niedziela, 27 kwietnia 2014

|0068| komisarz-ares.blogspot.com

Ocena bloga: komisarz Ares
Autor bloga: Dragonowa
Oceniająca: Malcadicta

Po pierwsze - przepraszam bardzo za opóźnienie, ale w końcu ocena jest.

Po drugie, jak widać, zostałam sama. No i zostałam właścicielką, choć nie czuję się zbyt pewnie i już tęsknię za Overrated :) No, ale spróbujemy, zobaczymy, może dam sobie radę. Mam nadzieję, że jeszcze się tutaj ożywi. I gorąco zachęcam do brania udziału w rekrutacji. I dłużej nie przeciągam.

1. Pierwsze wrażenie

Adres „komisarz ares” nasunął mi na myśl jakiś serial kryminalny, który pamiętałam jak przez mgłę. Uprzedzam jednak, że kanonu nie znam, tak żeby nie było niejasności, zobaczyłam pewnie dwa czy trzy odcinki swego czasu. Wracając do tematu – adres prosty, chwytliwy i interesujący.

Ładny cytat na belce, pasujący do opowiadania z psem. Jednak uwagę po wejściu przyciąga głównie nagłówek, który, niestety, wygląda na zrobiony zupełnie amatorsko i jest dość słabej jakości. O tym jednak napiszę zaraz, w grafice.

4/5

2. Grafika


Pierwszym punktem będzie oczywiście ten nagłówek. Napisałaś, że jest Twojego autorstwa, ale niestety do pięknych nie należy. Generalnie wygląda na zrobiony w Paincie, głównie przez przerywane linie na postaciach. Pieś wyszedł całkiem nieźle, ale całkiem nieźle jak na osobę nie bawiącą się często w grafikę. Postaci mają tylko z grubsza ludzkie kształty i choć pewnie zajęło Ci to dużo czasu, do ideału im daleko. Nie pasuje też rozmazane połączenie psa z człowiekiem – reszta obrazu jest bardzo wyrazista, więc akurat w tym miejscu nie pasuje. Dlatego radziłabym zmienić nagłówek.

Problem jest też z tekstem – musisz zmienić trochę tło pod postami, bo tekst jest na tym tle niemal zupełnie niewidoczny, a próby czytania całego rozdziału bez zaznaczania bądź przeklejania do Worda naprawdę męczą oczy. Nie wiem też, czy czcionka użyta do tytułów rozdziałów jest odpowiednia do opowiadania kryminalnego – jakaś taka zawijasa i mało czytelna.

Masz jednak plus za akapity i justowanie.

Menu w lewym pasku radziłabym trochę powiększyć, bo gubi się w tej przestrzeni. Jest dużo wolnego miejsca, a menu malutkie.

Spis treści jest w trochę zbyt niewidocznym miejscu – czytelnik spodziewa się go na górze, ja też przez chwilę myślałam, że będzie trzeba przewijać wszystko ręcznie do końca. Ale to tylko sugestia.

6/15

3. Treść


Rozdział 1

Przede wszystkim radzę unikać określania bohaterów kolorem włosów.

Dwójka mężczyzn usiadła na wolnej ławeczce

Dwóch mężczyzn.

zaczął Liddley, przygryzając wargi. – Kilka tygodni temu zaoferowałem panu awans

Obie wargi?

- A gdyby tak… załóżmy… pańskiej narzeczonej nie było… - zamyślił się, przygryzając wargi.

Po pierwsze – czemu to zdanie nie budzi w Nayerze żadnych dzwonków alarmowych? Jest policjantem, na Wielkiego Boga Oma, a ja już wiem, kto zabije i kogo.

- Bardzo nowoczesny długopis! – Martin dumnie pokazał długopis kolegom.

To „dumnie” brzmi tutaj tak, jakby faktycznie ten dorosły facet był dumny ze swojej wygranej.

- Główna nagroda wędruje do posiadacza losa o numerze… 1299!!!

Losu.

Miał jasny pyszczek, długą, czarną sierść podpalaną na żółto i piękne, brązowe oczy.

„Pyszczek” raczej nie jest słowem najlepiej pasującym do dorosłego owczarka niemieckiego.

Ten Nayer trochę za bardzo histeryzuje w momencie otrzymania psa. Rozumiem poruszenie, ale on trochę przesadnie się emocjonuje.

W łazience szumiała woda, z czego wywnioskował, że się tam kąpała.

Samo że się kąpie. To „tam” sugeruje, że czasami kąpie się w innych pomieszczeniach.

Przebrał się w coś luźniejszego, zdejmując z siebie eleganckie spodnie i koszulę, które zakładał do pracy.

Wait. On był na festynie, nie wspomniałaś też, żeby przebywał tam w celach służbowych, więc co tu robi ubranie do pracy?

- Nie szkodzi – odrzekła luźno jasnowłosa

Jak można „luźno mówić”?

– Co z nim zrobimy? – zapytała, patrząc mu głęboko w oczy. – Nie chcę robić mu krzywdy!

Ostatni fragment jest trochę nie na miejscu, skoro Nayer żadnej krzywdy nie chciał wyrządzać i nic nie proponował. Sugeruje, że jego narzeczona podejrzewa go o takie chęci niejako automatycznie.

Ares zjadł dwie kiełbaski, napił się wody i posłusznie podreptał za Nayerem

I Ares, jako duży, dorosły piesek, cały czas był głodny.

- Aresik, chodź tu, piesku! – zawołała głośno uszczęśliwiona Sandra. Owczarek nie dał sobie tego dwa razy powtarzać.

Ares nie ma prawa reagować na imię kilka godzin po jego nadaniu. Pies musi do imienia przywyknąć. Dodatkowo nie może zareagować na nieznaną komendę w ten sposób – o ile istnieje szansa, że samo „chodź tu” zrozumie, to najprawdopodobniej zatrzymałby się przy łóżku – tutaj wystarczyłoby dodać, że poklepała łóżko, dając znak psu – ale znów pies, który takiego czegoś nigdy nie widział, mógłby nie zareagować.

Początkowo pozwolił im obojgu się wygłaskać i wycałować, machając szaleńczo puszystą kitką

Zbieg okoliczności, ale miałam kiedyś psa tej samej rasy i jego ogona na pewno nie dało się określić mianem „puszystej kitki”.

Rozdział ogólnie napisany jest nieźle, dialogi brzmią realistycznie, a bohaterów da się „poczuć”. Nie pasuje mi tylko ten nieszczęsny pies, wygrany na loterii, którego sprawę z lekkim wyprzedzeniem, co prawda, ale poruszę już teraz.

Zatem – pies wygrany, niewiadomego pochodzenia, nieszkolony, nie ma prawa pomagać policji. Na twoim miejscu wplotłabym gdzieś, że zachowywał się, jakby ktoś już gdzieś go przeszkolił jak psa policyjnego zanim trafił na loterię – wtedy miałoby to więcej sensu, bo samo wygranie psa, jest, choć dość nieprawdopodobne, możliwe.

Trochę też zbyt szybko uśmierciłaś mu dziewczynę, a dialog na samy początku sprawia, że czytelnik już wie, kto jest sprawcą, więc rozwiązywanie tajemnicy nie będzie aż tak interesujące.

Jeszcze jedna uwaga, tak odnośnie ogółu – pozbądź się tych CDN na końcu rozdziału. Rozdział sam w sobie zapowiada kontynuację i nie trzeba tego dodatkowo zaznaczać.

Rozdział 2

Do niewielkiego, słabo oświetlonego pokoju weszła policjantka[…].
- […] Przykro mi, że pan musi to robić, ale czy poznaje pan te rzeczy?


I najlepiej się poznaje takie rzeczy w słabo oświetlonym pokoju?

Słyszał za sobą cichy tupot czterech łapek, z czego wywnioskował, że Ares truchtał za nim.

Cały czas wyrażasz się o Aresie tak, jakby jeszcze był szczeniaczkiem. To wielki, dorosły owczarek niemiecki. Odstani raz apeluję (choć powtarza się to częściej) o zmniejszenie częstotliwości występowania zdrobnień. Raz na jakiś czas – w porządku. Ale słowo „futro” czy „pysk” w większości przypadków będą bardziej na miejscu niż „futerko” i „pyszczek”.

Sama motywacja i zachowanie Nayera jest całkiem zrozumiałe i realistyczne, ale jako narzeczony zmarłej, nie mógłby prowadzić dochodzenia. Co najwyżej znałby troszkę faktów od kolegów, może próbował coś robić na własną rękę, ale od oficjalnego dochodzenia musiałby się trzymać z daleka.

– Nawet doktor Cliffe potwierdza moją teorię, że ktoś celowo ukartował wypadek.

Wyrażają się też dość nieprecyzyjne. „Ukartowany wypadek” różni się znacząco od twierdzenia, że Sandra nie zmarła w wypadku. Zwłaszcza, że patolog po ranach stwierdza, że nie mógłby to być wypadek. Najlepiej „ukartowany” zastąpić „upozorowali wypadek” czy coś podobnego.

Motyw bomby też jest bardziej niż trochę naciągany – samochód wysadzony różni się od samochodu po wypadku, zwłaszcza, że ciuchy Sandry nie były spalone, ona sama też nie miała poparzeń. Tak samo wątpliwe wydaje mi się wysadzanie w celach testowych innego samochodu, ot tak, na wolnej przestrzeni. Po pierwsze – skąd fundusze i pozwolenie. Po drugie – gdzie zabezpieczenia?

To wszystko sprawia, że sens całego śledztwa i zabójstwa Sandry legły w gruzach.

Powinnaś trochę bardziej uważać na stylizację wypowiedzi postaci pobocznych (i to tyczy się całego tekstu ni tylko tej kobiety z rozdziału drugiego). Chociażby zwrot „pani przedszkolanka”, który ona powtarza bardzo uparcie, jest wręcz zbyt nachalny i trochę nieodpowiedni. Tak nazywają przedszkolanki dzieci lub rodzice, kiedy do tych dzieci mówią.

Fakt, że auto wybuchło po chwili nie jest specjalnie zaskakujący. Powstał przeciek, trochę czasu to musiało zająć, żeby zebrała się odpowiednia ilość łatwopalnego materiału, jeśli auto nie było jakoś bardzo uszkodzone.

On w rzeczy samej parsknął śmiechem.

Kiedy jest przygniatany przez owczarka i dorosłego policjanta z bronią? W takim razie jest psychopatą lub szaleńcem, a nic w jego dalszym zachowaniu na to nie wskazuje.

Motyw Liddley’a (apostrof!) też jest naciągany. Zamordować narzeczoną pracownika, bo ten nie chciał przyjąć awansu? Zakładam, że w policji raczej nie ma co krok niebezpiecznych psychopatów, którzy mają doświadczenie w zupełnie bezwzględnym popełnianiu morderstw, więc to dość słaba motywacja, wyraźnie wymyślona na siłę.

– Pora nauczyć się żyć od nowa.

Na Oma, on właśnie pojmał mordercę ukochanej, o której śmierci dowiedział się nie dalej niż dwa dni wcześniej! Chyba to trochę nieodpowiedni moment na stan „trzeba dalej cieszyć się życiem”.

Rozdział 3

Bowiem na jego klatce piersiowej leżało coś dużego, miękkiego i futrzastego.

Przeciętny owczarek waży od trzydziestu do czterdziestu pięciu kilogramów. Wierz mi, obudziłby się, gdyby pies choć spróbował się na nim położyć. Chociażby kot, ważący tylko kilka kilogramów stosuje to jako bardzo skuteczny zabieg na obudzenie właściciela. Bardzo skuteczny.

- Zabito panu kiedyś dziecko? – chlipnęła cicho.
Nayer ujął jej zimne dłonie w swoje ręce.
- Nie – odpowiedział zgodnie z prawdą.
Zapłakana pani wydała z siebie triumfalny okrzyk.


Ten „triumfalny okrzyk” raczej nie byłby prawdziwą rekacją. Matka w takim stanie racze nie myśli o wygranej w słownej przepychance.

Znów zbyt szybko pokazujesz nam sprawcę zbrodni – styl mówienia i zachowanie dziewczynki jest tak mocno przerysowane, że aż krzyczy „jestem mordercą”.

- Kawuni, herbatuni? – zaproponowała wesoło, wpuszczając panów do pokoju gościnnego.

To też przykład przerysowania w kreacji stylu postaci. O ile „kawuni” można zrozumieć, o tyle zdrobnienia „herbatuni” w życiu nie słyszałam. Kobieta jest zbyt stereotypową zaślepioną matką, żeby choć na chwilę można było w nią uwierzyć. Postaraj się nie dzielić w tak widoczny sposób bohaterów na złych i dobrych. W opowiadaniu o zagadkach kryminalnych lepiej sprawdzają się postacie będące pośrodku.

- W porządku – odezwał się, patrząc na nadętą Katie. – Proszę wejść razem z dziewczynką.

Jako że wie, jak dziecko się zachowuje, na powinien raczej powiedzieć, że ktoś się dzieciakiem zajmie kiedy Katie będzie przesłuchiwana. I czemu nie rozmawia się z Lexią? Była w domu, więc przynajmniej dla formalności powinni ją przepytać.

Will chwycił panią Gordon, a Martin szarpnął za rękę Lexię:
- Chcesz stąd wyjść, wredny dzieciaku?!


I Katie napisała na niego skargę za obrażanie obywateli. Nie wolno im tak reagować – raczej zachowując pozory spokoju porozdzielać te kobiety i zrobić osobne przesłuchania, bez tego dziecka.

Jedyną rzeczą, jaką można wywnioskować z tego przesłuchania, jest niekompetencja tego biura, brak dyscypliny, komendant, któremu wisi przemoc przed oczami, bo nie lubi świadka. Nie świadczy to o ich szczególnym profesjonalizmie.

Znów po rozwiązanej sprawie zbyt szybko Nayer przeszedł do optymizmu. Chwilę przed tym zgodził się, że to była wyjątkowo okrutna sprawa i jest je rozwiązaniem zszokowany i poruszony. Niechby dostał kilka chwil na ochłonięcie.

Rozdział 4

Jak to możliwe, że Dinah i Nellie nie chodzą do szkoły ot tak? W Niemczech, z tego co wiem, obowiązek szkolny wciąż funkcjonuje, więc to nie takie proste, jeśli mieszkają sobie w zwyczajnym mieście.

i>- To na pewno ty, cholernico, poskarżyłaś się dyrektorstwu, iż zachciało ci się edukacji!!!

„Cholernico” nie jest specjalnie dobrym przekleństwem. A już naprawdę fatalnie wygląda zestawione z „iż”. Albo matka będzie rzucać mięsem, albo używać wyszukanych zwrotów.

Prędzej cię zabiję jak psa, zrozumiałaś?!

Zbiję jak psa.

Kiedy na drugi dzień dowiedział się, że staruszka, która zgłosiła sprawę, nie żyje, postanowił zająć się tym rzekomym morderstwem. Bądź co bądź, ale kobieta przeczuła swoją rychłą śmierć

Przeczuła? I Kincaid jest absolutnie pewien, że to nie lekarz jej po prostu powiedział, że, niestety, niedługo umrze z powodu choroby?

Nayer zachowuje się zupełnie nieprofesjonalnie, kiedy próbuje nawiązać kontakt z Dinar. Pominę fakt, że zataił zgłoszenie o morderstwie, żeby rozwiązać je samemu, ale gdyby do mnie do domu zapukał obcy facet i powiedział, że chce mnie lepiej poznać, nawet nie bawiłabym się w uprzejmości, tylko trzasnęłabym mu drzwiami przed nosem.

Cały czas usiłował sklecić gadkę z małomówną Dinah

„Sklecić gadkę” jest zbyt potoczne dla narratora.

Chcę zobaczyć, jak Nayer wyjaśni w dokumentach, czemu zakradł się nocą pod dom zupełnie obcych kobiet, a potem włamał się i zwiedził cały dom. Przypominam, że on nie prowadzi śledztwa. Nie ma nakazu. Nawet jeśli Dinah jest mordercą – w tym momencie Nayer jest włamywaczem.

- Zatkało kakao? – zapytał bezczelnie, widząc zaskoczoną minę Nayera.

To naprawdę nie jest typowa odzywka dla dwudziestoletniego buntownika z bronią. Od razu postać staje się bardziej dziecinna.

Nie widać też, jakie miał chłopak motywy. Pokazujesz, że na Dinah tak naprawdę mu nie zależy, więc czemu starał się na tyle, żeby zabijać dla niej matkę?

Ufnie do niej przylgnął, wtulając swoją twarz w jej ramię. Ukojony delikatnym zapachem jej perfum i spokojnym biciem serca, Nayer usnął pod wpływem własnego bólu i zmęczenia.

Z raną postrzałową? Nie odczuwał bóli? Może gdyby upływ krwi był wielki, wtedy mógłby stracić przytomność, owszem. Ale raczej nie mógłby zasnąć. A o ile Roxanne zna się choć trochę na ratowaniu życia, powinna próbować zmusić go do zachowania przytomności.

Czemu koledzy, którzy podsłuchali jego rozmowę z Roxanne, mówią mu, że powinien się z nią umówić? Z dialogu wynika, że to ona odmówiła:

- Nie ma sprawy – odparła, patrząc na niego z nadzieją i nie wypuszczając jego ręki ze swojej.
- To… może kiedyś się umówimy na kawę… - powiedział, biorąc głęboki wdech.
Posmutniała i puściła jego rękę.
- Tak, może kiedyś – powtórzyła, po czym odwróciła się i ruszyła przed siebie.


Rozdział 5

Przesadzasz trochę z brakiem umiejętności tanecznych. W naszych czasach nie trzeba prawie przestawiać nóg, mogłaby się tylko tak trochę bujać, tego nie trzeba się uczyć. Nie musi wymiatać na parkiecie, ale przecież nie będzie cały czas deptać po ludzich. A i Nayerze i jego kolegach to dobrze nie świadczy, bo o ile rozumiem, że Nayer nie chciał z nią tańczyć cały czas, to może któryś z inicjatorów tej imprezy by się zainteresował?

Scena z Clarie i przeszkadzającą Roxanne pokazuje tylko, jaki nieokrzesany jest Nayer. Jest też bardzo nieprawdopodobna. Roxanne w końcu uratowała mu życie, a on ją chyba w miarę lubi. A spławia ją na tyle obcesowo, że można by pomyśleć, że ma jej coś za złe. Z drugiej strony Nayer wykazuje tu taką zmienność w poglądach, że przez dłuższy czas myślałam, że albo jest odurzony albo pijany. Jeszcze jakiś czas temu czuł wyrzuty sumienia, że choćby patrzy się na inną kobietę, a teraz obściskuje się z obcą dziewczyną.

Inną sprawą jest, że Roxanne reaguje na całą sytuację jak zbuntowana nastolatka, używając słownictwa zupełnie odklejonego od jej postaci. Zbyt często zdarza Ci się wrzucać postaciom kolokwializmy lub wulgaryzmy, które zupełnie do nich nie pasują – są zazwyczaj staromodne, nieużywane lub zbyt łagodne (jak w przypadku mafii, do której zaraz dojdziemy). To jedna z rzeczy, nad którymi będziesz musiała popracować.

Kolejną rzeczą, która nie pasuje mi w tym rozdziale jest zbyt wielki zbieg okoliczności. Dziwnym trafem Nayer cały czas wpada w prywatnym życiu na morderców czy mafiosów. A sama mafia… Clarie, jako niebezpieczna przywódczyni mafii, stanowczo nie powinna rezygnować z wendety tylko dlatego, że przetańczyła z zabójcą jej brata jeden wieczór. Chyba, że jest szalona, ale nic w tekście na to nie wskazuje. Uczynienie Marca kolejnym przywódcom też jest mało prawdopodobne – kiedy Nayer go spotkał, chłopak zachowywał się jak nienawykły do broni buntownik. Nie jak mafioso. Bohaterzy muszą choć częściowo pasować do ról.

Cała sprawa z mafią ani przez chwilę nie wydaje się wiarygodna, bo jej liderzy odbierają jej realistyczność. Wielkie bandziory zachowują się jak banda nastolatków. Samo ich poprawienie i popracowanie nad ich stylem wypowiedzi zadziałałoby tutaj bardzo dobrze.

- Macie siedzieć na dupach i ani słóweńka!!! Ani, ani!!! – wygrażali bandyci

To jest bardzo dobry przykład. Po tym „ani, ani!” wyobrażam sobie tylko bandytów grożących palcem policjantom. To jest po prostu zbyt dziecinne i łagodne.

- Widocznie miał powód! – zawołała Claire buntowniczo. – Sam wiesz, że Marc aniołkiem nie był!

Jak i ona. To mafioso! Naprawdę… Przecież ona od wieków wie, że Marc „nie był aniołkiem” i że policja na nich poluje, a teraz przypuszcza, że Nayer miał powód?

- Faktycznie jest ich jak mrówków**, nie mamy szans!!! Musimy spieprzać!!!

Wiem, że błąd jest celowy, ale muszę zauważyć, że jeden nie wystraczy, żeby nam pokazać, jak mówią bandyci. Dodatkowo fraza „jest ich jak mrówków” jest też trochę na siłę, zbyt łagodna. Wystarczyłoby zwykłe „jest ich w cholerę”.

Jeżeli ładunki miały siłę zdolną wysadzić pół miasta, jak mafiosi mieliby uciec w ciągu niespełna trzydziestu sekund? Samobójcy? Dodam przy okazji, że rozbrajanie ładunków nie jest takie proste. To nie jest przecięcie jednego kabelka – trzeba potem wyjąć zapalniki i odeskortować ładunek wybuchowy z miejsca zdarzenia, a w trakcie tego może zdarzyć się wiele rzeczy. W tej szkole wciąż nie jest bezpiecznie.

Rozdział 6

— Dlaczego praktycznie wszystkie morderstwa są dokonywane w nocy?

Z jednej strony dość ładny dialog zaraz się z tego nawiązuje, ale czy to jest odpowiednie pytanie dla śledczego z doświadczeniem? Chwileczka namysłu by wystarczyła, by podać szereg logicznych argumentów jak mniejsza ilość świadków, ciemność utrudniająca rozpoznanie mordercy przez obserwatorów i takie tam. Niby Nayer może o to pytać, ale tak oczywiste pytanie trochę zgrzyta u policjanta ze stażem.

Nie jestem pewna, czy ofiara zepchnięta ze schodów może mieć jakiś specyficzny układ ciała czy rany. Po czym rozpoznali, że denatka się nie potknęła? Wypadałoby napisać, bo gdyby ją ktoś zwyczajnie popchnął, to raczej nie byłoby to tak oczywiste. A psa raczej nie powinno wpuszczać się na świeże miejsce przestępstwa, bo coś ruszy i po śladach.

Język tej matki wprawił mnie w stupor na chwilę. Po pierwsze – mniej wykrzykników. Wystarczy napisać, że wrzeszczy. Po drugie – reakcja matki jest zbyt przesadzona. Trzecia rzecz natomiast tyczy się tego, że matki tam nie powinno być. To miejsce policja powinna otoczyć przynajmniej jakąś taśmą, a z jeden samochód i jacyś ludzie powinni stać przed domem i nie pozwalać, by im cywile paskudzili miejsce zbrodni. A już na pewno nie powinni dopuścić do tego, żeby matka i ojczym zamordowanej mogli zobaczyć ciało na miejscu.

Mam też małe „ale” do przezwiska – wszędzie masz imiona zagraniczne, więc „Dżasmina” lepiej pasowałby do nich jako „Jasmina”, bez spolszczenia. Zrezygnowałabym też z tak uporczywego zdrabniania „Julci”, która musi być już wyrośniętą nastolatką.

Ze względów estetycznych – radzę zmienić tę czcionkę od kursywy. Bardzo męczy oczy i jest mało czytelna.

O tym jej mama i ojczym nie wiedzieli, nie chciała im o tym mówić, uznaliby ją za wariatkę (płacze za wyglądem).

To pisała Dżasmina? Nawet przy pisaniu w trzeciej osobie, to dość… bezduszna relacja. Niepasująca do tego, że osoba pisząca zalewa się w nocy łzami. Dodam też, że sam styl pisania Dżasminy pasowałby mi raczej do jedenastolatki, i to może dość dziecinnej.

— Ale czego wy wymagacie od szesnastolatki, co? — Ciemnowłosa policjantka wygodnie oparła się na krzesełku. — Przecież ona opisywała swoje wydarzenia z życia, a co oprócz szkoły, koleżanek i chłopaków może dzisiaj interesować nastolatkę? Nie oczekujcie cudów.

Skoro była taką rozsądną, dobrą i ambitną dziewczyną, to pomyślałabym, że coś tam jeszcze napisze. Plany na przyszłość, jakieś rozważania, cokolwiek.

Oskarżanie znajomych o bycie „potencjalnym mordercą” jest bez sensu. Każde mogło zabić, owszem, wszyscy ją znali. Sąsiedzi też. I inni uczniowie. I nauczyciele. I znajomi rodziców. I rodzice. A zabić mogła ją i obca osoba. Tutaj chodzi o motyw, nie znajomość. Te osoby mogą się przydać, owszem, powiedzieć co nieco o Mii, ale żeby ich od razu kwalifikować jako podejrzanych?

Nayer zbyt szybko rezygnuje z przesłuchania sióstr. Każdy może twierdzić, że ma alibi – skoro one mają świadków, trzeba ich znaleźć i udowodnić, że dziewczyny był na tej dyskotece, skoro chcemy je traktować jak podejrzane, którym raczej nie powinno się wierzyć na słowo w takiej kwestii.

— Mia Kelly była w ciąży, la, la, la

Generalnie popieram kreowanie lekarzy z prosektoriów na osoby ekscentryczne, ale podśpiewywanie w takiej chwili już chyba by mnie niepokoiło, gdbym była Nyerem.

Sprawa rozwiązuje się w zgrabnym zwrocie akcji, przeszkadza tylko Nayer, który znów idzie na żywioł, ignorując jakiekolwiek zasady działania policji. Zbyt często zapominasz o tym, że tam musi być czasem trochę formalności. Jeśli odkrył winnego, musi go oficjalnie aresztować, a skoro ojczym nie ucieka, powinien wiedzieć, że lepiej wziąć ze sobą przynajmniej jednego kolegę, czy tę policjantkę, od której właśnie wybiegł.

Dżasmina by to dziecko urodziła, jakoś by się może wszyscy dogadali!

Radzę zmienić to zdanie. To nie jest szczęśliwy dobór słów, kiedy chodzi o gwałt. Już nie mówię o tym, że Nayer powinien zdawać sobie sprawę z tego (policjant ze stażem, przypominam), że to wszystko pewnie nie skończyłoby się tak różowo.

To, co razi w większości opowiadania, to dość słaby realizm policyjnych postępowań. Wszyscy działają impulsywnie, bez jakichkolwiek planów, a same śledztwa, zwłaszcza ich część dotycząca analizy dowodów, są mocno skrócone. Przez to czytelnik odnosi wrażenie, że wszystkie te sprawy były łatwe. Są też dość nieprawdopodobne, bo mordercy albo mają dość słaby motyw lub są zupełnie płascy i nie pasują do tego, co robią (patrz sprawa z mafią). Radziłabym nieco dogłębniej przemyśleć intrygę, utrudnić odkrycie sprawcy i może rozciągnąć całe śledztwo na więcej, niż jeden rozdział. Na dodatek wszystkie osoby, jakie jak dotąd zabijały, robiły to z powodu gniewu lub zwyczajnego niezrównoważeni psychicznego, co też zaczyna się robić trochę monotonne dla czytelnika. Policja nie potrafi rozdzielić bijących się kobiet, przeprowadzić oddzielnych przesłuchań czy zabezpieczyć odpowiednio miejsca zbrodni. Całe śledztwa opierają się jak dotąd niemal na samych przesłuchaniach, a bardzo małą rolę grają dowody – bodajże tylko dwukrotnie patolog miał do odegrania trochę większą rolę. To też radziłabym trochę poprawić.

A już naprawdę razi w oczy Ares. To jest bardzo mocna rysa na głównej osi fabularnej – to jest niewyszkolony pies i nie mogą używać go do pracy w policji. Już co prawda pisałam o tym wcześniej, ale jeszcze powtórzę – powinnaś gdzieś wpleść jakieś dowody na jego wcześniejsze szkolenie policyjne. Od razu byłoby bardziej wiarygodnie.

Przez wszystkie te niedociągnięcia świat jawi się nam trochę blado. Brak tu policyjnych procedur, a ja sama po dość krótkim czasie zapomniałam gdzie właściwie to się dzieje. Nie pomagają też imiona, bo bierzesz je ze wszystkich stron świata – tu zdecydowanie wybija się ta spolszczona „Dżasmina” – a wypadałoby je trochę ujednolicić.

Musisz popracować nad dialogami. Początkowo wyglądają całkiem dobrze, kiedy w rozmowach udział bierze tylko Nayer i jego koledzy. Gorzej, kiedy włączają się bohaterowie drugoplanowi – ich styl wypowiedzi nie pasuje do charakteru, wieku ani pracy. Przede wszystkim zbyt często wymykają Ci się zwroty charakterystyczne dla młodzieży, a próbując dołożyć niekiedy wulgaryzmy, które zazwyczaj nie należą do powszechnie stosowanych lub są umieszczone koło wyszukanych słów, zmniejszasz realizm wypowiedzi.

Przejdźmy do bohaterów, od Nayera zaczynając. Początkowo był całkiem dobrze przedstawiony, z dużą przyjemnością czytało się o jego relacjach z kolegami z pracy, czy z dziewczyną, ale już od drugiego rozdziału zachowywał się coraz bardziej niedojrzale i porywczo, dziwił się sprawom, które dla policjanta nie powinny być niezwykłe. Zachowuje się często nierozsądnie i porywczo, a czytelnik coraz częściej się zastanawia, czy jest naprawdę wykwalifikowanym śledczym, a chyba nie o taki efekt Ci chodziło. O reszcie postaci towarzyszących nam przez pozostałe rozdziały nie wiemy wiele i tyczy się to głównie znajomych, z którymi przebywa niemal cały czas akcji. W rozdziale pierwszym dowiadujemy się tylko kto ma żonę czy dziewczynę i jak ona się nazywa. Koniec. Zachowują się jak kalki i na Twoim miejscu postarałabym się dodać im trochę charakteru. Lepiej pod tym względem wypada Roxanne, ale o niej też nie wiemy wiele – za to jej relacja z Nayerem wypada całkiem wiarygodnie i dobrze się o tym czyta.

Postaci drugoplanowe są w większości jednowymiarowe i dość nieciekawe. Jak już pisałam przy dialogach – wszystkie mówią tak samo i przeklinają tak samo. Większość z nich już od pierwszego spojrzenia wręcz krzyczy swoim zachowaniem „Jestem mordercą!”. Pod tym względem o wiele lepiej wypada ostatnia sprawa, bo Abi nie była już oczywistym sprawcą, więc progres jest, tak trzymać. Najwyraźniejszy jest szablon matki – większość z nich zachowuje się bardzo podobnie, a przy kontakcie z policją wpada wręcz w histerię.

Z opisami nie jest tak źle, choć na Twoim miejscu przestałabym tak często określać bohaterów przez kolor włosów (jasnowłosy, czarnowłosy). Czasem daje się odczuć brak dokładniejszego opisu ważnych miejsc – na Twoim miejscu popracowałabym w szczególności nad opisami miejsc zbrodni (co wiąże się znów z rozszerzeniem wątku śledczego) i gabinetu policyjnego, w którym dość często przebywają. Opisy akcji są za to płynne i bardzo przyjemnie się je czyta.

Często zdarza Ci się zestawiać razem kolokwializmy czy przekleństwa i słowa typu „iż”, „gdyż”, które zupełnie nie pasują do stylizacji. Zestawienie takich dwóch stylów wygląda dość komicznie, więc radziłabym tego unikać, zarówno w komentarzach narratora i bohaterów. Opowiadanie jest napisane całkiem przyjemnie, zgrzytają jednak fragmenty, w których są myśli Nayera, bo są zbyt niedojrzałe i naiwne jak na dorosłego faceta, który niejedno widział.

25/60

4. Poprawność


Wypiszę błędy z trzech rozdziałów.

Rozdział 1

Cóż, nie przywykł do tego, by ktokolwiek na niego siadał.

Na nim siadał.

Na wycieraczce razem ze swoim psem?! – zanosili się chichotem.

Zanosi się raczej śmiechem, a zwyczajnie się chichocze.

Nie wiedział kiedy szklany czajnik z kawą wypadł mu z dłoni i roztrzaskał się na podłodze.

Przecinek po „wiedział”.

Rozdział 4

Mandy kopnęła dziecko butem w twarz, nie przestając okładać razami brunetkę leżącą na podłodze.

„Brunetki”. A razy się daje, nie okłada się się nimi. Okładać mogła tym kijem.

- Zawarczał do mnie – stwierdziła kobieta z żalem, smutniejąc i odsuwając swoją dłoń.

Zawarczał na mnie.

Ja wiem co mówię. Ja mam intuicję.

Przecinek przed „co”.

Rozdział 6

— A ty co, strajkujesz? — pochylił się nagle i zajrzał w głąb samochodu

„Pochylił” z dużej litery.

Przeszli dróżką obramowaną gęsto rosnącymi, pachnącymi kwiatkami i skierowali się do drzwi wejściowych.

Jakie kwiaty mogą być „nierosnące”. Domyślnie zakładamy, że nie układa się wzdłuż dróżki ciętych.

Na niebieskich ścianach wisiały plakaty sławnych zespołów, których najwyraźniej nastolatka miała za swoich idoli

Te plakaty miała za idoli?

—Nie dość, że była taka śliczna, to uważała się za brzydką i z tego powodu płakała po nocach.

Zjadło spację po pauzie.

Tam gdzie mieszka Dżasmina jest kilka koleżanek (o ile można je tak nazwać!) i kolega, którego nie lubiła, gdyż był cwaniakiem.

Czasy, czasy!

Teraz gdy poznałam Julcię wszystko jest inaczej.

Przecinek przed „gdy”.

— To słuchajcie dalej — wziął wdech, po czym odczytał na głos

„Wziął” z dużej.

Powinna wiedzieć o kogo chodzi, na pewno znała przyjaciół swojej córki.

Przecinek przed „o”.

Dżasminę naprawdę nic nie wyróżniało z otoczenia, komisarzu.

Dżasminy.

Trochę jest niewychowana. Za dużo ją rozpieściłam.

„Za bardzo ją rozpieściłam”. Albo „zbytnio”.

— Niestety — potwierdziła kobieta, patrząc na rozentuzjowaną suczkę

Rozentuzjazmowaną.

Wiedziałaś, że spotykała się z 40 – letnim Riccim.

Liczby lepiej wyglądają zapisane słownie.

No i Dann – przyznam szczerze, że Dżasmina była w nim zakochana po uszy, a on w niej.

Narracja przeszła na pierwszoosobową.

Monica była uparta i miała okropny charakter, wiele razy prosiła ją Dżasmina o coś,

Składnia Yody wkradła się. „Dżasmina” wyglądałoby lepiej wsadzone po „razy”.

Pod względem poprawności opowiadanie wypada wręcz bardzo dobrze, potknięcia są nieliczne, zwłaszcza biorąc pod uwagę długość rozdziałów. Czasem zdarza Ci się mylić ustalone frazy typu „zbić jak psa”, więc na to radziłabym uważać.

17/20

5. Ramki


„O autorce” – błędów nie ma, ale forma jest mało zachęcająca. Przekazanie tych informacji nie jest czytelnikowi niezbędne, to miły dodatek, który wyglądałby o wiele milej napisany w sposób interesujący. Nie jest to złe – to jedynie sugestia, że tę stronę można by zaprojektować w bardziej oryginalny sposób.

„O opowiadaniu” – błędów brak.

„Postacie” – jak zawsze apeluję o nieumieszczanie tej zakładki i pozostawienie czytelnikowi wyciąnięcie z tekstu wszelakich informacji. Podoba mi się, że wstawiasz własne grafiki, ale niestety estetycznie nie zachwycają.

Aresowi coś stało się z nogami, są bardzo chude i zlewają się w jedno. Nayer wygląda jakby wycięli mu żebra, tak mocne zrobiłaś mu wcięcie w talii (jest też ono zbyt równe, jak na człowieka). Martin ma zbyt okrągły i wystający tyłek, a także mały problem z tylnią nogą. William ma niedopracowane ręce, co kontrastuje z bardziej szczegółowym zegarkiem. Biust Sandry zachowuje się wbrew prawom grawitacji, a jej oczy wypadają niezbyt dobrze. W przypadku Roxanne natomiast twarz jest o wiele bardziej szczegółowa niż włosy, które są jedną płaszczyzną koloru.

Powiem szczerze, że na grafice się profesjonalnie nie znam, ale osobiście radzę zawrzeć przyjaźń z innym programem graficznym, na przykład z GIMP-em czy Photoshopem. Nie wiem, jak one wypadają na tle innych (tutaj musisz poszukać opinii kogoś, kto się tym zajmuje), ale od obecnego na pewno będą lepsze.

„Linki” – blog „rytyka.blogspot.com” został usunięty.

A o „Spamowniku” rozpisywać się naturalnie nie będę.

3/5

6. Statystyki


Wszystko w porządku, spamu nie ma, z czystym sercem daję maksymalną ilość punktów.

5/5

7. Inne


Punktów dodatkowych brak.

8. Podsumowanie


Krótko rzecz ujmując choć nie jest źle, jest trochę do zrobienia, jeśli chcesz skoncentrować opowiadanie na śledczym wątku, bo głównie tam są problemy. Przede wszystkim radziłabym lepiej planować poszczególne sprawy i wprowadzić więcej badania dowodów, więcej pracy natury policyjnej, więcej ciekawych przypadków – zalecam czytanie dużej ilości dobrych kryminałów. Dialogi to kolejny punkt na liście. Ze względów estetycznych radziłabym też zmienić szablon, przynajmniej trochę, ale to już bardziej sugestia.

Ostatecznie daje ci to 60 punktów, czy bardzo mocny dostateczny z perspektywami na cztery.

Życzę powodzenia w dalszym pisaniu.