam wielmożnego Harry’ego Pottera. O wiele bardziej podobała mi się kreacja młodego Malfoya i kłaniam Ci się do stóp, że postanowiłaś właśnie jego uczynić postacią pierwszoplanową. Mimo, że różni się od książkowej wersji, nadal w pewnym sensie zachowuje właściwy sobie sposób bycia. Weźmy choćby pod uwagę jego wypowiedzi. Pomijam już fakt, że jak sama napisałaś, jest podróbką Snape’a. Ogólnie bardzo podoba mi się to, że nie zmienia się z dnia na dzień, na siłę. Powoli zachodzi w nim jakaś przemiana, ale tak, jak to dzieje się u normalnego człowieka z krwi i kości.
Przyjaciele Elizabeth – Ted, Justin i Olivier oraz Victoire są dosyć ważnymi bohaterami w opowiadaniu. Napędzają akcję  sprawiają, że nie jest nudno. Mam do nich jednak zastrzeżenia. Mimo że są dobrze kreowani, zbyt rzadko o nich wspominasz. Pamiętam jedynie, jak wygląda Lupin, bo o nim w miarę często piszesz. Ale Whitehorse? Fenton? Nic, pustka. Nie pamiętam czy są wysocy, czy niscy. Nie wiem, który ma jaki kolor włosów, czy oczu. Boru, ja nawet nie wiem, który z nich jest Krukonem! Powinnaś co jakiś czas podawać nam wzmianki o każdym z nich, choćby te najmniejsze, by czytelnicy mogli sobie odświeżyć dane o określonej postaci.
A propos, nie znoszę Teda od chwili, gdy pokłócił się z Victoire za to co jej zrobił i za to, że wdarł się do umysłu Elizabeth. O ile na początku nawet go lubiłam, to teraz nie mogę o nim czytać. Postaraj się jakoś naprawić jego wizerunek. No, chyba że w Twoim zamiarze było zrobić z niego w pewnym momencie nieprzyjemnego bohatera.
Ogólnie bardzo dobrze kreujesz swoje postacie. Są realistyczne i zachowują się tak, jak powinny, tj. zgodnie ze swoim charakterem. W dodatku każdy znajduje się w opowiadaniu w jakimś określonym celu, nie bez przyczyny.

Twój styl bardzo mi się podoba. Jest przystępny i zrozumiały. W dodatku dowcipny z pewną domieszką absurdu, co jest dla mnie niezbędne. No i potrafisz doprowadzić mnie takiego stanu, że wypisuję Ovusiowi na GG głupoty większe niż zazwyczaj, a to swego rodzaju sukces.
Masz bardzo duży zasób słów, nie zauważyłam, by zdarzały Ci się powtórzenia. Najwyżej jedno, czy dwa. Piszesz ciekawie, bez lania wody, nigdy nie słodzisz, ale nie jesteś też zbyt poważna.
Intrygujesz, pozwalasz czytelnikom wytężać umysł, zastanowić się nad tym, co właśnie przeczytali. Po każdym rozdziale czułam niedosyt i nie mogłam się oderwać. Po prostu musiałam (i muszę) wiedzieć, co będzie dalej. Jesteś również oryginalna, czego brakuje w wielu innych tekstach, które byłyby dobre, ale nie mogą, bo brak im właśnie indywidualności i takiej odmienności, dzięki której by się wybiły.
Czuć Twoją obecność w każdym rozdziale. Widać, że bardzo Ci zależy na tym opowiadaniu. I oby tak zostało, bo jest naprawdę dobre. Masz talent i mam nadzieję, że odpowiednio go wykorzystasz.

 Później po prostu była to sprawa zbyt błaha, by o niej z Nim rozmawiać.” – patrząc na cały prolog, powinno być kursywą. (Prolog)
Przymknęłam teraz oczy i zatopiłam się w wspomnieniach.” – we wspomnieniach. (Rozdział I)
„[…] teraz znowu jej nie lubisz. - Warknęła Eliza […]” – z małej litery i bez kropki. (Rozdział I)
„- Elizabeth - matka nazywała ją pełnym imieniem […]” – z kropką i z wielkiej litery. (Rozdział I)
Gdy tylko dotarli do niego, Eliza zawołała z radości, bowiem zauważyła na mapie zielonkawy samochodzik podobny do tego, którym jechali. Kierowała teraz rodzicami, mówiąc którędy mają jechać. Samochodzik dokładnie wskazywał miejsce, w którym się znajdowali. Zatrzymali się na parkingu i wysiedli z samochodu, ponieważ mapa wskazywała, że byli już blisko celu.” – powtórzenia: samochód; jechać; wskazywać. (Rozdział I)
Pchnęła mosiężne drzwi, a jej rodzice nic nie mówili. Byli pod wrażeniem tego, co tu zobaczyli. Przed nimi były kolejne, tym razem srebrne drzwi.” – powtórzenie. (Rozdział I)
I wykraść złoto, obrócisz się proch.” – się w proch. (Rozdział I)
Galeonów, Cykli i Knutów - powiedział spokojnie mężczyzna.” – niepotrzebnie piszesz to wielką literą. (Rozdział I)
Jak się okazało, nawet Quiddith z książki okazał się być prawdziwym.” – Quidditch. (Rozdział I)
„- Do prawdy?” – piszemy razem. (Rozdział I)
Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale kiedy się obudziłam, byłam już wypoczęta.” – powtórzenie. Można by to zastąpić słowem: gdy. (Rozdział II)
Kiedy nie było wokół mnie światła, budziłam się w środku nocy przerażona i zalana potem.” – zlana potem. (Rozdział II)
Lupin cały czas mówił o Victorie Weasley, dopóki ta nie przyszła do naszego przedziału.” – Victoire. (Rozdział II i pozostałe, w których występuje to imię)
Zamknął gazetę i pokazał nam jej okładkę.” – Prorok Codzienny nie ma okładki, można to nazwać stroną tytułową. (Rozdział II)
Oczy śmiały się.” – nie lepiej brzmiałoby: oczy się śmiały? (Rozdział II)
Nie każdy potrafi wyczytać emocje z oczu. Można by rzec, że nieliczni. Ja miałam ten talent […]” – podawałaś tę informację na początku rozdziału, jak i w poprzednim. (Rozdział II)
I czy profesor Malfoy naprawdę stwierdził, że się nadaje?” – nadaję. (Rozdział III)
- Pan Malfoy opowie ci w drodze to laboratorium, ma przygotowane papiery dla twoich rodziców” – do laboratorium. (Rozdział III)
- Może pan przejść do rzeczy i powiedzieć mi coś na temat tej konferencji? - spojrzał na mnie z lekceważącym wyrazem twarzy.” – z wielkiej litery. (Rozdział III)
- Pańskie oczy nie mają wyrazu - uniósł brew, a ja zauważyłam w oczach zabłysło zaskoczenie.” – z wielkiej litery. (Rozdział III)
- Co ma pan na myśli? - przygryzłam wargę.” – z wielkiej litery. (Rozdział III)
Byli dużo bardziej uzdolnieni w tej dziedzinie, niż ja - spojrzałam zaskoczona na Malfoya.” – z wielkiej litery. (Rozdizał III)
- Nic nie szkodzi, i tak chciałem z panią porozmawiać, panno Seymour - nauczyciel uśmiechnął się szeroko.” – z wielkiej litery. (Rozdział IV)
- Eliksiry bardziej cię skłaniają, czyż nie? - dopytywał profesor Zielarstwa.” – to zdanie jest nielogiczne. Lepiej brzmiałoby coś takiego: Bardziej skłaniasz się ku eliksirom, czyż nie?
Wiedział, że coś knuje.” – knuję. (Rozdział IV)
Miał tę władzę, te moc, której nigdy nie postanowił wykorzystać.” – tę moc. (Rozdział IV)
Cóż, zawsze wydawało mi się, że to oznacza nadzieje, ale Teddy był inny...” – nadzieję. (Rozdział V)
Przez chwile myślałem, że wstaniesz i rzucisz na niego jakąś klątwę, za nim jeszcze zdążył cokolwiek powiedzieć.” – chwilę; zanim. (Rozdział V)
[…] szare tęczówki, tak podobne to tęczówek Mistrza Eliksirów Hogwartu, były zgaszone nawet teraz, w nieopanowanej radości.” – brak przecinka. (Rozdział V)
- Czuje się... bezpiecznie - szepnęłam w jego kompletnie przemoczoną, czarną szatę.” – czuję. (Rozdział VI)
Flitwick uspokajał Teda, co nie zbyt działało, bo czarodziej był tak mały, że nie mógł nawet położyć dłoni, na ramieniu Lupina.” – niezbyt. (Rozdział VI)
„[…] zawołał Malfoy, ale nie wiele z tego zrozumiałam.” – niewiele. (Rozdział VI)
Dopiero kiedy wrócił ze zdwojoną siłą, w gabinecie rozbrzmiały moje, urywane krzyki.” – bez przecinka. (Rozdział VI)
Mama prosiła Cię pozdrowić i przeprosić, że nie pisze, ale jest zajęta pracą w ogrodzie.” –prosiła, by Cię. (Rozdział VII)
Bolało, bardzo bolało, ale ona o tym nie wiedziała. Podejrzewałam, że ona chciała, żeby bolało […]” – powtórzenie. (Rozdział VII)
„- O jejku - zapiszczała wesoło.” – razem. (Rozdział VII)
Żartuje przecież!” – żartuję. (Rozdział VII)
On nie widzi świata po za tobą!” – poza. (Rozdział VII)
„- Nie prawda! - odezwał się pomysłodawca, a ja zachichotałam.” – razem. (Rozdział VII)
Mogliście mi wcześniej powiedzieć, co dokładnie zamierzacie zrobić w Wrzeszczącej Chacie...” – we Wrzeszczącej Chacie. To się powtarza też później.(Rozdział VII)
„- Nie - odparowałam, ale Fenton uwielbiał wszelkiego typu konkurencję, nawet jeśli z góry był na przegranej pozycji.” – konkurencje. (Rozdział VII)
Wiedziałam, że łapie jeden z ostatnich promyków tego roku.” – łapię. (Rozdział VII)
Od pięciu minut próbuje zwrócić na siebie twoją uwagę – stwierdził […]” – próbuję. (Rozdział VIII)
Noris miała małe i wszystkie nosiły równie idiotyczne imiona co ona sama: Porris, Borris, Dorris, Torris i Korris.” – Norris. (Rozdział VIII)
„- No, a słonie tańczą cha-che... - prychnęłam.” – cha-chę. (Rozdział VIII)
Och, pomnik nie tylko był zupełnie zdeformowany, ale miał też zieloną ospę za równo na twarzy, brodzie, jak i szatach!” – zarówno. (Rozdział IX)
Spojrzałam na nauczyciela Zaklęć i ponownie dopadły mnie wyrzuty winy.” – sumienia. (Rozdział IX)
Tak doskonale wiedział, co chce powiedzieć.” – chcę. (Rozdział IX)
Dzięki Malfoyowi jeszcze się nie pakuje. – pakuję. (Rozdział IX)
Chwilami wydawało mi się, że śnie.” – śnię. (Rozdział IX)
Lewa ręka Sami-Wiecie-Kogo nadal pozostaje nie uchwytna.” – nieuchwytna. (Rozdział IX)
Przysłuchując się tym szeptom, przyszło mi na myśl, że rozmowa toczy się o Lucjusz […]” – Lucjuszu. (Rozdział IX)
„- Jest jeszcze jedna, ja nigdy nie wykorzystuje swojej pozycji - syknęłam.” – wykorzystuję. (Rozdział X)
„- Powtarza się pan – mruknęłam, ale puścił uwagę mimo uszu.” – tę. (Rozdział X)
„- Wykonuje te prace najlepiej jak potrafię - powiedziałam po chwili.” – wykonuję. (Rozdział X)
„- Trafiło w Dumbledore’a, Seymour- prychnął” – brak spacji; brak kropki. (Rozdział X)
Możesz sobie stracić szansę na Konferencję w każdy sposób.” – tę. (Rozdział X)
„- Co tu zrobisz? - warknął.” – robisz. (Rozdział XI)
Chce sobie rzutkami porzucać!” – chcę. (Rozdział XI)
Powinienem odejmować punkty wszystkim mieszkańcom domu Kurczaka za głupotę, którą sobą reprezentujesz.” – tę. (Rozdział XI)
Zabijałem, bo chciałem, a nie, dlatego, że mnie zmuszono.” – bez przecinka. (Rozdział XI)
Wstałam, więc, i zostawiając gitarę przy fotelu, przeniosłam się na kanapę.” – bez przecinka. (Rozdział XI)
„- Czuje się jak w mugolskim filmie - rzuciłam obojętnie.” – czuję. (Rozdział XI)
Zdziczałeś przez to siedem lat.” – te. (Rozdział XI)
Tak, jak się spodziewałam, zaraz odwiedziła mnie Elodie w zielonej piżamie, która niepokojąco przypominała , którą […]” – tę. (Rozdział XII)
W ogóle rozwaliła mi się na łóżku Parsknęłyśmy cichym śmiechem, starając się, żeby nikt zza drzwi nas nie usłyszał.” – brak kropki. (Rozdział XII)
„- Ja wiem, że ty zawsze miałaś swoją cholernie dobrą intuicję, ale nie popadajmy w skrajność - powiedziałam poważnie.” – tę. (Rozdział XIII)
Z tego coś się wywinie, czuje to.” – czuję. (Rozdział XIII)
„[…] zarządziła pani Carven, a Fenton nie chętnie wstał i odszedł.” – niechętnie. (Rozdział XIII)
Pince z pewnością ma książkę - warknął.” – tę. (Rozdział XIII)
„- O szesnastej, ale odwołali nam Obronę Przeciw Czarnej Magii na ten tydzień, więc chyba o piętnastej - mruknęłam.” – Obronę Przed Czarną Magią. (Rozdział XIII)
„- Piętnaście punktów od Ravenclaw - mruknął niezadowolony Binns.” – Ravenclawu. (Rozdział XIII)
„- Lucjusz wprowadzi cię w to wszystko, ale jako twój ojciec chrzestny czuje obowiązek, aby poinformować cię o kilku sprawach.” – czuję. (Rozdział XIII)
„- Szpieguje dla Dumbledore’a - wyjaśnił z zadziwiającą łatwością.” – szpieguję. (Rozdział XIII)
Draco, jesteś tu, bo czuje się w obowiązku poinformować ciebie, że wszystkie twoje przekonania to bzdura.” – czuję. (Rozdział XIII)
I po raz pierwszy stwierdziłam, że Sanpe miał rację.” – Snape. (Rozdział XIII)
„- Idźcie - przyzwolił Voldemort, a ja zrozumiałam, jak wielką władze miał Snape ze swoim autorytetem.” – władzę. (Rozdział XIII)
Miałam się przygotować na rozmowę i nie zrobiłam tego!” – tę. (Rozdział XIII)
„- McGlayer się nim interesuje, spróbuj wykorzystać informację - puścił moje pytanie mimo uszu.” – tę. (Rozdział XIV)
Zanotowałam w pamięci, żeby kiedyś zapytać oto Malfoya.” – o to. (Rozdział XIV)
Postanowiłam zakończyć grę.” – tę. (Rozdział XIV)
A ja miałam idealną świadomość, że tak bardzo do siebie pasowali, że tak bardzo się kochali!” – tę. (Rozdział XIV)
Wyszczerzyłam zęby, wpatrując się w dwójkę, która teraz chwyciła się za ręce.” – tę. (Rozdział XIV)
„- Ustaliśmy, że to będzie w wakacje, kiedy skończę szkołę.” – we. (Rozdział XIV)
Niby to złowrogi i tajemniczy, a jednak prze zabawny, rozbawiony!” – przezabawny. (Rozdział XIV)
Dlaczego znowu pozwoliłam mu sobie wmawiać, że ja coś do niego czuje?” – czuję. (Rozdział XIV)
„- Ja przynajmniej nie wykorzystuje swojej pozycji, profesorze- zdecydowałam się jednak, szukając zaczepki.” – wykorzystuję; brak spacji. (Rozdział XIV)
„- Z tego, co mi wiadomo, twoja matka niema żadnych problemów z Malfoyem.” – nie ma.
W prawdzie był jeszcze dzieckiem.” – wprawdzie. (Rozdział XIV)
Czy ty musisz stać pod tymi drzwiami jak to ciele i robić mi hałas, waląc tutaj jak do stodoły?” – cielę. (Rozdział XV)
Zamiast tego, jak śmieje się z Elodie wniebogłosy, ujrzał jak traktowała mnie matka tuż po jego wizycie.” – śmieję. (Rozdział XV)
„- Mógłby mi pan wyjawić tajemnicę i powiedzieć jak niby mam wznieść te cholerne bariery?” – tę. (Rozdział XV)
Sama, do licha, wzbudziłam w nim ciekawość!” – tę. (Rozdział XV)
Anioły zatańczyłyby już po chwili ustąpić miejsca Olivierowi.” – zatańczyły, by. (Rozdział XV)
Skupiłam się, podsunęłam mu pod nos chwilę, kiedy śpiewał dla mnie.” – tę. (Rozdział XV)
Zobaczył mnie zupełnie innej strony, poznał część duszy, której nie miał prawa znać.” – zabrakło ci słowa. (Rozdział XV)
„- Stuart mógłby mnie nauczyć, ale muszę przemyśleć decyzję - powiedziałam cicho.” – tę. (Rozdział XV)
Weszłam do środa.” – środka. (Rozdział XVI)
Momentalnie podniosłam się w fotela i rzuciłam obu rudzielcom spojrzenie zwiastujące długą i bolesną śmierć.” – z fotela. (Rozdział XVII)
Dziewczyna pozbierała się z ziemi i stanęła obok mnie, wpatrując się w zwierze.” – zwierzę (Rozdział XVIII)
To miał być różowy, pluszowy pingwin, a nie prawdziwe zwierze!” – zwierzę. (Rozdział XVIII)
Nie codziennie jeździ się na tego typu konferencje.” – niecodziennie. (Rozdział XVIII)
Zbeształam się w myślach, za to, że od co najmniej trzydziestu sekund lustruje go wzrokiem, co zapewne nie uszło jego uwadze.” – lustruję. (Rozdział XVIII)
Tak przynajmniej to sobie tłumaczyłam, bo Malfoy prowadzący miłą pogawędkę z stuletnim dziadkiem raczej nie był czymś normalnym.” – ze stuletnim. (Rozdział XVIII)
Było trochę po dwudziestej drugiej, kiedy udałam się do łazienki (bo te drugie drzwi, jak się okazało, prowadziły właśnie do łazienki) […]” – powtórzenie. (Rozdział XVIII)
Czuje ucisk w klatce piersiowej.” – czuję. (Rozdział XVIII)
Łapie go za ramię, przytulam się mocniej.” – łapię. (Rozdział XVIII)
Spojrzałam w dół na Frubo.” – Furbo. (Rozdział XIX)
Każdy miał taki samy, zaokrąglony kształt, ale były zabarwione na różne kolory.” – taki sam. (Rozdział XIX)
Później przysunęłam sobie cichutko krzesełko do miejsca, w którym było maleńskie okienko.” – maleńkie. (Rozdział XIX)
Draco przyciągnął mnie do siebie i przytulił się do moich plecy.” – pleców. (Rozdział XIX)
„- Bo nie chcę mi się zmieniać twojego wyobrażenia o mnie.” – chce. (Rozdział XX)
Na mugolskie ubrania przyszła niedawno moda w świecie magii, z tym, że czarodzieje dalej zdawali się być sto lat na mugolami.” – za. (Rozdział XX)
Lis najspokojniej w świecie, stanął po między oboma zwierzętami.” – pomiędzy. (Rozdział XX)
„- Ja? Ja nic nie sugeruje - odparł rozbawiony.” – sugeruję. (Rozdział XX)
Ja właśnie zmierzałam do na zaklęcia, zastanawiając się nad poranną rozmową z Tedem.” – bez do. (Rozdział XXI)
Następną ofiarą padł stół Ravenclow, przez który dostał się do mnie pingwin.” – Ravenclaw. (Rozdział XXI)
Tracił też wiele punktów ciężko zarobionych przez mieszkańców swojego domu i dostawał szlaban po szlabanie za nic u Filcha Kiedy zaś nauczyciel był wyjątkowo radosny - nie żeby można to było rozpoznać po jego wyglądzie - ktoś został wyśmiany.” – brak kropki. (Rozdział XXII)
Przecież to zwierze nie było niczemu winne.” – zwierzę. (Rozdział XXII)
Zsunęłam ze stóp meszty i już po chwili leżałam sobie na sofie z książką otworzoną na pierwszej stronie.” – czy ona przypadkiem nie zostawiła u nigo ostatnio butów?; otwartą. (Rozdział XXII)
Później nie mogłam się już skupić wiedząc, że co jakiś czas odwraca swoja uwagę i patrzy na mnie, myśląc sam Merlin wie o czym.” – swoją. (Rozdział XXII)
W akcie zemsty co chwile, niby to przez przypadek, rzucałam mu kopertami we włosy.” – chwilę. (Rozdział XXIII)
„- Czemu od razu zakładasz, że czegoś chce?” – chcę. (Rozdział XXIV)
„Paz… Sara - poprawiłam się niezadowoleniem” – z niezadowoleniem. (Rozdział XXIV)
Odrzuciłam już nawet o siebie Sarę, liczyła się tylko ta cholerna książeczka.” – od siebie. (Rozdział XXV)
„- Powiedziałem tak? - powiedział jeszcze zburzony, chwilę później jednak jego głos zelżał.” – wzburzony. (Rozdział XXV)

Znalazłam też błąd, którego nie potrafię przytoczyć (oczywiście zgubiłam cytaty): pisze się Ain Eingarp, a Ty pisałaś Ein. Poza tym brakuje Ci akapitów w rozdziale IX.


Sądzę, że zasłużyłaś na bardzo dobry z plusem tak wielkim, jak ego Dracona.

 I na koniec – wiem, że nie zamierzasz robić z tego opowiadania telenoweli, ale jak dla mnie może być nawet Modą na sukces, tak bardzo przypadło mi do gustu! Jeśli kiedyś wydasz jakąś książkę, koniecznie mnie o niej poinformuj. Pierwsza zjawię się po autograf, a później wynajmę jako nadworną poetkę. Strzeż się!


Ależ się umęczyłam z tą oceną (mam nadzieję, że będzie choć trochę przydatna). Pan Wen mnie nie lubi i kiedy mam przed oczami wizję otwarcia Worda, ściska mnie w żołądku… Wybacz więc emilyanne za takie opóźnienia, ale cóż ja poradzę :)