czwartek, 24 października 2013

|0026| Odmowa: unforgettable-week-marauders-and-lily.blogspot.com

Odmawiam oceny wyżej wymienionego bloga, ponieważ nie za bardzo wiem, co mam tu ocenić. Bo na pewno nie styl Rowling, a Twoja praca polega wyłącznie na kopiowaniu całej książki i dopisywaniu dialogów. Poza tym trudno jest przebrnąć przez taką ilość błędów. 
Może inna oceniająca będzie miała ochotę ocenić Twojego bloga, ale ja nie dam rady.

sobota, 19 października 2013

|0055| nocte-avis.blogspot.com


Ocena bloga: Nocte Avis
Autor bloga: Brunette
Oceniająca: Malcadicta


1. Pierwsze wrażenie


Adres, przyznaję, wzbudził moją ciekawość. Między innymi dlatego, że „nocte avis” kojarzy mi się z ciemnością, z czymś bardziej… mrocznym. Lubię takie klimaty. Adres dodatkowo łatwy do zapamiętania i jakoś sam wchodzi do głowy.

Na belce taki cytat – „Jesteśmy i nie jesteśmy zarazem – życie jest ciągłą zmianą, ciągłym rodzeniem się i śmiercią”. Miałam ci powiedzieć, że brak autora, ale zauważyłam, że wypisałaś go w szablonie. Tylko bym to w cudzysłów wzięła. Nie wiem, co więcej napisać… Nie zaskoczył specjalnie, ale cytatem trudno „zaskoczyć”.

Na blogu wita mnie brąz i czerń, oraz wrażenie, że nagłówek nie jest w najlepszej jakości. Jednak ogólne wrażenie jest pozytywne.

4/5

2. Grafika


Trochę za wiele tego wszystkiego na nagłówku i zrobił Ci się chaos. Zwłaszcza, że jakość zdjęcia tej dziewczyny pozostawia trochę do życzenia – wygląda jak zdjęcie przerobione jakąś funkcją na rysunek. Zarówno rozmazanie jej, jak i tego chłopaka sprawia, zamiast wpasować ich w szablon, że wydają się być przesłonięci leśnym pejzażem. A fragment z psem nad jeziorem to już chyba zbyt wiele… Za to w „życie to ciągła zmiana” zjadło ci jedną kropkę. Lub dodało jedną. Są dwie, znaczy się, a nie powinny.

Czcionka w porządku, czytelna i przejrzysta, zarzut mam za to co do koloru zakładek – tam napisy są niemal nieczytelne. Linki u Ciebie mają zbyt wtapiający się w tło kolor.

Pasować do tematyki to i owszem, pasuje, ciemno, mroczno i tak dalej. Choć ten wilk jest mylący. Myślałam, że będzie chodziło o wilkołaki, nie anioły i demony.

11/15

3. Treść


No to ruszmy z właściwą częścią oceny!

Prolog

Prolog opisuje generalnie wydarzenia dość oklepane, ale wciąż będące początkiem do historii, który wcale nie jest zły – tajemniczy, silny, szybki i biegnący chłopak wpada sobie na jakąś dziewczynę. Nocą, ofkors. Problem jest innej natury.

Poetyckość w opisie nocy jest zrozumiała – chłopak sobie biegnie, rozmyśla, nikt mu nie zabrania monologować z patosem, choć może nieco zbyt podniośle się wyraża. O ile jednak tamto można zignorować, o tyle raczej nie powinien raczyć nas dokładnym opisem „zamglonych oczu” dziewczyny i „kaskady rudych włosów, które ułożyły się w pomarańczowy wachlarz”. On właśnie na kogoś wpadł i jeszcze niemal natychmiast biegnie dalej. Kiedy miał czas sobie ułożyć poetyczny opis jej piękna? Czasami takie wzniosłe słowa brzmią nie na miejscu i to jeden z takich momentów. Postawiłabym tutaj na większy realizm.

I nie powinnam wiedzieć po prologu, jaka będzie główna para opowiadania.

Rozdział 1

Rozdział pierwszy zaczyna się romantycznym zachodem słońca… w szpitalu, w którym nasz główna bohaterka leży. Podłączona do wszelakiej aparatury medycznej, z wenflonem w ręce. Nie pasuje jedynie fakt, że lekarz na jej życzenie wypisuje ją od tak do domu. Jeżeli to był lekki uraz, to by nie była podpięta do kroplówki i wszystkich tych urządzeń. Jeśli jest ciężki, to lekarz może stwierdzić, że po wypadku i urazie głowy wciąż nie odzyskała pełni władz umysłowych i zatrzymać ją siłą. Nie powinien jej wypuszczać, póki wciąż nie wróciła do zdrowia.

Potem mamy troszkę wyjaśnień. Pytanie mam do nich jedno – jak już zobaczyła tych rzygających ludzi i całą tę imprezę, brud, syf i narkotyki, to naprawdę pomyślała „a raz kozie śmierć, pójdę poszukać przyjaciółki, która namówiła mnie na to siłą?”. Bo to stawia jej rozsądek w niekorzystnym świetle.

Trochę zawiódł mnie fakt, że od razu usuwasz oboje niewygodnych opiekunów, którzy wolą pracę od córki i jeszcze, żeby dopełnić obrazu, tatuś pijany czeka na dziewczynę w jej mieszkaniu. Teoretycznie taka sytuacja jest możliwa, ale zwłaszcza pracoholizm rodziców jest jednym z najbardziej popularnych sposobów na wygodne usunięcie rodziny poza plan, żeby nikt już nie ograniczał bohaterki.

Cicho nucąc, mieszałam sos pomidorowy do spaghetti. Makaron już dawno ugotowany stał w misie i czekał.

To sugeruje, że makaron czekał tam cały jej pobyt w szpitalu, bo w domu tylko sprzątała. I tutaj mały zarzut do realizmu – czy naprawdę tak młoda dziewczyna musiała dostać trzypokojowe mieszkanie, ba, trzypokojowy domek? Może jej rodzice byli bogaci, może odziedziczyła po babci – to trzeba było wspomnieć. Za własne pieniądze by tego nie kupiła… A wystarczyłoby choć ograniczyć o ten jeden pokój i już byłoby o niebo lepiej. A że lokum i tak zaraz spłonie, to co Ci szkodzi?

Zerknęłam w okno, a tam, pomiędzy drzewami mignęła mi postać dużego zwierzęcia, które stanęło w cieniu i wpatrywało się we mnie... czarnymi jak noc, błyszczącymi, prześladującymi mnie oczami.

To zwierzę mignęło, czy stało i się na nią gapiło? Osobiście usunęłabym też ten trzykropek, bo wygląda tak, jakby zaskoczyło ją to, że patrzy na nią oczami.

Rozdział 2

Wiem, że bohaterka ma poczuć się przyciągnięta przez te tajemnicze oczy, ale czy naprawdę lezie do lasu za wielkim zwierzęciem? Są fragmenty, w których kwestionuje własne zdrowie psychiczne, ale ani słowem nie zająknęła się o bezpieczeństwie – a skoro dopuszcza myśl, że to jej jakaś choroba psychiczna każe jej iść do lasu, powinna się zastanowić, choć na chwilę, co tak wielkie zwierzę robi koło jej domu i jak się obronić.

Opis polanki wygląda ładnie, aczkolwiek może nieco… zbyt poetycznie.

Oczy otworzyły mi się i zobaczyłam świat taki jakim jest. W tym momencie przestałam być ślepa, a przejrzałam. […] Spod półprzymkniętych powiek widziałam całe piękno świata, które do tej pory przesłonięte było zasłoną bóli, przelanej krwi, cierpienia, wojen i innych katastrof, które wywołał człowiek. Przez głowę przeleciała mi pewna myśl " Człowiek zabija dla wyrównania rachunków lub przyjemności, a zwierzęta żeby przeżyć. Właśnie dlatego są one lepsze od nas." Naturalna eliminacja, a także umysł, jaki posiada człowiek, wyniosły nas na szczyt, ale zaniedbujemy to wyrządzając sobie nawzajem krzywdę.

Takie oto przemyślenia nachodzą dziewczynę, kiedy spaceruje po lesie. Ja wiem, że nastrój, że ładne miejsce, ale kojarzy mi się to z jednym z najbardziej zabawnych fragmentów książki – mówię tu o pewnie niewielu znanym (bo pewnie nie dotrzymali do ostatniej części, odpadając przy poprzednich wpadkach autora) wydarzeniu z Dziedzictwa, napisanego przez Paoliniego. Tam to główny bohater zauważa, że ziemia jest okrągła, po czym przez dobrych kilka stron monologuje o tym, że w związku z tym nie powinno być wojen, bo ziemia jest okrągła. Przy czym już tam jest to odrobinę lepiej uzasadnione, bo przeżył szok i tak dalej…

Ale to trochę dygresja. Krótko i zwięźle – czasem wystarczy powiedzieć, że las był tajemniczy i być może budził nieokreślone uczucie jedności z naturą.

Za to sam opis polanki jest zgrabny.

Reszta wygląda jak sen i tak jest trochę opisana. Spotykamy dwóch nieznajomych facetów w lesie, jeden emanuje dobrocią, ma blond włosy i jest idealny, drugi transmutował się z wilka i ma te piękne, czarne oczy. A bohaterka nie zadaje żadnych pytań typu „skąd, do jasnej cholery, się wziąłeś” czy nawet zwyczajnego „jak się nazywasz”.

Z jednej strony chciałam kąpać się w blasku skrzydeł tamtego, ale coś usilnie starało się przeciągnąć mnie na ciemną stronę.

Hę? Jakich skrzydeł? Wcześniej nic mu z pleców nie wyrastało!

Ja jestem Mateusz. Szukam ciebie- teraz spojrzałam w stronę drugiego z nich.

I ta odpowiedź nie wzbudziła w niej żadnego niepokoju? Jest sama w lesie, z obcymi mężczyznami, żadnej gwarancji, że nikt jej nie chce zgwałcić, zabić i zgwałcić raz jeszcze.

-Ja jestem Mateusz. Szukam ciebie- teraz spojrzałam w stronę drugiego z nich.
-Dawid, robię to samo co on- jego głos był taki seksowny. Lekko ochrypły i taki męski.


Widzę, że problem z dialogami jest. Krótkie streszczenie zasad.
- po pierwszej pauzie musi znaleźć się spacja
- druga pauza także musi być oddzielona spacjami
- jeżeli po wypowiedzi piszesz o czymś, co bohater zrobił, ale nie dotyczy to wypowiedzi (czyli np. spojrzał, kiwnął głową), to na końcu wypowiedzi musi znaleźć się kropka, pytajnik lub wykrzyknik, a zdanie po pauzie zaczynamy dużą literą
- powyższą dużą literę i kropkę (ale nie dotyczy to wykrzykników i pytajników) pomijamy wtedy, kiedy po wypowiedzi nawiązujesz do mówienia – spytał, krzyknął, wrzasnął, powiedział, odrzekł.

Nagle dostajemy też pożar domu i bohaterkę już przywiązaną do nowych chłopaków. Spalenie domu sugeruje, że pewnie z nimi zostanie. Nie powinna wrócić do rodziców, przyjaciółek, rodziny, kogokolwiek?

Mój chaotyczny tok myślenia przeraził nawet mnie. Gdzie jest ta spokojna, racjonalna osoba, jaką kiedyś byłam?

Powiedzmy, że brzmi to cokolwiek nienaturalnie biorąc pod uwagę fakt, że niesamowite zdarzenia zaczęły jej się przytrafiać… może trzydzieści minut temu, licząc spacer?

-Miło mi cię poznać, nie martw się domem, odbuduje się- puściła do mnie oko i zarzuciła mi ręce na ramiona. Przytuliłam się do niej, i nareszcie poczułam się jakbym miała przyjaciółkę, taką na śmierć i życie.

Bohaterka poznała tę Patrycję trzy sekundy temu! Nie możesz od razu robić z nich najlepszych przyjaciół. Tak się po prostu nie dzieje.

Za to bardzo interesującą nutą kończysz rozdział.

Rozdział 3

Dziewczyna otwarcie przyznaje, że ona się chce z nowo poznaną czwórką zaprzyjaźnić (mamy jeszcze Adama, o którym nie wspomniałam).

Zastanawiam się, jak ona chciała uciec przed problemem przenocowania matki w domu. Chciała udać się z tymi ludźmi i liczyć na to, że matka nie zanotuje zniknięcia córki i przekształcenia się domku w malownicze zgliszcza?

Teraz dopiero poznajemy też imię bohaterki – Anika. Przyznam, że dobrze Ci wyszło pisanie bez niego, a i lepszy efekt ma ujawnienie tego imienia już później.

Teraz dochodzimy do sceny, w której Anika powinna powiedzieć o wszystkim rodzicom. Zaczynam czytać i… gubię się. Jaki atak? Zza jakich drzwi? Czemu, na Wielkiego Boga Oma, nikt nie kwestionuje walki wręcz z obcym facetem? A rodzice? Siedzą sobie na kanapie, grzecznie czekając, aż wszystko się skończy?

Już najbardziej dobił mnie fakt, że zaraz po walce przyjaciele wychodzą – ot tak. Nie mówią nic rodzicom Aniki, nie, po prostu wychodzą. W tej scenie panuje chaos, a opisy są jednozdaniowe i mało obrazowe, przez co właściwie wciąż nie wiem, co się stało. Akcja leci przez chwilę na łeb, na szyję, a potem wraca do normalnego tempa zostawiając czytelnika w zupełnym osłupieniu.

A znów – końcówka całkiem ładna i intersująca. Zapowiada trochę więcej informacji o Aniołach i Demonach…

Rozdział 4

Dopiero teraz mówisz, że ci bandyci byli wcześniej w rodzicach Aniki, a dopiero potem z nich jakoś wyszli. To nieco rozjaśnia sytuację.

Bohaterce dom spłonął nie na długo – jej nowi przyjaciele wyczarowali jej chatkę jak z bajki. Czy to jakaś specjalna moc Anielska/Diabelska?

Jej, dziewczyna zna Dawida od jakiś dwudziestu czterech godzin i już go całuje. Nie będę zaskoczona, jeśli to on na nią wpadł w prologu. Nie miałabym nic przeciw ich związkowi – choć jest bardzo przewidywalny – gdyby nie fakt, że zaczyna się tak wcześnie. Zanim dziewczyna pocałuje obcą osobę powinna ją choć trochę poznać.

Sam pomysł jest ciekawy – przejmują ciała ludzi, którzy mają jakiś szczególny dar, wysyłając ich dusze do Eteru. Muszą przejść okres próbny i zostać Aniołem lub Demonem. Trochę mi tylko zgrzyta ten „brak zasad”. To co testuje ten okres próbny, jak mogą nic nie robić? A, przepraszam, człowieka nie wolno zabić, to jedyny zakaz.

Anika zaś dowiaduje się, że nie jest tylko kolejnym potencjalnym pojemnikiem – może być kolejnym wcieleniem żądnej zemsty wiedźmy. Na razie wygląda ciekawie.

O! Znalazłam mój własny komentarz na Twoim blogu. Tak mi się wydawał odrobinę znajomy (blog oczywiście, nie komentarz), ale z tego, co pamiętam, jakoś nie czytałam go dokładnie ani długo…

Rozdział 5

Próbuję sobie wyobrazić, jak rzucono bohaterkę pod drzewo przez popchnięcie w plecy. Wydaje się to fizycznie nieprawdopodobne, zwłaszcza, że rozmawiała z Dawidem, a zatem nie stała tuż przy drzewie.

Jakiś mężczyzna próbuje ją zabić i najwyraźniej, mimo umiejętności rzucania jakimiś magicznymi kulami, przejmuje jej groźbą łamania mu kości w sposób tradycyjny.

Jestem bardzo ciekawa, co też Anika mogła szeptać Dawidowi do ucha, skoro tak krótko go zna. Naprawdę, nie mam pomysłu jak miałaby go ona uspokajać.

-Macieju - odezwałam się władczo, tak jak nauczył mnie przemawiać do ludzi ojciec.- Chcę, abyś stąd poszedł i zapomniał o tym, że nas tu widziałeś.

A Maciej, który przybył tu żeby zabić dziewczynę, miał w jej mniemaniu posłuchać? Przecież taka głupota przez gardło jej nie powinna przejść! Za to blednie to przy następnej części dialogu, w której to Anika chce się od Maćka uczyć. Magii. Bo on właśnie jest magiem lecznictwa. Sądzę, że ona raczej powinna mieć opory przed oddawaniem się na naukę do niedoszłego mordercy.

Rozdział 6

I teraz próbujesz wmówić mi, że Maciej się zgodził? Ot tak odstępuje od zamiaru zabicia Aniki, postanawia ją wtajemniczyć w sekrety magów? Nie był chyba szczególnie mocno umotywowany…

z mojej dłoni trysnął mały strumyczek magii, która jednak opadła i znikła zanim dotknęła ziemi.

To nie było zaklęcie na ogień? I jak wygląda ta opadająca magia?

Anika ma dziwną huśtawkę nastrojów – w połowie lekcji dociera do wniosku, że „normalni ludzie nie czarują”, z czego, bez żadnych dodatkowych wytłumaczeń, wynika płacz. Bo zostawiła rodziców. I pędzi do nich już, natychmiast.

Tutaj nie ma bezpośredniego powiązania, przez co całość się nie trzyma. Nie ma też powodu, dla którego nagle, tryskając magią z dłoni, stwierdzała, że nie może.

Anika wreszcie rozmawia z Dawidem. Do którego żal próbujesz w nas wywołać. Tutaj rada – nie będziemy mogli żałować śmierci Joachima, jeżeli zielonego pojęcia nie mamy, kim o w ogóle był.

Córuś nie ogranicza się do przestawienia matce Dawida. Córuś walnęła z grubej rury, że jest czarownicą.

Jesteśmy w naszym świecie, tak? No, naszym, plus Anioły, Demony, magowie i czarownice. I Anika tak beztrosko chce mówić rodzicom, których nie lubi, że istnieje drugi, ukryty, fantastyczny świat?

Matka idzie wzywać psychiatrę, a ojczulek okazuje się być wtajemniczony w cały ten bałagan.

Rozdział 7

Przyznam szczerze, że sam pomysł na tę scenę był całkiem dobry – podziemia, skrzynia, a przede wszystkim chwiali Ci się fakt, że nie uczyniłaś bohaterki tą tajemniczą władczynią najpotężniejszego żywiołu, a zostawiłaś ją Pochodnią. Innymi słowy – Anika włada ogniem i figa z makiem, inne żywioły są poza jej zasięgiem. I to masz u mnie na plus.

Na minus policzę to, że Anika ani przez chwilę się nie dziwi. Ani przez moment. Tata wie o całym tym magicznym świecie? Ok. Jestem czarownicą? Świetnie. Nieważne, że nie mam bladego pojęcia, czym właściwie jest czarownica. Jestem „Pochodnią”? Też super. Tym bardziej nie wiem, co to oznacza, ale ogólnie to bardzo dobrze.

Wprowadzasz też nową sprawę – wybór Patrycji, która ma wybrać, czy będzie demonem, czy aniołem.

Nie powiem, ten pomysł z wyborem jest całkiem ciekawy. Ale ciągnie za sobą kilka poważnych niedopowiedzeń. Skoro wybierają, można powiedzieć, że są „neutralni”, tak? To skąd bierze się podział na te anioły i demony jeszcze w ziemskim życiu? Wiemy, że Dawid jest demonem – a przecież nie dokonał wyboru. To jak to z tym jest? Dość słabo to wyjaśniłaś, zwłaszcza, że miałaś doskonały pretekst – wystarczyłoby, żeby bohaterka poczuła naturalną ciekawość i zadawała pytania.

Rozdział 8

Podeszłam do niego, udając rozbawienie, a gdy byłam już przy nim przywołałam mój żywioł i zamachnęłam się nim na czarodzieja.

Znaczy jak wygląda ten żywioł? To pałka? Biorąc pod uwagę fakt, że jej żywiołem jest ogień… Chwyciła płomień i machnęła nim na niego?

Plazma. Za razem gorąca jak i zimna, dlatego ich ręce są tak pokaleczone.

Plazma to samorzutnie zjonizowana materia o stanie skupienia z grubsza przypominającym gaz. Przekładając na polski – gwiazdy, płomień, słońce, takie tam. Stanowi jakieś 99% wszechświata. Czy uważasz, że z tego da się zrobić barierę? I że jest ona zimna? Plazma zimna, która jest najchłodniejszą z nich, ma temperaturę ok. 1000 K, co daje ok. 727 stopni Celsjusza. Jak się obijają o plazmę od dłuższego czasu i żyją, to niezłe właściwości mają te ich ludzkie ciała…

Dawid właśnie ma się pojedynkować z Michałem, kiedy znów włączasz swoje tempo do akcji – pojawia się jakiś Semir, wzywa demony w imieniu Pierwszego Piekielnego, te znikają, anioły znikają, wszyscy znikają, zostaje Anika i niemagiczna feraina. A Michał okazuje się być jednak Joachimem. Musiałam to przeczytać trzy razy, żeby coś z ego wyciągnąć. Zwolnij trochę przy takich opisać, daj zobaczyć tę sytuację, zamiast przeskakiwać od jednego, do drugiego. I podpisuj dialogi, proszę. Bo trudno się czasem rozeznać w tym, co kto mówi.

Potem też nie zwalniamy – Joachim zbija ojca Aniki i to tak szybko, że prawie to przegapiłam, Anika ignoruje kulę ognia, która przetopiła jej się przez ubranie i uderzyła w brzuch i zabija Joachima na miejscu. Dostaje też tajemnicze wytyczne. Poszukiwania czas zacząć…

Rozdział 9

Czy naprawdę chcesz, żeby Twoja bohaterka narzekała, że jej matka po śmierci męża jakoś nie chce organizować pogrzebu i skupia się na własnym smutku? I że chyba nawet nie wpadło jej do głowy, że rodzicielkę można by… no nie wiem… jakoś pocieszyć? Chociaż spróbować? Nie chce jej podać leków uspokajających, bo zawierają chemię… No tak, wygląda logicznie. Gdzieżby matka miała przez chwilę spokojnie spać.

Patrycja też wydaje się być podobnego gatunku. Kiedy jej przyjaciółce, Anice, puszczają nerwy na cmentarzu i zupełnie się załamuje, ta posyła jej naganne spojrzenia, bo musi za nią rozmawiać z gośćmi.

Sztucznie wprowadzasz limity czasowe, nagle informując, że Władca Żywiołu (już nie czarownica) musi połączyć się z żywiołem przed osiemnastką, bo umrze. To ciekawe, że magia przyjmuje te same granice wiekowe, co większość Europy. Ani to dojrzałość psychiczna, ani biologiczna… Przystosowali tę magię do nowych czasów?

BMW z rocznika 98 w kolorze metalik

W kolorze metalicznym, metalu, jak sobie chcesz, ale nie „metalik”. Nie spolszczaj angielskich wyrazów jak „metalic”.

Przy okazji rozmowy o wyborze wychodzi na jaw, że anioły to jednak „te raczej złe”. Cóż. Miałam cichą nadzieję, że jednak nie będziesz twierdzić, że ta niedoceniana, oczerniana strona mocy jest jednak dobra, ale niech będzie, źle nie jest. Partycji też się coś wypsnęło o dawnej miłości, co skutkuje wypadkiem samochodowym. Akurat całkiem ładne zakończenie.

Rozdział 10

No… wait… Teraz jednak oni są pełnoprawnymi demonami? To co oni robią na ziemi? Czemu mają ograniczone moce? I czemu, do jasnej cholery, szwendają się z tymi „nieoznaczonymi” i nawet wytrzymują obecność aniołów, skoro powinni ich automatycznie nienawidzić i pragnąć ich zagłady?

Anikę nachodzi wygodne wspomnienie dotyczące leczenia – akurat na czas. Jestem przeciwniczką takiej aż wygody w zbiegach okoliczności.

Sama scena uzdrawiania jest bardzo sugestywnie, choć może nieco zbyt egzaltowanie w niektórych momentach, napisana. Część z Tomkiem też wypada dobrze.

Rozdział 11

Tu wreszcie mnie zaskoczyłaś, pokazując, że jednak, jednak demony są u Ciebie złe i złe będą. Mamy więc Anikę zamkniętą z Tomkiem w jakiejś dziurze i prawdziwe oblicze Dawida. Wiesz co? Masz u mnie plus za ten zwrot akcji. Bo się go nie spodziewałam w ogóle.

Szkoda mi tylko, że ich tak szybko wyciągnęli z tego lochu. Mam nadzieję, że będziesz trzymać się konwencji i w niebie też tako idealnie im nie będzie…

Podsumowując – sam pomysł wydaje się być ciekawy, ale… niedopracowany. Logika wydarzeń niestety leży, budowanie napięcia też nie bardzo wychodzi – nie możesz polegać jedynie na nagle wrzucanych scenach, które zaskoczą bohaterkę, trwających na dodatek tyle, co mgnienie oka. Nie wystarcza to do odczucia jakiegoś napięcia. Przyznaję, im dalej, tym lepiej i bardzo dobrze, że widać postęp. Fabuła przestaje być przewidywalna, jak na początku i staje się trochę mniej naiwna. Co prawda wciąż zbyt szybko usuwasz problemy z drogi bohaterów – spróbuj ich może potrzymać w takim loszku ze trzy rozdziały, lub chociaż dwa – niechże się zżyją ze sobą, pocierpną trochę, poknują… Żebym uwierzyła, że są w niebezpieczeństwie i załamał im się świat. Zbyt szybko gnasz tę akcję do przodu, czasem przydałoby się zwolnić odrobinę. To i logika to dwie rzeczy, nad którymi czeka Cię w tej kwestii najwięcej pracy.

Sam pomysł, zwłaszcza zwrot w ostatnich rozdziałach, jest bardzo dobry – no, może od połowy. Mam takie wrażenie, że przy pierwszych rozdziałach miałaś tylko ogólną koncepcję świata i Anikę jako dziedziczkę tej czarownicy. Władcy Żywiołów i reguły, które nimi rządzą, pojawiają się gwałtownie i znikąd, przez co sprawiają wrażenie przypadkowo wymyślonych – wystarczy je przedstawić nieco zgrabniej, w dłuższej rozmowie, częściami i ten problem zniknie. Z Dawidem też mam problem, związany ze związkami międzyludzkimi – zaserwowałaś przyjaźń instant, miłość gratis. Trudno jest odczuć, jak bohaterka może cierpieć, bo nie pokazałaś właściwie relacji między tymi dwojga. Tulą się, całują i tyle. Anika nic o nim nie wie, nie widać z tego tekstu, jak go kocha, przez co trudno jest nam zobaczyć, że naprawdę cierpi właśnie z tego powodu, a nie tylko dlatego, że ktoś ją zamknął w piwnicy.

Skoro już jestem przy związkach międzyludzkich – niestety, leżą. Wszystkie. Patrycja, najlepsza przyjaciółka, także nie jest nam, ani Anice, dobrze znana. Ludzie nie mogą się spotkać i zostać najlepszymi przyjaciółmi ot tak. Musiałyby się poznać, porozmawiać, zbudować relację. Można to przyspieszyć, jeśli przeżyły razem jakąś przygodę czy coś w tym rodzaju – ale proces poznawania wciąż istnieje, tylko trochę inny, bo już w trakcie znajomości. U Ciebie go nie ma. Anika z miejsca akceptuje grupę obcych ludzi jako przyjaciół, odcina się od wszystkich, których znała – a początkowo utrzymywałaś, że jednak jakiś znajomych ma. To za to niekonsekwencja w postaci Aniki.

Postaci… Tu też wielu komplementów nie będzie. Anika idzie oczywiście na pierwszy ogień.

Problemów z nią jest kilka, ale najpoważniejszym i najbardziej irytującym jest fakt, że ta dziewczyna wszystko łyka bez żadnych pytać. Człowiek-wilk, który mówi, że jest demonem? Żadnych pytań. W jej świecie pojawiają się rasy, których istnienia nawet nie podejrzewała, a nie zadaje żadnych pytań. Czasem coś o nich wspomni, ale grzecznie czeka przez te wszystkie wydarzenia, aż ktoś zechce jej opowiedzieć całą historię, a wszystkie rewelacje akceptuje bez mrugnięcia okiem. Nie mamy też pojęcia o jej osobowości – masz odniesienia do niektórych współczesnych dzieł, ale wciąż nie wiem, co ona lubi robić, jaka właściwie jest. Określa ją tylko kilka podstawowych wyznaczników. Kolejnym problemem jest nagłe zrobienie z niej „innej”. Na początku wcale nie wydaje się, żeby tak się różniła od rówieśników. Miała niedawno chłopaka, przyjaciółkę, nawet coś wspominałaś o jej znajomych – potem zaś piszesz, że nikt nie chciał się z nią przyjaźnić.

W przypadku Aniki nawet wiek nie jest pewny – skoro jest aż tak samodzielna i niezależna, muszę założyć, że ma za sobą szkołę. Przynajmniej liceum. Ale zachowanie pasuje raczej na przełom gimnazjum/liceum, coś w tym stylu.

Trudno mi cokolwiek powiedzieć o reszcie postaci… Są właściwie wszystkie lustrzanym odbiciem Aniki z dodaną jakąś cechą typu – jest demonem, jest zły, jest aniołem. Niewiele o nich wiadomo, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że niemal nic. A biorąc pod uwagę fakt, że mamy tam wielką miłość bohaterki, to nie jest dobrze. Wiemy tylko, kto w towarzystwie ma jakie włosy, jaki głos i jak wygląda, oraz do jakiej rasy należy.

Tak naprawdę jedyną chyba osobą, która reaguje realistycznie na wszystkie te wydarzenia jest… matka Aniki. Ma swoje momenty złości, załamania, strachu, trzyma się kurczowo swojego światka i źle znosi dziwne walki w domu. Choć właściwie pomijana, zachowuje się najbardziej logicznie.

Świat przedstawiony istnieje w ogólnych zarysach, ale w niektórych miejscach ma potężne dziury logiczne. Jak mechanizm zmieniania się w anioły i demony. Tak naprawdę zrozumiałam go nieco lepiej dopiero po zajrzeniu do odpowiedniej zakładki, bo w tekście opisałaś go dość mętnie. Z tego mi wynika, że Dawid jest demonem w okresie próbnym – a tego w tekście chyba nie ma. W pewnym momencie pojawia się też wysłannik Dołu – w formie cielesnej. Nie miałabym nic przeciwko gdyby nie fakt, że piszesz w zakładce, że demon to istota bezcielesna. Myląca jest też ta „natychmiastowa nienawiść” do drugiej rasy. Nienawiść to potężne uczucie i nie jestem pewna, czy anioł i demon w okresie próbnym przebywaliby razem z własnej woli, tylko dla jakiejś dziewczyny.

Dodatkowo problem jest z domem Aniki. Mieszka najwyraźniej na kompletnym zadupiu, żadnych ludzi, las, natura. Nikt bowiem nie widział pożaru, a skoro palił się dom, to ogień powinien być dość widoczny i ludzie by się zaniepokoili. Chociażby dlatego, że płonęła chata w pobliżu lasu, co może skutkować poważną katastrofą. A jednak ma tam niedaleko przystanek autobusowy. Trochę to naciągane.

Dziury pojawiają się zazwyczaj na początku – tam, gdzie zaczynałaś kreować świat. Potem starasz się wyraźnie bardziej, dbasz o szczegóły – ale podstawy są wciąż trochę niejasne.

Z opisami także kiepsko, zwłaszcza wtedy, kiedy wprowadzasz akcję. Mam wrażenie, że chcesz doprowadzić do niektórych scen, a reszta tylko ma się pojawić i skończyć. Opisy uczuć jako tako istnieją, choć zazwyczaj są bardzo mocno wyolbrzymione, pełne patosu i wyszukanych fraz – zwłaszcza, kiedy piszesz o miłości. To nie jest złe, ale zbyt często i intensywnie stosowane nie wypada najlepiej. Opisy akcji wypadają stanowczo najsłabiej – są streszczone do minimum, a czasem chyba zapominasz uwzględnić jakąś oczywistą dla Ciebie informację, przez co czytelnik się gubi. Musisz trochę dokładniej pokazać, skąd właściwie wziął się napastnik i jak atakuje, przy tym uwzględnić reakcje innych.

Opisy postaci są trochę takie szablonowe – takie włosy, takie oczy, przystojny lub nie. I nagminnie potem używasz właśnie określeń „ciemnowłosy”, „jasnowłosy”, „niebieskooki”. Dwa pierwsze czasem powodują lekkie zagubienie, bo nie tylko jedna osoba w towarzystwie miała ciemne włosy, a drugie określenie jest trochę… bez sensu. Czy ty uznałabyś za najważniejszą i najbardziej widoczną cechę ludzką kolor oczu? Gdybyś miała napisać coś o swojej znajomej, napisałabyś o „zielonookiej”? To nie jest naturalne określenie, uzasadniać je może niezwykły kształt/kolor oczu – nie wiem, bohater ma oczy czerwone, ma trzecie oko w kształcie trójkąta…

Przy dialogach powtórzę część wcześniejszych zarzutów – są skrócone. Czytając je zazwyczaj ma się wrażenie, że chcesz dokończyć ekspozycję i przedstawić w jak najkrótszym czasie wszystkie informacje. Ludzie tak nie mówią – opisują, kluczą wokół tematu, prowadzą rozmowę, a nie jednostronny monolog, przerywany tylko popychającymi go w odpowiednim kierunku pytaniami. Pytania są wyraźnie pomyślane tak, żeby bohater uzyskał konkretne informacje, brakuje zaś w nich jakiegokolwiek zdziwienia, może zaprzeczenia nowym, niecodziennym informacjom. Nawet rozmowy między przyjaciółmi nie są tak naturalne, choć w ich przypadku jest trochę lepiej, bo nie ma tego natłoku wiadomości.

Twój styl jest całkiem przyjemny, choć masz skłonność do zbyt egzaltowanych opisów uczuć, kiedy do gry wchodzi Anika. Poetyckość nie sprawdza się wszędzie. Ale czyta się w miarę przyjemnie, masz bogaty zasób słownictwa. Piszesz tylko trochę zbyt urywanie, za mało uwagi poświęcasz fragmentom, których nie lubisz – i to widać bardzo wyraźnie. Jeśli dążysz do jakiegoś wydarzenia – okej, ale musisz też przyłożyć się do każdej sceny, która będzie występowała przed nim.

18/60

4. Poprawność

Poprawię zwyczajowo trzy części.

Prolog. Zew.

I po co te kropki, ja się pytam?

Mój słuch wyłapuje każdy szmer, krok, wzrok przebija się przez ciemność z łatwością, z jaką oddychamy. Poczucie władzy przepełniało całe moje ciało, mięśnie sprężały się przy jakimkolwiek szepcie.

Czasy się poplątały. Alebo przeszły, albo teraźniejszy.

Zakręt w prawo i, nagle, po oczach uderza mnie

Lepiej będzie bez przecinków.

w tym momencie daje mi wszystko(przecinek) czego można zapragnąć.

Upojenie chwilą zapomnienia, które zapoczątkowała się w lesie, szybko minęła.

Chwila się zapoczątkowała w lesie? I trwa? To już nie jest chwilą.

Pędziłem, (bez przecinka) ile sił w nogach

które ułożyły się w pomarańczowy wachlarz, (bez przecinka) na kamieniach chodnika, akurat w tym miejscu rzuconych jakby od niechcenia, na ziemię.

I w tym momencie wychodzi z tego, że kamienie chodnika były od niechcenia rzucone na ziemię.

Delikatnie musnąłem rudą czuprynę, a prąd temu towarzyszący, delikatnie mnie sparaliżował, a na moje spojrzenie podziałał jak katalizator, bo błysnęło energią.

Delikatnie sparaliżował… Czyli on mógł ruszać połową ciała, czy jak? A katalizator to, za encyklopedią PWN, to „substancja, która zwiększa szybkość reakcji chemicznej”. Ciekawa jestem, co przereagowało w spojrzeniu chłopaka tak, że dało światło.

Za nami rozległ się odgłos kroków, posyłając ostatnie zerknięcie na bezwładne ciało, oddaliłem się

Odgłos kroków posłał ostatnie zerknięcie.

6. Rodzice.

I znów – po Ci ta kropka po „rodzice”? To nie jest zdanie.

Z góry uprzedzam, że nie poprawiam zapisu każdego dialogu – już wytłumaczyłam, gdzie mają być spacje i duże litery, dalej nie miałoby to sensu.

Masz rację(przecinek) jeszcze głośniej się śmiej(przecinek) to pobudzisz połowę lasu.

pobiegłam za nauczycielem. Tempo to on miał. Już po chwili dostałam zadyszki

która jednak opadła i znikła(przecinek) zanim dotknęła ziemi.

mruknął pod nosem Maciej, zanosząc się chichotem z mojej osoby

Śmiejąc się z mojej osoby, albo coś. Ale nie zanosi się chichotem, to po pierwsze, po drugie, nie chichocze się z czegoś, a po trzecie – jak on jednocześnie do siebie mruczał i chichotał?

Nie rozumiałam(przecinek) o co mu chodzi

Nie wiem, jakie to uczucie stracić kogoś tak bliskiego, (bez przecinka) jak przyjaciel.

a odkąd dorosłam na tyle(przecinek) by poznać tematy ptaszków i pszczółek

Żółty, pomarańczowy... wszystko(przecinek) co kojarzy się z ciepłem.

Opadłam na pufę niczym dama

To mnie rozbawiło, przyznam się szczerze. Od kiedy damy „opadają” na pufy?

11. Demony.

. Leżałem tak już koło kilkunastu godzin, nie wiedziałem dosłownie ile

Nie wiedziałam dokładnie ile.

Przeżywają pierwsze klęski i wzloty.

Nie jest to błąd, ale lepiej wyglądałoby „wzloty i upadki”.

Dzieje się coś dziwnego, niby rozumiem(przecinek) co mówią

-Oh, zamknął byś się.

Zamknąłbyś się.

Zastanawiałem się(przecinek) o jaką tragedię chodziło.

Dziewczyna zwróciła uwagę na moje dziwna manewry

Dziwne manewry.

Nie potrafią grać fair play.

Grać fair. Bo „fair play” to już jest „uczciwa gra”.

Nie zawsze, ale niektóre słowa, które „wypowiadasz”, (bez przecinka) podczas działania bardzo silnych emocji, (bez przecinka) potrafię coś podsłuchać.


14/20

5. Ramki

Powiedz mi, po co Ci te kropki po nazwach ramek? To nieestetycznie wygląda.

Chyba nie do końca rozumiem powiązania między tytułem zakładki „Ptaszek” a odsyłaczem do strony głównej.

„Sowa” prowadzi nas do różnych informacji o opowiadaniu, znaczeniu adresu, opisów ras… Zaraz, zaraz – połowy tych informacji nie było! W tekście nie wspomniałaś, w jakiej formie występują demony, w czym specjalizują się magowie, ani że przebywają oni w Niebycie! Nie możesz umieszczać w zakładce informacji, których nie da się wyczytać z tekstu – to jest tylko pomoc dla tych zapominalskich lub nieuważnych, którzy czegoś nie dostrzegli czytając. Nie zastępuje opisów i wyjaśnień w fabule.

Błędy:

że jest jej godzien dostaje całą, przeznaczoną dla niego moc.

w drugim przypadku, jako lekka, powiewająca mgiełka

Bez pierwszeo przecinka. I mgiełka nie może powiewać.

„Award of Insanity” to zakładka z odpowiedziami na pytania i nominowanymi do tejże nagrody – jedyne zastrzeżenie mam do koloru linków, które są słabo widoczne na ciemnym tle.

zniszczyła wszelkie bronie

Zniszczyła wszelką broń.

Radziłabym też ujednolicić sposób odpowiedzi – co nominacja, to inny. Raz Twoje odpowiedzi poprzedzone są „odp:”, raz są ciemniejszą czcionką (której, notabene, nie widać), innym razem jak pytania.

„Płatek śniegu” to… zakładka o Tobie. Uważałabym bardziej z wybieraniem nazw, bo to jest często używane w blogsferze określenie (raczej po angielsku w wersji: „speshul snowflake”, błąd celowy, jakby coś) na bohaterkę wykreowaną na tę idealną, specjalną, najlepszą i wyjątkową pod każdym względem. Bynajmniej nie jest to określenie pozytywne.

siebie krótkie(nie aż tak, ale...)

Spacja po „krótkie”.

przyglądam się im chwilę, po czym zażenowana znów podwijam je pod siebie. Nie przyglądaj się za dobrze

Powtórzenie „przyglądam”.

Ktoś, właśnie dostaje kosza.

Po pierwsze, bez przecinka. Po drugie, ta myśl tylko luźno wiąże się z tekstem i sugeruje raczej, że autorka dostała kosza, nie czytelnik.

A teraz koniec gadania o mnie, jaka jestem.

O mnie, jaką jestem? O tym, jaka jestem? To dwie z propozycji, ale nie do końca wiem, jaki miał być sens tego zdania.

O nie mistrzu, błagam.

Przecinek przed „mistrzu”.

Nie jestem przekonana do samej formy, ale jak Tobie się podoba, to już Twoja sprawa. Zmniejszyłabym tylko ilość tych „haha”. W większości przypadków bez nich wyglądałoby to o wiele lepiej.

„Linki”

Blog „smak duszy” został usunięty, „krąg mroku”, „ucieczka z raju”, „tańczę w rytmie serca” i „diamentowa gwiazda” podobnież, a „siedem kręgów piekieł” nie istnieje.

I karygodny błąd w nazwie kategorii - fantasty. Pisze się fantasy, co oczywiście wiesz.

”Spam”, to spam, nie będę się o nim rozpisywać.

1/5

6. Statystyki

Spamu u Ciebie nie ma, prowadzisz z innymi konwersacje, czytelnicy są kulturalni… Czego wymagać więcej?

5/5

7. Inne

Jak już zapowiedziałam – masz ode mnie jeden punkt za zaskakujący zwrot akcji, którego naprawdę nie przewidziałam. Należy Ci się.

+1

8. Podsumowanie

Mam nadzieję, że już wiesz, co mniej więcej powinnaś poprawić. Przede wszystkim, rozpisuj się bardziej, opisuj i nieco zwolnij akcję. Musisz też popracować nad kreacją bohaterów, załatać trochę dziur logicznych w kreacji świata i zmienić reakcje Twoich bohaterów na nieco bardziej… ludzkie. W dziedzinie poprawności jeszcze dużo zostało do doskonałości, ale jest dobrze, nie robisz wielu błędów.

Z rozdziału na rozdział widać u Ciebie postęp, więc wszystko jest na dobrej drodze. Czeka Cię sporo pracy, nie ukrywam, ale sądzę, że z tego pomysłu da się wiele wyciągnąć.

Cóż, mam nadzieję, że ocena się jakoś przydała. Wychodzą Ci 54 punkty, co daje ocenę dostateczną. Życzę powodzenia.

poniedziałek, 14 października 2013

|0054| cien-jezdzca-luku.blogspot.com

Ocena bloga: Cień jeźdźca łuku
Autor: ~Shade
Oceniająca: Diana



     1. Pierwsze wrażenie (5/5)

Adres prosty, logiczny i łatwy do zapamiętania. Przyciąga uwagę, co też jest ważne. Interesujący. Zapowiada ciekawą fabułę i mam wrażenie, że trochę się przy niej napracowałaś. Nie mam pojęcia, jak napis na belce ma się do adresu, ale pasuje bardziej do romansidła niż fantasy. Mam więc nadzieję, że miłość nie będzie stanowiła całej fabuły, a będzie jednym z wątków. Ogólnie rzecz biorąc, jestem ciekawa tego opowiadania i nie mogę się doczekać czytania.

      2. Grafika (13/15)

Na blogu wita mnie szarość. Szablon nie jest jakoś specjalnie skomplikowany. Napis na nagłówku jest czytelny, tylko znów przywodzi na myśl romans. Jedynie ten lis jest trochę dziwny i nie za bardzo pasuje do pozostałych elementów nagłówka. Na pierwszy rzut oka w ogóle go nie widać, ale potem strasznie przyciąga wzrok. Tło jednokolorowe, uspokaja i zapewnia tajemniczą atmosferę. Czcionka jest widoczna i ma przystępny rozmiar. Dużo tu gadżetów, ale nie zwraca się na nie szczególnej uwagi. Jedynie maskotkę bloga, która jest po prostu genialna, przesunęłabym wyżej. Nad obserwatorów.
Całość wygląda estetycznie, jednak napis na belce i nagłówku nie pasuje za bardzo do fantasy, jak już mówiłam. 

       3. Treść (49/60) 

Rozdział 1.
Moją pierwszą myślą po przeczytaniu go było to, że wcisnęłaś tam za dużo imion i nazw jak na jeden (dość długi) rozdział. Zbyt wiele do zapamiętania, zwłaszcza że stworzyłaś zupełnie nowy świat. Chciałaś wyjaśnić wszystko na wstępie i przez ten natłok informacji poczułam się jakbym czytała podręcznik. Nie lepiej stopniowo wprowadzać czytelnika w ten świat? Poczekać, aż przyswoi niektóre informacje, a resztę zawrzeć w następnych rozdziałach? O wiele przyjemniej by się to czytało. W obecnej wersji co chwilę zastanawiałam się gdzie, kto, do kogo i dlaczego. Doceniam to, że wymyśliłaś wszystko od podstaw. Doceniam to, że imiona bogów brzmią jak imiona bogów, a nie zwykłych śmiertelników. Jednak dlaczego jest ich tak dużo?
Następnie akapity, a właściwie ich brak. Przez to tekst sprawia wrażenie zbitego i bynajmniej nie zachęca do czytania. Nie wystarczy zacząć od nowej linijki – akapit to rzecz obowiązkowa.
     -Heitre, jesteśmy boginiami. My się nie zmieniamy - westchnęła Ketove z ulgą i lekkim politowaniem w głosie. Parę linijek wcześniej napisałaś, że bogowie i boginie zmieniają się praktycznie bez przerwy. To jak w końcu z nimi jest?
    Upewniwszy się, że jest w miarę bezpieczny i mocny, silnym "kuśkańcem " dała wierzchowcowi sygnał, by ruszył. A nie można po prostu napisać, że przycisnęła łydkę do jego boków albo coś w ten deser? Btw, co to znaczy „kuśkaniec”?
      Baardzo dłużył mi się ten rozdział. Takie gadanie o niczym. Niby przedstawiłaś cały świat, ale niewiele się wydarzyło. Tak, jak mówiłam: niektóre informacje mogłyby pojawić się później.

            Rozdział 2.
            O wiele ciekawszy od poprzedniego, choć nadal dużo gadania o niczym. Rozumiem, że trzeba wprowadzić czytelnika w świat, ale raczenie go coraz dłuższymi fragmentami ksiąg, które czytała Berui nie było dobrym pomysłem. Na przykład to o tej kobiecie, która prawie zmarła w górach. Wątpię, żeby autorowi książki o miksturach chciało się opisywać dokładnie okoliczności powstania danej mieszaniny. Może w trzech, czterech zdaniach przybliżyłby tę historię, ale żeby aż tak się zagłębiać? Mogłaś po prostu napisać, że Berui dowiedziała się tego i tego.
             Wcześniej płakał, bo łzy zosatwiły po sobie na jego buzi czyste ślady. Mniejsza o literówkę. Sens tego zdania jest mniej więcej taki, że dziecko płakało, bo miało czyste ślady na buzi. Miało być chyba na odwrót, prawda?
              Zbiorowy posiłek - bo tak też się to nazywało - odbywał się trzy razy dziennie. Pierwszy o godzinie dziewiątej, drugi około trzynastej, a ostatni - trzeci - o osiemnastej. Że tak powiem: no shit, Sherlock! Skoro są trzy posiłki, to chyba wiadomo, że ostatni jest trzecim. Bez sensu jest traktowanie czytelnika jak idioty i dodawanie takich uściśleń.

            Rozdział 3.

              Każdy inny przejąłby się bardziej, gdyby obraził niemal najważniejszą osobę w wiosce - jednak nie Orem. Z Belgiurem łączyło go coś przypominające przyjaźń. Gdyby ktoś zapytał obydwu mężczyzn o ich stosunki, odparliby, że się nienawidzą. Dogryzali sobie kiedy tylko była ku temu okazja, ale gdy jeden lub drugi miał kłopoty, pomagali sobie, jak mogli. Jeśli ktoś podejrzewał ich publicznie o przyjaźń - wypierali się wszystkiego. Mimo to, wszyscy wiedzieli, że obydwaj mężczyźni są dla siebie jak bracia, którzy się nie cierpią, ale nie mogą bez siebie żyć. Może to tylko moja psychika, ale… I SHIP THEM SO HARD! Naprawdę, pasują do siebie.

Pierwszy raz nie mogę się do czegoś doczepić w jakimś rozdziale. Nie no, nie wierzę. Przecież to jest niemożliwe, żeby wszystko było tak dobrze.
           Nie umiem sobie wyobrazić zalmutów. To nie jest wina Twoich opisów, które są bardzo dobre, swoją drogą, ale trudno jest mi połączyć psa z wiewiórką. Wygląda to absurdalnie. A jeżeli dla mnie coś jest absurdalne, naprawdę możesz sobie pogratulować. Tym bardziej doceniam Twoją wyobraźnię – mało ludzi wpadłoby na tak dziwne połączenie.
            Przydatne są wyjaśnienia tych tajemniczych słów na końcu rozdziałów, ale proponuję założenie osobnej zakładki, coś w rodzaju słownika, gdzie to wszystko byłoby zapisane.

            Rozdział 4.
            Szczerze mówiąc, nie mogłam doczekać się momentu, w którym Sky będzie większy.
            Trochę dziwnie się zachowuje: najpierw mówi do Oniell „pani matko”, a potem pyskuje i mierzwi jej włosy. Takie to naciągane, zwłaszcza, że Oniell usiłuje być taka surowa.
            Och, a było tak fajnie. Sky stał się tym typem bohatera, który jest niezwykły, ale o tym nie wie.
            On jest chorobliwie chory na jej punkcie. Serio? A ja jem naturalnie naturalne jabłko.
            Poprzedni zachorował po zjedzeniu jakiejś nieznanej rośliny na bardzo dziwną chorobę - na całym ciele wyszły mu duże krosty, a przełyk spuchnął mu do niewiarygodnych rozmiarów, przez co przez kilka dni umierał powoli z głodu. A mi się wydaje, że powinien się najpierw udusić…

            Masz zadziwiająco mało takich potknięć w rozdziałach i nie są jakoś bardzo rażące. Przejdźmy więc do oceny bohaterów.
            Co ja mam powiedzieć o postaciach, skoro jest ich tu tak dużo, a charakter Ryttera poznałam dopiero w ostatnim rozdziale? I to nie całkiem, bo znowu nie uwypukliłaś aż tak bardzo jego cech. Trochę szkoda, że okazał się kolejnym dzieckiem, które jest przygarnięte przez jakąś rodzinę, nie wie o swoich mocach i jest takim trochę samotnikiem. Czy jego moce, o ile jakieś ma (a podejrzewam, że jakieś tam zdolności posiada), nie powinny ukazać się trochę wcześniej? A może ta jego specjalność to strzelanie z łuku? W takim razie to trochę takie… mało boskie, o. No w końcu każdy może się nauczyć strzelać. W każdym razie jego charakter dopiero się rozwija.
            Berui niby ma być taka zUa, fe, niedobra, a jednak opiekowała się Rytterem i wtedy, kiedy odzywała się do Aldesta i reszty również nie dało się odczuć tego, że jest zgorzkniała. Zachowywała się raczej jak niewykształcona wieśniaczka, która zwariowała.
            Ketove, choć mało jej było w tej historii, również odegrała pewną rolę. Nie za bardzo wiadomo, jak powinna się zachowywać, powiem tylko, że to, jak mówiła sama do siebie było dość dziwne. Trochę ją ogłupiłaś – strasznie wolno przychodziło jej łączenie faktów i organizowanie wszystkiego. Okej, była przed chwilą urodziła, ale jednak odpoczęła trochę w tej jaskini, no i była boginią.
            Z kolei Oniell ma jakieś rozdwojenie osobowości. Albo to urok Ryttera tak na nią działa. Chodzi o to, że miała być stanowcza, a wyszło na to, że on targał jej włosy i zwracał się do niej dość nieuprzejmie. Trochę Ci nie pykło to jej zdecydowanie.
            Oprócz tego mamy masę epizodycznych bądź drugoplanowych bohaterów, którzy praktycznie niczym się nie wyróżniają. Mogę jedynie powiedzieć, że jest ich stanowczo za dużo i strasznie się mieszają.
        Opisy są dokładne i przemyślane. Tutaj nie mam na co narzekać, bo nawet najdrobniejszy szczegół ma swój wygląd, a przede wszystkim wiem, co czują bohaterowie w danej chwili. Może jedynie popracuj nad tym, by wplatać te opisy w akcję, bo na razie przerywasz ją, żeby opisać daną rzecz.
              Dialogi są niekiedy sztywne, szczególnie kiedy postaci mówią same do siebie, jak to miała w zwyczaju Ketove. Jednak kiedy rozmawiają już w jakimś szerszym gronie, z tą naturalnością jest w porządku. Jedynym problemem jest to, że czasem (czytaj: wtedy, kiedy mówi Berui) nie są one dopasowane do osobowości. Czyli że z wypowiedzi tej wiedźmy nie wynika to, że jest niemiła, a do tego, by ją tak postrzegano wystarczy sam jej wygląd. Sama wyraźnie zaznaczyłaś, że jest wredna, więc to, co ona mówi powinno o tym świadczyć.
            Cóż, opowiadanie w dużym stopniu jest oryginalne, jednak niektóre schematy są powielane. Na przykład to, że Sky nic nie wie o swoim pochodzeniu i nie mieszka ze swoją rodziną. To jest dość częsty motyw w książkach i opowiadaniach. Jednak cały świat, jego reguły, stworzenia w nim żyjące, zwyczaje – to wszystko jest wymyślone przez Ciebie. Postarałaś się nawet o niecodzienne nazwy: zalmuty mają swoje specjalne określenie, a mogłaś je po prostu nazwać wiewióropsami. Tak, tutaj naprawdę wszystko dopracowałaś.
            Z kolei za zaciekawienie czytelnika znów odejmę Ci trochę punktów. Powód? Akcja nie zdążyła się specjalnie rozwinąć, ponieważ do oceny dostałam jedynie cztery rozdziały. Przyznam szczerze, że pierwszy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. W porównaniu z nim kolejne były o niebo lepsze, chociaż i tak trochę brakowało im do doskonałości. Tak właściwie dopiero w czwartym zaczęła się coś dziać. Przez pierwsze trzy opisywałaś praktycznie jedną sytuację, jednak ona pozwoliła wczuć się w klimat opowiadania.  Widzę, że zanosi się na wprowadzenie jakiejś akcji, w końcu Rytter musi uciec z wioski. Może będzie lepiej?
            Zasób słownictwa masz duży i wzbogaciłaś go jeszcze o te tajemnicze nazwy, więc tutaj nie mam się czego uczepić. Nad stylem powinnaś jednak trochę popracować. Używasz za dużo wyrazów charakterystycznych dla stylu urzędowego. Nie ta forma, moja droga. Nie piszesz listu do prezydenta. To jest blog z opowiadaniami. Nie wymagam od Ciebie, byś zaczęła pisać stylem potocznym (tak, wtedy pewnie narzekałabym na to, że jest za dużo słów ze slangu młodzieżowego), ale niektóre wyrazy można zastąpić innymi, mniej oficjalnymi.
            Została jeszcze fabuła, o której znów zbyt dużo nie powiem, ponieważ nie zdążyła się jeszcze za bardzo rozwinąć. Jakiś tam zaczątek jej jest, jednak dopiero się rozwija i nie sposób się o nim szerzej wypowiedzieć. Zaczynasz opowiadanie, więc nie miej mi tego za złe. O świecie przedstawionym mówiłam już wcześniej: jest w każdym calu dopracowany. Ech, no co ja mam tu napisać, skoro nawet wątki są w fazie wykluwania? Okej: nie wiem, dokąd to wszystko zmierza ani jak zamierzasz tę fabułę rozwinąć, ale jak na razie jesteś na dobrej drodze by wyszło z tego dość interesujące opowiadanie. Tylko nie zepsuj go przez powielanie utartych schematów!

4. Poprawność (15/20) 
Dużo tu błędów interpunkcyjnych i widzę kłopoty z dialogami, więc nie będę pod każdym cytatem pisać, co jest nie tak. Jeśli widzisz czerwony przecinek, to nie powinno go tam być, a Ty go postawiłaś, a jeśli zielony, to go zabrakło.

Rozdział 1.
 Dla zachowania pozorów, wzięła sobie kawałek tortu. 

  - Witam, leśniczko! - boginka miłości przywitała się głośno i wesoło. boginka dużą literą.

Jako, że była boginią lasów, szybko zwołała Święte Drzewa, które w Azaanie były na każde jej skinienie.

Poprosiła je, o przeszukanie całego lasu w celu odnalezienia jednorożca i przyprowadzenie go do groty, którą wskazała.

Mimo że, sam strzelający był tylko mgłą, to broń trzymana przez niego była bardzo realistyczna.

- Jeżeli jest nawet podpisany, to oznacza chyba, że jest twój, Sky. - pierwszy raz powiedziała do syna zdrobniale. - to twój prezent od bogów z okazji narodzin. pierwszy i to dużą literą; zabrakło kropki.

Bogini powoli zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że nie przeżyje zlotu na ziemię. – na ziemię w sensie grunt czy Ziemię? Z kontekstu wynika, że to drugie, więc nazwy planet piszemy dużą literą.

Rozdział 2.
Już przez samo to, poczuła do niego coś podobnego do sympatii.

W okół roznosił się przyjemny zapach kwiatów. wokół!

Przez moment przyglądała się dziecku, zastanawiając się, jak zacząć.
Wiedźma przyglądala się złotym oczkom dziecka. przyglądała.

Być może, w tym chłopaku dostrzegła swoje nigdy nienarodzone dziecko, które powitałoby ten świat, gdyby nie trucizna podrzucona przez zawistną sąsiadkę?

Posiedziała przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się nad przeczytanym fragmentem.

Ludzie z wrażenia pootwierali buzie i wpatrywali się szeroko otwartymi, przestraszonymi oczami w wiedźmę - zupełnie, jakby bali się, że gdy tylko odwrócą wzrok, staruszka zniknie, zbliży się do nich niepostrzerzenie i zrobi im coś złego. niepostrzeżenie.

  - Czy jest wśród was kapłan?_. - wiedźma znowu zignorowała pytanie i rozejrzała się po tłumie. – zabrakło odstępu między wyrazem a myślnikiem; wiedźma dużą literą.

            - Jaki znak? - najstarszy nie rozumiał, o co mu chodzi. Nie był on specjalistą w dziedzinie wierzeń, podobnie jak większość ludzi z osady. – znów: najstarszy dużą literą.

Rozdział 3.
            Kiedy stał już pewnie na nogach, podciągnął swoje niezbyt czyste wełniane spodnie, splótł ręce na dość dużym brzuchu i mlasnął kilka razy, próbując w ten sposób zwrócić uwagę tych, którzy jeszcze nie patrzyli na niego, mimo wywołanego wcześniej hałasu.

A czy jesteś... Hmm... Jakby to... - Aldest szukał odpowiedniego słowa. -  Dyspozycyjny umysłowo? - Zapytał, nie mając najmniejszego zamiaru obrazić Orema, który mimo, że starał się wyrażać jak najdokładniej, nie mógł ukryć swojego lekko "otumanionego" stanu. – tym razem na odwrót: zapytał małą literą.

  -Tak, masz rację, Heden. - Aldest uprzedził odpowiedź Oniell, ponieważ on również doskonale słyszał prośbę dziecka. - proszę wszystkich o opuszczenie jadalni. – zabrakło kropek i proszę dużą literą.

Wiedźma stwierdziła, że są dobrana parą. dobraną.

            Mimo że, Oniell zrobiła to bardzo dawno temu i nie do końca świadomie, Oloc zesłał na nią demona, który już do końca życia będzie przypominał o jej występku.

              - Poprosiłem ich o pozostanie, bo o tym, czy powinny stąd odejść, czy nie, powinna zadecydować Oniell. - Najstarszy popatrzył wyczekująco na kobietę, zapatrzoną w jakiś punkt na sali. - Więc jak? – spytał, starając się przywrócić ją "na ziemię".

- Czarne. Wiem. - dziewczyna otarła ostatnią łzę. - to przez moc Ducha.

  - No pewnie, dla ciebie wszystko jest takie proste! - krzyknął nagle Belgiur, zerwał się z krzesła i trzasnął pięścią w stół. - Czy wyobrażasz sobie, jakie mogą być tego konsekwencje?!

  - Pewnie, że mam - powiedział dumnie mężczyzna, wstając z miejsca.

Wszyscy zapomnieli już o obecnośći Mavii, dlatego wzdrygnęli się zaskoczeni, słysząc jej cienki głos. – to jest mój faworyt. Obecności.

  -Nie sądzę, że Beea będzie chciała dziecko. - palacz drabulek ciągle wątpił w powodzenie planu. - mieszka sama, a i tak ledwo wiąże koniec z końcem.

Nie ma mowy. - wstała z krzesła, rozłożyła bezradnie ręce i pokręciła przecząco głową. - czy ktokolwiek z was, wie, na czym polega moja praca?

  -Beea na pewno nie będzie chciała dziecka, dam sobie rękę odciąć, jeśli jest inaczej - rzekł Belgiur, który już zapomniał o złości przez zarzuty, jakie przedstawiła mu kobieta. - Hej, a może niech Mavia weźmie go do siebie?

  - Brol? - zdziwiła się Oniell. - kto to?

Nie znalazłabym ani chwili wolnego, by zaopiekować się dzieckiem, tym bardziej takim małym. - Mavia usiadła z powrotem na miejscu i zrobiła smutną minę.

Wątpię, by ktokolwiek był chętny do opieki nad nim. - Najstarszy nie zauważył tego, że Oniell już od dłuższego czasu przygryzała usta, mocno myśląc nad czymś. - to w końcu ogromna odpowiedzialność - powtórzył dobitniej i kontynuował: - W takim razie, wydaje mi się, że pomysł Belgiura jest najlepszy. Chociaż planu Orema też nie powinniśmy wykluczać. - mężczyzna wstał z miejsca. - ja nie jestem w stanie sam zadecydować.

Dlatego to, czy dziecko może trafić do nas, pozostawiam do zadecydowania wam, szanowna Starszyzno. - kobieta spojrzała w stronę mężczyzn, skończyła swoje przemówienie i usiadła ponownie na krześle.

- O co konkretnie prosisz? - tylko Najstarszy miał odwagę rozmawiać z wiedźmą. 

            - W porządku. Niech będzie - odezwała się Oniell. - raz w miesiącu.  

              - Mam nadzieję, że to już koniec niespodzianek - powiedział Aldest. - możecie się rozejść.

            Rozdział 4.

            Kobieta niechętnie godziła się na to, ponieważ nie do końca wiedziała, co na tych spotkaniach robili, a z wraz z każdym z nich Skygge stawał się coraz bardziej nieznośny.

            Stało się to, kiedy siedmioletni Rytter uciekał do niej i ukrywał się, chcąc uniknąć kąpieli, której tak bardzo nie lubił.

            Rytter wykorzystał ogromną stajnie i stworzył sobie swoje własne pole strzeleckie. – z kontekstu wynika, że stajnia była jedna, więc stajnię.

            Czasami także przynosił sobie z lasu trochę drewna, siadał na belce pod sufitem i strugał sobie strzały, zwłaszcza po tym jak wiedźma podczas jedengo z ich spotkań wywróżyła mu, że takie umiejętności prędzej czy później mu się przydadzą.jednego.

            Potwory zmuszone były więc, do napadania na wioski, w których studnie - dzięki wielu zaklęciom - były ciągle zasobne w wodę.

              - Kula pokazała mi bardzo dziwne rzeczy – odparła. - chcę sprawdzić, czy były prawdziwe.

            W końcu, znam go dłużej niż ktokolwiek z nich.

            I wiesz, kim są moi rodzice? - zapytał ze łzami w oczach, starając się powstrzymać płacz.

             Nie wiem, co mną wtedy kierowało.

              - Ma na imię Mayes. Jest człowiekiem - odparła Berui. - chodź, pora wracać. - Spojrzała na niebo. - Za niedługo zapadnie zmrok.

            Bo wiesz, według tego, co pisze w Biblii, tylko na nich można odbywać wędrówki między rajem, a ziemią. – że tak zapytam jak moja pani od polskiego: a kto pisze w tej Biblii?

            Nie zauważył cieniu uśmiechu na ustach czarownicy. – cienia uśmiechu.

5. Ramki (4/5) 

            Zakładki niewinnie widnieją po prawej stronie i nie odciągają wzroku od tekstu. Na szczęście przede mną nic się nie ukryje.
            Zapowiedź jest zupełnie niepotrzebna. Informacja o nowym rozdziale może pojawić się równie dobrze tam, gdzie witasz serdecznie na blogu.
            Za Mapki Miejsc masz dużego plusa. Że też chciało Ci się to robić!
            Informacje rzecz przydatna, regulamin musi być. Ten gif na końcu jest świetny.
            Zostały już tylko blogi, które polecasz i… ach. Zakładka o Tobie, czyli to, na co czekałam. Niby nic, ale jednak czegoś tam się dowiedziałam. Nie myśl sobie, że to, że jeździsz konno jak ja, pomoże Ci w zdobyciu wyższej oceny, o nie! A tak na serio: ciekawie opisałaś siebie i jeżeli takie ma być całe opowiadanie, to jestem na tak.

6. Statystyki (5/5)

Na SPAM jest Shoutbox, więc pod postami się nie pojawia. Z czytelnikami prowadzisz uprzejme konwersacje. 

7. Inne (2/5)

            Jeden dodatkowy punkt za genialną maskotkę bloga i drugi za te niesamowite nazwy.

8. Podsumowanie

            Na początku chciałam Cię bardzo przeprosić za to, że tak długo czekałaś na tę ocenę i za to, że jest tak krótka. Swoją drogą to chyba najkrótsza ocena w moim życiu.
            Przede wszystkim poczytaj sobie o zasadach pisania dialogów i stawiania przecinków. To są chyba Twoje największe problemy. Popracuj również nad tymi bohaterami: zrób tak, by na każdym kroku widać było ich charakterystyczne cechy. Styl pisania z czasem sam się ukształtuje.
Na tę chwilę ode mnie dostajesz 93 punkty na 115, co daje ocenę bardzo dobrą. Gratuluję i życzę, by w następnych rozdziałach było jeszcze lepiej.