wtorek, 31 grudnia 2013

|0062| zaginione-piesni.blogspot.com

Bloga: zaginione-piesni
Autorka: Ingerithe
Oceniająca: Akira

Adres bardzo mi się podoba i nawet bez znajomości fabuły kojarzy się z romansem w ogóle. O szablonie już kiedyś rozmawiałyśmy, ale powtórzę to jeszcze raz: jest on śliczny. Wszystko jest uporządkowane, czytelne, na podstronach również. Jedyną moją subiektywną uwagą może być to, że czcionka ‘Strony głównej’ i ‘Starszych postów’ jest zbyt duża.
Treści nie ma dużo, raptem trzy rozdziały. Nawet z takiej ilości da się coś wyciągnąć, ale uprzedzam, że ocena będzie naprawdę krótka.
Fabuła zapowiada się całkiem interesująco. Miałaś bardzo dobry pomysł z przeskokiem czasowym, coby czytelników za bardzo nie zanudzać rozwojem maleństwa, jednakże uważam, że byłoby dobrze, gdybyś w kolejnych rozdziałach nie żałowała retrospekcji – zwłaszcza tych dotyczących Simona, by było wiadomo, dlaczego nie ma sprawnej ręki, dlaczego tak długo go nie było przy żonie. Przeszłość Oreute (ta przed ślubem) również wydaje się ciekawa i byłoby miło dowiedzieć się czegoś o pani Dunster. Cóż jeszcze? Dobrym pomysłem było wybranie chłopca na przewodnika i przyznaję, że takiego obrotu spraw się nie spodziewałam, zaskoczyłaś mnie, pisząc, kim on jest – a zaskoczenie czytelnika to duży plus. Wygląda, że a akcją spieszyć się nie będziesz, co dobrze rokuje na przyszłość, gdyż pewnie wiele ciekawych sytuacji nas nie ominie.
 Bohaterów masz trzech i, co dziwne, mam już o nich wyrobione zdanie. Oreute lubię, zwłaszcza dlatego, że poradziła sobie w życiu mimo wielu przeciwności. Podoba mi się też jej odwaga – nie lęka się męża mimo jego pogardy wobec niej, oraz pożądanie skierowane do Simona, co jest poniekąd jej słabość. To taka jakby bohaterka tragiczna. Szanowny rycerz nie zaskarbił sobie mojej sympatii zwłaszcza pozostawieniem ciężarnej żony i wysłaniem jej do obcego zamku, nie zainteresował się nawet, czy bezpiecznie tam dotarła (co mnie trochę dziwi, gdyż po tym jak skończył się ślub i przeniósł Oreute do sypialni, martwił się o jej stań i był zły na jej rodzinę za to, co zrobili dziewczynie – dlaczego to nie miało wpływu na ich relacje?), ale jest mi też trochę go szkoda po tym, co przeżył na wojnie, że został okaleczony (młody mężczyzna i w dodatku rycerz!). Liczę jednak na to, że przestanie być ślepym i cynicznym dupkiem i da się bardziej polubić. Hugh natomiast wydaje mi się człowiekiem niezwykle oddanym i sympatycznym, co pokazałaś podczas poznania Oreute. Postacie są do rozwinięcia i najpewniej wiele się jeszcze u nich zmieni.
Zarys świata przedstawionego już się pojawił, ale ciężko cokolwiek więcej powiedzieć. Nie dostrzegłam na razie żadnego klimatu czy szerszych opisów, ale pewnie pojawi się to w kolejnych rozdziałach. Dobrze, że przynajmniej wiadomo, gdzie i kiedy akcja ma miejsce.
Opisów jest sporo i są dobre. Dokładnie pokazujesz postaci (jestem zafascynowana rudymi włosami i piegami Oreute), ich emocje, uczucia. Po prostu świetnie opisujesz to, co się dzieje wokół bohaterów. Tak samo jest z dialogami. Są naturalne, pełne emocji – kiedy potrzeba, opowiadają nam o postaciach, popychają akcję do przodu, ciekawią; są naprawdę dobre. Zastanawiam się tylko, dlaczego zrezygnowałaś z nich w rozdziale pierwszym. Przyznaję, że bardzo rzadko się z takim czymś spotykam.
Styl wygląda obiecująco. Wydaje mi się jednak, że mimo iż piszesz powieść historyczną, to unikasz stylizacji. Trafią się czasami słówka, których raczej się nie używa już (wychędożyć, dziewka), ale reszta brzmi bardzo naturalnie i nie wiem, czy taki miałaś zamiar i tak zrobiłaś, czy po prostu tak wyszło. Mimo wszystko jest naturalnie, bez zgrzytów i to się chwali.
Poprawność stoi na bardzo wysokim poziomie i znalazłam ten oto błąd interpunkcyjny:
„Z tego zmierzenia zebrała o wiele więcej informacji niż mogłaby chcieć.” (r. 3) – przecinek przed ‘niż’.

Ciężko mi jest wystawić ocenę, gdyż tekst jest krótki, a większością oceny są uwagi co do przyszłych rozdziałów, a nie stricte błędy, ale w sumie jest sporo pochwał. Jednakże skoro to mój ostatni oceniony tutaj tekst, z wielką przyjemnością wystawiam ocenę bardzo dobrą i życzę powodzenia w dalszym pisaniu.
***

Na Weryfikatorze spędziłam szesnaście miesięcy i ciężko mi się stąd odchodzi. Podszkoliłam się w ocenianiu, zdobyłam cenne doświadczenie i mile wspominam ten czas. Kieruję podziękowania do Ov, Ravelle, Malcadicty, Diany, Gloomy, Sentis, Brunette i Alohy za wspaniałą współpracę. Mam nadzieję, że w jakiś sposób pomogłam kilku Autorom w udoskonaleniu swoich opowiadań.
Wcześniej wspominałam, że zrezygnuję z oceniania, ale – jak to ja – wpadłam na pomysł, by jeszcze bardziej się podszkolić, dlatego możecie znaleźć mnie teraz na Kompanii Przysięgłych. Jutro odpowiem na wszystkie zaległe komentarze, cierpię na brak czasu.
Na koniec życzę wam wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku.
Trzymajcie się ciepło!


|0061| wieczna-agonia.blogspot.com

Blog: wieczna-agonia
Autorka: Demon
Oceniająca: Akira

Adres jest ciekawy, kojarzy się trochę z horrorem, trochę z fantasy, więc z wielką ochotą na bloga wchodzę. Grafika jest bardzo ładna, wszystko jest uporządkowane i schludne. Jedynie spis podstron trochę na tekst zajeżdża, ale to niewielki mankament. W zakładkach panuje porządek, a także i błędy się znalazły:
„Zupełnie inny niż myślisz.” (Wieczna agonia) – przecinek przed ‘niż’,
„A uwierzyłbyś mi gdybym powiedziała, że istnieją rzeczy gorsze niż to?” (Wieczna agonia) – przecinek przed ‘gdybym’,
„Jednak pewnego dnia, całe jej życie wywraca się do góry nogami, a to za sprawą pewnego wypadku.” (Wieczna agonia) – bez pierwszego przecinka, powtórzenie słowa ‘pewnego’.

Bardzo długo zajęło mi zabranie się za ocenę treści, gdyż mam wiele do powiedzenia i kompletnie nie wiem, od czego zacząć. Pomysł na fabułę jest ciekawy i oryginalny, gdyż z Pożeraczami Dusz jeszcze nie miałam do czynienia. I to chyba tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Teraz pora na kilka zastrzeżeń.
Po pierwsze, za szybko lecisz z akcją. Masz zaledwie jedenaści rozdziałów, ale dzieje się bardzo dużo. Gdyby wszystko było dokładniej opisane (a wtedy i większe objętościowo), to może pędzenie z akcją nie byłoby aż tak widoczne. Dlaczego się tak spieszysz? Dlaczego nie pokażesz najistotniejszych wydarzeń wyraźniej, bardziej szczegółowo? Nie przedstawiłaś dokładniej bohaterki, a ona już się zmienia, nagle kogoś zabija, za chwilę ucieczka, pełno nowych postaci i kolejna śmierć. Poświęć ważnym wydarzeniom trochę czasu.
Po drugie, brak dostatecznego zarysowania głównego wątku. Niby w rozdziale dziesiątym Śmierć mówi, że chce się zemścić na Lucyferze, ale wątpię, czy to aby na pewno główny wątek. A może to dzieje Joanny są podstawą fabuły? Jeśli tak, to radzę sprecyzować, do czego Aśka dąży, bo na chwilę obecną nie wiadomo, na czym skupić się najbardziej. Jeśli masz zamiar przez następne kilkanaście/dziesiąt rozdziałów nie określić celu, to radzę to przemyśleć.
Po trzecie, zabójstwo Marty. To była bardzo nieudolnie przedstawiona sytuacja. Poczynając od przyczyny, poprzez wykonanie, na skutkach kończąc. Po kiego dziewczyna przyszła do Joanny? Nie miała ani dowodów, ani nie była wystarczająco silna, by móc się obronić, ani nic by nie zyskała, mówiąc to wszystko Aśce, więc dlaczego? Marta nie wyglądała na głupią osobę, więc tym bardziej jej zachowanie jest dziwne, w dodatku widziała zmianę, jaka w Joannie zaszła. Rozumiem, że główna bohaterka była lekko wystraszona/zdenerwowana tym, co powiedziała Marta, ale dlaczego ją zabiła, a nie – chociażby – powaliła na ziemię, zabrała i rozwaliła telefon? Byłoby ciężko żyć blisko kogoś takiego, ale wtedy może znalazłaby sensowniejszy powód do odebrania jej życia. Poza tym, dlaczego Emil tak pozbył się ciała, że łatwo było je znaleźć? Dlaczego nie ukrył gdzieś, nie wywiózł daleko? Jedyną dobrą rzeczą jest prześladowczy głos Marty w głowie Aśki. Jednakże czy nie powinien on bardziej jej przeszkadzać, uprzykrzać życie? Należy on przecież do zamordowanej.
Po czwarte, ucieczka z miasta. Dlaczego ci Pożeracze Dusz zrzucają na siebie winę w sprawie morderstw? Jaki to ma cel? Przez to muszą uciekać z miasta. Gdyby Emil nie powiedział, że Paweł jest zamieszany w zabójstwo Marty, wszyscy mogliby zostać w Jarosławiu. Poza tym nagłym i grup Tak w ogóle to zachowanie Joanny, gdy policjant wypytywał o zamordowaną, jest i głupie, i nielogiczne. „Joanna nie wytrzymała napięcia. Chwyciła plecak i wybiegła z klasy. Wpadła do łazienki i wtedy pozwoliła starannie powstrzymywanym łzom swobodnie spłynąć po policzkach.” Czy to dla Ciebie nie byłoby podejrzane? Dlaczego policjant nie zainteresował się tym?  I jeszcze ten list pożegnalny. Czy rodzice Joanny aż tak nie są zainteresowani córką, że tylko do niej dzwonią? Sądząc po treści i sposobie napisania (komputerowo!) można łatwo się domyślić, że coś tu nie gra. Dlaczego? Bo niby dlaczego Asia nie mogła żyć sobie z domniemanym ukochanym w Jarosławiu? Nawet jeśli chciałaby odejść, to dlaczego nie porozmawia o tym z rodziną? Cała ta sytuacja jest strasznie naciągana.
Po piąte, egzekucja. Nie dość, że zabiłaś jedną z przyjemniejszych w odbiorze postaci, to cała ta sytuacja jest wybrakowana. Zamiast pokazać, jak Damian miesza wspomnienia Emila ( w ogóle jak to możliwe, że mógł wejść do jego głowy? Każdy Pożeracz ma jakieś specjalne moce, czy wszyscy tak potrafią?), napisałaś, że on to po prostu zrobił, co nie było znowu tak ciekawe, jak ta możliwa alternatywa. W dodatku czy Emil nie zdziwił się, że Paweł tak dawno nie jadł? Nie wspominałaś, by w przeszłości taka sytuacja się u niego zdarzyła. Wiem, że Emil jest głupi, ale dlaczego nie pogadał z przyjacielem (wiem, foch, że go zaatakował – to też go w ogóle nie zdziwiło?) i dlaczego Paweł się nawet nie bronił, dlaczego nie próbował wyjaśnić sytuacji?

Bohaterowie są źle skonstruowani. Pomysł na poszczególne charaktery był dobry: mamy Śmierć, po prostu złego chłopaka, zakochanego chłopaka, rywalkę w miłości i tę główną, z którą ciężko cokolwiek zrobić.
Joanna jest po prostu głupia. Na początku da się jeszcze jakoś znieść, ale po przemianie staje się tak irytująca, że odechciewa się o niej czytać. Nie da się jej lubić, ponieważ a) wścieka się o wszystko i na wszystkich (nawet wtedy, gdy nie ma powodu), b) sama nie wie, czego chce, c) rzuca się, krzyczy prawie zawsze (nawet wtedy, gdy jest to całkowicie zbędne), dlaczego zachowuje się jak idiotka? d) zmienia się szybko w całkowite przeciwieństwo jej samej przed śmiercią, co powoduje jeszcze większą niechęć do niej, bo nie jesteśmy przygotowani na zmianę, a ona jest duża i nagła. Zrobiłaś z nią Mary Sue, która nagle zdobywa przyjaciół, moce, adoratorów, ciało stało się idealne, charakterek ma taki cool i w ogóle. Blee. Po pierwsze: jak to możliwe, że poprawił się jej wzrok, stała się szybka, silna i zdobyła resztę bajerów, skoro zjadła jedną duszę (a było to jeszcze przez zabójstwem Marty)? Trochę przyspieszyłaś to jej cudowne odrodzenie. Po drugie: od kiedy osoby noszące okulary mają zwolnienie z wuefu? Nigdy się z takim czymś nie spotkałam, a mówi to osoba, która ćwiczyła jedenaście lat w okularach. Po trzecie: jaki ona ma kolor włosów? W pierwszym rozdziale piszesz: „Ale to nie twarz powodowała przyciąganie wzroku, tylko długie, kręcone, kasztanowo-bursztynowe włosy.” a w drugim (i kolejnych): „Czerwone usta rozciągnęły się w szczerym uśmiechu, gdy kobieta dojrzała kasztanowłosą dziewczynę.” Radzę zdecydować się na jedną wersję. Po czwarte: skąd myśl, że dwukolorowe oczy są straszne, że ludzie są przez to tępieni? W dodatku gdzie ludzie w komunikacji miejskiej patrzą nowym pasażerom prosto w oczy, by dostrzec ich kolor?
Emil jest po prostu zły i to ciekawy zabieg. Nie wygląda na to, by miał się zmienić na kogoś dobrego pod wpływem głównej bohaterki (tymczasem wygląda na to, że jest z nim jeszcze gorzej). Jednak jego wadą jest to, że, nie bawiąc się w eufemizmy, nie ma mózgu i jakiegokolwiek zalążka inteligencji. To cham i prostak, którego nie da się lubić, gdyż jest zbyt odrażający. W sumie to nie dziwię się Śmierci, że wybrała go na przywódcę. Gdyby miał w sobie jakąś mądrość, z pewnością byłby ciekawą postacią.
Paweł to całkowite przeciwieństwo Emila i jedna z lepszych postaci. Ma coś z sieroty (wspomniana wcześniej sytuacja przed egzekucją) i coś z rycerza, bo bronił jej nie raz, dbał o nią. W sumie pośrednio przez to zginął, ale to przecież bohater romantyczny, musi cierpieć. Patrząc na wszystkie postacie, ta wyszła Ci zdecydowanie najlepiej.
Damian ma dwie twarze. Zaskoczyłaś mnie i to pozytywnie. Bałam się, że chłopak będzie ciepłą kluchą, a tu okazuje się, że to on rozdaje karty. Najbardziej obiecujący bohater i mam nadzieję, że go nie zepsujesz. Zastanawiam się tylko, jakim cudem on i Joanna się poznali? Wiesz, minęło kilka lat, ostatni raz widzieli się jako dzieci, teraz są po ekstremalnej metamorfozie, więc jak to się stało?
Śmierć wydawała się być ciekawą postacią, ale tym wyznaniem o miłości, zemście, zabiciu Pożeraczy (dlaczego to mówi jednemu z nich? Skąd wie, że Damian nic nikomu nie wygada? Zabije wszystkich oprócz tego jednego?) straciła trochę w moich oczach, ale nie jest źle. W kolejnych rozdziałach nie rób z niej ofiary losu, która boi się Pożeraczki Stojącej W Płomieniach, bo psuje to efekt Strasznej I Potężnej Śmierci.

Kreacja świata przedstawionego została całkowicie przez Ciebie pominięta. Cieszyłam się, gdy zobaczyłam, że akcja dzieje się w Polsce. Ty jednak nic nie pokazałaś. Znamy nazwę jednego miasta, możemy mniej więcej ustalić czas akcji, ale nic poza tym. Nie ma ani tła społecznego, obyczajowego, ani chociażby opisów miasta, drogi, którą każdego dnia pokonuje Joanna do szkoły, ani klimatu. Nie ma nic, a bohaterowie żyją w próżni. Zapraszam do przeczytania tego i tego artykułu. Może to pomoże.

Patrząc na tekst, wydaje się, że opisów jest całkiem sporo. Gdy przyjrzymy im się jednak z bliska, z jednej strony dostrzeżemy braki w istotnych momentach, z drugiej natomiast zapychacze, które nie są w ogóle do szczęścia potrzebne (np. fragment z rozdziału trzeciego, kiedy to Joanna wraca do domu i siada koło mamy).  Nie ma opisów wyglądu, miejsc (wymienienie każdej rzeczy, która znajduje się w pokoju dziewczyny może i bym mogła zaliczyć do opisu, ale wiedza, że obok monitora znajduje się myszka, nie jest mi do niczego potrzebna), sytuacji istotnych (jak wspomniane wcześniej wejście do głowy Emila) albo są one skrócone do minimum (scena z egzekucją). Natomiast zdarza nam się często czytać o ubieraniu się, myciu, schodzeniu na posiłek czy innych nieistotnych momentach, które zanudzają, nie wnoszą niczego ważnego do opowiadania i zajmują po prostu miejsce (np. większość scen w hotelu/motelu/pensjonacie). Opisów emocji jest mało, są praktycznie takie same (dotyczą przeważnie Joanny, a narracji pierwszoosobowej przecież nie prowadzisz), zajmij się wszystkimi bohaterami.  Skupiasz się na rzeczach błahych, pokazując każdą czynność czy ruch ręką, co czasami denerwuje. Nie budujesz za ich pomocą napięcia ani nastroju – jeśli chciałaś i próbowałaś to zrobić, nic z tego nie ma. Powinnaś stosować odpowiednie figury stylistyczne do odpowiednich momentów: czy to napięcie przy zagrożeniu zdrowia/życia bohatera, czy uczucie smutku przy stracie kogoś bliskiego. Raz powinny być krótkie zdania, akcję należałoby szybko rozkręcać, a za innym razem, gdy na przykład bohater przeżywa zawody miłosne, gdy życie legło mu w gruzach, wczuj się w sytuację postaci, pisz, co Ty byś w takiej chwili przeżywała. Mile widziane rozbudowane zdania, w których emocje są wręcz namacalne (oczywiście bez zbędnego patosu, proszę). Podstawową funkcją opisu jest oddziaływanie na wyobraźnię: opisując coś, ukształtowujesz w głowie czytelnika jego obraz, dzięki temu widzi on to, co w opowiadaniu się dzieje. Opisy organizują przestrzeń, czyli wszystko, co otacza postaci. Dlatego są takie ważne – pokazują świat przedstawiony.

Dialogi są średnie. Czasami wieje sztucznością, czasami wychodzi naturalnie. W dużej mierze zależy to od postaci, która się wypowiada w danym momencie. Zazwyczaj Joanna sprawia, że jest źle – to chyba dlatego, że jest rozchwiana emocjonalnie i nigdy nie wie, czego chce. Jeżeli bohaterowie nie mają nic ciekawego do powiedzenia, to niech nie mówią. A jak już muszą coś powiedzieć, niech styl ich wypowiedzi będzie prosty, naturalny, ale  tak, by dłuższe wypowiedzi ciekawiły.  Staraj się też każdym dłuższym dialogiem pokazać coś istotnego, opisać coś. A jak piszesz dialog, gdzie wypowiedzi są krótkie, staraj się dodawać komentarze narratorskie, które nie nawiązują do wypowiedzi bohatera, tzw. niewerbalność. Ważne są gesty, mimika twarzy, postawa – nie dość, że możesz tym urozmaicić wypowiedzi bohaterów. Masz tutaj nieograniczone pole do popisu. Dzięki niewerbalności możesz pokazać stosunki, jakie ukształtowały się między bohaterami. Dosyć rzadko ją stosujesz przy takich nierozbudowanych wypowiedziach.

Z poprawnością nie jest źle. O logice wypowiedziałam się powyżej, więc teraz zajmiemy się jedynie sprawami językowymi.
„Postać puściła ofiarę i zgięła się w pół z bólu.” (Prolog) – wpół; http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629471,
„Nad nią pochylała się postać w wielkim czarnym kapturze od tego samego koloru peleryny.” (r. 1) – ‘tego samego koloru co peleryna’ brzmi zdecydowanie lepiej,
„Chłopak chciała zaprotestować […]” (r. 5) – chciał,
„Joanna kątem oka dostrzegła, duży nóż leżący na blacie kolo zlewu.” (r. 6) – bez przecinka; koło,
„Po za tym, kiedy mnie całuję, to zapominam chociaż na chwilę o problemach i błędach z przeszłości.” (r. 7)  – całuje,
„Tym razem dosiągł oczu.” (r. 9) – dosięgnął,
„Dlatego akceptuje to wszystko.” (r. 10) – akceptuję.

Tak się zastanawiam i wydaje mi się, że najbardziej odpowiednia będzie ocena dopuszczająca plus. Za szybko mkniesz z akcją, bohaterowie są mało realni i mało dopracowani, brakuje kreacji świata przedstawionego, dialogi bywają czasami sztywne, masz mało opisów (a niektóre są zbyt szczegółowe). Dobrze, że przynajmniej z poprawnością i pomysłem na fabułę jest dosyć dobrze.
Pisz dalej, pracuj ciężko, a efekty na pewno będzie widać.

Trzymam kciuki!

środa, 25 grudnia 2013

|0060| sukcesja-chiyo.blogspot.com

Bloga: sukcesja-chiyo
Autorka: Chiyo
Oceniająca: Akira


Nie pamiętam swojego pierwszego wrażenia co do Sukcesji. Pierwszy raz na bloga weszłam jeszcze za czasów Onetu i później wiele razy na Blogspocie. Niemniej adres cały czas mi się podoba, to po prostu świetny tytuł dla powieści. Na początku nie rozumiałam nazw poszczególnych części (Piórko na wietrze, Kamyk w jeziorze), ale po przeczytaniu całości nasuwa mi się myśl, że jest to związane z Anavati.  Mylę się? Jeśli tak, to lepiej nie wyjaśniać, skąd ten związek mi się wziął… Szablon jest piękny, najlepszy ze wszystkich, które do tej pory miałaś. Poskarżę się tylko, że ucina mi słowo ‘namiętności’. Podstron masz dużo, ale podziwiam za tak ogromne zaangażowanie w pracę nad powieścią. ‘Wymowa’ jest niezwykle przydatna, a mapy pozwalają na dokładniejsze zobrazowania świata. Przypowieść o driadzie i chutliwym królu spowodowała u mnie radosny śmiech, ale mam wątpliwości, czy taka reakcja jest odpowiednia. Poza tym tekst naprawdę bardzo dobry. Na koniec dodam jedynie, że blogi Feeria barw i Miłość przepełniona nienawiścią  zostały usunięte.

Już dawno nie czytałam tak dobrego dramatu obyczajowego. Pozwalając sobie jeszcze na odrobinę subiektywizmu, dodam tylko, że fabuła bardzo mnie wciągnęła.
Co do kwestii merytorycznych: widać, że akcja idzie dosyć szybko, ale akurat w Twoim przypadku taki dynamizm jest jak najbardziej na miejscu, gdyż dokładne opisy ją niejako spowalniają, co daje nam wrażenie w miarę średniego tempa akcji. Mimo tego pośpiechu bardzo dokładnie skupiłaś się na każdym wątku, dopracowując szczegóły. Pewnie nie wykażę się oryginalnością, gdy napiszę, że moim ulubionym były dzieje Anavati, prawda? Zastanawia mnie tutaj jednak kilka rzeczy. O ile rozumiem stwierdzenie, iż ‘księciu się nie odmawia’, o tyle nie mogę zrozumieć, dlaczego Anavati jest tak uległa, a przecież chodzi o jej, chociażby, godność? Czy w Tali nawet zwykła prośba księcia jest rozkazem, który trzeba bezwzględnie wykonać? Co mogłoby się stać, gdyby odmówiła przeprowadzki do zamku? Wszakże miała się tam uczyć, ale chyba posiadała inne problemy na głowie. Dodatkowo, skoro wiedziała (albo przynajmniej domyślała się), do czego miałaby być potrzebna Jayanaryi, nie mogła zastosować jakiejś antykoncepcji? Tak w ogóle to zmiana w Kajrahę była bardzo dobrym pomysłem; chyba tylko dzięki temu nie zwariowała w zamku, prawda? Zastanawia mnie też decyzja mistrza Endrasha – dlaczego tak nagle zrezygnował ze służby u księcia Hamarena? Nagle odkrył w sobie duże pokłady uczuć czy moralności? Nie miał oporów przed sprowadzeniem Anavati do zamku, ale raptownie pomaga jej? Także to, że książę dał zgodę na jego odejście, jest zastanawiające. Adshren był dobrym szpiegiem i pewnie znał niektóre sekrety Hamarena, dlaczego więc dostał pozwolenie na zmianę życia? Książę nie obawiał się, że tamten może coś wygadać? Uważał, że szpiedzy nie będą mu już potrzebni? Nie rozumiem także decyzji Jesharasa: jak to możliwe, że chłopak tak po prostu z zerwał z Anavati? Mistrz Endrash powiedział mu, by zniknął z jej życia, gdyż spowalnia jej karierę, i to był w dodatku jego rozkaz, a on po prostu się dostosował, nie wyjaśniając nic Anavati, nie rozmawiając z nią ani nic? A przecież tak bardzo jej kochał. Nie zapytał, czy to prawda, co ona o tym sądzi, więc wydaje mi się to wszystko trochę naciągane. Ogólnie wątek bardzo ciekawy, dokładnie prowadzony (powyższe pytania/rozważania nie są stricte uwagami/błędami, po prostu chciałabym dowiedzieć się, jak te sprawy się mają). Przyznam, że początkowo w Kamyku w jeziorze przygody Anavati nie ciekawiły mnie tak bardzo, jak było to podczas czytania Piórka na wietrze, ale później – gdy zaczęłaś temat rehne – zaciekawienie i podekscytowanie wróciły.
O ile wątek Upasny początkowo był trochę nudnawy, gdyż niewiele się tam działo, o tyle później – śmierć ojca, decyzja Upasny co do swojej przyszłości – było naprawdę świetnie. Żałuję trochę, że nie pokazałaś dokładniej nauki u Bhasiati, gdyż to na pewno mogłoby być czymś naprawdę interesującym. Bohaterka może do najbardziej inteligentnych ludzi nie należy, ale głupia nie jest, dlaczego więc przygotowała rehne? Wiedziała, do czego ono służy, wiedziała, jakie są konsekwencje użycia, w dodatku nie jest złą osobą, więc chęć pomocy osobie, której nie zna, popchnęła ją do tego? Naszą Upasnę? Ciężko w to uwierzyć. Na koniec mam jeszcze uwagę dotyczącą Hinati i Madialu: gdy zostali zeswatani, przeszłaś od razu do ustalenia daty ślubu; czy to oznacza, że ludzie nie mają nic do powiedzenia, nie muszą wyrazić chęci wzięcia ślubu i to rodzice za nich decydują?
Jeśli chodzi o wątek książęcy, to zastanawia mnie, dlaczego Hamaren sam nie pozbył się brata. Możliwe, że nie pomyślała o rehne, ale czy nic innego nie mógł zrobić? I dlaczego wybrał akurat Anavati? Co w niej takiego było, że książę wiedział, iż pozbędzie się ona Jayanaryi? Ciekawe jest również to, że po tym wszystkim pozwolił Anavati tak po prostu odejść, Adshrenowi również. Użycie rehne było wspaniałym planem pozbycia się księcia, miałaś świetny pomysł, ale dlaczego nikt nie zajął się tą sprawą, tj. nie szukał sprawcy? Po prostu zaakceptowali ten fakt? Nawet król nie chciał, by ten, kto to zrobił, poniósł konsekwencje swoich czynów? Jeszcze jedna sprawa: skoro Akshma tak bardzo kochała Jayanarya, dlaczego nigdy nie urodziła mu dziecka? Wiedziała, że on by tego nie chciał, bała się, może coś jeszcze innego?
Dokładnie pokazujesz wydarzenia, utrzymując czasami czytelnika w niepewności, a czasami wyjaśniasz pewne sprawy, wprawiając go w zdumienie, że tak się sytuacja potoczyła. Przez cały czas trzymasz się głównego wątku, dokładając do niego coraz to nowych sytuacji, tajemnic, zagadek, które to rozwiązujesz w albo bliższej, albo dalszej przyszłości, co jeszcze bardziej potęguje zaciekawienie. I wiesz co? Wiele nierozwiązanych spraw idealnie pasuje do jakiejś kontynuacji czy II tomu „Sukcesji”…
Bohaterowie są tacy… ludzcy. I cholernie realni, wyrażający emocje, mający wady, bojący się czegoś, dający się lubić albo nienawidzić. Są świetni, naprawdę. Trochę już o nich powiedziałam przy omawianiu fabuły, więc dodam tylko kilka zdań, by się niepotrzebnie nie powtarzać. Anavati lubię, bo jest normalną dziewczyną (a takie rzadko trafiają się w powieściach), ale kompletnie nie rozumiem jej zachowania, poczynając od prośby o rehne, kończąc na dowiedzeniu się prawdy. Czym się kierowała, robiąc księciu to, co zrobiła? Wiedziała, co z tego wyniknie, wiedziała, że dla Jayanaryi to będzie koniec; czy aż tak czuła się przez niego skrzywdzona? Była zła i… tyle. Jednak bardziej niezrozumiałe jest jej zachowanie, gdy dowiedziała się, że zniszczyła życie nie temu księciu, co trzeba. Żadnych wyrzutów sumienia, żadnego smutku, złości na siebie? Normalny człowiek chyba taki nie jest, prawda? Uwielbiam mistrza Endrasha i początkowo lubiłam księcia Hamarena, jednakże później, gdy dowiedziałam się, jaki jest naprawdę, cała sympatia zniknęła – może i jego brat nie nadawał się na króla, ale miał prawo do normalnego życia. Upasnę polubiłam bardziej po przemianie, jaka w niej zaszła. Bardzo mi się spodobała jej odważna decyzja co do ścięcia włosów i podjęcia nauki u Bhasiati. Skoro już o niej mowa, zahaczmy o dialogi. Moim zdaniem ostatnie zdanie powieści,  a dokładniej wulgaryzm, którego użyłaś, nijak pasuje do Upasny. Przez te wszystkie strony wyrażała się w sposób w miarę kulturalny, więc nagłe wyjechanie nawet z pojedynczym „kurwa” wydaje się brzmieć trochę sztucznie w ustach dziewczyny. I to chyba jedyna uwaga, którą mam przy tym punkcie. Nie dość, że każdy bohater mówi inaczej, ma charakterystyczne zwroty czy ton (najbardziej podoba mi się „dzwonek” Bhasiati), to w dodatku dialogi nie są sztywne ani nie zieją zbytnim patosem i przesadą. Popychają akcję do przodu, słowa mają odzwierciedlenie w czynach i późniejszych wydarzeniach. Niektóre wypowiedzi rozśmieszają, inne zastanawiają, kolejne wprawiają w osłupienie. 
Opisy wielbię. Wygląd postaci jest bogaty i dokładny. Pokazujesz sytuacje, które mają miejsce, wszystkie wydarzenia, nawet opisy pomieszczeń przedstawiasz w takim stopniu, by nie zanudzić, ale by zaprezentować w umyśle człowieka, co jak wygląda. Tak, opisy są bardzo obrazowe, plastyczne, idealnie wymierzone. Ach, a emocje i uczucia są tak skonstruowane, że chce się czytać  i czytać, coraz bardziej bohaterów poznawać, coraz bardziej zagłębiać się w ich świadomość. Szczególnie podobały mi się fragmenty po wypadku i po śmierci Upasny. Naprawdę się wzruszyłam, gdy dziewczyna tak bardzo to przeżywała. Dzięki nim kreacja świata przedstawionego jest tak udana. Opisami, dialogami, zachowaniem bohaterów znakomicie pokazujesz, jak żyje się w Tali. Wszystkie szczegóły, które rozsiałaś po całej powieści, łączą się, dając nam naprawdę niepowtarzalny klimat. Mam jedynie problemy ze zrozumieniem, co to znaczy, że ktoś urodził się np. „Ósmego dnia tygodnia Arme miesiąca Neke” i byłoby łatwiej, gdyby gdzieś coś takiego zostało wyjaśnione. Ach, i mogłabyś jakoś mi wytłumaczyć lub pokazać, jak wyglądają spodnie Upasny? Próbowałam sobie to wyobrazić, ale nie potrafię, a ta odzież to jedna z najciekawszych rzeczy w „Sukcesji”. To wszystko łączy się ze stylem, który jest niesamowity. Dzięki niemu całość jest taka wspaniała. Piszesz z zadziwiającą lekkością, płynnie przechodzisz z jednej sytuacji na drugą, z dialogu na dialog, z myśli na myśl. To przez styl opisy są tak świetnie ukształtowane, a dialogi takie naturalne. Mimo że można mieć talent, to i tak szlif jest potrzebny. Ty sobie go już wyrobiłaś, czytałam wiele Twoich tekstów i wiem, że ta powieść nie jest jednorazowym wybrykiem. Do tego dochodzi także poprawność, o której zaraz wspomnę. I mogłabym zachwalać tak w nieskończoność, bo jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak piszesz. Zauważyłam, że bardzo lubisz powtórzenia jako środek stylistyczny – skąd takie umiłowanie?

Jeśli chodzi o poprawność, to bardzo mało mam do powiedzenia. Znalazłam kilka trufeleczek, które zaraz wypiszę, i trzy pary zlepionych wyrazów, ale nie mogę ustalić teraz, gdzie one są, wybacz.
„Jeżeli pozna odpowiedź, ułożenie szczegółowego planu przestanie stanowić problemem, praktycznie sam przyjdzie do głowy.” (Prolog) – problem,
 „Ibhan pewnie też zdąży do was dołączyć i będę musiał, przynajmniej aby uniknąć samotności.” (r. 1.3 cz. I) – co będzie musiał? (taki brzydki skrót myślowy),
„Więc p0prosił mnie o pomoc.” (r. 1.8 cz. III) – poprosił,
„Czasem, kiedy padała na łóżko, zmęczona kolejną sesją taszczenia kamlotów […]” (r. 2.15 cz. I) – klamotów.

Co do oceny końcowej nie mam żadnych wątpliwości. Mimo pewnych uwag co do kilku kwestii fabularnych uważam, że powieść jest naprawdę bardzo dobra: masz wspaniale wykreowanych bohaterów, obrazowy świat przedstawiony, świetny styl, poprawność na najwyższym poziomie. Wystawiam ocenę celującą, bo mogę, i mam nadzieję, że za jakiś czas „Sukcesja” zagości i w księgarniach, i w mojej prywatnej biblioteczce.
Powodzenia!

***
Wybaczcie spóźnienie, ale stwierdziłam, że skoro są święta, to nie będę siedziała cały dzień nad ocenkami.
Wieczną agonię  czytam i pewnie w piątek/sobotę ocenię. Powinno się udać.

Odpoczywajcie w ten świąteczny czas, widzimy się niedługo!

niedziela, 22 grudnia 2013

|0059| legenda-sennarille.blogspot.com

Blog: legenda-sennarille
Autorka: Nearyh
Oceniająca: Akira

Cóż mogę rzec? Przepraszam za tak długie czekanie i zapraszam do czytania.

Legenda Senarille? To musi być fantasy, więc z dużym optymizmem i z chęcią za tekst się wezmę. Adres bardzo mi się podoba, wpada w oko i pasuje do gatunku. Szkoda, że poprzedni szablon popełnił samobójstwo, bo był cudowny. Jednakże obecny w niczym mu nie ustępuje; tylko trochę ten zamek jest niewyraźny pod tłem postów. Wszystko masz ładnie uporządkowane, czcionka jest czytelna, panuje estetyka, więc z przyjemnością na blogu przebywam. Statystyka jest w porządku, na komentarze odpowiadasz, a SPAM-u nie znalazłam. Tekst w ramkach, na podstronach również uporządkowany, poprawny.

Pomysł na fabułę bardzo mi się podoba. Dawno żadnego fantasy nie czytałam, więc z dużą ochotą za czytanie się wzięłam. Nie mam żadnego ‘ale’ co do fabuły, nie trafiłam na nic, co byłoby niezrozumiałe, zbędne. Każdy z głównych wątków został dobrze rozwinięty, wszystko jest składne, nie da się w czymś pogubić. W dobrym tempie prowadzisz akcję; nie pędzisz na łeb, na szyję, tylko powoli i dokładnie wszystko pokazujesz (wydaje mi się jednak, że można to zauważyć dopiero po przeczytaniu całego tekstu za jednym razem – czekając na nowy rozdział i czytać powieść w częściach, prawdopodobnie odniesie się wrażenie, iż akcja trochę się wlecze), wyjaśniasz każdy motyw, który pojawił się w tekście. Mnie szczególnie spodobała się kwestia pióra noszonego w woreczku przez Luende; nigdy bym nie wpadła na to, skąd je ma. Ładnie to pokazuje uczucia łączące ją z Arrykiem, mimo że nie była świadoma, czyje to pióro jest. Na pochwałę zasługuje też fakt, że nie ma u Ciebie żadnych zapychaczy, zawsze dzieje się coś, co albo kreuje bohaterów lub świat przedstawiony, albo rozwija fabułę. Dzięki temu nieprzerwanie coś się dzieje i nie ma czasu na nudę. W dodatku wprowadzasz pewną ilość tajemniczości, co powoduje jeszcze większą ciekawość i apetyt na kolejne rozdziały.
Mam jedynie kilka wątpliwości co do wątku Luende. Dlaczego potrzebowała dokumentu potwierdzającego, że jest Arcymagiem? Do niczego nie byłby on przydatny, więc dlaczego? Chodziło o sprawdzenie siebie czy był to może pretekst do ukazania wspomnień Luende? Skąd w ogóle wiadomo, że była magiem pierwszej klasy? Pisałaś, że nie chodziła nigdy do Akademii, że uczyła się sama, są więc jakieś wytyczne czy coś podobnego do określenia poziomu maga? Jeśli było to w tekście, to przepraszam, ale naprawdę nic takiego nie pamiętam. Jeszcze jedna kwestia: dlaczego pakowała się na ten egzamin, skoro odbywał się w tym samym mieście? Nie pisałaś nic o jego konkretnej wielkości, więc ciężko jest zobrazować sobie odległość między miejscem testu a Gildią. To jest najmniej lubiany przeze mnie wątek, więc pewnie dlatego do czegoś się przyczepiłam. Aczkolwiek z każdym nowym rozdziałem coraz bardziej mnie ciekawiło, co się z nią stanie, a połączenie wszystkich czterech wątków w jedno było najlepszym, co mogłaś zrobić.
I w ogóle motyw z żyjącym zamkiem jest wspaniały i magiczny – z takim czymś się jeszcze nie spotkałam. Nadaje to trochę powieści elementu baśniowego (w tych konkretnych sytuacjach) i mam nadzieję, że w „Aniołach i upadłych” będzie go trochę więcej [żyjącego Castheral].
Podsumowując, pomysł jest dobry, tempo akcji także, wątki są rozwinięte, wykonałaś naprawdę dobrą robotę. Tak trzymaj.

Bohaterowie  są naprawdę dobrze wykreowani i pod względem charakteru, i wyglądu. Nie ma żadnego problemu z chociażby krótką charakterystyką każdej postaci, nawet drugoplanową, co oznacza, że i ta kategoria stoi na wysokim poziomie.
Nie lubię wszystkich, to oczywiste. Szczególnie działa mi na nerwy Aviel, który kojarzy mi się z beztroskim dzieckiem niezaprzątającym sobie głowy problemami. Jednakże pokazałaś, że i on czasami cierpi (scena w lesie), że jest bardzo spostrzegawczy („O, motylki!”). Bardzo podobał mi się moment, kiedy na chwilę zmieniła się jego osobowość po ucieczce Eidena – wtedy naprawdę go polubiłam, przestał zachowywać się jak dzieciak, martwił się o przyjaciela, co spowodowało, że nabrało się do niego szacunku. Właśnie, Eiden – mój ulubiony bohater. Wątek z nim był najciekawszy (dla mnie), a i jego działania sprawiały, że tekst czytałam szybciej, by dowiedzieć się, jakie będą następstwa czynów księcia. Czasami raziły mnie trochę jego docinki, sarkastyczne uwagi, ale to odczucia czysto subiektywne. Nie wiem, czy taki miałaś zamiar, ale Errie jest bardzo, bardzo wkurzająca. Przyprawia mnie o facepalmy i dziwię się Sinistre i Arrykowi, że jakoś z nią wytrzymują. Jest także jedną z najbardziej dynamicznych postaci, co chwalę, bo może w przyszłości zrobi się trochę mądrzejsza. Lubię też Saina i bardzo mnie wkurza, że inni nie wierzą w jego intuicję i nieufność. Co do Elliara: bawisz się w determinizm, bo jego brak własnej woli jest zaraz straszny i fascynujący? Czuję w kościach, że chłopak jeszcze pokaże, na co go stać.
Wiesz, co było jednym z najlepszych zabiegów, które miały miejsce w tekście? Przedstawianie Zandera jako on. To było bardzo ciekawe, poznawaliśmy go jedynie przez pryzmat innych bohaterów, uwierzyliśmy, że naprawdę jest strasznym człowiekiem. Gdy napisałaś rozdział z jego perspektywy, żałowałam trochę, że przedstawiłaś nam Zandera, podekscytowanie zniknęło.
Jeszcze mam jedną sprawę dotyczącą charakteru i inteligencji Aylee: jak to możliwe, że zaufała Sinistre od tak? Nie zdziwiły jej skrzydła, oczy demona? Uznała, że jest normalną osobą? Tak po prostu?

Co do kreacji świata przedstawionego: miejsca opisujesz dokładnie, zwracasz uwagę na szczegóły, wszystko jest barwne i obrazowe. Cieszę się bardzo, że zrobiłaś mapkę świata, bo bez niej ciężko byłoby zrozumieć, gdzie znajdują się bohaterowie, jaką drogę przebyli. Żałuję, że nie pomyślałam, by ją wydrukować, by było łatwiej zaznaczać trasy podczas czytania. Pięknie ukazałaś klimat każdego miejsca: czy to miasta, czy Sennarille, czy plac bitwy. Postacie odczuwają wszystkimi zmysłami, co sprawia, że można się w to wszystko jeszcze dokładniej zagłębić.
Nie znam się na koniach, nie wiem, jak szybkie i wytrzymałe są, ale czy podróż księcia z Mosgarath do Sennarille nie trwała zbyt krótko? Tak samo z Sallarnaru?
Poza tym tylko jedna kwestia nie daje mi spokoju: wspominałaś o posiłkach, o sprzątaniu, ale czy tymczasowi lokatorzy zamku w Sennarille dbali o higienę? Mieli za sobą długie podróże i wiele dni w zamku, więc niemożliwe jest, by zachowali czystość i świeżość, prawda? Nie mówię o codziennych długich kąpielach, ale chociażby o jakichś wzmiankach o podmywaniu lub szukaniu wody na mycie. Musiało od nich strasznie śmierdzieć, po prostu, ciężko byłoby im ze sobą wytrzymać. A załatwianie się, menstruacje, tłuste, brudne włosy, nieświeży oddech? Nawet pojedyncze napisanie o tym, że ktoś idzie się odświeżyć, byłoby wystarczające – ważne, by nie pojawiały się takie niedomówienia.

Opisy są bardzo obrazowe, znajdują się w odpowiednich miejscach i jest ich odpowiednia ilość. Nie przygniatasz zbytnią długością ani nie sprawiasz wrażenia niedosytu. Szczególnie zapadł mi w pamięć opis dotyczący spotkania Luende i Arryka (przyznaję, że bałam się trochę, iż zrobisz z tego uczuciową papkę, ale wyszło świetnie). Zauważyłam właśnie, że przy opisywaniu czy to uczuć, czy emocji widać u Ciebie zdecydowaną lekkość w tworzeniu ich (większą niż przy opisach postaci czy świata), jakby przychodziło to Tobie niezwykle naturalnie. I właśnie te zobrazowania czytało mi się najlepiej. Ale! Nie oznacza to, że przedstawienia miejsc czy bohaterów są złe, nic z tych rzeczy. Również są bardzo dobre, w dodatku zwracasz (postacie zwracają?) dużą uwagę na szczegóły, może na pierwszy rzut oka nic znaczącego, ale dopełniającego klimat powieści, dokładniej ukazującego dane miejsce czy postać. Deskrypcja głównych bohaterów zapada w pamięć (zwłaszcza kolor oczu, co ze względu na liczbę osób może być trochę ciężkie do przyswojenia), gdyż co jakiś czas przypominasz o tym czytelnikowi, zwracając uwagę na, chociażby, piegi, krzywy nos, rude włosy. Podsumowując, czytelnik bez problemu wyobrazi sobie wszystko, co przedstawiłaś i co przedstawiać będziesz.

Dialogom nie mam  raczej nic do zarzucenia; rozwijają akcję, popychają ją do przodu, określają bohaterów.  Jest równoważność między nimi a opisami, znajdują się w odpowiednich miejscach, są naprawdę dobre. Z większą obojętnością przechodzę do tzw. rozmów o niczym: czy to podczas robienia posiłku (dyskusja o jedzeniu), czy sprzątania stajni. Nie oznacza to, że mam im coś do zarzucenia, nie, po prostu nie są aż tak wciągające. Wiem jednak, że nie zawsze można z takich rozmów zrezygnować, gdyż poprzedzają coś, na przykład, bardzo ważnego, więc zrozumiałe jest, że i takie dialogi bohaterowie przeprowadzają. Postacie wysławiają się w sposób, który świadczy także o ich pozycji społecznej, aczkolwiek raz coś mi nie pasowało:
„– Z gwoli ścisłości napadł tylko na księcia – poprawiła ich druga dziewczyna, uśmiechając się nieśmiało, po czym wystąpiła przed towarzyszy i wyciągnęła dłoń do Aylee.
Księżniczka mrugnęła.
– Cannetille Antaya, ale mów mi Cann – przedstawiła się całkiem przyjaźnie, dlatego też Aylee ostrożnie uścisnęła jej rękę, skinąwszy głową.”
Nie wiem, może to zostanie uznane za zbytnie czepialstwo, ale to trochę dziwne, że Cann zwraca się w tak bezpośredni, rozkazujący wręcz sposób, bez żadnego „proszę” do księżniczki.


Styl jest naprawdę dobry. Tak duży kawał tekstu (to nie obelga ani wyrzut) przeczytałam w raptem trzy dni, a to może oznaczać, że płynność, poprawność, spójność są największymi zaletami Twojego stylu.  Powieść czyta się lekko, nie pojawiają się zgrzyty. Nie powalił mnie na kolana, ale przysiadłam z wrażenia, jak bardzo tekst może być dopracowany. Tutaj należy Ci się duża pochwała, bo jeszcze nie spotkałam się z kimś, kto by tak bardzo dopieszczał swoje dzieło.

Tekst jest bardzo poprawny, Ty i Deneve wykonujecie naprawdę świetną robotę. Jednakże kilkanaście trufeleczek znalazłam:
„No, jasne, lepiej wpakować się w zamgloną drogę prowadzą Stworzyciele wiedzą dokąd […]” (pergamin 1) – prowadzącą,
„Dusza oprzytomniała chwilę przed tym, jak ręka Saina chwyciła ją za gardło, i zdołała uchylić się przed atakiem, spoglądając na chłopaka ze szczerym zaskoczeniem.” (pergamin 1) – więc Sain ją złapał, czy się uchyliła? Nie mogła się uchylić, gdyby ją złapał,
 „A to oznaczało, że jeśli w najbliższej przyszłości czegoś nie zdobędą, to cała podróż może zakończyć się bardziej tragicznie niż przypuszczali.” (pergamin 6) – przecinek przed niż,
„Las okazał się być dalej niż na to wyglądało.” (pergamin 6) – przecinek przed niż,
„W Castheralu nie uczyła tego, większy nacisk Madeleine i pan Nassau – kronikarz zamku oraz chodzące sumienie wszystkich mieszkańców – kładli na godną postawę.” (pergamin 8) – nie uczyła się tego albo nie uczono tego,
„Jednak chwila degustacji minęła jeszcze szybciej niż nadeszła […]” (pergamin 8) – przecinek przed niż,
„Mam zamiar zrobić podzielić go na porcje, a to, czy je zjecie, jest już całkowicie waszą sprawą […]” (pergamin 9) – bez zrobić,
„Musiała zadrzeć głowę, by dalej na niego patrzeć, ponieważ okazał się być wyższy niż przypuszczała.” (pergamin 11) – przecinek przed niż,
„Poszło łatwiej niż się spodziewał.” (pergamin 13) – przecinek przed niż,
„Podróż zajęła mu dłużej niż planował.” (pergamin 22) – przecinek przed niż,
„Wierzchowiec opadał z sił szybciej niż książę przewidywał, dlatego podróż znacząco się opóźniała, ku jego irytacji.” (pergamin 22) – przecinek przed niż,
„By to osiągnąć, potrzebował o wiele większego wsparcia niż się spodziewał […]” (pergamin 22) – przecinek przed niż.

Mam problem. I to duży. Widać, że starasz się dopracować tekst ze wszystkich stron do maksimum, że wiele dla Ciebie znaczy. Masz niesamowity warsztat, powieść jest ciekawa (choć to raczej odczucie subiektywne) i jedynie kilka rzeczy mi nie przypasowało. Nie wiem więc, jaką ocenę powinnam wystawić: może maksimum?, może lepiej pozostawić pewien niedosyt? O ile staram się być jak najbardziej obiektywna, o tyle subiektywizm zawsze się wtrąci, dlatego myślę, że będzie to bardzo dobry +. Plus jest ode mnie, bo naprawdę Legenda Sennarille mną zawładnęła, a piątka tylko dlatego, gdyż w kilku sprawach nie było całkowitego dopieszczenia, a Ciebie przecież na to stać. Cóż mogę rzec? Zostaję stałą czytelniczką i trzymam bardzo mocno kciuki za dalsze pisanie.

***
Udało się, kolejna ocenka zawitała. Zostały cztery blogi i dziewięć dni. Planowałam dodać wczoraj, ale porządek zajęć mi się trochę zmienił i dlatego mam małe opóźnienie.
Sukcesja przeczytana i już trochę oceniona. Przed jutrzejszą północą powinnam opublikować ocenę, a jeśli się nie uda, zrobię to we wtorek przed południem.
Trzymajcie się ciepło!


E.: Nie wyrobię się dzisiaj, za co bardzo przepraszam. Wolę dodać ocenę dzień później, niż nie przyłożyć się do niej, byleby tylko termin był zachowany. Mam nadzieję, Chiyo, że wytrzymasz jeszcze jeden dzień. :)

Korzystając z okazji, życzę wam wszystkim wesołych i spokojnych świąt!

środa, 18 grudnia 2013

|0058| czarna-pelnia.blogpsot.com

Ocena bloga: czarna-pelnia
Autorka: Lena_S
Oceniająca: Akira

Na początek słowo wyjaśnienia, dlaczego akurat oceniłam tego bloga, skoro nie był pierwszy w kolejce. Legenda Sennarille ma pięćset sześć stron tekstem znormalizowanym na chwilę obecną (wiem, to też moja wina, bo koszmarnie długo się ociągałam) a Czarna pełnia niecałe pięćdziesiąt, więc po prostu z tym blogiem zeszło mi szybciej. Droga Nearyh, nad Twoją powieścią cały czas pracuję, bez obaw.

Pierwsze wrażenie
Adres ładny, kojarzy mi się trochę z fantastyką, trochę z horrorem, co pozytywnie mnie nastawia na treść. Na belce mamy cytat, cytatem są słowa anonimowego człowieka, a czy słowa są zgodne z treścią? Po ośmiu rozdziałach tego zbyt dokładnie nie widać, ale można snuć przypuszczenia, że jakiś związek na pewno będzie. Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne.
5/5

Grafika
Nagłówek jest bardzo ładny. Oddaje klimat opowiadania, zdradza, z jakim gatunkiem mamy do czynienia i sądzę, że wiem, kim jest ta kobieta. Kolorystycznie jest również ładnie, całość ze sobą współgra, nic nie świeci ani nie razi po oczach. Czcionka jest czytelna i odpowiedniej wielkości, akapity masz, tekst wyjustowany i wszystko bardzo zachęca do pozostania na blogu.
15/15

Treść
Tekst skopiowałam jakoś na przełomie lipca i sierpnia, więc proszę o wybaczenie, jeżeli jakieś błędy będą nieaktualne lub minimalne odstępstwa od ewentualnego zmienionego tekstu nastąpią. O tym, by jeszcze raz skopiować rozdziały do Worda, pomyślałam pod koniec pisania oceny, a nie chciałam z nią zwlekać kolejnych dni.
Fabuła:
„Wiedźmina” nigdy nie czytałam, nie wiem zbyt dokładnie, o co tam chodzi, tak więc będę oceniać twór bez żadnego odwoływania się do pana Sapkowskiego. Rozdziałów jest mało, ale coś zawsze się z nich wygrzebie, prawda?
Najpoważniejszym zarzutem jest zbytnie spieszenie się z akcją. Nie przedstawiając dokładnie Revila i Shey, zabierasz ich do Aschnell, by za chwilę przydarzyła się tragedia, zaraz wiedźmin ponownie gdzieś wyrzucasz, tak samo Shey, i tak dalej. Masz jedynie osiem rozdziałów, a działo się już bardzo dużo. O ile ważne jest, by w powieści wydarzało się wiele, by było jak najwięcej akcji, o tyle niekiedy istotne jest również zatrzymanie się.  Największy przeskok można zobaczyć w rozdziale drugim w części pierwszej i drugiej. Nie dość, że Revil i Shey od tak poszli za tymi dwoma mężczyznami (naprawdę są tak ufni, w dodatku po tym, gdy wcześniej inny zaatakował wiedźmina?), to ucięłaś pewnie kilka dni pobytu w Aschnell. Dlaczego? Czy dojście do wioski, spędzenie tam pierwszego (chociaż!) dnia, dowiedzenie się, o co w ogóle chodzi jest aż tak nieistotne, że postanowiłaś to całkowicie ominąć? W obozie Revil spędził kilka dni, czego prawie w ogóle nie pokazałaś, tylko przyspieszyłaś akcję do ostatniej doby jego pobytu tam i sprawa załatwiona. Nie mówię, by opisywać każdy dzień ani by na siłę wymyślać jakieś sytuację, ale żeby takich przeskoków czasowych nie było, żeby pokazać życie w danym miejscu, skoro jest ono dosyć istotne dla danego bohatera i mieszka tam jakiś czas. Rozumiesz?
Wątki się dopiero rozwijają. Są to szkice, a ze szkicami ciężko cokolwiek zrobić. Wydaje mi się, że byłoby lepiej (ale to tylko moje subiektywne zdanie), gdybyś nie urywała i nie zapominała na długo o niektórych wątkach. Chodzi mi tutaj szczególnie o sytuacje z Mirigam – wtrąciłaś ją dwa razy i nie wiadomo, co to za jedna, dlaczego w historii się pojawia. W dodatku te dwie okoliczności są w ogóle od siebie różne, nie wiadomo, co zaszło pomiędzy jednym wydarzeniem a drugim, a w dziewczynie zaszła ogromna zmiana.
Zastanawia mnie też, dlaczego tak mało miejsca przeznaczyłaś dla Revila i Shey, ich związkowi, życiu – także tym po nieszczęsnym ataku  demona. Mówią o uczuciach, ale ciężko je potwierdzić jakimikolwiek wydarzeniami, sytuacjami, momentami. Możliwe, że zrobiłaś to celowo, dlatego nie uznawaj tego akapitu stricte za uwagę odnośnie fabuły.
Bohaterowie:
Aj, nie jestem fanką podstron o bohaterach, zwłaszcza gdy pojawiają się w nich informacje, których nie było jeszcze w tekście. U Ciebie jest pół na pół, więc jakoś to przełknę i jako dezaprobatę pozostawiam jedynie pierwsze zdanie.
Bohaterowie są na tyle dobrze wykreowani, na chwilę obecną, że nie ma problemu z ich wymienieniem, opisaniem pokrótce, co robią, gdzie mieszkają. Nie miałaś jeszcze okazji, by dokładniej, szerzej zająć się ich charakterami, dlatego ciężko coś do nich czuć prócz zwykłej obojętności; jedynie Revil swoim zachowaniem zyskał trochę mojej sympatii, gdyż to z nim miałam najczęściej do czynienia. Nic za bardzo nie zgrzyta (mam jedynie dwa pytania (uwagi?), ale o nich na końcu), nie można się do niczego przyczepić. Ciekawi mnie główny antagonista, który się jeszcze (chyba – czyżby Cailan IV?) w tekście nie pojawił, a także przeszłość-teraźniejszość-przyszłość pozostałych postaci, gdyż każdy jest inny, wyróżniający się i nic o nich nie wiadomo. To frustrujące.
Jeśli chodzi o te pytania, które mam: pierwsze tyczy się Revila i karczmarza. Czy wiedźmin jest aż tak łatwowierny, by uwierzyć na słowo, zaufać od tak obcemu człowiekowi? Sam nie zna do końca swojej przeszłości i nie wydało mu się podejrzane to, czego się dowiedział? W dodatku karczmarz nie chce mu zdradzić innych istotnych faktów. Takie ciężkie do zaakceptowania. Drugie pytanie dotyczy Shey: czy po tym jak straciła nogę i było jej przykro, słysząc i widząc, jak mieszkańcy miasta z niej szydzą, nie mogła po prostu założyć dłuższej sukienki, takiej do samej ziemi? Wtedy na pewno nie byłoby widać, że jest pozbawiona części ciała.
Świat przedstawiony:
Świat jest wykreowany naprawdę dobrze pod względem historii, religii czy ogólnej otoczki związanej chociażby z artefaktami. Tutaj wszystko się ładnie ze sobą łączy, ale co do reszty to mam kilka zastrzeżeń.
Po pierwsze, obozowisko. Revil spędził tam kilka dni, zajmował się kilkoma rzeczami, ale Ty ominęłaś to miejsce, tę społeczność prawie całkowicie. Jakby nie patrzeć, jest to jedna z ważniejszych lokalizacji (przynajmniej na razie), więc dlaczego nie pokazałaś, jakie jest to obozowisko, czym się ludzie tam zajmują na co dzień, jak wygląda ich życie? To, że masz na podstronie opisane w kilku zdaniach to obozowisko, nie jest istotne; wszystkie informacje mają pojawić się w tekście. Ty pobieżnie z daleka opisałaś to miejsce, dodałaś do tego karczmę i już, to wszystko. W rozdziale szóstym napisałaś: „Ciepłe promyczki przyjemnie łaskotały twarze kobiet, które już o brzasku wychodziły przed chatki, dopełniając swe obowiązki.” Jakie to były obowiązki? Czym zajmowały się kobiety? A mężczyźni? Tylko polowali i walczyli? Może mieszkały tam dzieci? Jeśli tak, to czy miały również jakieś zajęcia? Jakie odgłosy były najczęściej słyszane? Jakie zapachy unosiły się w powietrzu? Co dokładnie robił tam Revil? Tak dużo do opisania, do wykreowania obozowiska.
Po drugie, granice między konkretnymi lokalizacjami. Można powiedzieć, że Twoi bohaterowie teleportują się wręcz w dane miejsce (jedynym wyjątkiem może być podróż Shey do Feranday). Co mam dokładnie na myśli? To, że jeśli dana postać dokądś się udaje, to po prostu się tam pojawia, nie odbywając w ogóle podróży. Tak było chociażby wtedy, gdy Revil i Shey poszli za mężczyznami z Zakonu Przymierza, gdy wiedźmin został wysłany do obozowiska, gdy znowu wrócił. Przez to ciężko stwierdzić, nawet tak pi razy oko, jaka odległość dzieli te miejsca, jak długo trwa podróż, gdzie są granice. To dosyć istotna sprawa, wiadomo wtedy między innymi, jak długo toczy się akcja powieści.
Po trzecie, Aschnell. Revil i Shey spędzili tam trochę czasu, dzięki temu wprowadziłaś istotnych bohaterów, ale – znowu – miejsce pominęłaś prawie całkowicie. Przy kreowaniu świata oprócz opisywania pomieszczeń (a one są naprawdę dokładne), ważne jest pokazanie świata na zewnątrz. Dobrze zaczęłaś, gdy Revil odwiedził Starszego Wioski i Constantina, ale to zdecydowanie za mało, to dopiero wstęp. Teraz wiedźmin wrócił do Aschnell, więc jest okazja, by trochę braki nadrobić.
Po czwarte, Wojna. Zdaję sobie sprawę, że jest zbyt wcześnie, by czegoś więcej się o tym dowiedzieć, ale jedna dłuższa wypowiedź Angro to trochę mało. Nie mówię, by zaraz to całe plugastwo przyzwać, a to, żebyś dostarczyła kilku informacji o tym, co się dzieje, np. rozmową w Aschnell czy obozowisku lub w zamku króla. Gdziekolwiek, cokolwiek, ale żeby nakreślać sytuację. Nie chciałabym, by nagle okazało się, że wszyscy nagle znajdują się w środku wojny, a czytelnik kompletnie nic o niej nie wie. Rozumiesz, o co mi chodzi? W sumie to nie jest stricte uwaga odnośnie kreacji świata, ale hm… wskazanie, na czym warto się skupić, o.
Osiem rozdziałów to zdecydowanie za mało, by móc powiedzieć coś więcej o świecie. Uwag innych mieć nie mogę, bo bardzo możliwe, że niektóre sprawy dopiero rozwiniesz. Jeśli mogę coś podpowiedzieć: skoro Feranday jest ważnym miejsce, skup się nie tylko na opisie miasta, ale także na społeczeństwie, obyczajach. Tak samo z krainą elfów (o ile Revil tam dotrze w ogóle) – nie spiesz się z akcją, idź umiarkowanym tempem, pokazując dokładnie świat, który otacza bohaterów, twórz klimat, niech postacie odczuwają wszystkimi zmysłami to, co dzieje się wokół nich.
Opisy:
Zauważyłam, że bohaterowie pierwszoplanowi, ci pojawiający się od pierwszych rozdziałów, np. Revil, Shey czy Constantino, są opisani bardzo pobieżnie. Większą uwagę skupiasz na postaciach epizodycznych i na tych, których wprowadzasz w ostatnich rozdziałach. W kilku zdaniach potrafiłaś świetnie pokazać staruszkę, a przez osiem rozdziałów o Revilu dowiedzieliśmy się jedynie, że ma blizny i białe włosy? Nie tak to powinno wyglądać, aczkolwiek postaci drugoplanowych czy nawet epizodycznych pomijać nie można. I nie mówię tutaj o tym, by przy pierwszym poznaniu pisać całe charakterystyki danego bohatera, ale stopniowo go prezentować.
Każde miejsce, w którym dzieje się akcja, jest przez Ciebie opisane; jedne z większą dokładnością, pozostałe z mniejszą. Na pomieszczeniach skupiasz dużą uwagę, co jest naprawdę dobre, ale przez to nie starcza Ci jej na świat zewnętrzny (wspominałam o tym przy okazji kreowania świata przedstawionego). Jeżeli chodzi o miejsca duże powierzchniowo (wioska, obozowisko), to nie jest szczególnie dobrze. Widzę jednak poprawę przy okazji opisywania Feranday, idź w tym kierunku. Mimo wszystko starasz się wprowadzać klimat. To zasługuje na pochwałę, mimo że jest go zdecydowanie za mało w niektórych miejscach.
Szczególnie widoczne emocje bohaterów pojawiły się jedynie w dwóch momentach: gdy Revil zabijał demona i gdy Shey była obnażana przez Beliara. W pozostałych sytuacjach albo bohaterowie nic nie czuli, albo było pokazane krótko, ogólnikowo, dlatego więc nie zwróciło się na to większej uwagi.
Ogólnie opisy są dokładne, bogate w szczegóły. Na przyszłość proponowałabym bardziej skupić się, w niektórych sytuacjach, na klimacie danego miejsca, by było go trochę więcej niż teraz, na wyrazistszym ukazywaniu emocji i opisie większych obszarów.
Dialogi:
Tutaj większych uwag nie mam. Dialogi są naturalne, ale rzadko które ukazują emocje bohaterów, gdy jest to najbardziej potrzebne. Popychają akcję do przodu, mówią nam co nieco o bohaterach i w dodatku je stylizujesz, co dobrze Ci wychodzi. Nieco zgrzyta mi dialog z rozdziału piątego między Revilem a Brucem. Czy oni siedzieli sztywno na krzesłach, patrząc na siebie, mówiąc cały czas takim samym tonem, nie wykonując żadnego ruchu, gestu, czegokolwiek? Chyba nie, prawda? Unikając przez prawie całą stronę chociażby komentarzy narratorskich, przedstawiłaś rozmowę niezbyt ciekawie. Niewerbalność jest również ważną częścią dialogów, mimika twarzy, postawa, gesty są ważne, urozmaicają konwersację, ukazują stosunki między ludźmi, emocje, zachowanie. Mimo wszystko żaden dialog, żadna wypowiedź nie zapadła mi w pamięć, nie zwaliła z krzesła. Jest dobrze i… tylko tyle. A może aż tyle?
Styl:
Styl jakiś masz, to na pewno, co więcej: jest on dosyć dobry. Możliwe, że nie rozpoznałabym go, gdybyś pisała opowiadanie z fabułą osadzoną w czasach współczesnych, jednakże w realiach Czarnej pełni spisujesz się nie najgorzej. Nim zacznę omawiać poszczególne zarzuty (tak, one są), pochwalę Cię za ciągłe trzymanie się słownictwa adekwatnego do realiów. Zdaję sobie sprawę, że to normalne, ale wiele razy spotykałam się ze zmianą języka, jednak miałam nadzieję, że Ty będziesz go konsekwentnie stosować, co jak na razie się sprawdza.
Zarzutów mam kilka i będę popierać się cytatami, coby nie wyszło na to, że zmyślam.
Po pierwsze, określasz postacie za pomocą koloru oczu lub włosów, co jest straszną manierą i – cytując Leleth z Pomackamy – „sztuczne, pretensjonalne czy wręcz śmieszne i świadczy o nieporadności autora ”, np.: „białowłosy momentalnie poprzestał swej pracy”, „odwracając się zniżony szybkim ruchem w stronę czerwonowłosego”, „wpatrywała się w okaleczoną błękitnooką”. Przecież możesz stosować zamiast tych określeń imiona bohaterów, rolę, jaką pełnią (np. wiedźmin) albo używając wyglądu, jednak w szerszym zakresie (np. powiedziała kobieta o długich, czarnych włosach, uśmiechając się lekko) czy nawet zaimków (z tym jednak ostrożnie; dalej dowiesz się dlaczego). Wszystko zależy od sytuacji Żadnych kolorowookich i różnowłosych. Zdecydowanie odradzam.
Po drugie, nadużywasz czasownika ‘być’ i to nagminnie, np.:
„Constantino nie był skory do rozmów na jakikolwiek temat, milczał, kiedy o coś pytała, czasami nawet się z nią nie witał. Najgorsze z tego wszystkiego było jednak to, że nie mogła się ruszyć i iść do wioski, by dowiedzieć się czegoś więcej. Była przykuta do łóżka i otrzymała kategoryczny zakaz próbowania ucieczki, nie była bowiem jeszcze pełna sił.”
albo ten przykład:
„Musiał to uczynić dla niej. Był gotów nawet poświęcić swe życie, byle tylko ona była bezpieczna, byle tylko zniszczył choć większość tego ścierstwa. Był gotów, czego nie można było powiedzieć o młodzieńcu, który go wyzwał do walki. Ten nieokrzesany rycerzyk nie wiedział, czym była wojna, czym była zła magia, która spłodziła wszelakie plugastwo zagrażające ludzkości. Nie wiedział tego. On był święcie przekonany, że to wszystko to jedna, wielka bujda i chciał udowodnić wszystkim, iż tylko on ma rację. Jakim głupcem był, pomyślał wiedźmin.”
Widzisz? To jednak nie wszystko, w tekście takich fragmentów jest dużo więcej. Mimo wszystko nie jest trudno takich nadużyć się pozbyć, o ile przysiądziesz nad tekstem, pomyślisz i pobawisz się słowem. Pomocne byłoby zatrudnienie bety, łatwiej by się wtedy pracowało nad tekstem.
Po trzecie, nadużywasz zaimków zwrotnych. Ciągle jest się, się, się, siebie, się, się, się, się, się… Zdaję sobie sprawę, że nieraz po prostu nie da się ich uniknąć i to jest całkowicie zrozumiałe, jednakże bez przesady. Czasami wystarczy przeredagować zdanie lub dwa, by natężenie tych zaimków w jednym akapicie zmalało.
Po czwarte, nadużywasz zaimków dzierżawczych. Dlatego wspominałam wcześniej, by na nie uważać. Wiem, że w niektórych momentach są to celowe powtórzenia, ale zazwyczaj to po prostu zbyteczny nadmiar.
„Hebanowe włosy rozlały się po bielutkiej poduszce, okienko za jej głową rzucało nieco światła na jej bladą twarzyczkę, oczy miała przymknięte, oddychała lekko. Usiadł obok jej posłania, nie mogąc uwierzyć w słowa mężczyzny.”
A gdyby tak napisać, że okienko rzucało nieco światła na twarzyczkę Shey, a Revil usiadł po prostu obok posłania? Chyba że ich było więcej w tej izbie, ale nie wspomniałaś o tym ani słowa.
„Revil otrząsnął się nieco, zauważając, że milczą już przez dłuższą chwilę, a powodu jej przyjścia nadal nie znał. W zasadzie był jej wdzięczny, że sama się u niego wstawiła, ponieważ nie miał ochoty jej szukać i wypytywać, gdzie przesiaduje jej ojciec.”
A może Revil zauważył, że nie zna powodu przyjścia Verin i był wdzięczny dziewczynie, ponieważ nie miał ochoty jej szukać i wypytywać o miejsce przesiadywania ojca? Zabawa słowem jest przyjemna, o ile wiesz, do czego dążysz i jak bardzo chcesz dany cel uzyskać. Zmuszając się do tego, ciężko uzyskać dobry, szybki efekt.
Po piąte, piszesz długie zdania, których konstrukcja pozwala na stworzenie dwóch krótszych. Nie pojawia się to nagminnie, ale w kilku miejscach się znajdzie.
„Spojrzała nań załzawionymi oczami, z bólem malującym się w ukochanych, błękitnych tęczówkach, poczuła, że go traci, że dobrowolnie udaje się na męki, by skończyć swój żywot, by nie dręczyć się już, nie żyć wieczną ucieczką.”
Po ‘tęczówkach’ mamy pauzę, by złapać oddech, a ‘poczuła’ rozpoczyna nowe zdanie. Przeczytanie tego jednym rytmem nie daje równie dobrego efektu.
„Nikt nie wiedział jak, nikt nie wiedział, skąd złe siły wypełzły do krainy, rebelianci, podobnie jak ludzie króla, szykowali się na Wielką Wojnę z mrocznymi, wojnę, która ponownie miała zaważyć o losach świata.”
Tutaj ‘krainy’ kończą jedno zdanie, bierzemy oddech, a ‘rebelianci’ zaczynają drugie. I rytm czytania lepszy, i przyswojenie informacji dokładniejsze, czyż nie?
Na koniec wspomnę o drobnostkach. Zdarzyło się, że narrator trzecioosobowy wyraził swoje subiektywne zdanie („Całe szczęście, że umiała się bronić!” – r. 1), czasami dopowiadałaś rzeczy oczywiste („wiedźmin był zaskoczony zwinnością chłopa, ale tłumaczył sobie, że zapewne nie kontaktuje aż tak dobrze przez obolałe kończyny i krew z nosa, która płynęła ciurkiem, skapując na jego białą koszulę.” – r. 6), innym razem konstrukcja zdania trochę zgrzyta („coś dziwnego biło od niej.” – r. 5) albo brzmienie niektórych wyrazów nie pasuje do słownictwa, jakim się posługujesz w całym tekście (chociażby „pałętające ludziska” z rozdziału 1).
Pierwsze cztery punkty nie sprawiają, że tekst czyta się szybko i płynnie. Powodują za to pewną irytację, co natomiast nie zachęca zbytnio do czytania.
32/60

Poprawność
Tutaj jest naprawdę dobrze. Cieszę się, gdy mogę skupić się na tekście, a nie poprawiać cały czas błędy.  Poniżej wypisałam kilkanaście trufelek, które udało mi się znaleźć. Z tych mniejszych, które sobie darowałam, to kilka błędów interpunkcyjnych.
„Gościniec ten dążył w kierunku skalistych połaci, zamykając się ciasno w jednym zapchlonym miejscu, gdzie odłamy dwóch gór stykały się wierzchołkami wzajemnie o siebie, tworząc jednako ułożony łuk.” (r. 1 cz. 1) – skoro dwie góry stykały się wierzchołkami, to wiadomo, że o siebie, nie trzeba tego dodawać,
„Zobaczył oczami wyobraźni, jak jej kruche ciało łamie się w pół, wstrząsane nieprzyjemnymi, niekontrolowanymi dreszczami bólu i cierpienia, a serce zastyga otulone rozpaczą i nędzą, kiedy tylko dowie się o jego śmierci od pośrednika.” (r. 1 cz. 3) – wpół,
„Powoli zbliżyła się do niego, zarzucając swe ręce na jego szyi.” (r. 2 cz. 1) – szyję,
„Świsty niemiłosiernie drażniły uszy, a wzlatujące liście sypały się tonami w tę i we wte.” (r. 2 cz. 2) – albo ‘wte i wewte’, albo ‘w tę i we w tę’,
„Potwór wierzgał się na wszystkie możliwe strony, trącąc obślizgłym ogonem płot, zrywając zawieszone pranie, łamiąc gałęzie wystającej jarzębiny.” (r. 2 cz. 2) – strącając, ewentualnie trącając,
„Wbił się z rozkoszą w źrenice potwora.” (r. 2 cz. 2) – nie napisałaś nic o budowie oka tego potwora, ale jeśli byłoby takie samo jak ludzkie, to czy wiedźminowi tak po prostu udałoby się trafić w samą źrenicę? Chyba że to był bardzo, bardzo duży potwór, wtedy nie miałby z tym problemu,
„Z pod łoża wyjął niewielką, opróżnioną do połowy, butelkę.” (r. 3 cz. 1) – spod – http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=395,
„– Kocham Cię, Mirigam.” (r. 3 cz. 3) – cię,
„[…] idioci se pomyślą, że pewnie ich jakiś demon z niekształconą głową atakuje.” (r. 4 cz. 1) – zniekształconą,
„Dał nadzieje.” (r. 8 cz. 1) – nadzieję,
 „Revil podrapał się z zamysłem po widocznym już zarośle, próbując nie zwracać większej uwagi na dziwaczne odgłosy człowieka, z którym dzielił izbę.” (r. 6 cz. 1) – zaroście,
„Harold rzucił mu niewielką sakiewką, która zabrzęczała kilkunastoma złotymi monetami […]”(r. 8 cz. 2) – sakiewkę,
„Belder, ten kolejny niepoważny kredyt, służący króla w dodatku, rzekł mu wiele przydatnych informacji.” (r. 8 cz. 2) – kretyn.

Do logiki w tekście również nie mam zastrzeżeń, jedynie dwie poniższe sprawy zwróciły moją uwagę.
„– Oczywiście, przyjacielu. Bywaj! – odparł znużony Revil, na co zdenerwowanemu puściły jeszcze bardziej nerwy. Rzucił się na niego, chwytając z dzikim okrzykiem za szyję. Wiedźmin zaśmiał się pod nosem. Tylko na to czekał. Już on pokaże temu szczeniakowi te jego nieistniejące ścierstwa. […] Revil chodził naokoło, kręcili się obaj, patrząc nienawistnie w swoje oczy.” (r. 4 cz. 1)  – złapał go za szyję, po czym puścił? Z tekstu nic takiego z tekstu nie wynika, nawet to, że się do niego zbliżył,
„Pióro skrzypiało pod szorstkim pergaminem przypominającym kolorem zgniły owoc jabłoni, na którym koślawym pismem wyryto kilka słów.” (r. 6 cz. 1) – a czy to pergamin nie powinien skrzypieć pod piórem albo pióro na pergaminie?
16/20

Ramki
Zakładki są uporządkowane, wszystko dokładnie opisałaś. Tekst jest poprawny, wdarło się tylko kilka literówek:
„[…] gdzie okupujący ją orkowie mieliby pełnie władzy i cieszyli się dozgonnymi przywilejami.” (Religia) – pełnię
„Rad byli z tegoż zdarzenia wszytki ludzie […]” (Religia) – wszystkie
„Wiedział, że i na niego przyjdzie kolei […]” (Constantino) – kolej
5/5

Statystyki
Statystyka ładna, nie ma SPAM-u pod rozdziałami, a z większością czytelników rozmawiasz.
5/5

Inne
Nic mnie jakoś szczególnie nie urzekło.
0/5

Podsumowanie
Zdobyłaś 78 punktów na 115 możliwych, co daje ocenę dobrą.
Leno_S, wybacz za taką zwłokę, ocena powinna ukazać się już w wakacje, ale jakoś tak wyszło, że mam czteromiesięczne opóźnienie…
Opowiadanie jest dobre, ma ogromny potencjał, więc nie rezygnuj z niego. Czasami dobrze jest dostać, nawet lekkiego, kopa w tyłek i pisać dalej, pracować jeszcze ciężej. Proponuję skupić się przede wszystkim na kreacji świata przedstawionego, na zwolnieniu z akcją i na doszlifowaniu stylu.
Trzymam bardzo mocno za Ciebie kciuki i życzę powodzenia w dalszym pisaniu!

***
Wróciłam i mam zamiar w ciągu następnych kilkunastu dni ocenić pozostałe pięć blogów. Czy zdążę do Sylwestra? Mam taką nadzieję, więc trzymajcie mocno kciuki. :)
Całość Legendy Sennarille mam przeczytaną i za kilka dni powinna ocena się pojawić, chociaż nie wiem, czy się wyrobię do piątku, a chciałabym przed świętami uporać się jeszcze z Sukcesją (którą już zaczęłam czytać i którą skończę za dwa-trzy dni) i mieć wszystkie długie powieści z głowy.
Przepraszam też wszystkich za tak długą nieobecność, ale wiecie: życie, studia, nauka, studia, studia, życie. Chyba przez tę przerwę straciłam formę w ocenianiu. Czegoś mi brakuje w tej ocenie, ale mam też nadzieję, że nie jest jakąś totalną porażką.
Jeżeli widzicie jakieś błędy, krzyczcie, ja już nie mogę nic znaleźć – za długo nad tekstem siedziałam.

Widzimy się niedługo, trzymajcie się ciepło!

niedziela, 8 grudnia 2013

Podsumowanie - listopad 2013

Ravelle
Odmowy: 0
Oceny: 0

Overrated
Odmowy: 0
Oceny: 0

Akira
Odmowy: 0
Oceny: 0

Diana
Odmowy: 0
Oceny: 0

Malcadicta
Odmowy: 0
Oceny: 1

Łącznie
Oceny: 1
Odmowy: 0

Listopad chyba wszystkim dał się w kość. Z ilością ocen w ubiegłym miesiącu poszalałyśmy, nie za bardzo więc jest co podsumowywać.
Ogłaszam, że od 16 grudnia do 5 stycznia ocenialnia będzie zamknięta ze względu na okres świąteczny. Ewentualnie tę granicę można przesunąć i do 20 grudnia będzie można publikować oceny. Chodzi mi po prostu o to, żebyście mogły skupić się na tych wszystkich przygotowaniach do świąt, nauce do ostatnich sprawdzianów itp. i nie przejmować się pisaniem oceny.
Od siebie dodam tylko, że kończę z ocenianiem i od grudnia zajmuję się tylko sprawami administracyjnymi.
To chyba na tyle. Miłego grudnia życzę i uważajcie na siebie, bo zima bywa zdradliwa.

|0027| Odmowa: igrzyska-amy-moore

Odmowa z powodu braku dostępu do bloga. Jeżeli to sytuacja chwilowa, blog powróci na swoje miejsce w wolnej kolejce.

piątek, 6 grudnia 2013

|0057| zapach-luizytu.blogspot.com

Ocena bloga: zapach luizytu
Autor bloga: Nefariel
Oceniająca: Malcadicta

Na początek przepraszam wszystkich za ostatnią nieobecność – odkrywam właśnie uroki zupełnego braku czasu wolnego i jakiejkolwiek chęci. Na szczęście chęci zaczynają do mnie nieśmiało zaglądać, a czas wolny… Cóż, święta się zbliżają.

Ale macie ocenkę, co prawda niespodziewanie krótką, od świętego Mikołaja.

”Zapach luizytu”... Zupełnie przypadkowo akurat wiedziałam, że luizyt to dawniej używany środek bojowy, żrący, jeśli się nie mylę (jak mylę, to przepraszam), więc adres, w połączeniu z informacją, że akcja toczy się w postapokaliptycznym świecie, jest bardzo interesujący. Przyjemnie brzmi, łatwo go zapamiętać i wprowadza w nastrój bloga.

Belka też wypada świetnie – „Lewisite smells like geranium” (Luizyt pachnie jak pelargonie). Zarówno pasuje, jak i świetnie buduje atmosferę takiego… dreszczyku.

Szata graficzna też wypada na plus – nagłówek przedstawia jakieś ruiny, wszystko utrzymane jest w odcieniach brudnej szarości, zieleni i brązu, co też nadaje całości wygląd dość ponury i zupełnie odpowiedni do Twojego opowiadania. Już mi się podoba, a i nie odwraca uwagi w czasie czytania.

Szablon jest przy tym bardzo przejrzysty, czcionka prosta i czytelna, nie masz zbędnych dodatków, które zniszczyłyby całość. Jedyna rzecz, której bym się czepiała, to może odrobinę zbyt jasny kolor tytułów kart – czytelnik może mieć lekki problem z ich odczytaniem, dopóki nie najedzie na nie myszką. Wracając na chwilę czytelności tekstu – brakuje mi u Ciebie akapitów (w niektórych postach - w części je masz, ale, na przykład w ostatnim, już nie) i justowania, tekst byłby o wiele bardziej przejrzysty.

Podstron jest sześć. „Strony Głównej” nie ma sensu opisywać, a w „Spisie Treści” wszystko działa. W samej zakładce mam tylko wrażenie, że zapomniałaś o spacji między tytułem księgi, a rozdziałami. Nie wiem, czy tak jest, ale takie wrażenie odnoszę.

„Dramatis Personae” na szczęście nie jest specjalnie rozbudowane i zawiera tylko podstawowe informacje, rażą jednak dwie rzeczy – to, że roku urodzenia i chorób nie znajdę nigdzie w tekście i te „chore nery”. Wiem, że taki styl opowiadania, ale jednak akurat tutaj lepiej wyglądałyby zwyczajne „nerki”. Zwłaszcza, że kilka linijek niżej masz medyczną nazwę „hemofilia”. Tak, czy inaczej, nie rozumiem do końca sensu tej zakładki. Ani z założenia – bo postaci powinno się poznawać z opowiadania, nie ze spisu – ani tego przypadku – są tam tylko dwie osoby. Może kiedyś zagubionemu czytelnikowi przyda się podobny spis, ale nie sądzę, by zgubił się w obecnej ilości postaci. I kim, u licha, jest Aleksander?

„O blogu” – zrobiło ci się niewielkie wcięcie przy zdaniu „Przedstawiona tu historia”. Albo ono jest przypadkowe, albo resztę akapitów Ci zjadło. Błędów nie znalazłam.

„O mnie” – Znów znalazłam takie małe, losowe wcięcie – przed „albo na gadu-gadu”. Błędów także brak.

„Linki” – linki wszystkie działają, a i opisy fajnie napisane. Masz za nie u mnie taki mały plusik. Jeden tylko błąd znalazłam:

Dowódzcy z linii frontu

Dowódcy.

Techniczne aspekty już za nami i możemy przejść do sedna sprawy – czyli do tekstu.

Prolog

Prologowi nic do zarzucenia nie mam – przedstawia postacie, wciąga i intryguje. Chociaż… może jedna rzecz by się znalazła. Jakoś nie potrafię dostrzec logiki w tym:

Jeśli nie chcesz, żebym spał, sama idź spać. Wtedy będę mógł ci coś opowiedzieć, chociaż jeśli mam być szczery, wolałbym tego uniknąć.

Zdaję sobie sprawę z tego, że bohater może mówić chaotycznie… Ale nie widzę logiki, która mogłaby się gdzieś tam kryć. Jak ona będzie spać, to on nie? Pilnują obozowiska? Bo nic na to nie wskazuje... Czeka, aż dziewczyna zamilknie?

Rozdział I

Przenosimy się kilka dobrych lat w przeszłość.

podróżowanie po dusznych bagnach w czymś chociaż trochę lżejszym niż dżinsy i flanela zawsze było proszeniem się o nieszczęście. Skurczybyki bez trudu przegryzały się przez każdą cieńszą bawełnę.

Jeśli przegryzały się przez cieńszą bawełnę, to flanela i dżinsy są niepotrzebne – wystarczy grubsza bawełna. Sugerowałabym „cieńszą tkaninę” lub „cieńszy materiał”.

Trącił ciężkim buciorem leżący w błocie trampek, kiedyś chyba czerwony, teraz przesiąknięty szarawym brązem.

Raczej błotem w tym kolorze mógł być przesiąknięty. Bo inaczej mamy „trampek przesiąknięty szarawym brązem”.

Rozdział II

Był od niego sporo silniejszy, wyższy też, chociaż pewnie nie miało to potrwać już zbyt długo.

To „nie miało to potrwać zbyt długo” sprawia, że mam wrażenie, że on się zacznie kurczyć i wiotczeć.

Nic więcej do zarzucenia nie mam. Obaj bohaterowie zachowują się realistycznie i sądzę że to właśnie ten dobrze odwzorowany, potoczny styl wypowiedzi tak urzeka, a i chatka jest świetnie przedstawiona.


Rozdział III

Miała dziwny akcent, podobny trochę do wschodnioeuropejskiego akcentu Saszy

Wkradło się powtórzenie. I więcej znów do zarzucenia nie mam. Za to plus dla Ciebie za to, że wzięłaś pod uwagę trudność trudność wymową imienia „Marysia”.

Rozdział IV

Przedzierali się przez coraz gęstszy las, nie mniej pogryzieni i niewiele mniej zmęczeni niż wcześniej, ale przynajmniej najedzeni.

Bardziej by pasowało, że niewiele mniej komarów ich atakowało, bo bycie pogryzionym to stan raczej permanentny, nie tak łatwy do zmienienia jak zmęczenie czy głód.

W rozdziale piątym ani szóstym nic do poprawienia nie znalazłam, choć przysięgam, że czytałam bardzo uważnie.

Rozdział VII

Jeśli trampki w lesie były Marceliny, to skąd ona ma teraz na nogach ciężkie, podkute żelazem buciory?

I to było wszystko, jeśli chodzi o nieścisłości fabuły. Pogratulować, bo to są tylko malutkie potknięcia, które nie przeszkadzając zbytnio i nie rażą w oczy, póki się im dokładnie nie przyjrzeć.

Przyczepiłabym się może do zarysu fabuły – przy czym mogę się mylić, bo jak na razie ukazało się niewiele rozdziałów – zdaje się ona być naprawdę mocno bazowana na grze, w każdym razie w formie. Wygląda to jak typowy quest, którzy chłopcy dostali – znajdźcie wnuczkę, dostaniecie ekwipunek. Chwilowo akcja przypomina właśnie takie zadania – choć oczywiście to może być tylko chwilowe wrażenie, który zmieni się wraz z rozwojem fabuły.

Bohaterom nic nie jestem w stanie zarzucić. Nie mam pojęcia, na ile są wierni oryginałom z gry, ale brak znajomości kanonu nie przeszkadza. Są dobrze przedstawione, realistyczne i zachują się tak, jak naprawdę mogłaby młodzież w postapokaliptycznym świecie. Bardzo dobrze pokazałaś zżycie braci, a jednocześnie uniknęłaś przesłodzenia tej realcji. Są między nimi różnice, nie są żywymi kalkami, a niektóre ich cechy charakteru aż przebijają z dialogów.

Dialogi w kreacji bohaterów odgrywały bardzo ważną rolę i powiedziałabym, że dzięki nim właśnie ma się wrażenie takiej realności. Sposób mówienia poszczególnych postaci jest mocno zróżnicowany. Choć kilka osób zarzucało Ci zbyt wiele przekleństw, uważam, że bardzo dobrze wpisują się w ten styl.

Może odrobinę przyczepiłabym się do świata przedstawionego – dla mnie, osoby nieobeznanej ze światem gry (co, jak twierdzisz, nie powinno przeszkadzać) jest trochę zbyt niedokładnie opisany. Przy czym nie mówię tu o poszczególnych miejscach – te są przedstawione dość szczegółowo i z pewnością można je sobie łatwo wyobrazić. Problem jest z ogólną kreacją świata – na Twoim miejscu postarałabym się trochę więcej wspomnieć o ogólnym zarysie jego niedawnej historii lub przynajmniej sytuacji, jaka tam panuje w najdalej dwóch rozdziałach. W tym momencie jeszcze nie jest to jakaś wielka wada, ale niedługo czytelnik powinien już coś o tym wiedzieć.

Opisy generalnie też są porządne – przy czym widać, że w ostatnich rozdziałach stają się coraz lepsze, coraz bardziej szczegółowe. Masz bogate słownictwo i bardzo dobrze widać to właśnie tam. Nie mam żadnego problemu z wyobrażeniem sobie poszczególnych miejsc (o czym wspomniałam akapit wyżej).

Twój styl jest bardzo dobrze wyważony i widać, że dostosowałaś go do opowiadania. Pasuje idealnie, nie ma się wrażenia, że „coś nie gra”. Nie robisz błędów niemal wcale, piszesz często z humorem i czyta się to wszystko bardzo przyjemnie. Akcja jest wartka, ale nie leci na łeb na szyję.

Przejdźmy do kolejnej krótkiej z powodu okoliczności części – poprawności. Sprawdzę trzy rozdziały.

Prolog

Błoga cisza, która zapadła kiedy tylko dziewczyna zamknęła usta

Przecinek po „zapadła”.

Rozdział IV

Od czterech dni nie widzieli cywilizacji i chociaż nie mieli zbyt wielu śmieci na wymianę to pozostał im jeszcze cień nadziei, że może spędzą tę noc w łóżkach.

Przecinek po „wymianę”.

Rozdział VII

– Saaaszaaa, ty kacapie jeden, ty Rusku pierdolony! Słyszysz mnie?

Nie jest błędem duża litera w słowie „Rusek”, ale ogólnie zalecane jest pisanie małą.

I to jest dosłownie wszystko, co znalazłam w tych rozdziałach, zatem niewiele brakuje Ci w dziedzinie poprawnego pisania.

Podsumowując… Nie wiem, co właściwie poprawiać. Ocena Twojego bloga zajęła mi tyle czasu właśnie z tego powodu, że próbowałam znaleźć rady, których mogłabym Ci udzielić. Och, jest ich kilka powyżej, ale dotyczą zazwyczaj likwidacji drobnych potknięć (których również jest bardzo niewiele).

Ogólna rada jest właściwie jedna, dotycząca nieco większej uwagi w przedstawieniu czytelnikom świata przedstawionego w ogólnym zarysie.

Nie pozostaje mi właściwie nic innego, jak z czystym sumieniem wystawić Ci ocenę celującą i życzyć powodzenia w dalszym pisaniu.