sobota, 15 lutego 2014

|0065| historiataylor.blogspot.com

Ocena bloga: historia Taylor
Autor bloga: Diana Landris
Oceniająca: Malcadicta



1. Pierwsze wrażenie


Adres „historiataylor” jest, powiem szczerze, niezbyt intrygujący. Gdybym się na niego zwyczajnie natknęła, najprawdopodobniej nie zainteresowałabym się na tyle, żeby tam wejść. Jest jednak łatwy do zapamiętania i prosty, więc przynajmniej nie ma problemów z zapamiętaniem.

Czemu w belce masz pauzy w środku słów? Wyświetla się dokładnie tak: „Nap-rawdę głębo-kiego smu-tku nie da się wy-razić na-wet łzami”. Sama treść też jest raczej banalna, sprawia wrażenie losowej, ładnie brzmiącej i smutnej frazy.

Grafika, która mnie wita, jest nieporządna i nie wygląda na dopracowaną. Kolorystyka przyjemna, ale od razu dekoncentruje mnie bardzo mała przestrzeń poświęcona na tekst.

Powiem więc szczerze – gdybym weszła przypadkowo na Twojego bloga, jego wygląd najprawdopodobniej by mnie zniechęcił.

1/5

2. Grafika


Nagłówek, jak już napisałam, jest dość nieporządny i wygląda po prostu jak zbiór sklejonych razem, niekoniecznie powiązanych zdjęć. Jedno zdjęcie dziewczyny w zupełności by wystarczyło, a muszelki niezbyt pasują. Nie mam też pojęcia, po co na dole bąbelki i… niezidentyfikowane coś już pod polem tekstowym. Jest tego za dużo. Dom, pajęczyna, róże, jakieś wzory po prawej i ten wzór z białych linii… To wszystko sprawia, że grafika jest chaotyczna i żaden element nie przyciąga właściwej uwagi.

Tekst na nagłówku „Nie udawaj kogoś, kim nie jesteś” też wydaje mi się niepotrzebny. Nie mówi nam nic ciekawego o Twoim opowiadaniu, ani nie wprowadza w jego nastrój. I uwaga techniczna – koniec napisu niknie pod menu.

Moja główna rada dotycząca szablonu jest taka – szersze pole tekstowe. Pół bloga zajmują ankiety i gadżety, które przez czarną czcionkę w ogóle można odczytać dopiero po zaznaczeniu tekstu.

Masz akapity, choć są naprawdę mikroskopijne i wyglądałyby dużo estetyczniej, gdyby troszkę je powiększyć, ale brakuje jeszcze justowania. To kod justujący:

(p align="justify")tekst tekst tekst(/p)

Zamiast nawiasów należy wstawić odpowiednio <>. Czcionka jest też odrobinę zbyt duża – sprawia wrażenie takiej z książki dla dzieci. Po wklejeniu tekstu do Worda okazuje się, że ma rozmiar 18. Zazwyczaj (choć zależy to od czcionki) coś koło dwunastki jest odpowiednie. Tutaj, na weryfikatorze, czcionka ma rozmiar 10.

Tutaj też, dodatkowo, kod na akapity regulowanej długości (w miejsce cyfr możesz wstawić dowolne):

(span style="margin-left:20px")(/span)

Nawiasy tak samo, a kod należy wkleić tam, gdzie się akapit chce mieć. Jeżeli ktoś zna łatwiejszą, mniej żmudną wersję, to ja się chętnie dedukuję, bo nieznanych tej materii za dobra nie jestem.

Z nieznanych mi powodów zrzuciło Ci część prawej kolumny na dół i przykleiło do tekstu. Od „Archiwum” do „Witajcie” jest kilka zbędnych centymetrów przerwy, a ta oderwana część jest na zupełnie innym, lawendowym tle.

Kolorystyka sama w sobie jest w porządku, tekst kolor ma dobrze dobrany i jest na jaśniejszym tle. Menu trochę ginie tam na górze, bo jest mocno przytłoczone przez grafikę.

Szablon nie zachwyca i radziłabym albo zaaplikować mu trochę poprawek, albo znaleźć inny.

3/15

3. Treść


Martwi mnie długość twoich rozdziałów – są naprawdę krótkie, większość ma około strony (po zmniejszeniu czcionki do rozmiaru 12). Radziłabym publikować dłuższe fragmenty, zwłaszcza, że mogłabyś znacznie obecne wydłużyć, wstawiając opisy. Ale do tego wrócę później, po kolei.

Część 1

Matt był chłopakiem Taylor, chociaż ona wolała nazywać go przyjacielem.

Jak to działa? Są parą, ale ona nazywa go przyjacielem? Jeśli go nie kocha, to sugerowałabym ująć to w nieco inne słowa.

W pierwszej części Taylor wygląda jak postać epizodyczna. Co o niej wiemy? Ma rodziców na wakacjach, nie lubi ciotki, ma przyjaciółkę i chłopaka. Wrzucasz nas w jakąś akcję, dziewczyna podejrzewa, że rodzice mają dość jej nieposłuszeństwa – nic o tym nie wiadomo. Tym bardziej mnie to dziwi, że w dalszych rozdziałach też nie ma nawet wzmianki o tym, co takiego robiła, zwłaszcza, że oceny podobno teraz jej się pogorszyły. Nie mam nawet pojęcia, jak wygląda Lisa, jak wygląda Taylor, o własnym chłopaku zaś nasza bohaterka myśli jak o pogodzie – ano jest, w sumie dla mnie jest bardziej przyjacielem, kropka.

Część 2

Pod oknem stało stare biurko z ciemnego drewna i szafa na ubrania.

Szafa stała pod oknem?

Piszesz, że ciotka była przemoczona, a potem prowadzi rozmowę z Taylor, jakby nigdy nic. Kiedy człowiek jest zupełnie przemoczony, woli najpierw się przebrać, potem rozmawiać. Po drugie, bardzo trudno jest skończyć w takim stanie, jeśli nie wyszło się na deszcz w zwyczajnym ubraniu, bez jakiejkolwiek osłony przed deszczem, a po takim spacerze, zaręczam, ciotka chciałaby jak najszybciej się przebrać.

Wyrażenia jak „Masz 16 lat.” (fragment wypowiedzi matki Taylor) wyglądają w tekście o wiele lepiej, gdy liczby zapisane są słownie.

Miała ochotę zapaść się pod Ziemię

Tu akurat Ziemia z małej litery. Zapaść się pod powierzchnię, nie pod planetę.

Rozdział drugi, więc, jeśliby traktować część pierwszą jako wprowadzenie, powinno się tu pojawić więcej szczegółów. A ja wciąż nie wiem, jak bohaterka wygląda.
I nie, informacje z zakładki o bohaterach się tutaj nie liczą, postaci należy poznawać przez treść. Spróbowałaś opisać jej pokój, ale czemu ograniczyłaś się do jednego przymiotnika dla jednego mebla? Rozbuduj ten opis, zamiast opisywać na tylko plan, napisz, czemu budzi wrażenie zimna. Powiedz coś o jej ciotce. Rozbuduj odrobinę dialog z matką, żeby czytelnik mógł dowiedzieć się czegoś o jej rodzicach i nie postrzegać całej tej sytuacji jako wygodnego sposobu usunięcia tego niewygodnego elementu, jakim jest rodzina Taylor.

Część 3

Czemu Taylor ma zobaczyć się z nimi dopiero za dziewięć miesięcy? Przecież nie przyjmują jej zwyczajnie, na początek roku, a trochę później. I w tej szkole nie ma możliwości powrotu na jakieś święta do domu, albo zabrania laptopa i odpalenia skype’a?

Fajnie, że pojawia się opis ciotki, bo widać, że się poprawia.

Część 4

Dyrektorki zazwyczaj nie zwracają się do uczniów po imieniu, zwłaszcza w wieku okołolicealnym, a już tym bardziej do ich matek. Same też zazwyczaj nie przedstawiają się po imieniu.

O ile nie używają wiolonczeli na co dzień, to nie powinni jej tak sobie trzymać. A ona, tak przy okazji, nie może „stać”. Można ją położyć na boku i na pewno nie opisałabyś tak ułożonego instrumentu słowem „stoi”, lub, ewentualnie, zawiesić, ale to jest rzadziej spotykane. Kiedy leży, łatwo ją przewrócić i uszkodzić, mogłaby natomiast stać w twardym futerale (mówi to osoba grająca na tym instrumencie).

Cieszę się, bo w rozdziale widać progres – jest tu więcej opisów, niż w poprzednich. Tak trzymać, choć jeszcze wciąż im trochę brakuje.

W jakim tempie ma czytać Taylor, żeby zawartość trzech kopert miała jej zająć całą noc? Na dodatek zaczynam podejrzewać, że cierpi na narkolepsję – nie jest wyraźnie zmęczona, ba, raczej trochę podenerwowana nowym otoczeniem, jest jeszcze przed kolacją, a ona zasypia w jednej chwili.

Część 5

We fragmencie, w którym Taylor wchodzi na stołówkę, masz trochę do poprawienia – używkach tam zbyt dużo prostych, kilkusłowowych zdań, które lepiej wyglądałby połączone.

Kiedy wprowadzasz nowe postaci znów opisujesz je jedynie kolorem włosów, a to jest znak zbyt małego zasobu słownictwa, więc nad tym musisz trochę popracować. Określanie postaci „blondwłosa” jest nawykiem, którego należy się jak najszybciej pozbyć.

Na dodatek wprowadziłaś tych nowych znajomych Taylor w takim tempie, że ledwo można to zauważyć. Taylor wchodzi, siada przy stoliku, wszyscy ładnie się przedstawiają, Taylor się żegna. Koniec. To wszystko zajmuje tak mało, że o nowych bohaterach zupełnie się zapomina i nawet nie próbuje zapamiętać imion. Nie spiesz się tak z akcją.

Część 6

Po kolacji Taylor razem z Agnes zwiedziła resztę szkoły. Nie zajęło jej to wiele czasu, ponieważ do większości pokoi uczniowie nie mają dostępu.

Zadziwiająca szkoła. Nie mają wielu sal lekcyjnych, gimnastycznej, jakiegoś zielonego terenu, które można by pokazać? Lub chociażby tej stajni, w której będą potem. To, że nie umiała pływać czy jeździć konno, nie oznacza, że nie mogłaby zobaczyć, gdzie to wszystko jest, bo tyle miejsce (pływalnia, korty tenisowe, boiska…) musi trochę miejsca zajmować.

Mogłaś trochę rozbudować opis sytuacji przy rozmowie z Katie, ale za to końcówka już była intrygująca.

Niestety zniknęły akapity, co oznacza regres. Bez akapitów czyta się niewygodnie, a tekst jest mało przejrzysty, więc naprawdę warto poświęcić im tę chwilę czasu.

Część 7

Na planach lekcji zazwyczaj są wypisane sale, bo mało prawdopodobne jest, żeby była tylko jedna sala od matematyki.

Udaje ci się w tym rozdziale wprowadzić trochę więcej napięcia do opowiadania.

Część 8

Dialogi tracą powoli to szybkie tempo, ale wciąż wypadają raczej krótko i mało naturalnie (choć zdarzają się czasem porządne wypowiedzi). Poza tym w porządku.

Część 9

< Przed oczami ciągle miała obraz nieruchomej ( jak się okazało ) dziewczyny.

Już w poprzednim rozdziale twierdziła, że to martwe ciało, więc czemu „okazało się, że nieruchome”? Zakładając, że zombie nie są tutaj zjawiskiem codziennym, martwe ciała zazwyczaj pozostają nieruchome.

To prowadzi mnie do nieco dłuższej wypowiedzi na temat tego, po co są opisy. Mogło się okazać, że dziewczyna się nie rusza, gdyby nie było po niej widać, że jest martwa – zabito ją w sposób niewidoczny z zewnątrz. Wtedy jednak dziewczyny nie widziałyby, czy ona już nie żyje… Jeżeli miała dziurę w piersi i broczyła krwią, a jednoczenie nie dawała znaków życia, to chyba z góry by przyjęły, że się nie rusza.

Taka chwila, szokująca dla bohaterki, daje duże pole do popisu. Musisz sobie wyobrazić, że widzisz takie zwłoki. Pierwszy raz. I pomyślisz tylko „blade ciało”? Równie dobrze mogłaby spać. Czy było coś, co kazało im myśleć o śmierci? Szczególny kolor skóry, puste oczy, krew, wykręcone ciało, jakaś rana, cokolwiek? Czy może leżała w dziwnym miejscu? Jak wyglądała? Kiedy piszesz, musisz fakty zobrazować, nie tylko zasygnalizować, że coś istnieje.

Chciała wierzyć, że to wypadek.

To mnie prowadzi do tego samego – jak umarła, skoro nie wyklucza to wypadku? Po prostu leżała? Bo jeśli miała jakieś rany i leżała na pustym trawniku, to nie dziwię się już temu, że wątpią w wypadek. Opis jest koniecznie potrzebny.

W ogóle to szybko się dziewczyny otrząsnęły. Tu wstrząśnięte, blade, nękane koszmarami, jednak zaraz po wymianie uprzejmości typu „już mi lepiej, wszystko w porządku” lecą jeździć konno.

Na jeździe konnej znam się bardzo słabo, bo styczność z nią miałam może trzy czy cztery razy w życiu, ale wiem, że konie w boksach nie są osiodłane. A kierować koniem i utrzymać się w siodle nie jest tak łatwo, jeśli się na koniu nigdy nie było. Mam zrozumieć, że Katie tylko wsadziła dziewczynę w siodło i sobie pojechała, a potem jej udzieliła wskazówek i wytłumaczyła, co właściwie ma biedna Taylor zrobić z tym zabawnym paskiem, zwanym uzdą, żeby koń skręcił lub się zatrzymał?

Część 10

Mogłam zginąć, ale ty będziesz milczał. Muszę wiedzieć przed czym uciekałam

Skąd ona wie, że mogła zginąć? Bard wrzeszczał tylko „uciekaj”, więc nic nie sugerowało, że ktoś chce ich zabić, a Taylor wygląda na zupełnie tego pewną. Przypuszczać mogła, ale brzmi tutaj, jakby posiadała na ten temat jakieś konkretne informacje.

Znów przedstawiasz nam nowych ludzi w tempie serii z karabinu maszynowego. Tym razem nawet się większość nie odezwała, a Luke wymienił ich imiona…

Część 11

Czemu Taylor właściwie pobiegła za tą kobietą? Była przerażona, miotała się po lesie i pierwszą rzeczą, jaką zrobiła po ujrzeniu wyglądającej jak duch kobiety, była pogoń za nią?

Teraz podsumowanie. Fabuła, powiem szczerze, nie zachwyca. Pod koniec zaczyna się coś dziać, ale dzieje się zbyt szybko. Akcja leci na łeb, na szyję tak, że czytelnik nie ma czasu się odpowiednio przejąć, a szkoła niczym się nie wyróżnia. Brak też emocji Taylor. Wylądowała w obcym miejscu, a praktycznie nic nie ma o jej zagubieniu, a mimo wzmianek o nerwowości, nie widać jej w zachowaniu.

Początek zniechęca, bo wygląda bardzo szablonowo – skłócona z rodzicami nastolatka ląduje w szkole z internatem. Bohaterka nie wydaje się tym wszystkim przejmować, bo w opisach jej uczuć jesteś mało przekonująca, więc czemu miałby to zrobić czytelnik?

Trudno jest się czymkolwiek bardziej zainteresować, bo aż do ostatnich rozdziałów, wszystko wygląda bardziej jak zarysy. Przeskakujesz jak najszybciej przez poszczególne wydarzenia, żeby zacząć opisywać następne, przez co wszystkie lecą niczym odrzutowiec, a żadna z nich nie zostaje na tyle długo, by przejąć się poważnie losem którejkolwiek z postaci. Zwolnij trochę.

Postaci. Wpadają i wypadają, a zapamiętać je bardzo trudno, bo nie mamy niemal opisów. Wciąż nie wiem, jak dokładnie wygląda Taylor, co za dobrze nie świadczy.

Zacznijmy od Taylor – wiemy o niej bardzo mało i póki co wydaje się być typową, trochę egzaltowaną nastolatką. Skracasz do minimum jej przeżycia i nie pozwalasz wybrzmieć emocjom, więc niewiele o niej wiadomo i trudno się z nią w jakimkolwiek stopniu utożsamiać. Nie wiemy, co lubi, co ją irytuje, a pominęłaś zupełnie jej więzi emocjonalne z najlepszą przyjaciółką i chłopakiem. Niby napisałaś, że spędzali ze sobą czas przed jej wyjazdem, ale jakoś specjalnie tego zżycia nie widać. Pomyślała o nich w tej szkole choć raz? Skoro są tak blisko, to sms-owanie czy dzwonienie powinno być naturalne, a w szkole chyba nie powinno być problemów z zasięgiem… Nawet jeśli, to na pewno szukaliby jakiegoś sposobu komunikacji (np. listy, które pewnie możnaby wysłać przez sekretariat).

Trudno mi mówić o poszczególnych bohaterach, bo wszyscy są praktycznie tacy sami. Odrobinę wyróżnia się jak na razie tylko Katie, ale to dlatego, że jest jedyną, która przez dłuższą chwilę aktywnie towarzyszyła Taylor. Postaci są płaskie i nic o ich charakterach nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że skrywają jakąś tajemnicę i to najwyraźniej ma wystarczyć za charakter, bo ich rola, jak na razie, polega na pojawianiu się, wygłaszaniu pojedynczej kwestii i znikaniu z kadru. Są w większości mili dla nowej uczennicy, zachowują się dziwnie w niektórych momentach i to jest wszystko, co jestem w stanie o nich powiedzieć. W tekście występują jako imiona i to jedna z rzeczy, nad jakimi będziesz musiała popracować.

Opisów jest coraz więcej, ale wciąż masz z nimi duży problem. Te, które umieszczasz, zazwyczaj dotyczą pomieszczeń lub ubioru – ignorujesz natomiast wygląd postaci, a przeżycia wewnętrzne bohaterki też mocno ograniczasz.

Opisy pomieszczeń są bardziej streszczeniem nam planu pomieszczenia, niż pokazaniem, co widzi bohaterka. Są krótkie i zazwyczaj używasz tylko jednego czy dwóch przymiotników do opisania przedmiotów, a w przypadku rzeczy ważnych wypadałoby być trochę bardziej obrazową. Zatrzymujesz się też zazwyczaj na zmyśle wzroku – a przecież to nie jedyny, jakiego się używa. Widać, że potrafisz, bo opisywałaś wrażenia trzech zmysłów przy wejściu do stołówki. Czemu więc nie w innych miejscach? Spróbuj sobie wyobrazić, co poczuła bohaterka wchodząc do pokoju – wydał jej się ładny, przytłaczający, zbyt słodki, zbyt chłodny? Śmierdziało tam czymś? Było ciepło, zimno?

Podobnie ma się kwestia przy innych opisach. Zbyt szybko przechodzisz od emocji Taylor do dalszego rozwijania fabuły, przez co czytelnikowi wydaje się, na przykład, że nie przejęła się za bardzo zobaczeniem ciała.
Widać jednak progres, więc tylko tak dalej, a na pewno będzie jeszcze dużo lepiej.

Dialogi pełnią rolę ekspozycji, zwłaszcza w początkowych częściach – w jak najmniejszej liczbie kwestii postacie poboczne mają przekazać Taylor jak najwięcej informacji, a potem grzecznie się oddalić. Nikt tak nie mówi. Dialogi są bardzo krótkie i brzmią nienaturalnie, odnoszę wrażenie, że służą jedynie popchnięciu akcji do przodu. Tutaj też poprawiasz się trochę w dalszych rozdziałach, właściwie jedynie w rozmowach między Katie, a Taylor, ale wciąż sporo brakuje. Dodatkowo, wszystkie postaci mówią tak samo, niezależnie od płci, wieku i charakteru – mają ten sam styl i nie da się ich odróżnić po samych wypowiedziach.

Jak zauważyłam wcześniej, masz problemy z poprawnym zapisem dialogów, więc tutaj jest zebranie tych kilku ogólnych zasad, z którymi miałaś problem.

1. Jeżeli po wypowiedzi tekst narratorski dotyczy mówienia (- Cicho – szepnął.) to słowo po pauzie będzie z małe litery. Dotyczy to słów typu krzyknął, powiedział, zapytał.

2. Jeżeli osoba pyta, lub krzyczy, a tekst narratorski zaczyna się od powyższych słów, to wciąż jest on z małe litery, ale nie usuwamy pytajnika czy wykrzyknika. O tak:

- Stój! – krzyknął rozpaczliwie.
lub
- Idziesz? – spytał.

3. Jeżeli wypowiedź narratora zaczyna się jakimkowleik słowiem innego rodzaju, jest traktowana jak osobne zdanie, czyli zaczynamy ją od dużej litery.

- Czemu to zrobiłeś? – Jej głos drżał.

4. Wypowiedź traktowana jest jak osobny akapit, czyli należy przed pauzą dialogową zrobić wcięcie w tekście.

To chyba wszystkie problemy, jakie miałaś z dialogami.

Z kreacją świata jest kiepsko. Wiem, że to nasz, że są w jakiejś szkole z internatem i to by chyba było na tyle. Jaki to kraj? Albo jak ta szkoła wgląda? Wiem, że jest sala balowa i stołówka, gdzieś tam jezioro – ale, na przykład, gdzie ta szkoła jest? Na polach, w lesie? Zajmuje ogromny teren, jak przypuszczam, żeby pomieścić wszystkie rekreacyjne budynki, ale gdzie one są? Nie ma tam żadnego ogrodzenia w lesie?

Poszczególne miejsca opisujesz na tyle dokładnie, by nie było z nimi problemu (jeżeli należą do grupy tych, które uważasz za ważne, bo o stajni na przykład prawie nie mówiłaś), więc przynajmniej bohaterka nie porusza się po białej plamie. Mimo wszystko tutaj też trochę pracy cię czeka.

Masz dość dużo powtórzeń. Piszesz prostymi, krótkimi zdaniami, co przy dłuższych framnetach jest dość niewygodne i irytujące dla czytelnika. Staraj się je bardziej naturalnie łączyć w złożone. Zbyt często nazywasz bohaterów po imieniu – jest albo Taylor, ewentualnie dziewczyna, niekiedy. Imię powtarza się zbyt często i wygląda to sztucznie.

Opisy są proste i, powiedziałabym, ascetyczne, zaś z pewnością nie pokazują bogatego zasobu słownictwa. Popełniasz ponadprzeciętnie dużo literówek, interpunkcja też nie miewa się najlepiej, choć z nią nie jest aż tak źle.

Podsumowując treść – jest trochę do poprawy, ale cieszy mnie widoczny postęp. Na to nie ma rady – trzeba po prostu pisać, pisać i pisać, aż zacznie wychodzić.

9/60

4. Poprawność


Błędy wyszukam w trzech częściach, standardowo. Gwoli wyjaśnienia – kiedy na czerwono piszę „przecinek” to znaczy, że tam się znajdować powinien, ale go brak. Jeśli należy go usunąć, piszę „bez przecinka”. Analogicznie z kopkami itd. Ta instrukcja jest tylko po to, żeby nie wynikły jakieś nieporozumienia, tak na wszelki wypadek.

Część 1

Po szkole miała wrócić do domu, zastanawiała się tylko(przecinek) po co.

I tak nie zastałaby tam rodziców(przecinek) tylko te głupią ciotkę.

Tę głupią ciotkę.

ale Taylor wiedziała(przecinek) o co tak naprawdę im chodzi.

Była przekonana(przecinek) że gdyby uciekła nawet by tego nie zauważyli.

posłała Lisie szybki(przecinek) wymuszony uśmiech

- Nie wróciłaś do domu po lekcjach?- spytała Lisa.
-Nie zamierzam tam wracać- odparła Taylor, z powrotem kładąc się na ziemię.
-Wiem.
-Nie wiesz- Taylor wybuchła szlochem- ty nic nie wiesz.
-Jestem twoją przyjaciółką- Lisa położyła się na trawie obok Taylor- i wiem, że powinnaś wracać do domu.


Zły zapis dialogów. Zdanie nie mogą być przyklejone do pauz w żadnym miejscu, to po pierwsze. Nawet, jeśli kontynuujesz zaczętą wypowiedź, zdanie w środku (patrz ostatni fragment dialogu) powinno być zakończone kropką.

Dodatkowo: „ty nic nie wiesz” nie brzmi jak kontynuacja zdania, tylko osobne, więc powinno zaczynać się od dużej litery. W dalszej części tekstu nie poprawiam zapisu dialogów.

Wreszcie jednak podniosłą się z ziemi i otarła łzy

Podniosła. Literówka się wkradła.

Część 6

Dziewczyna doszła do wniosku, że poza nauką i czytaniem książek w szkolnej bibliotece(przecinek) nie będzie miała tu nic do roboty.

Taylor nie umiała ani pływać(przecinek) ani grać w tenisa(przecinek) nie mówiąc już o jeżdżeniu na koniu.

Gdy wreszcie wróciła do swojego pokoju(przecinek) na dworze było już szarawo.

Była już w drodze do jednej z umywalek(przecinek) gdy zorientowała się, że ktoś ją obserwuje.

- Czy ty jesteś Taylor - czarnowłosa pojawiła się nagle obok dziewczyny.

Zjadło znak zapytania. A „czarnowłosa” powinno być z dużej – w dialogach po wypowiedzi może znajdować się mała litera, jeżeli słowo dotyczy samego wypowiadania (np. szepnęła, wycharczał, krzyczał). W pozostałych przypadkach piszemy z dużej.

- Super, że już jesteś. Mam na imię Katie - Taylor uśmiechnęła się.

Dodam też, że jeśli masz dużą literę, to wypowiedź musi zakończyć się kropką (czy pytajnikiem lub wykrzyknikiem, of course).

- Przepraszam, że napadłam na ciebie tak naglę

Nagle.

Brunetka nie wiedziała(przecinek) co odpowiedzieć.

Teraz odtwarzając sobie w głowie całą rozmowę z Katie(przecinek) doszła do wniosku, że zachowała się jak ostatnia idiotka.

I albo przecinek po „teraz”, albo możesz to słowo usunąć.

Nie zdążyła jednak nad tym dłużej pomyśleć, bo gdy tylko zamknęła oczy(przecinek) zapadła w głęboki sen.

Biegła pustą ulicą najszybciej(przecinek) jak tylko umiała.

Kula świsnęła jej koło ucha. Przywarła do ściany.

Ta kula?

Opadłą na poduszkę i zamknęła powieki.

Opadła. I można zamknąć oczy lub zacisnąć powieki.

Wstała i podeszła, by zamknąć okno. Nie pamiętała, by je otwierała.

Powtórzenie „by”.

że to tylko jej się przesłyszało i, (bez przecinka) że wyobraźnia płata jej figle położyła się i zasnęła.

Część 11

Wytężyła wzrok(przecinek) by zobaczyć coś w ciemnościach.

Jezioro płynęło za pagórkiem, na którym znajdowała się stajnia.

Jezioro to zbiornik wody stojącej, a zatem nie płynie.

Postanowiła jednak zwolnić. kto wie czy zza rogu nie wyskoczy nagle uzbrojony w pistolet sadysta.

Dużą literę zjadło. I ładniej wyglądałoby, gdyby „sadysta” zmienić na „psychopata”.

Przyspieszyła. (spacja)W mroku ujrzała zarys jakiejś postaci. Była szczupła i wysoka.

Da się bez problemu wywnioskować, o kogo chodzi, ale podmiot z poprzedniego zdania wskazuje na to, że to Taylor jest szczupła i wysoka. Dodaj więc „ona” po była, lub połącz oba zdania, co będzie wyglądało najbardziej naturalnie.

Postać oświetlana przez blask księżyca, wyglądała jak zjawa.

Albo przecinek po „postać”, albo usuń przecinek przed „wyglądała”.

Biegły chyba z 10 minut, gdy nagle nieznajoma stanęła, (spacja)ściągnęła kaptur i wyciągnęła latarkę

Liczby lepiej wyglądają słownie, jak już pisałam.

Teraz(przecinek) w świetle latarki, jej twarz zdawała się być jeszcze bladsza

Długie, ciemne włosy opadały na jej twarz, a niebieskie oczy lśniły od łez.

Ciemna noc, Taylor ma tylko latarkę jako źródło światła, a kolor oczu tak bardzo rzuca się w oczy?

- Weźmy ją do lekarza...
- Jak? Dziewczyno, jesteśmy w lesie!


Całkiem niedaleko od szkoły, więc chyba pielęgniarkę da się wybudzić…

Nie jest dobrze z poprawnością. Literówek masa, przecinki Ci szaleją, choć z czasem jest troszkę lepiej. Mieszasz czasem szyk zdań. Ortografia też szwankuje. O poprawnym zapisie dialogów się już rozpisałam we wcześniejszych częściach, więc nie będę się teraz powtarzać…

Ogólnie rzecz ujmując – masz tu nad czymś pracować. Osobiście mam cztery rady – sprawdzać tekst kilkukrotnie przed wysłaniem (jeśli to robisz – świetnie. Teraz sprawdzaj więcej razy), używać przeglądarki, która podkreśla błędy (powinno to zredukować błędy ortograficzne i literówki) czyli Chroma lub Mozilli, dużo czytać i dużo pisać. I najlepiej znaleźć sobie kogoś w otoczeniu, kto we wszystkim wytykałby ci błędy. Jak się człowiek nauczy przyswajać krytykę, to jest to naprawdę bardzo pomocne.

5/20

5. Ramki


Moja pierwsza rada dotycząca zakładek – zlikwiduj „Bohaterów”. Czytelnik powinien poznawać ich w opowiadaniu, a nie ze ściągawki. W książkach nie dostajesz na tacy wszystkich bohaterów, jacy się pojawią w komplecie ze zdjęciem, więc lepiej poćwiczyć wplatanie ich charakteru w akcję, niż go spisywać. Spis ma sens w seriach jak „Pieśń Lodu i Ognia”, gdzie w genealogii poszczególnych rodów można się pogubić, ale nie kiedy bohaterów jest tylu.

Rozsypują się zdjęcia – nie są równo z opisami. Na dodatek w jednym miejscu jest wyglądająca losowo kreska przecinająca tekst.

Mam ogólną radę dotyczącą opisów – staraj się unikać określania bohaterów tylko kolorem włosów i oczu. Pomyśl o tym, co rzuca się w oczy – ekstrawagancka fryzura, orli nos, okrągła twarz, piegi, duże uszy, wąziutkie wargi, garbienie się, tatuaże… Jest w czym wybierać.

Przejdźmy do błędów.

Problemy:

Na Twoim miejscu usunęłabym ten podpunkt. Zdradzasz nim fabułę opowiadania i fakty, których czytelnik jeszcze nie zna.

Wiek: Około 16 lat.

Takie „około” stosuje się raczej wtedy, gdy liczba jest ogromna (np. dwa tysiące) lub jeśli bohater nie wie, kiedy dokładnie się urodził. „Około” oznacza, że może mieć siedemnaście, a może piętnaście.

Cechy charakteru: Przyjacielska i dobra. Te dwie cechy najlepiej ją określają.

Bez drugiego zdania wyglądałoby lepiej – skoro te cechy wylądowały w punkcie „cechy charakteru”, to znaczy, że ją dobrze określają.

Problemy: Prawie ich nie ma. Może tylko jakieś drobne sprawy jak dwója z matmy.

W ten sposób spłaszczasz postać przyjaciółki i ustawiasz ją jako doczepkę dla Taylor. To zdanie sugeruje mi, że jest tylko po to, by wspierać główną bohaterkę i, gdybym jako czytelnik weszła tu na początku, zniechęciłoby mnie to trochę. Lepiej wyglądałoby jakoś „Chwilowo wszystko jej się układa.” Lub po dodaniu „obecnie” na początku pierwszego zdania. Sugerowałoby, że to stan obecny, teraz nie ma zmartwień, kiedyś może miała i będzie mieć.

Cechy charakteru: Jest sprawny fizycznie. Miłośnik kotów

Żadna z tych rzeczy nie jest cechą charakteru. Poza tym, czy opisałabyś charakter swoich znajomych przez ulubione zwierzę i kondycję fizyczną?

. Lubiana przez wszystkich. Jest jednak strasznie leniwa.

Co ma piernik do wiatraka? Można być lubianym i leniwym, to nie są dwie wykluczające się cechy.

Cechy charakteru: Jest sprytna i wysportowana. Skrywa jakiś sekret, którego na pewno nikt nie powinien poznać.

To nie są cechy charakteru (oprócz sprytu, oczywiście).

Cechy charakteru: Łatwo ją zdenerwować. Jest bardzo szybka.

Szybkość nie jest cechą charakteru.

Cechy charakteru: Jest przyjacielskie i pomocny.

Przyjacielski.

„Chcesz być powiadomiany o nowych notkach?” – brakuje ci spacji przed pauzą w tej zakładce. A w samym tytule: powiadamiany, nie powiadomiany.

„Liebsten Award” – przede wszystkim nagroda nazywa się Liebster Award. Nie wiem, dlaczego, ale na początku tekst w tej zakładce jest na białym tle i wypadałoby to poprawić.

Czytałeś jakiegoś mojego bloga? Jeśli tak to którego?

Przecinek po „tak”.

Męczą tu co chwilę zmieniające się czcionki i kolory. Ujednoliciłabym to trochę na Twoim miejscu, żeby nie sprawiało to wrażenia takiego chaosu.

„O mnie”

nie wiem czy mi to wychodzi .Proszę

Spacja ci wskoczyła w złym miejscu. I przecinek po wiem.

Blogi alaboutlily.blogspot.com, wisniowe--oceny.blogspot.com i zostały usunięte.

1/5

5. Statystyki


Jest u ciebie kilka przypadków spamu, pewnie głównie dlatego, że nie masz na niego osobnej zakładki, więc radziłabym może przejrzeć komentarze i te kilka usunąć. Ale generalnie jest w porządku, wiele w tym podpunkcie do powiedzenia nie mam.

4/5

7. Inne

Punktów dodatkowych brak.

0/5

8. Podsumowanie

Nie ukrywam, że pracy przed Tobą sporo. Nie ma na to innej rady, niż ciągła praktyka. Czytaj dużo, sięgaj często po pisarzy uznanych i dużo pisz. Jak już radziłam – znajdź kogoś, kto będzie ci wytykał błędy na bieżąco. I to nie tylko z dziedziny poprawności, ale niech też zwraca uwagę na fabułę. Ćwicz się we wszystkim.

Przede wszystkim nie zniechęcaj się, nie poddawaj i pisz dalej. Doskonałość sama nie przyjdzie, więc życzę powodzenia w dalszym pisaniu.

A z uwag kosmetycznych – na Twoim miejscu poszukałabym sobie innego szablonu.

Wszystko razem daje ci 23 punkty czyli ocenę niedostateczną.

Moja kolejka natomiast zostaje otwarta, zapraszam do zgłaszania się.

sobota, 8 lutego 2014

Podsumowanie - styczeń 2014

Ravelle
Oceny: 0
Odmowy: 0

Diana
Oceny: 0
Odmowy: 0

Malcadicta
Oceny: 1
Odmowy: 1

Jest jak jest. Przydałoby się wziąć w garść, ale wiem jak to jest z czasem. Luty nie zapowiada się lepiej. Ale, cóż, jakoś damy radę.
Poza tym - rekrutacja jest ciągle otwarta. Nowi oceniający są bardzo potrzebni.

wtorek, 4 lutego 2014

|0064| maska-smierciozercy.blogspot.com

Ocena bloga: maska śmierciożercy
Autor bloga: Delta
Oceniająca: Malcadicta

Adres “maska-smierciozercy” już na wejściu niewiele pozostawia wątpliwości co do ogólnej tematyki opowiadania. Jest chwytliwy, prosty i łatwy do zapamiętania, a poza tym obudził moje zainteresowanie, więc nie mam się do czego przyczepić.

Pierwsze wrażenie po wejściu na Twój blog też jest pozytywne – witają mnie ciemne barwy, cały szablon utrzymany jest w odcieniach szarości. Fragment „Pieśni Rozbójniczej” jest intrygujący i zdecydowanie zachęca do lektury. Mimo ciemnych barw udało Ci się też zachować czytelność bloga – czcionka jest błękitna, nie biała, dzięki czemu nie wypala oczu podczas czytania. Całość prezentuje się schludnie i porządnie.

W gruncie rzeczy nie mam Twojemu szablonowi nic do zarzucenia. Może nie powala wyglądem, ale jest przyzwoity i ma wszystko, czego wymagam.

Zarówno „Spisowi Treści” jak i „Linkom” nie mam nic do zarzucenia. W podstronie „Więcej” też błędów nie znalazłam.

Skoro w graficznej części nie mam Ci nic do zarzucenia, przejdę już do treści.

Rozdział I

Nieco niekanoniczne, choć rozsądne użycie veritaserum wypada całkiem nieźle, choć chyba w kilku miejscach mija się założeniami działania eliksiru:

po prostu zobaczyłem, że gdzieś lecą, to się przyłączyłem. Żaden hazard, gdzieżbym śmiał.

Ten fragment, świetle wiedzy z następnych rozdziałów, jest kłamstwem, którego chłopak pod wpływem eliksiru prawdy powiedzieć nie mógł. A nie napisałaś nigdzie, że w tym konkretnym momencie nie wiedział, że go ścigano.

Tutaj właśnie (fragment rozdziału VII) mówi, co się działo i nic nie wskazuje na to, by kłamał:

– I co to był za wyścig? Specjalnie sprawdziłem, żadne świry nie organizowały gonitwy po Londynie. Przynajmniej wtedy.
– Ktoś mnie po prostu ścigał. – James westchnął. – Pewnie nie wierzysz, co? Żaden zakład, żadna forsa, po prostu na mnie naskoczyli. Nawet ich nie prowokowałem, słowo.


Rainbow zauważył, że narysowała na nich kwiatki żółtym markerem, prawdopodobnie stokrotki.

Stokrotki są zazwyczaj białe, bywają niekiedy różowe. A kształt typowy dla stokrotek nie różni się od innych kwiatów na tyle, by go można było poznać w tej postaci.

Wraz z różdżką odzyskał dobry humor. Włożył ją do tylnej kieszeni spodni, nie przejmując się ostrzeżeniem Tonks, że to podobno niebezpieczne.

Tonks żartowała sobie z tej rady i mrugała do Harry’ego (w tym ostatnim mogę się mylić, aż tak encyklopedycznej wiedzy nie posiadam), kiedy Moody udzielał mu tej rady.

Czekaj, ty tu mieszkasz? – dodała, kiedy otworzył drzwi. Tym razem w jej głosie zdumienie mieszało się z zachwytem.

Tonks pyta o to już drugi raz w ciągu kilku minut. Zanik pamięci krótkotrwałej?

Rozdział II

Cóż, w tym domu nie miałby kłopotów z wężomową.

Mową wężów lub językiem wężów, jeśli chcesz trzymać się ściśle kanonu w tej sprawie. Nie tłumaczono tego, jeśli się nie mylę, na wężomowę.

Rozdział III

– Ha, hultaj. No nic, przecież cię nie wygonię.
– Mogłaby pani zdjąć iluzję? – spytał, starając się być uprzejmym.


Przy tym „Mogłaby” zjadło ci wcięcie w tekście. I trochę lepiej brzmiałoby chyba zwyczajne „starając się być uprzejmy”. To „być uprzejmym” trochę nazbyt archaicznie brzmi.

gdy był jeszcze osłaniany przez Zaklęcie Fildeliusa.

Nie zaznaczyłaś wyraźnie, że miejsce, w którym pracuje jest chronione Fideliusem. Przy okazji – bez tej wzmianki też wypowiedź Tonks o tym, że zaklęcie lokalizacyjne nie działa, jest niezrozumiały.

Pewnie miał szczęście, że nie zaczęła mówić o gnębiwtryski.

O gnębiwtrysku.

Nie jestem pewna, czemu James nie spróbował się transmutować, skoro i tak cały czas chodzi pod iluzją. To nie mogło być trudne (a nawet gdyby się nie udało, powinien móc łatwo wrócić do poprzedniego wyglądu), skoro Harry, Ron i Hermiona jakoś sobie z tym radzili i nie wyglądali jak dzieci Frankensteina.

Rozdział IV

Wyciągnął korek z fioletowego i wylał jedną trzecią

Wiadomo co prawda, o co chodzi, kiedy się to czyta z kontekstem, ale „wyciągnął korek z fioletowego” jest niegramatyczne, bo wynika z tego, że odetkał kolor. I jakoś lepiej wyglądałoby, gdyby po „jedną trzecią” znalazło się jakieś „zawartości” czy „eliksiru”.

Wreszcie, kiedy stwierdził, że Tonks nie zamierza się nigdzie ruszyć, spetryfikował ją. […]Głowę miała przekręconą pod dziwnym kątem i chłopak stwierdził, że może go jeszcze dojrzeć, więc przesunął nieco stołek.

Jedyny „różdżkowy” sposób petryfikacji jaki znamy z kanonu to Petrificus Totalus, po którym ręce i nogi przywierały prosto do tułowia i człowiek upadał wyprostowany. Nie mogła więc mieć wykręconej głowy.

Miał na nim szramę biegnącą od ucha i szczęki

Od ucha do szczęki.

Skoro James ma połamane palce i w ogóle – czy iluzja dotyczy wszystkich zmysłów?

Rozdział V

Chłopak rzucił się w tył, ale zaklęcie i tak go ugodziło.

Macnair (o którego tutaj chodzi) nie był chłopcem. Był dorosłym pracownikiem ministerstwa, katem. Internet twierdzi, choć nie wiem, na jakiej podstawie, że urodził się przed pięćdziesiątym trzecim, ale tak czy inaczej

Rozdział VI

Podoba mi się pomysł na eliksir sprawdzający ojcostwo. Jakoś… ujęło mnie to, że czarodzieje wynaleźli do tego eliksir. Mała dygresyjka taka, bo w tym rozdziale nic nie znalazłam.

Rozdział VII

– Nie kłóćcie się – przerwał im Harry cicho. – Obudzicie tę hydrę.

Zastanawiam się, czy na pewno o to słowo Ci chodziło. Sama „hydra” zła nie jest, ale bardziej pasuje „harpia”.

Postacie robił to, na co akurat miały ochotę.

Robiły.

Cackali się z nim jakby był niezrównoważonym dzieckiem.

Przecinek po „nim”.

– Może odejść, to była nasza ostatnia lekcja – powiedział Czarny Pan

Możesz.

Joseph zadumał się głęboko, bawiąc się przy tym swoim jasnym warkoczem.

„Swoim” jest niepotrzebne. Czyim innym?

Rozdział VIII

Lustra nie dotyczą tylko czarodziejów. Powiedziałabym, że jako mugole mamy ich całkiem sporo w dziecięcych bajkach, więcej niż obrazów. Na przykład W „Alicji z krainie czarów” czy „Królewnie Śnieżce”. Przy okazji pozwolę sobie zauważyć, że jeśli tamto lustro tak wyglądało, to każdy zacząłby szukać właśnie tam, nie tylko czystokrwisty czarodziej.

Choć nie posiadało baldachimu, samym rozmiarem zwracało uwagę.

Łoże nie posiada baldachimu, tylko go ma. Tak jak biurko nie posiada szuflad.

Rozdział X

Śmierciożerczą maskę, porysowaną od ciągłego używania, miała zsuniętą na czoło.

To brzmi tak, jakby ona zarysowywała się właśnie przez wykonywane czynności. Emily uderza twarzą w ściany? Lepiej brzmiałoby tu „od długiego używania”.

Rozdział XI

Przebudził się z koszmaru tuż przed świtem. Usiadł gwałtownie, uderzając plecami o drewniany zagłówek.

Nie do końca jestem w stanie sobie wyobrazić, jak on uderzył o ten zagłówek. Zahaczyłby najpierw porządnie głową.

A przynajmniej każdy, kto kojarzy moją matkę, pomyślał.
Hermiona zauważyła to i nagle zatrzasnęła książkę.


Zauważyła, że coś pomyślał? To, że zerknął na stolik jest w poprzednim akapicie, więc niezręcznie to brzmi.

Rozdział XIII

Niespecjalnie przychylam się do Harry’ego, który nie przjmuje się punktami. W tej kwestii zazwyczaj był dość podobny do pozostałych – powiedzmy do czwartego tomu, potem trochę mniej, ale nawet po zmianie myślę, że dodałby, że to jest dla wszystkich bardzo ważne.

Kuchnia w Hogwarcie była naprawdę ogromna. Na kamiennej posadzce stały trzy długie, niskie stoły,

Nie mam w tej chwili przy sobie książki, więc głowy nie dam, ale stały tam cztery stoły, odpowiadające stołom poszczególnych domów – ustawiano na nich potrawy, a te, w jakiś bardzo magiczny sposób, pojawiały się na górze, w Wielkiej Sali. Podejrzewam, że mieli też odpowiednik stołu nauczycielskiego, ale to już chyba moje domysły własne.

Rozdział XIV

– Nie ma sprawy, to w końcu nie pańska wina, dyrektorze – powiedział z nieco wymuszoną wesołością. Bezmyślnie podrapał po głowie Fawkesa, który domagał się pieszczot.
– Mogę mieć jedynie nadzieję, że staniesz po właściwej stronie.
– Znaczy po twojej?


Trochę niezręcznie wygląda mi przejście na „ty”, kiedy jeszcze kwestię wyżej mówił do Dumbledore’a per „pan”.

Malfoy odwrócił się wtedy napięcie

Na pięcie.

Rozdział XV

Trochę za nią tęsknie – dodała ciszej.

Tęsknię.

Rozdział XVII

To rozdział-perełka. Niepotrzebnie martwiłaś się, że niechronologiczność utrudni czytanie. Przejścia są płynne, wzmagają niepokój u czytelnika, a perspektywa Tonks sprawdza się tu naprawdę świetnie – detektywistyczny sposób myślenia wypada bardzo naturalnie.

Pomiędzy cztery a sześć.

Przecinek po „cztery” zjadło.

wyleczyła do końca ranę oraz pozbyła się ze skóry i bluzy krwi.

Ten szyk jest trochę pomieszany. O wiele byłoby, gdyby „krwi” przerzucić po „się”.

Rozdział XVIII

W czwartek, zanim wrócili do Anglii, Czarny Pan podmienił Emily pamięć.

Raczej „zmienił”. „Podmienił” sugeruje, że dał jej cudzą pamięć.

Łatwo da się zauważyć, że powyżej wytykałam raczej pojedyncze potknięcia, a do samej fabuły jak na razie się nie odniosłam. Niewiele było do poprawiania, więc postanowiłam wszystko zrobić tutaj.

Wprowadzasz wiele pobocznych wątków, które rozwijają się w odpowiednim momencie, ale wydaje mi się, że kilku zapomniałaś. Choćby o tym, że w siódmym rozdziale James znalazł końcówkę uszu dalekiego zasięgu w trakcie rozmowy w sklepie z miotłami i obiecał sobie coś z tym zrobić. Jeśli zamierzasz wpleść go później, to możesz uznać mój komentarz za niebyły, ale tak o nim przypominam. Jednak bilans jest bardzo pozytywny – wątki wydają się bardzo dopracowane, wydarzenia zaplanowane, mało jest zapychaczy bez znaczenia. Większość z nich wciąż się rozwija i chwilowo mogę powiedzieć, że wydają się rokować dobrze i mają potencjał. Co prawda nie jestem pewna, czy nie wprowadziłaś zbyt wielu rzeczy, ale o tym mogłabym się wypowiedzieć gdy wszystko będzie trochę szerzej rozwinięte.

Masz oryginalne pomysły – na podsłuch James, na obraz ze szpiegiem, na samo podrabianie pieniędzy magią – drobne idee pokazujące, że czarodzieje myślą kreatywnie, a magia ma wiele zastosowań. Dobrze wykorzystujesz luki stworzone przez kanon.

Przy projektowaniu przeszłości spisałaś się świetnie i mogę Cię znów tylko pochwalić za dopracowany życiorys Jamesa, czy Emily. Nie pomijasz wpływu, jaki te wydarzenia musiały wywrzeć na chłopaku, znakomicie wychodzi ci też pokazywanie jego fobii.

Zaczął się już wyłaniać wątek główny, choć pilnujesz się, by za dużo z niego nie zdradzić. Przepowiednia dotycząca Jamesa jest bardzo ciekawym posunięciem, zwłaszcza, że pokazuje, jak wyglądać może życie ze świadomością o tajże, kiedy się nie jest Potterem. Stopniowo ujawnisz informacje z jego przeszłości, które mogłyby pozwolić czytelnikom połączyć to w całość, za co masz u mnie duży plus.

Tak naprawdę niewiele mam chyba konstruktywnych rad dotyczących samego konceptu fabuły. Udaje ci się zachować kanoniczność i urealnić trochę ten świat w tym samym czasie, co jest osiągnięciem godnym podziwu. Postaci też to dotyczy.

Zacznijmy od Jamesa Syriusza Rainbow. Jedyny zarzut, jaki mam do jego kreacji to fakt, że jeśli chciałaś typowego Garego Stu, to muszę Cię rozczarować i stwierdzić, że niestety trochę nie wyszedł. Dałaś mu wiele typowych dla tego typu cech, ale tak mocno zszargałaś psychikę i tyle kłód rzucasz pod nogi, że bilans chyba wyszedł nawet na jego niekorzyść.

James jest postacią niebywale oryginalną i ciekawym sposobem na przedstawienie świata czarodziejów od innej strony, z perspektywy chłopaka, który lubi eksperymentować z magią, ale jednocześnie „zmugolszczył” się porządnie. Wszystkie fobie, jakie żywi są całkowicie uzasadnione i, za co masz plusa, konsekwentne. Nie znikają, kiedy przestają być użyteczne i widać, że ich zwalczanie sprawia mu trudność. Jest bohaterem niejednoznacznym i sama nie wiem, po jakiej stronie stanie w ostatecznym rozrachunku. Dobrze przedstawiłaś jego rozdarcie i problemy w zmaganiu się z przeszłością. Dobrym pomysłem był na pewno Snoopy, który potrafi wzbudzić u czytelnika niepokój.

Realistycznie wychodzą też realcje między bohaterami. Widać, jak zmienia się stosunek trójcy do Jamesa, jak inaczej chłopak postrzega Snape'a. Łatwo też zauważyć, że trochę pomajstrowałaś w stosunkach między postaciami kanonicznymi - Ginny jest bardziej stanowcza, jak chodzi o jej nastawienie do Harry'ego, a relacja Rona i Hermiony też musiała się trochę zmienić, skoro Ginny o niej wspomniała.

Postacie drugoplanowe, jak Snape, Draco czy nasza trójca też wypadają pozytywnie. Udało ci się zachować ich charaktery takie, jakie były w kanonie, czyli trochę przerysowane, ale jednocześnie nadać im trochę więcej głębi. Snape jako ojciec też nie stracił swojego charakterku. Mam zastrzeżenia chyba tylko do Draco, który wydaje się być przesadnie mazgajowaty. Niby faktycznie zdarzało mu się tak zachowywać, ale miał w sobie więcej zadziorności.

Za Tonks też mogę tylko chwalić - pozostaje kanoniczna i wnosi do opowiadania taki... powiew optymizmu, powiedzmy.

Intryguje mnie też Ron, wobec którego chyba masz jakieś inne plany. Na razie jednak zbyt mało mam informacji, by cokolwiek więcej powiedzieć.

Emily, oczywiście, przykuwa uwagę. Jak każdy dobrze skonstruowany szaleniec powinien. W komentarzach wyczytałam, że ktoś uważa ją za podobną do Carcera, czyli myśli podobnie do mnie. Zauważyłam oprócz tego jeszcze kilka podobieństw do Pratchetta, jak chociażby postać Dumbledore’a. Twój sposób przedstawiania jego rozmów ze Snapem, być może tylko przez moje przewrażliwienie, przypomina trochę stosunki Vimesa i Vetinariego, zwłaszcza, że dyrektor przejawia trochę podobnych zachowań co patrycjusz. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć. Wracając do tematu antagonistów – stanowczo odniosłaś tu sukces, bo oprócz Emily i Voldemort jest bardzo intrygujący. Z jednej strony doskonale przedstawiasz jego wybuchy gniewu, z drugiej pokazujesz, że jest człowiekiem. Psychopatą, owszem, ale człowiekiem. Że irytują go niektóre rzeczy, że nie jest zadowolony ze swojej sytuacji. Że się zmienia. Bardziej logicznie motywujesz jego działania, starając się jednak nie odbiegać zbyt kategorycznie od kanonu. Zaciekawia też pomysł graczy zza sceny. Tych, którzy uważają Voldemorta za porywczego idealistę i całkiem niezłego czarodzieja, ale w gruncie rzeczy małe zagrożenie. Ten wątek co prawda też jeszcze raczkuje, bo wciąż nie wiemy, jaki jest rzeczywisty stosunek sił, jakie plany mają poszczególne strony, dlatego na razie nie mam do niego żadnych uwag.

Dialogi wypadają całkiem naturalnie, czasem jedynie coś mi zgrzytnęło w rozmowach z Malfoyem, z powodu, który już wcześniej wymieniłam.

Opisów początkowo jest dość mało, ale z ich pisaniem idzie ci coraz lepiej i z każdym kolejnym rozdziałem jest ich coraz więcej. Masz talent do barwnych, oryginalnych porównań, przy których czytelnik mimowolnie zaczyna się do siebie uśmiechać.

Świat przedstawiony trzyma się kanonu w większości aspektów, a na pewno w żadnym mu nie zaprzecza. Początkowo, jak wspomniałam, trudno się było czasem rozeznać w otoczeniu przez brak opisów, ale w dalszych rozdziałach zazwyczaj nie ma takiego problemu. Opisy pomieszczeń są bardzo plastyczne i obrazowe, a same pomieszczenia pasują do funkcji i właścicieli – jak na przykład opis pokoju Severusa, który sam wiele mówił o właścicielu.

Styl jest lekki, a obfitość ironicznych komentarzy Jamesa sprawia, że przyjemnie się czyta. Przydałoby Ci się jednak popracować nad literówkami i błedami, które Ci się zdarzają.
W niektórych fragmentach trochę zbyt często zaczynasz akapity od trzykropka. Nie jest to nagminne, ale w kilku miejscach rzuciło mi się w oczy.

Jak widać wyżej, błędy się zdarzają. Nie są to na pewno wszystkie, tylko te, które zauważyłam w trakcie czytania. Nie jest ich zatrważająco wiele, a z biegiem czasu jest ich mniej. Ortograficznie świetnie, z interpunkcją też w porządku, choć potknięcia się zdarzają. Częściej trafiają się zwykłe literówki lub zawirowania w składni. Jedyna rada, jaką mogę dać, to ćwiczyć. Z poprawnością jednak, ogólnie rzecz biorąc, źle nie jest, choć mogłoby być lepiej.

Podsumowując. Mimo, że na Twoim blogu masz już całkiem sporo treści, większość wątków wciąż dopiero się rozpoczęła. Prowadzisz akcję spokojnie, rozwija się w odpowiednim tempie, by czytelnikowi udało się wszystko zrozumieć, ale z tego powodu niewiele mogę powiedzieć o większości pomysłów. Postacie i świat są wiarygodne, widać też postęp – zarówno w opisach, jak i w ilości błędów, co dobrze rokuje na przyszłość. Gdybym miała określić maskę jednym zdaniem, byłoby to prawdopodobnie „To opowiadanie ma duży potencjał”. O ile nie zapomnisz o wątkach, które zasygnalizowałaś, opowiadanie ma szansę być świetne.

Na razie jednak, biorąc pod uwagę potknięcia i to, co napisałam powyżej, dostaniesz ode mnie dobry +. I życzę weny na przyszłość.