niedziela, 30 czerwca 2013

|0038| lzy-niewiernego.blogspot.com

Blog: lzy-niewiernego
Autorka: Deneve
Oceniająca: Akira

Nie wybrałaś rodzaju oceny, więc postawiłam na nieszablonową – nie lubię zastanawiać się, ile mam przyznać punkcików za dany element, poza tym nie widzę sensu wliczania do oceny szablonu, ramek czy czegoś innego i nieistotnego.
Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Pamiętam, że adres od razu skojarzył mi się z fantastyką. Zaciekawia, nie zdradza wiele, no i jest poprawny. Belka zawiera Twoje słowa, gdyż Google na ten temat milczy, i – pisząc to po przeczytaniu dotychczasowych rozdziałów – pasują one idealnie do głównej bohaterki. Szata graficzna jest cudowna. Dziewczyna przypomina mi w pewnym sensie (przede wszystkim ze względu na oczy) Averyn i ten obraz jest niesamowity. Stonowana kolorystyka sprawia, że z wielką przyjemnością przesiaduję na Twoim blogu. Czcionka jest czytelna i odpowiedniej wielkości, a tekst wyjustowany i posiada akapity. Bardzo mi się całość podoba. Tekst w zakładkach i ramkach jest poprawny, wszystko uporządkowałaś, nie ma chaosu, a linki działają. Statystyka – jeżeli chodzi o komentarze – również ładna. Nie trzymasz SPAM-u pod rozdziałami, rozmawiasz z czytelnikami. Jest dobrze.
Treść zrobiła się dosyć pokaźna. I to jest jedyny plus mojego ociągania się (przynajmniej dla mnie) – mogę pracować z większą liczbą rozdziałów, przez co ocena może być bardziej rozbudowana, ale długość i tak nie będzie porażająca, gdyż to i tak dopiero dziesięć rozdziałów.
Z takim pomysłem na powieść fantasy się nie spotkałam, więc dla mnie oryginalność tutaj występuje. Po krótkim opisie, który masz na blogu, zapowiada się dosyć ciekawie i obiecująco. Jak jest naprawdę? Zapraszam do czytania.
Fabuła do zbyt skomplikowanych nie należy, aczkolwiek prosta też nie jest. Dużo tajemnic, nieodkryta przeszłość, niespodziewane działania – nigdy nie wiadomo, co Deneve umieści w kolejnym rozdziale. Powiem kilka słów o prowadzeniu akcji, napomknę o wątkach i paru sytuacjach i później pewnie przejdziemy do kolejnych kwestii. Akcję z reguły prowadzisz dobrym tempem, ale czasami zbyt przyspieszasz, omijasz pewne sytuacje, które – może nie tyle co powinny, bo Ty tutaj ustalasz, co się pojawi, a co nie – ale które mogłyby potrwać trochę dłużej, by wzbogacić całość, by pokazać oblicze Akademii i chodzi mi tutaj przede wszystkim o treningi Averyn. Napiszesz o nich trochę, przerywasz za chwilę i już do nich nie wracasz, tylko zajmujesz bohaterkę czymś innym. Wiadomo, że Averyn jest beznadziejna w walce, ale długi, dokładny, ciężki trening i tak by tego nie zmienił, natomiast dostarczyłabyś rozrywki czytelnikom, pokazałabyś, jak szkoli się superżołnierzy i w tych momentach całość by nie szła tak szybko do przodu. Takie sytuacje nie musiałyby zajmować dużo miejsca w tekście, a opóźniając wszystko o rozdział, chyba nic by się nie stało, prawda? To samo zrobiłaś, gdy Varren i Averyn wrócili z nieudanej misji – nie skoncentrowałaś się na torturach zadawanych przez Ilvana, a to na pewno wielu wrażeń by dostarczyło, przez co sytuacja szybko się zakończyło i po chwili leciałaś dalej. Nie dzielisz się z najsmakowitszymi kąskami, przez co tekst nie wzbudza aż tak dużych emocji, jakie mogłyby się pojawić (przypominam, że to tylko moja skromna opinia, propozycje, a nie błędy w ścisłym tego słowa znaczeniu).  Nie określasz też za bardzo czasu, jaki mija, przez co czasami ciężko się połapać, ile trwa pewna dłuższa sytuacja czy po prostu akcja od pierwszego rozdziału. Przez pierwsze siedem rozdziałów jest dobrze, ale dopiero od ósmego mnie zachwyciłaś. Wtedy troszeczkę zwolniłaś z akcją, zaczęłaś dokładniej pokazywać pewne sytuacje, przez co ciekawość, emocje były większe. Zawsze coś się działo i Ty zawsze to pokazywałaś. Tak trzymaj. Głównym wątkiem jest niewątpliwie pobyt Averyn w Akademii i jej chęć zemsty na rodzinie. O ile na zemstę przyjdzie jeszcze czas, o tyle samym pobytem dziewczyny możemy się zająć. Trzymałaś ją, jak na razie, w murach Akademii przez siedem rozdziałów, a jeden z nich i tak spędziła na wykonywaniu zlecenia z Varrenem. Przez te kilkadziesiąt stron niby trochę się wydarzyło (a nawet całkiem sporo), co IMO powinno być trochę bardziej rozpostarte w czasie. Averyn powinna przywyknąć do nowego życia, odbyć cholernie ciężkie treningi, o czym wspominałam wcześniej, odkrywać to, co starszy Arane przed nią zataił, popaść w konflikty z innymi osobami i tak dalej w trochę dłuższym czasie. Wiem, że zależy Ci na dynamice, ale pokazując odrobinę wolniej przejście na kolejne etapy nowego życia, nie sprawisz, że całość zatrzyma się w miejscu lub że będzie się ciągnąć w ślimaczym tempie. Piszesz fantasy, więc każdy element świata, życia głównego bohatera powinien być dokładnie pokazany, o ile oczywiście jest istotny dla fabuły. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia w czytaniu i pisaniu tego gatunku. Masz także kilka wątków pobocznych, na przykład wspinaczka Varrena na kolejne szczebla kariery, co jest bardzo interesujące. Przyznam się, że jestem bardziej ciekawa, co planuje Ilvan, mianując go  na Indariego (dobrze odmieniam?), a nie tego, jak trenować będzie Averyn u Kairna. Cały czas trwa konflikt z Livią, którego również jestem ciekawa. Ciągle coś im przeszkadza i ostatnim razem nawet się zirytowałam, że nie dała rady pozbyć się głównej bohaterki… Na koniec powiem jeszcze kilka słów o dwóch sytuacjach. Pierwsza: zabójstwo Derena. Averyn w tamtym czasie była rekrutem, spędziła w Akademii kilka dni, a nasz niedoszły gwałciciel podoficerem, powiedz mi więc, jak to możliwe, że dał on się tak łatwo zabić? Jak to możliwe, że nie zareagował, gdy coś spadło ze stołu, dlaczego nie zrobił nic, gdy dziewczyna waliła w rzeczony stół głową? Czy naprawdę kawałek kobiecego ciała, myśl, co może z nią zrobić aż tak bardzo przyćmiły mu umysł? Nie jestem w stanie uwierzyć, że był aż tak głupi, nieinteligentny, by tak łatwo dać się załatwić. Tak samo jak tej sytuacji, nie rozumiem zachowania Ilvana: To twoja uczennica i twój problem, a Derena i tak chciałem się pozbyć. Za bardzo cię ograniczał. Tym samym właściwie mnie wyręczyła. Akademia wydaje pewnie duże pieniądze na kupno nowych rekrutów, których szkoli się na superżołnierzy, a Indare mówi, że chciał się pozbyć podoficera? Nie jest on może wysoki rangą, ale siłę i umiejętności w walce pewnie posiada, które podczas kolejnych zleceń na pewno by się przydały. Czy on nie mógł wymyślić czegoś lepszego? Druga: zabójstwo Eremtaira. Dlaczego Varren tak postąpił? Wcześniej pokazałaś, jak ten pierwszy jest zmuszany, by przyjść do pociągu, więc raczej winy w sobie nie miał, ale starszy Arane tak po prostu pociął go mieczem. Jaki miał w tym cel? Mimo tych drobnych uwag fabuła jest naprawdę dobra. Idziesz dosyć dobrym rytmem, a od trzech rozdziałów jest coraz lepiej i ciekawiej.
Bohaterów głównych dużo nie masz, więc każdemu z osobna poświęcę kilka zdań. Jeśli chodzi o Averyn, to bardzo się cieszę, że żadna z niej Mary Sue, a miałam na początku związane z tym pewne obawy. Jednakże jest i zdolna, i pozbawiona talentu w innych sprawach. O ile jest dla mnie trochę irytująca (zwłaszcza przez to, że nie zachowuje się jak normalny adept, który słucha i szanuje przełożonych), o tyle podoba mi się w pewnym stopniu jej charakter, bo to dzięki niemu udało się jej dotrzeć tam, gdzie jest obecnie. Dobrze pokazałaś emocje, obawy, strach dziewczyny i dopuszczanie do myśli faktu, że nie jest już wolna. Szybko jednak nie było po niej widać niepewności, może strachu przed nowym życiem, zagubienia. Zastanawia mnie też to, dlaczego tak szybko wybaczyła Varrenowi tortury – nie dość, że później jakoś rozmawiali, to w dodatku uratowała mu w pewnym sensie życie. Czyżby całkowicie o tym zapomniała? Podoba mi się jej nowe oblicze, tj. po wszczepieniu trzeciego kamienia, trochę jakby spokorniała. Nie wiem, ile planujesz rozdziałów, ale kilka jest już za nami i jestem ciekawa, dlaczego do tej pory Averyn nie myślała o swojej zemście? Mam rozumieć, że  coś się zmieniło w jej myśleniu, czy po prostu dopiero za dłuższy czas wprowadzisz ten moment, gdzie będzie się do niej przygotowywała?  Wyjaśnij mi jeszcze coś: w rozdziale pierwszym piszesz, że dziewczyna –zaraz za Varrenem – będzie najmniej lubianą osobą w Akademii i tu się pojawia moje pytanie: dlaczego? Może to ja jestem jakaś tępa albo czegoś nie doczytałam, ale dlaczego ludzie mają jej nie lubić? Przecież oprócz Averyn na szkolenie przyjęto pewnie dużo osób. Czy powodem jest to, że trafiła pod skrzydła starszego Arane? Chyba nie, gdyż nie ona pierwsza z nim przebywała. Więc dlaczego? Ogólnie bardziej dziewczyny nie lubię, niż lubię, ale od ósmego rozdziału mam do niej coraz więcej sympatii.  Varren za to jest moim ulubieńcem. Nie jest może pozytywnym bohaterem, ale z reguły czarne charaktery są ciekawsze. I on taki jest. Ma w sobie coś z komedianta – jego uwagi, spostrzeżenia rozbawiają, a nagminnie stosowane przekleństwa dodają mu ostrości. Właśnie, jestem zdziwiona, że do tej pory nie pokazałaś, na czym polega, jaka jest jego słynna siła i potęga, bo to, że wszyscy się go boją, to już wiemy; zademonstrowałaś to wiele razy i naprawdę robi wrażenie. Ciężko na razie odkryć, co nim kieruje w życiu, dlaczego jest taki w stosunku do Averyn (zachowuje się tak, jakby mu na niej, gdzieś bardzo głęboko w sercu, zależało – takie romantyczne odruchy nie pasują na razie do srogiego oblicza Varrena). Mało o nim wiemy i mogłoby być ciekawie, gdyby jakiś ułamek jego przeszłości został kiedyś pokazany – by wiedzieć, jaki był przed wstąpieniem do Akademii. Taka luźna propozycja. Dobrze zbudowana postać, jednak ma mało okazji, by się wykazać, pokazać prawdziwe oblicze, okrucieństwo (ach, żałuję, że nie pokazałaś torturowania Averyn) i siłę. Kairna też lubię (zwłaszcza gdy przestaje być miły dla Averyn). Jest niezwykle istotny dla rozwoju akcji i pełni naprawdę dużą rolę w opowiadaniu. Jego przeszłość ciekawi mnie tak samo bardzo, jak ta Varrena. Trochę wiadomo, co wcześniej robił, ale zostało to powiedziane raczej ogólnikowo, przez co chciałoby się wiedzieć więcej. W dodatku wspaniale zakończyłaś wypowiedzią Kairna dziesiąty rozdział. Bardzo możliwe, że na wątku z nim teraz bardziej się skupisz. Podobało mi się również jego zaangażowanie w trening Averyn, nieustępliwość, bezwzględność, czyli był taki, jaki trener Akademii być powinien. Mam nadzieję, że nie stanie się teraz, po rozmowie z dziewczyną, bardziej miły, bo to zdecydowanie by go zepsuło. Pozostali to przede wszystkim postacie epizodyczne, drugoplanowe lub dopiero wstępujące na scenę i nie można teraz zbyt dużo o nich powiedzieć. Bardzo interesuje mnie Ilvan i czekam, aż trochę na dłużej się przy nim zatrzymasz. Każda postać, czy to pierwszo-, czy drugoplanowa,  posiada dobrze wykształcony charakter, który nie jest podobny do żadnego innego. Każdy jest indywidualny, dąży w określonym kierunku i przez to historia jest ciekawa – właśnie przez działania i nietuzinkowość bohaterów tak dużo się dzieje. Masz naprawdę dobrze wykreowane postacie.
Co do kreacji świata przedstawionego to mam mieszane uczucia. Z jednej strony dosyć dokładnie zajęłaś się Akademią. Co pewien czas zdradzasz kolejne informacje o niej, pokazujesz, co jest tam istotne, jak wyglądają pokrótce szkolenia, jaka jest hierarchia. Bardzo mi się podoba, że nie wciskasz za jednym  zamachem wszystkich wiadomości czytelnikowi, tylko powoli do wszystkiego dochodzisz. Ale z drugiej jednak strony mam kilka zażaleń/pytań co do samej kreacji Akademii. Po pierwsze: czym ta agencja rządowa jest? Napisałaś w pierwszym rozdziale, że poszukuje młodych i silnych ludzi, by później mógł się ten człowiek stać superżołnierzem, ale tak na dobrą sprawę nie informujesz, czym Akademia jest w wąskim znaczeniu. Mam rozumieć, że jest to tylko ośrodek szkoleniowy, który znajduje się w Dairen? Nic poza tym? Ci, którzy przebywają w niej, budzą strach w zwykłych mieszkańcach. Dlaczego? Ponieważ zabierają młodych ludzi, by ich szkolić? Jakoś to wszystko mi się ładnie razem nie składa, czegoś brakuje. Po drugie: dlaczego Akademia szkoli ludzi na superżołnierzy? Domyślam się, że panuje gdzieś jakiś konflikt, aczkolwiek żołnierze dostają różne zlecenia w różnym czasie, więc wersja o konflikcie do końca się nie sprawdza. Ale skoro płaci za tych ludzi, to musi mieć w tym duży interes, a Ty pewnie poinformujesz o tym w odpowiednim momencie. Po trzecie (to nie jest żadna nieścisłość, po prostu męczy mnie ta sprawa od jakiegoś czasu i chciałabym znać odpowiedź): dlaczego treningi są prowadzone w ten sposób, znaczy: najpierw zabawa mieczem, a jeśli komuś się poszczęści i przeżyje, sprawdza się jego zdolności magiczne i lecznicze? O tym samym myślał Kairn w rozdziale szóstym. Jaki to ma sens? Przecież Akademia na tych wszystkich ludzi wydaje pewnie niemałe pieniądze, więc dlaczego tak bardzo nie starają się, by mieć jak najwięcej żołnierzy? Mam jeszcze pytanie odnoście klejnotu: jak duży on jest? Skoro przez Akademię przewija się masa ludzi i każdemu się go wszczepia (niektórzy to nawet trzy mają), to wielkość kamienia musi być monstrualnych rozmiarów, prawda? Natomiast z trzeciej strony (można tak powiedzieć?) bardzo słabo zajęłaś się samym Dairen. Zgadza się, pokazujesz trochę tego świata: zachowanie ludzi na widok członków Akademii, jak wygląda to miejsce (cztery opisy), ale to za mało. Nie wiadomo co to za świat, nie wiadomo, gdzie znajduje się to państwo/miasto/kraina, nie wiadomo, kiedy dzieje się akcja (o tym wspominałam odnośnie fabuły, ale powtórzę – nie pokazujesz czasu rozpoczęcia powieści, czasu trwania poszczególnych wątków/sytuacji, ciężko jest się dowiedzieć, ile dni minęło od rozdziału pierwszego, w Dairen nic się nie zmienia). Wydaje mi się, że długo to nie trwało, ale zawsze jest lepiej mieć taki dowód w tekście. Z czwartej strony: nie wiem, czy tylko ja tak miałam, czytając Łzy, ale czasami ciężko było odczuć klimat, który panuje w Akademii. Emocje Averyn, jej myśli były w tej kwestii bardzo przydatne, ale poza nimi nic nie dawało w sumie tych odczuć (ach, jeszcze treningi z bronią w tym trochę pomagały). Brakowało mi tutaj wizualnego przedstawienia Akademii, obserwacji innych adeptów czy En’ro, porządnego treningu Averyn (te, które odbyła, były bardzo krótkie i niezbyt dokładnie pokazane, aczkolwiek podobał mi się moment, gdy Kairn kazał jej biegać po piasku – to się nazywa trening: dziewczyna musi coś wykonać, nawet jeśli nie ma już siły, gdy nie daje rady).  Brakuje mi po prostu pokazania tego świata, a nie przedstawienia jedynie Akademii (choć tutaj naprawdę dokładnie sobie to wszystko przemyślałaś).
Opisy są dobre, niektóre bardziej wyczerpujące, innej mniej, jedne dokładniej coś obrazują, drugie już niekoniecznie. Omówię każdy rodzaj opisów z osobna, byś miała łatwiejszy dostęp do pochwał/uwag. Najlepiej wychodzi Ci opisywanie uczuć, myśli, emocji bohaterów, zwłaszcza Averyn. I bardzo mi się te opisy podobają. Łączysz to, co przeżywają postacie, z bodźcami pochodzącymi z zewnątrz, co sprawia, że czytelnik nie ma problemów ze zrozumieniem danego bohatera, może dokładnie zrozumieć, jakie targają nim emocje. Tych opisów jest najwięcej, są najbardziej rozbudowane i najdokładniejsze. Starasz się je dawać w miejscach, gdzie są naprawdę potrzebne, ale w jednej scenie wyjątkowo mi ich zabrakło. Chodzi mi tutaj o moment, gdy Varren jest torturowany przez Ilvana. Indari pokazuje powoli, na co go stać i jest to dosyć kluczowa scena, zważając na fakt, że zaraz znajdzie się przy nich Averyn. To takie moje osobiste odczucie. Dalej, opisy postaci. O każdej kilka słów/zdań napisałaś, zdarzało się, że strój pokazywałaś dokładniej niż samego bohatera, ale ogólnie wiadomo, jak ci ludzie wyglądają. No właśnie, ogólnie. Skupiasz się przede wszystkim na włosach i oczach, czasami dodajesz wzrost/budowę ciała i to wszystko. Imho potrzeba tutaj czegoś więcej, czegoś, co będzie wyróżniało tych bohaterów, jakiś znak szczególny, coś nietypowego (tutaj właśnie bardzo podobają mi się białe oczy i włosy Averyn). Nie licząc dużej postury Varrena i łysej dziewczyny, nie potrafię zapamiętać wyglądu pozostałych postaci, a wszystkie rozdziały czytałam i przeglądałam wiele razy. Skupiasz się na podstawach, ale to jest nudne, niewyróżniające. Na pewno każdy z bohaterów ma w sobie coś, co może się stać jego znakiem rozpoznawczym, coś, po czym będzie go łatwo zapamiętać. W dodatku o wyglądzie wspominasz na początku i potem długo, długo nic. Nie chcę, broń Boże, byś określała postaci po kolorze oczu czy włosów, to byłoby coś strasznego, ale trochę częściej wspominała o niektórych częściach ich ciała (przykładem mogą być ciemne tęczówki Varrena). Ach, jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju: przewertowałam rozdziały wiele razy, ale nie mogę się doszukać opisu Ilvana. Czy to ja jestem aż tak ślepa, czy może Ty nie pokazałaś, jak on wygląda? Następnie opisy świata, miejsc. W dziesięciu rozdziałach zawarłaś jeden przystępny opis dotyczący wyglądu Akademii (pokój Averyn plus widok z okna) oraz cztery pokazujące Dairen, gdzie jeden jest dosyć rozbudowany i pokazuje pewną dzielnicę, a pozostałe oscylują między jednym a siedmioma zdaniami. To naprawdę niewiele (jeżeli bym się pomyliła przy liczbie opisów, to krzycz – mogło się zawsze zdarzyć, że jakiegoś nie zaznaczyłam). Najbardziej razi w oczy brak zaprezentowania Akademii – Averyn odwiedziła do tej pory kilka miejsc, prawda? Przecież była na dworze, więc miała idealny widok na nią i sposobność, by przekazać nam, jak ten budynek wygląda, bo na razie nic nie wiemy. I nie chodzi mi tutaj o dokładne referaty na temat krzeseł i stolików na stołówce czy liczbę mieczy w jakiejś zbiorowi, ale o pokazanie istotnych elementów, przedmiotów, pomieszczeń, które w Akademii są. Jestem przyzwyczajona do tego, że czytając opowiadanie/powieść fantastyczną, mam dokładnie opisany świat i pewnie dlatego się czepiam. Ostatnią kwestią są opisy różnych sytuacji. Zacznę od treningów: przedstawiasz je krótko i niedokładnie – i przy broni białej, i przy magii. Te urywki, które są, w pewien sposób ułatwiają odczucie klimatu panującego w powieści, aczkolwiek dużo im brakuje. Ledwo co Averyn trening zacznie, po chwili się on kończy, bo albo coś się jej nie udaje, albo nie ma siły, albo coś jeszcze. Wydaje mi się, że w tym miejscu, gdzie szkoli się ludzi na superżołnierzy, powinna być większa dyscyplina, wyżsi rangą powinni bardziej… no nie wiem… naciskać, męczyć adeptów (nie tylko psychicznie, jak jest właśnie u Ciebie), powinni być bardziej wymagający, nawet gdy lubią (w przypadku Kairna) danego rekruta. Na koniec dodam, że trochę żałuję, iż nie pokazałaś całej sytuacji, gdy Ilvan torturował Varrena albo gdy Varren torturował Averyn. Miałam ochotę na trochę krwi. Cóż, może w przyszłości się coś takiego pojawi.
Dialogi są tym elementem treści, który u Ciebie po prostu uwielbiam. Trzeba zacząć od tego, że są poprawnie zapisane. To mnie niezmiernie cieszy, gdyż coraz częściej na swojej drodze spotykam blogi, gdzie autorzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak dialog pod względem technicznym musi wyglądać. Przez dziesięć rozdziałów nie natrafiłam ani razu na jakąś sztuczną rozmowę, pisaną na siłę, nic nie wnoszącą do powieści. Każdym dialogiem przekazujesz istotną informację albo na temat bohaterów, albo świata. I to jest wspaniałe, bo właśnie do tego one służą. W dodatku nie są nudne, niektóre rozśmieszają (głównie wypowiedzi Varrena), inne trzymają w napięciu (głównie groźby… Varrena), ale za każdym razem oddają charakter postaci. Akurat przy tym elemencie nie mam do czego się przyczepić, więc i ta wypowiedź nie jest zbytnio rozbudowana.
Styl jest naprawdę dobry. Rozdziały czyta się szybko i przyjemnie, co jest także zasługą poprawności, o której przeczytasz niżej. Opisy uczuć, przeżyć głównej bohaterki nadają całości lekkiego klimatu, a świetne dialogi sprawiają, że tekst czyta się z dużym zainteresowaniem. Jak wspomniałam wcześniej, brakuje trochę bardziej dogłębnego przedstawienia świata, przez co całość nie powala – akurat mnie – na kolana, ale jest dobrze. Na początku miałaś straszne problemy z nadzaimkozą, na przykład w rozdziale drugim: Drżącą dłonią sięgnęła do szyi, gdzie miała kołnierz zapięty na dwa guziki miedzianego koloru. Rozpięła czarną kurtkę i rozchyliła jej poły; pod nią znajdowała się koszulka o tej samej barwie. Złapała za jej brzeg i odsłoniła górną część klatki piersiowej. Tuż nad jej piersiami znajdowała się podłużna rana zaszyta szwami chirurgicznymi. Na rozcięciu znajdowało się trochę zaschniętej, niemal czarnej krwi. Szereg naczynek krwionośnych prześwitywał przez jej skórę wokół zranionego miejsca, a dalej zanikały, wnikając w głąb jej ciała. Przez chwilę miała wrażenie, że to, co zostało umieszczone pod jej skórą, pulsuje lekko. Wyobraziła sobie nawet, że to drugie serce, bez którego nie może już teraz żyć. Jej egzystencja została na stałe powiązana z kamieniem, który odebrał wszystko, na czym wcześniej jej zależało. Trochę za dużo tego „jej”, nie uważasz? Czasami warto zastąpić zaimek imieniem lub po prostu „dziewczyną”, a czasami należy w ogóle z nich zrezygnować, by niepotrzebnie niedookreślać – pisząc „tuż nad piersiami” czy „szereg naczynek krwionośnych przez skórę”, nie sprawisz, że czytelnicy nie będą wiedzieć, o kim mowa, zwłaszcza, że bohaterką tej sceny była wyłącznie Averyn. W ostatnich rozdziałach jest o niebo lepiej, nie nadużywasz tak często zaimków i płynność w czytaniu jest większa niż wcześniej. Cóż mogę jeszcze rzec? Masz swój sposób na pokazanie historii, który dużej liczbie osób przypadł do gustu, dobrze Ci to wychodzi, robi się coraz ciekawiej, utrzymujesz pewien stopień tajemniczości i po prostu chce się to czytać.
Z poprawnością jest dobrze. Kilka błędów jednak znalazłam i zaraz je wypiszę, ale najpierw Cię o czymś uprzedzę: tekst został skopiowany do Worda jakoś na początku czerwca i zmiany, które później zawarłaś w tekście (poprawy błędów), nie zostały u mnie zaktualizowane. Przejrzałam później pobieżnie rozdziały i mniej więcej wiem, jakich błędów nie wytykać, aczkolwiek nie sprawdzałam ani przecinków, ani literówek, więc jeśli teraz je wypiszę i okaże się, że Ty masz już to poprawione, to wybacz i nie zawracaj sobie tym punktem głowy.
Powiedz, że cię przysyłam. Będzie wiedział, o co chodzi. (r. 1)
W końcu nie spodziewała się po nim idealnego porządku, dlatego porozrzucane wszędzie ubrania, niektóre porozrywane, inne zakrwawione lub zwyczajnie brudne, walały się po całym salonie. (r. 3) – ubrania były porozrzucane, dlatego że Averyn nie spodziewała się po nim porządku? Chyba nie o to Ci chodziło. „Dlatego” jest spójnikiem wynikowym i akurat w tym zdaniu nie pasuje.
Co tak śmierdzi? — zapytał i usiadł pomiędzy Eremtairem, a Livią. (r. 3) – bez przecinka, gdyż tutaj łączysz spójnikiem wyrazy, a nie oddzielasz nim zdań złożonych, nie wprowadzasz dopowiedzeń.
Averyn w odpowiedzi kiwnęła głową i przeszła wzdłuż wagonu. Wyglądała przez wszystkie okna znajdujące się w tej części wagonu […] (r. 6) – powtórzenie.
I poprawność logiczna:
Samo to, że nadal siedziała, stawiało ją na przegranej pozycji, w końcu nie mogła wyprowadzić żadnego ataku. Pochylił się nad nią, chcąc sięgnąć zapinek bluzy adeptki, ale odtrąciła jego rękę. Już po chwili dłonie mężczyzny zacisnęły się na nadgarstkach Averyn. Jedną rękę wykręcił jej tak, że upuściła ostrze, którym mogła się bronić. Po chwili agresywnie przycisnął jej ciało do podłogi, siadając nad nią okrakiem. (r. 3) – skoro Averyn siedziała, to jak po chwili mogła już leżeć na podłodze? Nie wspomniałaś, by Deren rzucił ją na podłogę. Chyba że dziewczyna właśnie na niej siedziała, wtedy zwracam honor.
Szarpnął za brzeg jej ubrania, które rozerwało się natychmiast. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i dotknął rany na klatce piersiowej Averyn opuszkiem palca. Kiedy tylko nie krępował jej dłoni, po omacku szukała czegoś, czym mogłaby walczyć. […] Nie miał pojęcia, do czego zmierza. Poza tym pewnie próbowałaby stracić swoją broń ręką, gdyby nie ograniczone pole manewru. Uderzyła głową kolejny raz, kiedy mężczyzna nadal mocował się z jej bluzką. (r. 3) – Deren rozerwał jej ubranie, więc jak mógł później męczyć się z bluzką? Czy Averyn miała kilka warstw ciuchów na sobie?

Podsumowując, od początku można było się domyślić, że końcowa nota będzie wysoka, aczkolwiek nie najwyższa, gdyż do perfekcji trochę brakuje. Uważam, że najodpowiedniejsza ocena to dobry +.
Powieść jest naprawdę dobra i potrafi zaciekawić. Nie powaliła mnie może na kolana, ale jestem pełna podziwu, że taką historię udaje Ci się stworzyć. Widać, że przykładasz się do pisania i z każdym rozdziałem jest jeszcze lepiej. Przyczepiłam się najbardziej do kreacji świata, bo to ważny punkt, i do opisów, gdyż kilka braków się znalazło. Masz dobrze wykreowanych bohaterów, świetne dialogi, ciekawą fabułę (z kilkoma uwagami) i styl, który – nie licząc tych koszmarnych zaimków – sprawia, że całość czyta się lekko i przyjemnie.  W dodatku piszesz poprawnie i oryginalność występuje. Życzę Ci z całego serca, byś w jak najlepszy sposób zakończyła Łzy Niewiernego.
PS Deneve, masz prawo mnie zabić. Wiesz, z czego przede wszystkim wynikał ten poślizg, ale i tak mi jest głupio, że aż tyle musiałaś czekać. Wyrażam teraz jedynie nadzieję, że ocena w jakimś stopniu okazała się pomocna, a cały ten zastój pójdzie w niepamięć.
***
Według pierwotnego planu w aktualnym czasie powinnam zostać z dwoma lub trzema blogami w kolejce i pod koniec lipca wszystko skończyć, ale patrząc teraz na te siedem opowiadań, to myślę, że dopiero tuż przed początkiem roku akademickiego ze wszystkimi się uwinę. O ile, oczywiście, ponownie nie wydarzy się coś nieoczekiwanego. Ach, kolejkę odblokowałam, więc śmiało można się zgłaszać.
Córę Malcadicty już przeczytałam i sądzę, że w przyszłym tygodniu powinna pojawić się ocena. Poślizgu nie przewiduję, więc za kilka dni wszystko będzie pewnie gotowe. W dodatku zaczęłam oglądać K-Project, więc i z Małpą Niofomune nie będzie raczej opóźnień.
Chciałam jeszcze serdecznie pozdrowić właścicielki Weryfikatora, które zapomniały o pierwszych urodzinach ocenialni i dopiero po trzech tygodniach uświadomiły sobie o tym wydarzeniu. :D
Ach, i krzyczcie, jeśli znajdziecie błędy – jest możliwość, że coś przeoczyłam.

Teraz życzę Wam dobrej nocy i do zobaczenia już niedługo.

środa, 26 czerwca 2013

|0037| vieuvateur.blogspot.com

Blog: Vieuvateur
Autor: Mia
Oceniająca: Malcadicta

Jako że to pierwszy mój post na Weryfikatorze, witam wszystkich serdecznie jako stażystka. To moja pierwsza ocena, która ukazała się publicznie i druga w ogóle, więc miejcie litość ;)

1. Pierwsze wrażenie

Pierwsza rzecz to adres – choć wygląda ładnie, jest diabelnie trudny do zapamiętania i bardzo łatwo popełnić literówkę, kiedy się go wpisuje. Mnie osobiście kojarzy się z „drogi” po niemiecku „teuer” lub z wycieczką, ang. „tour”. Nic mi nie mówi o tematyce, może ewentualnie każe przypuszczać fantastykę, bo najczęściej tam widuję dziwne tytuły, które odnoszą się do nazwy z treści. Na belce masz cytat, którego treść bardzo do mnie przemawia. Lubię, kiedy ktoś odwraca schematy, choć w tym momencie jest to robione tak często, że może to też schemat… Cóż, tak, czy inaczej – tekst ładny.
Szata graficzna bloga sprawia przyjemne wrażenie, fiolety są spokojne, miłe dla oka, czcionka nie razi w oczy, więc poza tamtymi zgrzytami jest w porządku.

3/5

2. Grafika

Grafika, jak już napisałam, jest bardzo przyjemna dla oka. Kolory do siebie pasują. Na nagłówku masz obrazek, w którym bez reszty się zakochałam – jest taki łagodny, urokliwy i trochę, jak na moje oko, secesyjny. Po przeczytaniu mogę się domyślać, że jest to nasza bohaterka i takie jej wyobrażenie bardzo mi się podoba. Cytat też pasuje do treści, choć trochę już zdradza w temacie rozwoju fabuły. Ale to samo można wywnioskować już z początku opowiadania, więc się za bardzo nie czepiam. Tło do tekstu, w odróżnieniu od zwyczajnego, ma teksturę czegoś, co chyba uznam za papier, co bardzo ładnie wypada.
Czcionka lepiej wyglądałaby trochę ciemniejsza, bo choć oczu nie wypala, to zaczęły mnie porządnie boleć już po pierwszym rozdziale od uporczywego wpatrywania się w monitor. Masz akapity (choć jak piszesz, nie jesteś zadowolona – z tych odstępów, jeśli dobrze zgaduję) za co jestem ci niebywale wdzięczna. Tekst jest też wyjustowany, więc jedynym zastrzeżeniem jest kolor czcionki. Podobnie przyciemniłabym (tylko mocniej) wszystkie napisy u dołu, na tle, jak podziękowania za komentarze, bo ich nie widać.
Mam dylemat z dopasowaniem do tematyki, bo choć postać w szablonie z pewnością przypomina tekstowy odpowiednik, to atmosfera niespecjalnie mi pasuje do tego, co na razie się ukazało – jest bardziej sielska, romantyczna i lekka, a w twoim opowiadaniu dziewczynę właśnie porwano, jest w obcym miejscu i niemal umarła. Co nie zmienia mojego zdania – szablon jest bardzo ładny.

13/15


3. Treść
Początkowo planowałam pisać o kolejnych rozdziałach, ale jednak zdecydowałam się na ciąg… Uprzedzam, że część rzeczy będzie drobiazgami – jestem trochę czepialska.

Prolog jest świetny i właściwie nie mam mu nic do zarzucenia. Prawdziwie mnie wciągnął, wprowadził interesującego narratora i jakąś tajemnicę, więc zrobił wszystko, czego po prologu oczekuję.
Trochę nie podoba mi się za to fakt, że od razu przedstawiasz jak na tacy, jakie to Królestwo Mroku nie jest dobre, wolne i bezpieczne. Jak to ludzie są równi… Rozumiem zabieg kontrastu stanu rzeczywistego z opinią o tym kraju, ale trochę bym to załagodziła. I, przykro mi to mówić, nie ma na dłuższą metę państw, w których wszyscy są równi. Względem prawa, być może. Ale pojawią się bogatsi, inteligentniejsi, władający, zdolni… A zarysowałaś mi tu sielankę – wszyscy siedzą, bawią się, a karczmarz jest cały uśmiechnięty. Trochę więcej… subtelności.
Nie wierzę. Nie wierzę Ci. Napisałaś, że w centrum nie trzeba było strażników. To jest, za przeproszeniem, absurd. Nie istnieje możliwość zostawienia miasta bez nadzoru, za to z bawiącymi się w samopas dziećmi i masą pijanych ludzi z bronią. Zbyt idealizujesz to miejsce. Dobra, dobra, postaram się ten temat już zostawić.
Lubię pomysł z tęczą. Bo spodziewałam się prędzej, że będzie właśnie dla Świetlików piękna, więc masz za to plus.
Przy okazji powinnaś też wspomnieć o tym, czym dowódcą był ów mężczyzna. Bo na razie mogę jedynie dedukować, że jest ważny w jakimś tam wojsku/policji w Krainie Mroku.
Dziwi mnie reakcja kobiet – zbyt szybko przeszły od szoku do rozpaczy. Także wzmianka o tym, że nawet dzieci usłyszały krzyki, jest chyba trochę nie na miejscu – w karczmach zazwyczaj nie jest cicho, więc musieliby porządnie się podgłośnić.
A dalej robi się ciekawie. Choć zgadzam się z faktem, że podobne zachowanie może doprowadzić do buntu, to właśnie podjęli tę decyzję dowódca i przypadkowy tłum w karczmie i planują to „na żywca” w całkiem niezłym hałasie (nie zmusisz dużej grupy ludzi do zamilknięcia tak szybko – część jest cicho, część powoli rozumie, inni nie wiedzą, o co chodzi, a kilkorga nic to nie obchodzi). Trochę to nierealne.
Mam też właściwie jedno pytanie – jakim prawem król jasnych wysyła rozkazy do INNEGO państwa? Czemu mieliby go słuchać? Po co go atakują, skoro mogliby go zwyczajnie zignorować? Nie wie przecież, gdzie ta kraina, bo wspominają o tym później. A skoro nie wie, to jak wysłał wiadomość, tak w ogóle? Trochę mi tu zgrzyta… I kto właściwie panuje w Krainie Mroku? Dowódca nie, bo się szlaja po jakichś knajpach i ekspedycjach. Ale nikt nie wydaje się rządzić czymkolwiek, a nie wspomniałaś nigdzie o ustroju – warto byłoby to sprecyzować. Jeśli nie rządzi nikt, to mamy tu do czynienia z uchodźcami, których nazywają Mroczniakami, ale wtedy też ktoś powinien wysunąć się na przywództwo, mieć realną władzą (a dowódca wojsk jej nie ma, bo mógł mu się postawić Etan). A w tak dużym zgromadzeniu ludzi musi być jakieś prawo, a co za tym idzie ktoś, kto by je wyegzekwował. Radziłabym coś napomknąć gdzieś. Uf… Koniec o władzy, wracam do fabuły.
Akcji z wartownikami nie mam nic do zarzucenia.
Za to powiem ci, że księżniczka należy do moich ulubionych postaci w Twoim opowiadaniu – może dlatego, że na razie to jej poświęciłaś najwięcej czasu. To znaczy kibicować jej nie będę, ale zachowuje się, i teraz, i później, dokładnie tak, jak bym się spodziewała po wychowanej pod kloszem księżniczce. To taka dygresja, bo bohaterzy będą później.
Mam niewielką zagadkę dotyczącą rodziny królewskiej. Matka księżniczki umarła, a wuj jest królem, tak? Co właściwie z jej ojcem? Mam paskudne przeczucie, że jeszcze się przewinie, ale tak czy inaczej wypadałoby napisać, czy zniknął z jej życia i co jej o tym powiedzieli, skoro już piszesz o ich powiązaniach rodzinnych. Przy nich zaś będąc, dodam, że na plus wypada relacja króla z siostrzenicą.
Porwanie też wypadło przyzwoicie, zwłaszcza dowódca, bo podejrzewam, że coś tam jest na rzeczy, skoro tak nagle się zmienił. Trochę może zbyt skróciłaś drogę do i z, nie wiemy też właściwie kto i w jakiej ilości był na tej wyprawie. Mało też było jej opisów – piszesz je bardzo dobrze i chętnie przeczytałabym więcej, o przeprwie przez miasto i pokonywaniu trudności, bo im udało się to prawie bez problemu. To trochę dziwi, zwłaszcza, że mówiłaś wcześniej o dużej ilości strażników w pałacu, w którym księżniczka mieszkała.
Bardzo obrazowo opisałaś wszystko, co czuła dziewczyna w tym worku. Także później, kiedy już wsadzono ją do celi.
Chłopak też zaczyna budzić sympatię, jako jeszcze młodzieniec nie rozumie, o co chodzi dowódcy. Jestem też mile zaskoczona, że jednak tak idealnie w tym królestwie nie jest. A nasz młody bojownik jest najwyraźniej idealistą. A tutaj styka się z dowódcą, który po trupach dąży do celu – bardzo łatwo sobie tym zdobył moją sympatię. A ostatnie ich zakończenie kłótni jest świetnie.
I znów masz świetny fragment z przebudzeniem księżniczki. Przyczepię się tylko do elementu jeszcze przed nim – wypadałoby wytłumaczyć, czym jest Zacisze, do którego poszła staruszka. Uwielbiam za to porównanie do pająka – krucha i odrażająca zarazem – po prostu mnie trafiło. Ale wracając do księżniczki…
Mam szczerą nadzieję, że zrobili więcej niż „nie wychodź stąd”. No i bardzo dobrze traktują jeńców – własny dom, ubrania, jedzenie, łóżko… Nieźle, nieźle. Szczęście ma mała Dortis. I moje uznanie za scenę z sukniami. Nie wiem tylko, czy w ogóle da się zawiązać gorset samemu, ale tutaj się nie będę czepiać, bo nigdy nie próbowałam.
Bardzo przyjemne są wszystkie fragmenty wspominek i nawet zrobiło mi się żal Dortis, która zawsze musiała chodzić w złocie. Musieli też być bogaci w tym królestwie, skoro Dortis wspomina nieco później, że wszystko tam było ze złota, a tu tylko fragmnety są posrebrzane. Domy z litego złota? Na boga Oma, przywiodłaś mi na myśl kontynent Przeciwwagi ze Świata Dysku – złoto tak pospolite, że niemal leży na ulicach. Jednak przy tym już będąc, radziłabym rozważyć możliwości konstrukcyjne – złoto jest trochę zbyt miękkie. Osobiście ograniczyłabym się do szczerego złota wyłożonego już na konstrukcji. Jeśli zaś to właśnie miałaś na myśli, to ujęłabym to nieco inaczej, bo można to, jak widać, błędnie zrozumieć.
Zaskoczyło mnie pozytywnie przeniesienie akcji do zamku – pokazanie króla z perspektywy służącej, która robi wszystko, by się utrzymać, zwłaszcza w zestawieniu z późniejszą wypowiedzią księżniczki, która po raz kolejny pokazuje jak niewiele wie. Podoba mi się moment, w którym Dortis w końcu zbiera się w sobie i chce otworzyć drzwi. Nie wiem też już, czy drzwi są zamknięte. Z jednymi na pewno się już szarpała – przyjęłam, że to te na zewnątrz, chyba, że tamte były do pokoju, a teraz poszła do wejściowych… I naprawdę nikt ich nie zamknął? Naprawdę zostawili jeńca w otwartym domu i bez straży, tak, że Dortis mogła sobie poleźć gdzie dusza zapragnie? Oficjalnie zostają najgorzej przygotowanymi porywaczami. Nie wiem też, czy to tylko moje odczucie, ale mam jakiś niedosyt wachania przed wyjściem i strachu. Był oczywiście, ale w przypadku zagubionej nastolatki widziałabym go chętnie więcej. Zaciekawiłaś mnie też postacią z lasu. Najpierw myślałam, przyznaję, że to Etan, ale potem okazało się, że jednak nie.


Głównym wątkiem jest oczywiście historia porwanej księżniczki, Dortis, która nagle znajduje się w rękach ludzi, którzy ją przerażają. To dość utarty, lecz wciąż przyjemny schemat – wszyscy wiedzą z góry, że w jakiś sposób zmieni się jej nastawienie, a o duży w tym udział będę posądzać powoli rodzący się wątek romantyczny. Co prawda Etan jeszcze nic nie zrobił, ale zaczął już odczuwać sprzeczne uczucia do młodej księżniczki. Tak więc w tej działce, choć spisujesz się dobrze, nie ma wiele nowego.
Zaskakująco dużo już się zrobiło tajemnic ukrytych przed czytelnikiem – prawdziwe motywy brutalnego dowódcy, który wydaje się mieć jakiś plan wymagający księżniczki, postać z lasu, stara kobieta o imieniu podobnym do adresu, która na pewno musi się jeszcze przez to pojawić. To wprowadza pewne napięcie w fabułę, element wyczekiwania (bo ja osobiście jestem ciekawa jego pobudek).
Bardzo przyjemne wychodzą ci wstawki z dzieciństwa Dortis. Najbardziej zaskoczył mnie ostatni fragment, który najwyraźniej zapowiada coś jeszcze innego – wuj Dortis najwyraźniej ma podjąć jakieś działania w celu ocalenia siostrzenicy. Właściwie to cały czas wstawiasz jakieś nowe rzeczy, zaskakujące elementy – fragment z perspektywy służki pozwolił zachować w tajemnicy plany, ale dać znać, że jednak tam są, moment w którym urwałaś, znów prowadzi do kolejnej rzeczy. Nie pozwalasz akcji stać w miejscu i wychodzi to na dobre całemu opowiadaniu.
Podsumowując fabułę – nie jest to bardzo nowatorskie, ale jest przyjemnie prowadzone. No i jak na razie wiele na ten temat nie mogę powiedzieć – pojawiło się ledwo sześć rozdziałów, więc akcja się wciąż rozkręca…

Masz ode mnie plusa za Dortis, co ci już mówiłam. Początkowo obawiałam się najpospolitszej kreacji – buntowniczej, szybko przystosowującej się i walecznej księżniczki. I czekało mnie zaskoczenie, bo dziewczyna zachowuje się dokładnie tak, jak powinna trzymana pod kloszem przez nadopiekuńczego wuja księżniczka. Pokazałaś, jak jej opinie różnią się od stanu faktycznego, jak niewiele wie o świecie. Powoli odkrywa nowe rzeczy, przyzwyczaja się. Trochę jedynie dziwi mnie fakt, że nie wyszła wcześniej, bo sądzę, że chęć ucieczki przeważyłaby strach.
Po Dortis jest Etan, którego imię poznaliśmy bardzo późno (nawiasem mówiąc, ładne pociągnięcie). Na razie co prawda miał mniej czasu od dziewczyny na rozwinięcie, ale przypuszczam, że jego kolej jeszcze nadejdzie. Dałaś mu jakąś mroczną przeszłość, ale na szczęście pozostawiałaś młodzieńczą osobowość – to kolejna realistyczna postać. Jest mu żal jeńca, ba, jest mu żal księżniczki wrogiego kraju, nie może patrzeć jak cierpi – tutaj bardzo ładnie ujawnia się jego wiek.
Pozostałe postaci też są ciekawe. Zwłaszcza, jeśli mają do odegrania jakąś rolę. Dowódca, na przykład, jest jednym z moich faworytów – początkowo w ogóle nie wyróżnia się z tłumu, potem odrywamy, że ma jakieś kropka kropka kropka zbrodnicze motywy. Jest bezwzględny, dąży do konkretnego celu, wie, na co się pisze porywający i w sposób bardzo… żołnierski się zachowuje. Lubię takie postaci, które nie cackają się z rzeczywistością, więc od razu mi przypadł do serca. Ale honory muszę też oddać wujowi Dortis, królowi. Bo także nie jest stereotypowym złym władcą – obdarzyłaś go uczuciami do siostrzenicy i troską. Widać też, że to jeszcze nie wszyscy – Viviene, strauszka o imieniu niepokojąco podobnym do adresu i tajmniczy człowiek z lasu na razie co prawda nie byli rozwinięci, ale jestem pewna, że jeszcze będą. Dzięki nim wszystkim fabuła nie koncentruje się tylko i wyłącznie na Dortis i Etanie.
Muszę ci przyznać, że kreacja bohaterów bardzo dobrze ci wyszła.

Masz też przyzwoite opisy, pozwalają wyobrazić sobie otoczenie, choć przesadnie szczegółowe nie są, a czasem wręcz mi ich brakuje. Najlepiej wypadają wtedy, kiedy ci na czymś szczególnie zależy – jak w przypadku strojów Dortis. Twoje opisy emocji są bardziej tym, co bohater czuł fizycznie w tamtej chwili, ale muszę przyznać, że dobrze oddają nastrój. Czasem mam wrażenie, że są zbyt krótkie, zbyt szybko je ucinasz zamiast pokazać całą potęgę strachu czy walkę ekscytacji ze strachem. Czyta się to wszystko jednak przyjemnie, być może ze względu na twój styl – wplatasz w opisy bardzo barwne słownictwo.
Dialogom nie mam chyba nic do zarzucenia. Pasują stylem, różnią się między sobą, choć nie w bardzo wyraźny sposób, ale są na tyle realistyczne, że mogę sobie bez trudu wyobrazić ludzi, którzy tak ze sobą rozmawiają.


51/60



4. Poprawność

Prolog

„Wszyscy, którzy mieli możliwość ze mną rozmawiać(przecinek)(przecinek) jak tu stoję, cieszę”

„a na niewielkiej(przecinek) porośniętej soczyście zieloną trawą polance.”

„Bo szmer liści i śpiew ptaków przekazuje mi wszystkie wiadomości(przecinek) jakich w danej chwili potrzebuję.”

„pomyślałem Świetliki nie będą zadowolone.”

„słońce schowało się za gęstą, rozległą chmurą(przecinek) nadleciał ptak.”

„Długi jak ramię

„Dziób jego zaś połyskiwał jak”
Nie błąd, ale lepiej wyglądałoby: Zaś jego dziób połyskiwał jak…

Zaczął krążyć gdzieś nad moją głową, jakby czekając aż w pobliżu pojawi się ktoś, komu mógłby dostarczyć wiadomość. Po kilku minutach obniża swój lot i zaczyna śpiewać, a raczej nawoływać w sposób bardzo piękny i poruszający.”
Po pierwsze – powtórzenie. Po drugie – w jednym zdaniu czas przeszły, w drugim teraźniejszy.

„że była to ciemnoszara strzała, która od lat budziła postrach wśród Świetlików.”
Brzmi to tak, jakby jedna strzała budziła postach. Lepiej byłoby tak: że była to jedna z ciemnoszarych strzał, które od lat budziły postrach wśród Świetlików.

„Postać w długim ciemnosrebrnym płaszczu wyciąga z jego na wpół przeźroczystych, jeszcze chwilę temu emanujących złotym blaskiem szponów pergamin i rozwija go. Czyta szybko to, co jest w nim napisane, po czym zastyga w bezruchu, jakby mocno zszokowany. Ostatecznie spluwa na prawie całkiem przeźroczystego ptaka i odchodzi,(bez przecinka) w kierunku, którego nie mogę dojrzeć.
Patrzę, jak ptak znika całkowicie i pozostaje po nim tylko szara strzała. Błyszczy złowrogo, lecz i tak wiem, że gdy tylko na niebie pojawi się księżyc, broń rozpłynie się w ciemności i po niej także nie zostanie śladu.
W końcu nadchodzi deszcz. Zacina bardzo mocno, lecz nawet to nie przeszkadza zwierzętom, które już spieszą, by przekazać mi najnowsze wieści.”
1 Ten frgamnet jest w czasie teraźniejszym, a powinien być, jak poprzedni, w przeszłym. Lub musiałabyś zmienić poprzedni.
2 Albo „z którego nie mogę go dojrzeć”, albo w „nieznanym kierunku”. Nie można nie dojrzeć kierunku.


Rozdział 1

„W deszczowe dni, takie jak dzisiejszy

„było dostrzec także kobiety, ubrane w długie tuniki”

„Dopóki nie opuszczały granic krainy, były bezpieczne.”

„Ludzie siedzieli, gdzie chcieli”

„do drugiej krainy, w tej nie obowiązywał żaden podział społeczeństwa.”

” i zwrócił się w stronę mężczyzny.”
Odwrócił się, lub zwrócił swoją twarz, bo inaczej brzmi to tak, jakby coś do niego powiedział.

„Osoba nazywana tym zjawiskiem atmosferycznym określana była przez resztę społeczeństwa jako kłamca lub delikatniej - tchórz.”

Trochę to pokręcone zdanie i brzmiałoby lepiej jakby zaczynało się jakoś tak – „Określenie tak kogoś przez członka społeczeństwa oznaczało nazwanie go kłamcą lub, delikatniej, tchórzem.” Pierwsze jest trochę nielogiczne – np. nie można kogoś nazwać zjawiskiem.

„Mieszkańcy Krainy Mroku kręcili rozbawieni głowami, słysząc takie rzeczy”

„W postawie, głosie i minie chłopaka było coś, czego nie dało się zdefiniować.(lepiej jako jedno zdanie) Sprawiło jednak, że właściciel karczmy poczuł się

„Widząc kto i w jaki sposób wszedł do karczmy, wszyscy klienci zamilkli i odłożyli kufle na stoły.”

Wyglądał na wściekłego, lecz opanowanego.”
Jeśli był opanowany, nie mogli zauważyć, że był wściekły. Lepiej tak: „Choć próbował wyglądać na opanowanego, zaważyli, że był wściekły.”

” gwałtownym ruchem jednej("jednej" jest niepotrzebne) ręki rozwinął”

„ król będzie czekał na odpowiedź w tej sprawie przez trzy dni od czasu wysłania Lumsagusa. Po tym czasie wysłani zostaną uzbrojeni posłańcy.”

„Twarze kobiet pobladły, niektóre uroniły kilka łez.”
Twarze pobladły? Raczej tak: „Kobiety pobladły, a niektóre z nich uroniły kilka łez”

„od osłupienia począwszy, na silnym gniewie skończywszy.”

„Przypadek, jedno słowo za((spacja)dużo, złe miejsce”

„zrobił pauzę i po(spacja)raz kolejny”

Na jej twarzy malowała się”

„ Chłopak miał błękitne oczy, krótkie, intensywnie czarne”

Rozdział 2

„Lekki letni wietrzyk poruszał koronami drzew rosnących w pobliżu bramy.”

„Mężczyźni spojrzeli na niego z pobłażaniem.”

„Już po kilku krokach cichy świst ogłosił jego śmierć.”
Najpierw musiał być świst, a potem strzała mogła się wbić.

„. W tym samym momencie, wiele metrów dalej pod murem”

„Drobna, blondwłosa dziewczyna odziana w złotą szatę”

„A jako,(bez przecinka) że dziewczyna nie mogła spotykać”

„co wieczór nuciła dziewczynie tę samą kołysankę.”

„Nawet po rozczesaniu loki dziewczyny dalej wyglądały jak loki.”
Ehm. To zdanie ma powtórzenie. I nie ma sensu. Nie mogę go nawet poprawić – zaproponowałabym za to coś w stylu – włosy także po rozczesaniu skręcały się w łagodne spirale – lub coś takiego.

„wygładzając falbany i kokardki znajdujące się na szacie”
Wygładzając falbany i kokardki szaty

„powiedział do mężczyzny z zapałkami, […]. Dopisało mu szczęście. Wysoki mężczyzna w blond peruce poszedł dalej nawet się nie zatrzymując. Mężczyzna z zapałkami ruszy”
Powtórzenia!

„reszta skierowała swe kroki w stronę schodów. Wchodząc po schodach błękitnooki”
Znów powtórzenia.

Rozdział 3

„westchnieniem osunęła się na ziemię.”

„Ciasne pomieszczenie, w którym się znajdowała, było ciemne i zimne.”

„. Przypominało podziemny, na wpół opróżniony magazyn”

„A jeśli są zatrute?, pomyślała ze strachem.”
A co jeśli są zatrute, spytała sama siebie ze strachem.

„ Koszmary męczyły ją jeden po drugim, każdy coraz straszniejszy.”
A w ogóle to trochę dziwnie brzmi to zdanie. Nie lepiej byłoby jakoś tak: „Wciąż męczyły ją kolejne koszmary, a każdy następny był coraz straszniejszy.”?

„Jak ja wyglądam?, jęknęła dziewczyna w duchu.”
Jak ja wyglądam? Dziewczyna jęknęła w duchu.

„Zużyła wszystkie zgromadzone w organizmie zapasy wody.”
I mamy tu do czynienia z trupem. W dodatku wysuszonym. Lepiej jakoś tak: Była już tak odwodniona, że łzy nie mogły płynąć.

„bo uważał, że to by jedynie niepotrzebnie zaprzątało jej umysł.”

„tak, żeby nawet czary nie mogły pomóc w pokonaniu go.”

Rozdział 4

„Przez wysokie, uchylone okna wpadał”

„. Kiedy poprosił ją o użyczenie domu”

„O zgrozo!, pomyślała. Mroczniak!”
O zgrozo, pomyślała, Mroczniak!

„Więc to nie był sen!(bez wykrzyknika), pomyślała z przerażeniem.”

„Strach, dezorientacja i frustracja przelały się w sercu dziewczyny.”
Lepiej: Narastający strach, dezorientacja i frustracja przelały czarę.

„Kreacja zdecydowanie,(bez przecinka) nie była ani trochę”

„ale w rogu dziewczyna dostrzegła długą suknię.”

„Górę sukienki stanowił gorset obszyty tysiącem srebrnych i czerwonych”
Lepiej brzmiałoby „tysiącami” lub „setkami”, chyba, że je policzyła.

„. Jak ci ludzie mogą tak żyć?!, pomyślała rozgoryczona.”
Jak ci ludzie mogą tak żyć, pomyślała rozgoryczona i sfrustrowana.

„Nigdy w życiu!(bez wykrzyknika), krzyknęła do siebie”

„Aż w końcu, dzięki ci, Słońce!, zawiązała drobną kokardkę i wycieńczona opadła na łoże.”
Tak jest źle. Jedną z lepszych opcji jest np.: Aż w końcu - dzięki ci, Słońce - zawiązała drobną kokardkę i wycieńczona opadła na łoże.

„Okropnie bolały ją ręce”

„Długi czerwony materiał niemalże ciągnął się”

„Co jak co, ale ktoś taki jak ona,(bez przecinka) zawsze powinien dobrze wyglądać.”

„nie podkreślą twojej urody tak,(bez przecinka) jak złoto.”

„- To nie takie proste – westchnęła kucharka, […]. – Masz, zanieś mu to.”
Ta wypowiedź nie jest błędna, ale nie pasuje do stylu kucharki. Skoro szanuje króla lepiej wypadłoby chyba coś w stylu: „Masz, zanieś to Jego Wysokości.”. To nie błąd, ale jakoś rzuciło mi się w oczy.

„Wyślę wszystkie wojska na poszukiwania!”

„- Jakich pomocników? – Król był wyraźnie zainteresowany.”

„a w najbliższym czasie nie planowała wylądować w,(bez przecinka) i tak już przeludnionych,(bez przecinka) lochach.”

„mówiąc, że odziedziczyła serce po matce, albo spoglądał na nią przeciągle”

” Smutnym wzrokiem prześlizgnęła się(bez się) po pokoju, zatrzymując spojrzenie na drzwiach.”

Rozdział 6

„równowagę, postarała się uspokoić łomotanie w klatce piersiowej.”

„Czy zmusi ją do powrotu do domu, czy zrobi coś innego?”

„Nie, nie wrócę tam!(bez wykrzyknika), krzyknęła dziarsko(lepiej: pomyślała gwałtownie, zdecydowała) arystokratka,”

„następnie zatańczyła walca z jednym z drzew”
Nie bardzo wiem, co miało znaczyć, więc nie mogę tego poprawić. Brzmi tak, jakby tańczyła z drzewem na polanie, ale mam wrażenie, że miało znaczyć co innego.

„pozostawiając Dorits wzdrygającą się ze wstrętem i z wykrzywioną twarzą.”
Nie mogła wzdrygać się cały czas. To czynność jednorazowa. „Pozostawiając Dortis pełną wstrętu i z wykrzywioną twarzą”, brzmi lepiej.

„Jednakże broń Krainy Światła była masywniejsza i złota,”
Radzę napisać, że była pozłacana. Bo to nasuwa strzały z czystego złota, które byłyby zbyt ciężkie i zbyt miękkie by być użyteczne.

„Właściwie jedyna czynność, jaką był w stanie wykonać, to zamówienie kolejnego kufla”


Podsumowując. Nie robisz wielu błędów – większość to literówki lub przecinki, ale i te błędy zdarzają się stosunkowo rzadko. Trochę mieszasz z zapisem myśli, czasem masz dziwne konstrukcje w zdaniu, lub nie do końca zrozumiałe sformułowania. Ale dopóki nie popatrzyłam na twój tekst specjalnie pod kątem sprawdzania większości błędów zwyczajnie nie zauważyłam.

17/20

5. Ramki

- Strona tytułowa – po prostu odsyłacz do strony głównej.

- Autorka – czyli strona o Tobie. Nic dodać, nic ująć, więc przejdę może do błędów:

„co niektórych męczy, a innych nawet irytuje.”

„chyba, że uprzednio przeprowadzę pokaźny monolog.”

„tworzę własny, wyimaginowany świat”

„Moje ulubione zajęcie to czytanie książki przy akompaniamencie pomrukiwań małego pupila. Moim marzeniem jest wydanie własnej książki, jeśli nie kilku.”
Powtórzenie.

„jak to, co wymyślam nabiera fizycznego ciała.”
Zastąpiłabym to „nabiera kształtu”.

- W kilku słowach – tu piszesz o wszystkim, co dotyczy bloga; masz tu małe kalendarium, zarys fabuły, wyjaśnienie powodu jego założenia… Nie mam się czego czepiać – może z wyjątkiem faktu, że mogłaś siebie, jako autorkę cytatu wrzucić na belkę od razu.

Błędy:
„Czy dwie,(bez przecinka) tak różne krainy zawrą w końcu pokój?”

„Jest to gatunek literacki, którego czytam najwięcej”
Nie można czytać gatunku. Proponuję to jakoś inaczej sformułować.

- Dopiski na marginesach – choć nazwa ładna, trudno się domyślić w pierwszej chwili (ja się w ogóle nie domyśliłam), że to spis linków do odwiedzanych blogów i ocenialni. Wszystkie linki działają, więc w tym punkcie nie mam zastrzeżeń.

- Przypominajka – to spis bohaterów. Już się bałam, że zechcesz ich tu opisać – nie cierpię tego – ale na szczęście to tylko przypomnienie kim są. Nie wiem, czy jest to koniecznie potrzebne przy ledwie sześciu rozdziałach – nie jest tych postaci aż tyle, by czytelnik miał się pogubić. No i szkoda, że dopiero tu piszesz, że jest dowódcą wojsk Krainy Mroku, bo w tekście nie wspomniałaś jakiej formacji przewodzi.

- Wysypisko – czyli popularny Spam. Czyścisz na bieżąco, więc nie mam się czego czepiać.

3/5

6. Statystyki

Spamu poza jego miejscem nie widziałam, czytelnicy piszą ci rozbudowane komentarze, a ty im odpowiadasz – nic do zarzucenia nie mam.

5/5

7. Inne
Masz ode mnie plusika za kreację bohaterów, zwłaszcza za Dortis.

8. Podsumowanie
Twój blog, mimo wszystkiego, co napisałam wyżej, nie ma wielu wad. Szablon może i nie oddaje atmosfery, ale jest przyjemny dla oka. Fabuła, choć zdarzają się w niej dziury, a czasem jest nieco naiwna trzyma się kupy i jest całkiem logiczna – ilość nieścisłości to po prostu efekt mojego czepialstwa. Ale żeby można je było poprawić, muszę się czepiać (żeby potem nie było jak w przypadku Stephanie Mayer, którą tłumacz usprawiedliwiał w książce, że mieszka w innym stanie, więc myli pory zakwitów roślin). Postaci są świetne (powtórzę się po raz kolejny!). Błędów nie masz wiele, choć radzę popracować nad interpunkcją – to Twój główny problem, bo czasem przecinki ci uciekają, lub jest ich zbyt dużo. Rozszerzyłabym też opisy uczuć, sprawiłabym, żeby były bardziej sugestywne. I zmniejszyłabym liczbę określeń „błękitnooki”. Cały czas piszesz o Etanie jako o „błękitnookim” – trochę za dużo nawet.
I to by chyba było na tyle z mojej strony. O, jeszcze jedno - zyskałaś właśnie nową czytelniczkę! Nieźle mnie wciągnęło...


Daje ci to 93 pkt, czyli ocenę bardzo dobrą! Gratuluję.

wtorek, 25 czerwca 2013

|0036| czarny-blues.blogspot.com

Overrated albo Ravelle, w sumie obojętnie kto - mogłybyście dopisać do podstrony o mnie, że nie ocenię pamiętników/refleksji? Ten, który się zgłosił jeszcze przeżyję, ale więcej chyba nie strawię. Przepraszam za zamieszanie, ale zupełnie o nich zapomniałam, kiedy pisałam tę podstronę ;)
W sumie to moja druga ocena w życiu... Nie zjedzcie mnie :>
 _____________

Ocena bloga: czarny-blues
Autor: Magda
Oceniająca: Diana

            Pierwsze wrażenie (5/5)

            Szczerze mówiąc, adres zupełnie nie przywodzi na myśl bloga z opowiadaniem fantasy. Raczej z muzyką albo coś w ten deseń. „Czarny” i „blues” nie mają ze sobą nic wspólnego, co dodatkowo mnie intryguje. Adres jest łatwy do zapamiętania i oddzielony myślnikiem. Na belce widzę napis, który jeszcze bardziej pobudza mój apetyt, ponieważ jest po łacinie. Kojarzy mi się ze średniowieczem, może błędnie. Na początku trudno było mi go odczytać, to wina tych wszystkich zawijasów. W każdym razie od razu otworzyłam Tłumacza Google i sprawdziłam, co znaczy. „Oto lwy”, przynajmniej według wujka Google. Napis zupełnie nie pasuje mi do bluesa ani nawet do czarnego. Jest tajemniczo, wzbudzasz ciekawość czytelnika już od pierwszej chwili. Mam ochotę od razu przeczytać choćby jedno opowiadanie, żeby się przekonać, czy naprawdę będzie tak dobrze.

            Grafika (13/15)

            Na pierwszy rzut oka masz bardzo ładny nagłówek. Widzę dziewczynę… w ogniu? Projekt jakiegoś zamku i listy albo dokumenty…  Na Twoim miejscu zdecydowałabym się jednak albo na pastele, albo ołówek. Mamy wszystkiego po trochu i w dodatku sprawia wrażenie aż za bardzo ułożonego i grzecznego. Nadal nie wiem, czy to odpowiada tematyce. Skoro zamieszczasz opowiadania o fantastyce, moim zdaniem ładniej wyglądałoby coś ciemniejszego i bardziej tajemniczego. Chociaż istnieje niebezpieczeństwo, że będzie za dużo tego wszystkiego, przez co zapanuje chaos. 

Jednak przy obecnym nagłówku dobrym wyborem było beżowe tło i ten czerwonawy kolor czcionki, który łatwo odczytać. Właśnie, czcionka. Ona jest genialna! Sama to wszystko robiłaś i bardzo dobrze Ci to wyszło. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jest spis treści, ale to wina mojej nieuwagi. Poza tym nic się nie gryzie, wszystko jest czytelne (oprócz tego napisu na nagłówku), nie razi w oczy. Ogólnie ładnie się komponuje; nie jest ani za dużo, ani za mało – chodzi o ramki, ale o tym później. 

Gwoli ścisłości – odjęłam jeden punkt za dopasowanie do tematyki, bo z fantastyką to mi się to nie kojarzy i jeden za nagłówek.

            Treść (58/60)

            Na wstępie pragnę zaznaczyć, że oceniłam tylko opowiadania, za miniaturki nie zdążyłam się wziąć, przepraszam.

Prolog Jamnika Kleopatry jest mistrzostwem, doskonale wprowadza w Twój świat i pokazuje tę magiczną atmosferę. Jest kot, który mówi, jest czarownica, no i przede wszystkim tajemnica. O co chodzi z tą wielką mocą? Motyw ze Scrablle’ami szczególnie mi się spodobał. W sumie fajnie byłoby, gdyby można było tak wpływać na życie innych. Błyskawicznie wprowadziłaś akcję i zaciekawiłaś mnie tym wszystkim, a trudno jest do tego doprowadzić. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że nie muszę czekać na kolejny rozdział, tylko od razu mogę go przeczytać.
           
Następna notka całkowicie mnie zaskoczyła, ponieważ wprowadziłaś nowych bohaterów i nowy klimat. Ogólne zamieszanie, Trufla jest wróżbitką. Robi się coraz ciekawiej. Przez chwilę poczułam się, jakby bohaterowie byli w ETAP-ie („Gone – Zniknęli” autorstwa Michaela Granta) – bez dorosłych, zupełnie sami na świecie. Pojawił się również wątek romantyczny, chociaż taki trochę niedopracowany. Przynajmniej na razie. Trudno jest się połapać w tej całej równoległości, ale… dobrze rozumiem, że Olka została przeniesiona do drugiego świata a Trufla to wyczuła? Nie, chyba jednak źle.

Ach, czyli że Potworski i zgraja również są drugiej rzeczywistości. Wydaje mi się, że to żółtookie stworzenie to Filip… Nadal zastanawiam się, w jaki sposób oni są ze sobą powiązani – bo w jakiś są na pewno. Ale, ale! W drugim  rozdziale coś mi nie pasuje z czasem. Zakładam, że wszystko dzieje się latem, względnie wiosną. Zazwyczaj wtedy później robi się ciemno. Trufla, Potworski i Jamnik wyjechali koło piątej po południu, kiedy dojechali do tego miasteczka było już ciemno. Czyli coś około dwudziestej pierwszej. Zanim się zorganizowali, też minęło trochę czasu. Załóżmy więc, że mamy pół do dziesiątej. Trufla spała godzinę, potem zaatakował ich ten larwowilk, co też nie trwało kilka sekund. Wydaje mi się, że około godziny, może półtorej. Mamy więc coś koło północy. Potem piszesz, że Trufla spała dwie godziny, co daje  drugą w nocy, a tu okazuje się, że jest trzydzieści siedem minut po północy. Skomplikowane, ale logiczne. Musisz pamiętać, że to wszystko nie dzieje się w ciągu pięciu minut. Niemniej jednak na razie opowiadanie niesamowicie wciąga i nie mogę się od niego oderwać.

Niee, ja tego nie rozumiem. Czuję się jak Jamnik i w dalszym ciągu nie ogarniam całej tej afery z porwaniem Potworskiego i przenikającymi się rzeczywistościami. Trufla znów wróciła do „naszego” świata, a Potworski został u czarownic? Może jestem za głupia, ale nigdy nie mogę się połapać w tych wszystkich czasoprzestrzeniach. Bardzo podoba mi się to, że akcja toczy się w prawdziwym świecie. Polska, Słowacja (jak na razie), te wszystkie autentyczne nazwy… Robisz coś takiego, jak autorzy prawdziwych książek – ukazujesz zdarzenia nieprawdopodobne w rzeczywistym świecie. Nie wiem, jak innym, ale mi daje to taką dziecinną nadzieję na to, że kiedyś przeżyję swoją własną przygodę.

Potworski to Łukasz! Wreszcie coś mi się układa. Rozdział trzeci uznałam za magiczny, ponieważ jak na razie wyjaśnia najwięcej. Już wiem, jaki związek jest między nimi wszystkimi… Ładnie i zgrabnie to wszystko wyszło. W sumie jak na razie trudno się do czegoś przyczepić. Co chwilę bombardujesz mnie nowymi informacjami, choć pozornie wszystko kręci się wokół jednego. Muszę przyznać, że fabułę to Ty masz bardzo skomplikowaną, choć niby pozornie prostą. Kilka wątków, które zgrabnie łączą się w całość. Nic nie jest tu przypadkowe, wszystko ma swoje zastosowanie i przyczynę; przemyślałaś fabułę i nie idziesz na żywioł. A jeśli idziesz, to wiedz, że tego nie widać. Stworzyłaś swój własny świat i dobrze wprowadzasz w niego czytelnika. Nie gubię się i nawet zrozumiałam, o co chodzi z równoległymi rzeczywistościami. 

Wiesz, co Ci powiem? Nienawidzę oceniać dobrych blogów, bo nie mam za dużo do powiedzenia. Trudno jest wytknąć Ci jakieś błędy, chociażby w wykreowaniu bohaterów i opisach miejsc – wszystko jest dokładnie napisane, co pozwala czytelnikowi wczuć się w klimat opowiadania. Wspomniałam już o tym, że akcja toczy się w prawdziwym świecie, co naprawdę mi się podoba. Mimo to nie zapominasz o opisach miejsc. Jedyne, na co mogę zwrócić Ci uwagę, to to, że specjalnie przerywasz akcję, żeby je wpleść. Nie są jakoś specjalnie długie, ale myślę, że lepiej byłoby, gdybyś opisywała miejsca między wypowiedziami bohaterów. Irytuje mnie również ta „drabinka”, która pojawia się u Ciebie dość często. Chodzi o to, że postaci ciągle mówią i w żaden sposób nie jest opisane, kto i kiedy się wypowiada, np.:
- A propos... Skąd u Yvonne tyle mocy? - spytał Potworski.
- Ach, to... Sądzę, że pomagał jej ktoś z zewnątrz. Zatrzymaliście się u Neyah w Alghero?
- Tak. To Neyah?
- Zapewne.
- Ale dlaczego? Nie sprawiała wrażenia wrogo nastawionej...
- Jej i Yvonne nie łączy nic oprócz ogromnej niechęci do mnie.
(rozdział siódmy). Musiałam liczyć, czyja jest kolej na wypowiedź, żeby się połapać. Jak już przy dialogach jestem, od razu powiem, że nie są wymuszone ani drewniane. Czyta się je jak prawdziwą rozmowę. Ich styl jest dopasowany do wieku bohaterów. Są przemyślane (jak wszystko zresztą) i nie zawierają bezsensownych wypowiedzi typu żegnanie się i witanie bohaterów.

W trakcie czytania zauważyłam, że lubisz kończyć rozdziały w momencie, w którym pojawia się nowy element, z reguły wprowadzający kolejną tajemnicę. Co jak co, ale czytelnika to Ty umiesz zaciekawić. (Jest dwudziesta trzecia, ale po co kończyć czytać, skoro to jest takie wciągające?). Powinnaś wydać jakąś książkę albo coś. W Jamniku Kleopatry bohaterowie są naprawdę dobrze wykreowani. Wiem, jak wyglądają; nie zlewają się ze sobą. Każdy z nich jest inny, ma swoją historię i widać to w ich zachowaniu. Żaden nie jest pominięty, o wszystkich jest trochę wiadomości. Nie wiem, czy zrobiłaś to specjalnie, ale mimo tych „złych” cech, każda postać swoją postawą uczy nas czegoś. Na przykład Yvonne. Mimo że jest raczej negatywną bohaterką, ja ją lubię. Pokazuje, że warto walczyć o swoje za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną ma być śmierć. Robi to dla swojego dobra, bo przecież nie wszyscy muszą się poświęcać dla ogółu.

Okej, jest burza, gorący kubek z kakao, czas wziąć się za Hic sunt leones. Po przeczytaniu poprzedniego opowiadania, wiem już mniej więcej, co mnie czeka, zwłaszcza, że jest to w pewnym sensie jego kontynuacja, jak sama powiedziałaś.

Zaczyna się dość ciekawie i w sumie od początku rozdziału coś się już dzieje. Znany już Wodospad Okienkowy, czyli że Benita wpadnie do równoległej rzeczywistości. Ale jaki brat spycha siostrę z trzynastu metrów?! Znając Ciebie, to też ma jakieś znaczenie, bo przecież tu nic nie dzieje się bez przyczyny. Tak sobie czytam i czytam, i bardzo podoba mi się to, że oprócz typowej fantastyki, Twoje opowiadanie ma różne przesłania… Na przykład to, co powiedziała Benita: - Czy moje biczowanie przywróci mu życie? Czy moje biczowanie uczyni świat lepszym miejscem, tak jak jego śmierć? Nie wydaje mi się. Ergo, należy żyć dalej i cieszyć się, że się żyje. W końcu - tu uśmiechnęła się cynicznie, a w jej głosie pojawiła się szczypta prześmiewczego patosu - czy nie po to zginęli? Żebyśmy mogli żyć? Taak, to jest mój ulubiony cytat z całego opowiadania.

Naprawdę nie wiem, co jeszcze Ci powiedzieć na temat Twoich dzieł. Są majstersztykiem; nie nudziłam się, kiedy je czytałam, a nawet nie mogłam się od nich oderwać. Łatwo przekazujesz emocje, opisów nie brakuje, dzięki czemu nic nie dzieje się na białym tle… Masz bardzo ładny styl pisania, mimo że czasami pompatyczny. Widać, że przekazywanie tego, co chcesz napisać nie sprawia Ci trudności – masz duży zasób słownictwa. Nie męczyłam się, czytając Twoje opowiadania, nie musiałam co chwilę zastanawiać się nad sensem zdań. Dobra, może to ostatnie czasami się zdarzało, ale o tym potem. Mogłabym Ci odjąć punkty za świat przedstawiony – za to, że nie wyjaśniłaś do końca koncepcji rzeczywistości równoległej, sposobu jej działania albo za niewykreowanych bohaterów – ale tego nie zrobię, bo wszystko jest dokładnie opisane. Denerwuje mnie to, wiesz?

Od razu powiem, za co poleciały dwa punkty: za „drabinki” w tekście i za przerywanie akcji po to, żeby wpleść opisy.

            Poprawność (16/20)

     Bardzo musiałam się natrudzić, żeby znaleźć jakiekolwiek błędy… Ale to dobrze, przynajmniej nie musiałam co chwilę zamykać Worda, żeby się odstresować. Jestem dla Ciebie pełna podziwu.

Jamnik Kleopatry

Prolog

Jednak zaraz stwierdziła, że wolałaby nie usłyszeć opowieści o klasie Łukasza, która tylko utwierdziła ją w przekonaniu, że gimnazjaliści mają wszyscy nierówno pod sufitem. Zaraz jednak przypomniała sobie zdarzenie sprzed roku, gdy wiedziona ciekawością poszła na spotkanie integracyjne z ludźmi, z którymi teraz chodziła do klasy. – powtórzenie.

          Nienawidzę papierosów od czasu, gdy mój tata... cóż, zmarł na raka płuc. Ale nieważne. - Przez jej twarz przemknął cień gniewu. – i to wszystko? Ja rozumiem, że po śmierci ojca Olka mogła się już pozbierać, ale wydaje mi się, że ten cień gniewu na twarzy to jednak trochę za mało, jeżeli chodzi o zgon bliskiej osoby. Nawet, jeśli wydarzyło się to dawno temu.

            Rozdział I

            - Trufla, idź, zobacz, czy są sąsiedzi. – brak przecinka.
            Trufla kiwnęła głową i skierowała się do pomarańczowego domu sąsiadów. Zadzwoniła do drzwi, błagając w myślach, by otworzyli. – może jestem niedorozwinięta, ale jeszcze nigdy nie widziałam pomarańczowego domu. Mam też wrażenie, że jesteś uzależniona od tego koloru, bo w prologu ściany stołówki również były pomalowane na owy kolor.

            Rozdział II

            Dlatego, że nigdy nie znikał bez słowa, do tego zostawiając auto. – w zwrotach „dlatego że”, „mimo że” itp., przed owym „że” przecinka nie stawiamy.

            Jakieś dwadzieścia metrów dalej zaczynał się las. - jedno mnie zastanawia – skoro las był w takiej odległości od stacji, a Trufla weszła zaledwie w krzaki ją otaczające, to przecież  nie mogło być znowu tak daleko, żeby potem przez długą chwilę musiała uspokajać oddech, aby móc spokojnie mówić. Nie jestem jakoś wybitnie wysportowana, ale niecałe dwadzieścia metrów (stacja też nie ma kilometra przecież), to jestem w stanie przebiec w tempie uciekającego człowieka bez zadyszki.

            W plecaku była schowana broń, ale Trufla nie wierzyła, by zdołała wyjąć ją na czas i celnie strzelić, zwłaszcza, że strzelała tylko raz, pod okiem wuja, a celem była wielka kopa siana, stojąca chyba z pięć metrów od niej. – po pierwsze, trochę za długie to zdanie. Przed „zwłaszcza” dałabym kropkę. Po drugie, powtórzenie. Po trzecie, po „siana” powinien być przecinek.

            Rozdział III

            Jej świat składał się z książek, drewnianych wiórów na biurku, gdy rzeźbiła, i świec. – przecinek przed „i” się zgubił.

Rozdział IV

- Myślisz? Ale przecież Yvonne powiedziała, że odeśle ich no normalnej. - Eunika uniosła brwi. - Ale to rzeczywiście musi być ona. – do normalnej… ale normalnego czego?

- Mam pewną... hipotezę - odpowiedziała wiedźma. - Trzeba ją przenieść na kanapę. – dlaczego chcesz przenosić hipotezę na kanapę? Wiem, że chodzi tu o Truflę, ale to brzmi jakbyś chciała to zrobić z hipotezą.

- Tak, była. Spotkałam ją.
- Tak?
- O, tak. Proponowałam jej, by się u mnie zatrzymała, ale powiedziała, że ma jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia. - powtórzenie. Zamiast „tak” mogłabyś napisać „oczywiście” albo coś takiego.

            Rozdział V

            Chyba, że da się wykorzystać łączność telefoniczną... – zbędny przecinek.

            Rozdział VI

            Potworski miał pewność, że to właśnie ta karta, chociaż nie dalej jak tydzień temu grał z Truflą w makao tą właśnie talią. – powtórzenie.

            W jej oczach błyszczała ekscytacja pomieszana z szaleństwem, i triumf – przerażający, a równocześnie czyniący jej twarz niesamowicie piękną. – przecinek przed „i”. Jeśli jest bez przecinka, brzmi to tak, jakby ekscytacja była pomieszana z szaleństwem i triumfem.

            W połowie tego wybrzuszenia Jamnik stracił przyczepność i zaczął zjeżdżać. Zjechał poza krawędź i zawisł na rynnie. – powtórzenie.

            Rozdział VII

            Miała na końcu języka pytanie, czy i ja chce dopisać do listy podbojów, ale nic nie powiedziała. – ogonek Ci się zgubił.

            Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że tak szybko uwolni się z moich więzów, liczyłam, że będziemy mieć więcej czasu. – brak przecinka.

            Rozdział IX

            Będzie, jak i one, siedzieć w jednym z pustych miast rzeczywistości równoległej, nim tęsknota popchnie ją do desperackich kroków i próbując zmienić zasady, wysadzi kawałek świata w powietrze. – przecinek  po „zasady”.

            Hic sunt leones

            Prolog

            Nie napotkawszy nikogo, dotarła aż do budynku, w którym sprzedawano bilety wstępu na szlak. Tu także nie było nikogo; miejsce było ciche, opustoszałe. – powtórzenie; brak przecinka przed „dotarła”.

            Zdjęła je, wyciągnęła nogi ku słońcu. Powieki ciążyły jej, jej mózg protestował, wołał o przerwę. – zjadłaś „g”; powtórzenie.

            Była niezmiernie zdziwiona tym, że nikt jej nie obudził, nikt nie zwrócił uwagi na to, że zasnęła w kasie biletowej. – uwagę zwraca się komuś albo na coś.

            Powoli zapadał zmrok i Benita, nie rozumiejąc swojej sytuacji, rozumiała przynajmniej tyle, że musi sobie znaleźć nocleg. – powtórzenie. Może zrobiłaś to specjalnie, ale nie wygląda to ładnie.

            Rozdział I

            Jaki okrutny był świat, który pozwolił jej posmakować tych ust, wtulić się w te ramiona, o których tak długo śniła, spojrzeć w ciemne oczy pełne ciepła i sympatii dla niej, właśnie dla niej, pozwolił tylko po to, by po chwili krótkiej jak mrugnięcie okiem odebrać jej wszyskto. – za długie jest to zdanie; literówka.

            - Nie jestem pewna, czy naprawdę coś potrafię, czy poprostu mam omamy... – „po prostu” piszemy oddzielnie. Ale wydaje mi się, że to też literówka.

            Rozdział II

- Więc nie żartowałeś, mówiąc o gadającym kocie? – przecinek zjadłaś.

Cechowała ją miłość do niebezpieczeństwa, energia i zuchwalstwo, agresja, a jej reakcje były często nieadekwatne do okoliczności. – miłość może być do kogoś/czegoś.

Rozdział III 

Nie ma tu nic, co się lubi; abstrahując od faktu, że jest ta okropna pustka, wielka wyrwa spowodowana absolutną nieobecnością Jamnika, nie ma tu nic zupełnie, na co czeka się z utęsknieniem, do czego czuje się sentyment. – to jest właśnie jedno z tych za długich zdań, w których gubię ich sens po przeczytaniu jednej linijki.

Po cóż właściwie znać całą tę magię, formuły, język, mikstury i tajniki latania, jeśli na nic się to nie przyda, jeśli nie można tym zmienić prawdziwego świata, jeśli wszystko to jest zamknięte w tym nierzeczywistym pseudoświecie? – tu jest drugi taki przykład. Ja rozumiem to, że długie zdania lepiej oddają uczucia bohatera, ale bez przesady.

Miała ciasto czekoladowe i wino, i wyglądała, jakby nic ponad to nie było jej potrzebne do szczęścia. Zasiedli w trójkę przy stole na tarasie. – to Benita wyglądała, a nie wino.

Skoro rano śpiewała piosenkę o zabijaniu, stojąc nad iluzją swojego zamordowanego ojca? – przecinek powinien znaleźć się przed „stojąc”.

Rozdział IV

Nie sposób było stwierwdzić, czy zniknął już, czy nadal siedzi na zewnątrz. – literówka.

 - Proponuję wyjść - odezwał się półgłosem Jamnik, nie spuszczającwzroku z oczu upiora. – wyrazy się zlepiły.

Dotyk ten zdawał się być źródłem niewysłowionego bólu, który uniemożliwi nawet krzyk. – zabrakło „i”.

Rozdział V

Kotka sięgnęła myślami ku umysłowi Benity i natychmiast dokonała tego samego odkrycia, co wcześniej Filip - umysł dziewczyny był niewykrywalny i zamknięty przed innymi. – zjadłaś „n”.

Okropnie chciało jej się płakać, a w danym momencie nie widziała najmniejszego powodu, dla którego powinna powstrzymywać łzy. – tu również.

Benita z widocznym wysiłkiem próbowała dźwignąć się do pozycji siedzącej. – i tutaj też.

I gdy tak leżała w jego ramionach, z głową opartą na jego piersi, krucha i pozbawiona całej swojej buty, zapragnął chronić ją już zawsze i odganiać potwory, które mieszkały w jej umyśle. – ogonek zjadłaś.

Źdźbła trawy łaskotały ją w nos, więc przewróciła się na drugi bok. – brak „w”.

Jamnik uśmiechnął się do niej i odłożył szklany nóż na blat, nie poświęcając mu więcej uwagi. – brak „i”.

Tak coś mi się wydaje, że pisząc ostatnie rozdziały Hic sunt leones, byłaś bardzo głodna…

            Ramki (5/5)

            Muszę Cię pochwalić za bardzo uporządkowane ramki (wspominałam o tym już w ocenie grafiki). Na niektórych blogach panuje taki bałagan, że jest to wszystko ogarnąć. Dodatkowy punkt masz ode mnie za odnośnik do strony głównej w nagłówku.

            O blogu

            Zgrabnie napisane wprowadzenie do wszystkich historii. Wreszcie dowiedziałam się, jaki związek ma „Hic sunt leones” z fantastyką! Dziękuję Ci za to, bo nie domyśliłabym się. Szczególnie spodobał mi się opis Portretów. Jako że ja z feminizmem jestem w pewnym stopniu związana, mam ochotę zabrać się za czytanie któregoś z nich w trybie natychmiastowym. Cieszę się, że ktoś wreszcie skupił się na kobietach i docenia ich różnorodność, a nie tylko marudzi. Odnoszę wrażenie, że masz głowę pełną pomysłów, ale czasem trudno będzie się połapać w Twoim świecie. 

            O Magdzie

            Weszłam w tę zakładkę pełna obaw. Blogerzy zazwyczaj opisują siebie bardzo szczegółowo i banalnie (ulubiony kolor, książka, film itp.), a tu mam przede wszystkim cechy charakteru. Powiem Ci, że jesteśmy do siebie dość podobne. Również i tutaj mogę się czegoś dowiedzieć o blogu – wiem już, że czasem będzie dużo patosu, ale tekst najpewniej będzie przemyślany i pisany dojrzałym stylem. „Wróżka Diana prawdę Ci powie”. Nadal nie ma żadnych błędów, co mnie irytuje, bo ja się lubię czepiać.
Kiedy zobaczyłam ten wiersz, pomyślałam, że sobie go odpuszczę, ponieważ poezja to jest to, czego nie cierpię. Po krótkiej chwili stwierdziłam, że jednak go przeczytam – w końcu jest o kobietach. Zakochałam się w nim i gdzieś sobie go zapiszę. Może nawet nauczę się go na jakiś konkurs recytatorski… Chwała Ci za to, że go tam umieściłaś.

            Obrazki

            Nie dość, że bez jakichkolwiek błędów, to jeszcze świetnie rysuje! Protestuję i żądam równouprawnienia. Ja też chcę tak ładnie rysować. Nie żebym się jakoś znała na plastyce, ale moim zdaniem te szkice powinny ujrzeć światło dzienne nie tylko na blogu. Szczególnie spodobał mi się Filip i Jamnik.

            Kącik muzyczny

            Wszystkie linki działają poprawnie, ale lepiej byłoby, gdyby otwierały się od razu w nowej karcie. Oszczędziłoby to dodatkowego klikania, a ja należę do osób raczej leniwych.

            Linki

            Jeżu, ile ich tutaj jest! Naprawdę to wszystko czytasz? Nie działa ten do „Na jawie wyśnione”, chyba że to wina mojej Mozilli. Link do Weryfikatora jest, więc jedźmy dalej.
           
            Statystyki (5/5)

            Spamu nie masz. W niektórych komentarzach po prostu wypisane są błędy, ale to raczej nie Twoja wina. Przy miniaturkach masz więcej opinii, tam również odpowiadasz na nie – miło, kulturalnie. Nie widzę więc powodu, dla którego miałabym odjąć Ci jakiś punkt.

            Inne (3/5)

            Hm… Zwięźle i na temat: jeden za oryginalność, drugi za świetnie wykreowanych bohaterów, trzeci za przemyślaną fabułę. 

            Podsumowanie 

            Jestem strasznie zadowolona z tego, że to właśnie ja miałam przyjemność oceniać Twojego bloga. Cóż mogę jeszcze dodać… W fabule i bohaterach i całej reszcie nie musisz za bardzo nic poprawiać. Popracuj jedynie nad tymi „drabinkami” i opisami – nie przerywaj akcji tylko po to, by opisać miejsce, a rób to między wypowiedziami bohaterów. Popraw te błędy, które wypisałam i będzie dobrze. Twoje opowiadania bardzo wciągają i powiem Ci, że na pewno jeszcze zajrzę na Twojego bloga.
            Otrzymujesz 105 punktów na 115 możliwych, czyli ocenę bardzo dobrą. No nie… chciałabym coś podciągnąć, ale chyba już nie dam rady.