Na początek słowo
wyjaśnienia, dlaczego akurat oceniłam tego bloga, skoro nie był pierwszy w
kolejce. Legenda Sennarille ma pięćset
sześć stron tekstem znormalizowanym na chwilę obecną (wiem, to też moja wina,
bo koszmarnie długo się ociągałam) a Czarna
pełnia niecałe pięćdziesiąt, więc po prostu z tym blogiem zeszło mi
szybciej. Droga Nearyh, nad Twoją powieścią cały czas pracuję, bez obaw.
Pierwsze wrażenie
Adres ładny,
kojarzy mi się trochę z fantastyką, trochę z horrorem, co pozytywnie mnie
nastawia na treść. Na belce mamy cytat, cytatem są słowa anonimowego człowieka,
a czy słowa są zgodne z treścią? Po ośmiu rozdziałach tego zbyt dokładnie nie
widać, ale można snuć przypuszczenia, że jakiś związek na pewno będzie.
Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne.
5/5
Grafika
Nagłówek jest bardzo
ładny. Oddaje klimat opowiadania, zdradza, z jakim gatunkiem mamy do czynienia
i sądzę, że wiem, kim jest ta kobieta. Kolorystycznie jest również ładnie,
całość ze sobą współgra, nic nie świeci ani nie razi po oczach. Czcionka jest
czytelna i odpowiedniej wielkości, akapity masz, tekst wyjustowany i wszystko
bardzo zachęca do pozostania na blogu.
15/15
Treść
Tekst skopiowałam
jakoś na przełomie lipca i sierpnia, więc proszę o wybaczenie, jeżeli jakieś
błędy będą nieaktualne lub minimalne odstępstwa od ewentualnego zmienionego
tekstu nastąpią. O tym, by jeszcze raz skopiować rozdziały do Worda, pomyślałam
pod koniec pisania oceny, a nie chciałam z nią zwlekać kolejnych dni.
Fabuła:
„Wiedźmina” nigdy
nie czytałam, nie wiem zbyt dokładnie, o co tam chodzi, tak więc będę oceniać twór
bez żadnego odwoływania się do pana Sapkowskiego. Rozdziałów jest mało, ale coś
zawsze się z nich wygrzebie, prawda?
Najpoważniejszym
zarzutem jest zbytnie spieszenie się z akcją. Nie przedstawiając dokładnie
Revila i Shey, zabierasz ich do Aschnell, by za chwilę przydarzyła się
tragedia, zaraz wiedźmin ponownie gdzieś wyrzucasz, tak samo Shey, i tak dalej.
Masz jedynie osiem rozdziałów, a działo się już bardzo dużo. O ile ważne jest,
by w powieści wydarzało się wiele, by było jak najwięcej akcji, o tyle niekiedy
istotne jest również zatrzymanie się.
Największy przeskok można zobaczyć w rozdziale drugim w części pierwszej
i drugiej. Nie dość, że Revil i Shey od tak poszli za tymi dwoma mężczyznami
(naprawdę są tak ufni, w dodatku po tym, gdy wcześniej inny zaatakował
wiedźmina?), to ucięłaś pewnie kilka dni pobytu w Aschnell. Dlaczego? Czy
dojście do wioski, spędzenie tam pierwszego (chociaż!) dnia, dowiedzenie się, o
co w ogóle chodzi jest aż tak nieistotne, że postanowiłaś to całkowicie ominąć?
W obozie Revil spędził kilka dni, czego prawie w ogóle nie pokazałaś, tylko
przyspieszyłaś akcję do ostatniej doby jego pobytu tam i sprawa załatwiona.
Nie mówię, by opisywać każdy dzień ani by na siłę wymyślać jakieś sytuację, ale
żeby takich przeskoków czasowych nie było, żeby pokazać życie w danym miejscu,
skoro jest ono dosyć istotne dla danego bohatera i mieszka tam jakiś czas.
Rozumiesz?
Wątki się dopiero
rozwijają. Są to szkice, a ze szkicami ciężko cokolwiek zrobić. Wydaje mi się,
że byłoby lepiej (ale to tylko moje subiektywne zdanie), gdybyś nie urywała i
nie zapominała na długo o niektórych wątkach. Chodzi mi tutaj szczególnie o
sytuacje z Mirigam – wtrąciłaś ją dwa razy i nie wiadomo, co to za jedna,
dlaczego w historii się pojawia. W dodatku te dwie okoliczności są w ogóle od
siebie różne, nie wiadomo, co zaszło pomiędzy jednym wydarzeniem a drugim, a w dziewczynie
zaszła ogromna zmiana.
Zastanawia mnie
też, dlaczego tak mało miejsca przeznaczyłaś dla Revila i Shey, ich związkowi,
życiu – także tym po nieszczęsnym ataku
demona. Mówią o uczuciach, ale ciężko je potwierdzić jakimikolwiek
wydarzeniami, sytuacjami, momentami. Możliwe, że zrobiłaś to celowo, dlatego nie
uznawaj tego akapitu stricte za uwagę
odnośnie fabuły.
Bohaterowie:
Aj, nie jestem
fanką podstron o bohaterach, zwłaszcza gdy pojawiają się w nich informacje,
których nie było jeszcze w tekście. U Ciebie jest pół na pół, więc jakoś to
przełknę i jako dezaprobatę pozostawiam jedynie pierwsze zdanie.
Bohaterowie są na
tyle dobrze wykreowani, na chwilę obecną, że nie ma problemu z ich
wymienieniem, opisaniem pokrótce, co robią, gdzie mieszkają. Nie miałaś jeszcze
okazji, by dokładniej, szerzej zająć się ich charakterami, dlatego ciężko coś
do nich czuć prócz zwykłej obojętności; jedynie Revil swoim zachowaniem zyskał
trochę mojej sympatii, gdyż to z nim miałam najczęściej do czynienia. Nic za
bardzo nie zgrzyta (mam jedynie dwa pytania (uwagi?), ale o nich na końcu), nie
można się do niczego przyczepić. Ciekawi mnie główny antagonista, który się
jeszcze (chyba – czyżby Cailan IV?) w tekście nie pojawił, a także przeszłość-teraźniejszość-przyszłość
pozostałych postaci, gdyż każdy jest inny, wyróżniający się i nic o nich nie
wiadomo. To frustrujące.
Jeśli chodzi o te
pytania, które mam: pierwsze tyczy się Revila i karczmarza. Czy wiedźmin jest aż
tak łatwowierny, by uwierzyć na słowo, zaufać od tak obcemu człowiekowi? Sam
nie zna do końca swojej przeszłości i nie wydało mu się podejrzane to, czego
się dowiedział? W dodatku karczmarz nie chce mu zdradzić innych istotnych faktów. Takie
ciężkie do zaakceptowania. Drugie pytanie dotyczy Shey: czy po tym jak straciła
nogę i było jej przykro, słysząc i widząc, jak mieszkańcy miasta z niej szydzą,
nie mogła po prostu założyć dłuższej sukienki, takiej do samej ziemi? Wtedy na
pewno nie byłoby widać, że jest pozbawiona części ciała.
Świat przedstawiony:
Świat jest
wykreowany naprawdę dobrze pod względem historii, religii czy ogólnej otoczki
związanej chociażby z artefaktami. Tutaj wszystko się ładnie ze sobą łączy, ale
co do reszty to mam kilka zastrzeżeń.
Po pierwsze, obozowisko.
Revil spędził tam kilka dni, zajmował się kilkoma rzeczami, ale Ty ominęłaś to
miejsce, tę społeczność prawie całkowicie. Jakby nie patrzeć, jest to jedna z
ważniejszych lokalizacji (przynajmniej na razie), więc dlaczego nie pokazałaś,
jakie jest to obozowisko, czym się ludzie tam zajmują na co dzień, jak wygląda
ich życie? To, że masz na podstronie opisane w kilku zdaniach to obozowisko,
nie jest istotne; wszystkie informacje mają pojawić się w tekście. Ty pobieżnie
z daleka opisałaś to miejsce, dodałaś do tego karczmę i już, to wszystko. W
rozdziale szóstym napisałaś: „Ciepłe promyczki przyjemnie łaskotały twarze
kobiet, które już o brzasku wychodziły przed chatki, dopełniając swe obowiązki.”
Jakie to były obowiązki? Czym zajmowały się kobiety? A mężczyźni? Tylko polowali
i walczyli? Może mieszkały tam dzieci? Jeśli tak, to czy miały również jakieś
zajęcia? Jakie odgłosy były najczęściej słyszane? Jakie zapachy unosiły się w
powietrzu? Co dokładnie robił tam Revil? Tak dużo do opisania, do wykreowania
obozowiska.
Po drugie,
granice między konkretnymi lokalizacjami. Można powiedzieć, że Twoi bohaterowie
teleportują się wręcz w dane miejsce (jedynym wyjątkiem może być podróż Shey do
Feranday). Co mam dokładnie na myśli? To, że jeśli dana postać dokądś się
udaje, to po prostu się tam pojawia, nie odbywając w ogóle podróży. Tak było
chociażby wtedy, gdy Revil i Shey poszli za mężczyznami z Zakonu Przymierza,
gdy wiedźmin został wysłany do obozowiska, gdy znowu wrócił. Przez to ciężko
stwierdzić, nawet tak pi razy oko, jaka odległość dzieli te miejsca, jak długo
trwa podróż, gdzie są granice. To dosyć istotna sprawa, wiadomo wtedy między
innymi, jak długo toczy się akcja powieści.
Po trzecie,
Aschnell. Revil i Shey spędzili tam trochę czasu, dzięki temu wprowadziłaś
istotnych bohaterów, ale – znowu – miejsce pominęłaś prawie całkowicie. Przy
kreowaniu świata oprócz opisywania pomieszczeń (a one są naprawdę dokładne),
ważne jest pokazanie świata na zewnątrz. Dobrze zaczęłaś, gdy Revil odwiedził
Starszego Wioski i Constantina, ale to zdecydowanie za mało, to dopiero wstęp.
Teraz wiedźmin wrócił do Aschnell, więc jest okazja, by trochę braki nadrobić.
Po czwarte,
Wojna. Zdaję sobie sprawę, że jest zbyt wcześnie, by czegoś więcej się o tym
dowiedzieć, ale jedna dłuższa wypowiedź Angro to trochę mało. Nie mówię, by
zaraz to całe plugastwo przyzwać, a to, żebyś dostarczyła kilku informacji o
tym, co się dzieje, np. rozmową w Aschnell czy obozowisku lub w zamku króla.
Gdziekolwiek, cokolwiek, ale żeby nakreślać sytuację. Nie chciałabym, by nagle
okazało się, że wszyscy nagle znajdują się w środku wojny, a czytelnik
kompletnie nic o niej nie wie. Rozumiesz, o co mi chodzi? W sumie to nie jest stricte uwaga odnośnie kreacji świata,
ale hm… wskazanie, na czym warto się skupić, o.
Osiem rozdziałów
to zdecydowanie za mało, by móc powiedzieć coś więcej o świecie. Uwag innych
mieć nie mogę, bo bardzo możliwe, że niektóre sprawy dopiero rozwiniesz. Jeśli
mogę coś podpowiedzieć: skoro Feranday jest ważnym miejsce, skup się nie tylko
na opisie miasta, ale także na społeczeństwie, obyczajach. Tak samo z krainą
elfów (o ile Revil tam dotrze w ogóle) – nie spiesz się z akcją, idź
umiarkowanym tempem, pokazując dokładnie świat, który otacza bohaterów, twórz
klimat, niech postacie odczuwają wszystkimi zmysłami to, co dzieje się wokół
nich.
Opisy:
Zauważyłam, że
bohaterowie pierwszoplanowi, ci pojawiający się od pierwszych rozdziałów, np.
Revil, Shey czy Constantino, są opisani bardzo pobieżnie. Większą uwagę
skupiasz na postaciach epizodycznych i na tych, których wprowadzasz w ostatnich
rozdziałach. W kilku zdaniach potrafiłaś świetnie pokazać staruszkę, a przez
osiem rozdziałów o Revilu dowiedzieliśmy się jedynie, że ma blizny i białe
włosy? Nie tak to powinno wyglądać, aczkolwiek postaci drugoplanowych czy nawet
epizodycznych pomijać nie można. I nie mówię tutaj o tym, by przy pierwszym
poznaniu pisać całe charakterystyki danego bohatera, ale stopniowo go
prezentować.
Każde miejsce, w
którym dzieje się akcja, jest przez Ciebie opisane; jedne z większą
dokładnością, pozostałe z mniejszą. Na pomieszczeniach skupiasz dużą uwagę, co jest naprawdę dobre, ale przez to nie starcza Ci jej na świat zewnętrzny (wspominałam o tym przy okazji kreowania świata przedstawionego). Jeżeli chodzi o miejsca duże powierzchniowo (wioska, obozowisko), to nie jest szczególnie dobrze. Widzę jednak poprawę przy okazji opisywania Feranday, idź w tym kierunku. Mimo wszystko starasz się wprowadzać klimat. To zasługuje na pochwałę, mimo że jest go zdecydowanie za mało w niektórych miejscach.
Szczególnie
widoczne emocje bohaterów pojawiły się jedynie w dwóch momentach: gdy Revil
zabijał demona i gdy Shey była obnażana przez Beliara. W pozostałych sytuacjach
albo bohaterowie nic nie czuli, albo było pokazane krótko, ogólnikowo, dlatego
więc nie zwróciło się na to większej uwagi.
Ogólnie opisy są
dokładne, bogate w szczegóły. Na przyszłość proponowałabym bardziej skupić się,
w niektórych sytuacjach, na klimacie danego miejsca, by było go trochę więcej
niż teraz, na wyrazistszym ukazywaniu emocji i opisie większych obszarów.
Dialogi:
Tutaj większych
uwag nie mam. Dialogi są naturalne, ale rzadko które ukazują emocje bohaterów,
gdy jest to najbardziej potrzebne. Popychają akcję do przodu, mówią nam co
nieco o bohaterach i w dodatku je stylizujesz, co dobrze Ci wychodzi. Nieco
zgrzyta mi dialog z rozdziału piątego między Revilem a Brucem. Czy oni
siedzieli sztywno na krzesłach, patrząc na siebie, mówiąc cały czas takim samym
tonem, nie wykonując żadnego ruchu, gestu, czegokolwiek? Chyba nie, prawda?
Unikając przez prawie całą stronę chociażby komentarzy narratorskich,
przedstawiłaś rozmowę niezbyt ciekawie. Niewerbalność jest również ważną
częścią dialogów, mimika twarzy, postawa, gesty są ważne, urozmaicają
konwersację, ukazują stosunki między ludźmi, emocje, zachowanie. Mimo wszystko
żaden dialog, żadna wypowiedź nie zapadła mi w pamięć, nie zwaliła z krzesła.
Jest dobrze i… tylko tyle. A może aż tyle?
Styl:
Styl jakiś masz,
to na pewno, co więcej: jest on dosyć dobry. Możliwe, że nie rozpoznałabym go,
gdybyś pisała opowiadanie z fabułą osadzoną w czasach współczesnych, jednakże w
realiach Czarnej pełni spisujesz się
nie najgorzej. Nim zacznę omawiać poszczególne zarzuty (tak, one są), pochwalę
Cię za ciągłe trzymanie się słownictwa adekwatnego do realiów. Zdaję sobie
sprawę, że to normalne, ale wiele razy spotykałam się ze zmianą języka, jednak
miałam nadzieję, że Ty będziesz go konsekwentnie stosować, co jak na razie się
sprawdza.
Zarzutów mam
kilka i będę popierać się cytatami, coby nie wyszło na to, że zmyślam.
Po pierwsze,
określasz postacie za pomocą koloru oczu lub włosów, co jest straszną manierą i
– cytując
Leleth z Pomackamy – „sztuczne,
pretensjonalne czy wręcz śmieszne i świadczy o nieporadności autora ”,
np.: „białowłosy momentalnie poprzestał swej pracy”, „odwracając się zniżony
szybkim ruchem w stronę czerwonowłosego”, „wpatrywała się w okaleczoną błękitnooką”.
Przecież możesz stosować zamiast tych określeń imiona bohaterów, rolę, jaką
pełnią (np. wiedźmin) albo używając wyglądu, jednak w szerszym zakresie (np.
powiedziała kobieta o długich, czarnych włosach, uśmiechając się lekko) czy
nawet zaimków (z tym jednak ostrożnie; dalej dowiesz się dlaczego). Wszystko
zależy od sytuacji Żadnych kolorowookich i różnowłosych. Zdecydowanie odradzam.
Po drugie, nadużywasz
czasownika ‘być’ i to nagminnie, np.:
„Constantino nie był skory do rozmów na jakikolwiek
temat, milczał, kiedy o coś pytała, czasami nawet się z nią nie witał.
Najgorsze z tego wszystkiego było
jednak to, że nie mogła się ruszyć i iść do wioski, by dowiedzieć się czegoś
więcej. Była przykuta do łóżka i
otrzymała kategoryczny zakaz próbowania ucieczki, nie była bowiem jeszcze pełna sił.”
albo ten
przykład:
„Musiał to
uczynić dla niej. Był gotów nawet
poświęcić swe życie, byle tylko ona była
bezpieczna, byle tylko zniszczył choć większość tego ścierstwa. Był gotów, czego nie można było powiedzieć o młodzieńcu, który go
wyzwał do walki. Ten nieokrzesany rycerzyk nie wiedział, czym była wojna, czym była zła magia, która spłodziła wszelakie plugastwo zagrażające
ludzkości. Nie wiedział tego. On był święcie
przekonany, że to wszystko to jedna, wielka bujda i chciał udowodnić wszystkim,
iż tylko on ma rację. Jakim głupcem był, pomyślał
wiedźmin.”
Widzisz? To
jednak nie wszystko, w tekście takich fragmentów jest dużo więcej. Mimo
wszystko nie jest trudno takich nadużyć się pozbyć, o ile przysiądziesz nad
tekstem, pomyślisz i pobawisz się słowem. Pomocne byłoby zatrudnienie bety,
łatwiej by się wtedy pracowało nad tekstem.
Po trzecie, nadużywasz
zaimków zwrotnych. Ciągle jest się, się, się, siebie, się, się, się, się, się…
Zdaję sobie sprawę, że nieraz po prostu nie da się ich uniknąć i to jest
całkowicie zrozumiałe, jednakże bez przesady. Czasami wystarczy przeredagować
zdanie lub dwa, by natężenie tych zaimków w jednym akapicie zmalało.
Po czwarte,
nadużywasz zaimków dzierżawczych. Dlatego wspominałam wcześniej, by na nie
uważać. Wiem, że w niektórych momentach są to celowe powtórzenia, ale zazwyczaj
to po prostu zbyteczny nadmiar.
„Hebanowe włosy
rozlały się po bielutkiej poduszce, okienko za jej głową rzucało nieco światła na jej bladą twarzyczkę, oczy miała przymknięte, oddychała lekko.
Usiadł obok jej posłania, nie mogąc
uwierzyć w słowa mężczyzny.”
A gdyby tak
napisać, że okienko rzucało nieco światła na twarzyczkę Shey, a Revil usiadł po
prostu obok posłania? Chyba że ich było więcej w tej izbie, ale nie wspomniałaś
o tym ani słowa.
„Revil otrząsnął
się nieco, zauważając, że milczą już przez dłuższą chwilę, a powodu jej przyjścia nadal nie znał. W
zasadzie był jej wdzięczny, że sama
się u niego wstawiła, ponieważ nie miał ochoty jej szukać i wypytywać, gdzie przesiaduje jej ojciec.”
A może Revil
zauważył, że nie zna powodu przyjścia Verin i był wdzięczny dziewczynie,
ponieważ nie miał ochoty jej szukać i wypytywać o miejsce przesiadywania ojca?
Zabawa słowem jest przyjemna, o ile wiesz, do czego dążysz i jak bardzo chcesz
dany cel uzyskać. Zmuszając się do tego, ciężko uzyskać dobry, szybki efekt.
Po piąte, piszesz
długie zdania, których konstrukcja pozwala na stworzenie dwóch krótszych. Nie
pojawia się to nagminnie, ale w kilku miejscach się znajdzie.
„Spojrzała nań
załzawionymi oczami, z bólem malującym się w ukochanych, błękitnych tęczówkach,
poczuła, że go traci, że dobrowolnie udaje się na męki, by skończyć swój żywot,
by nie dręczyć się już, nie żyć wieczną ucieczką.”
Po ‘tęczówkach’
mamy pauzę, by złapać oddech, a ‘poczuła’ rozpoczyna nowe zdanie. Przeczytanie
tego jednym rytmem nie daje równie dobrego efektu.
„Nikt nie
wiedział jak, nikt nie wiedział, skąd złe siły wypełzły do krainy, rebelianci,
podobnie jak ludzie króla, szykowali się na Wielką Wojnę z mrocznymi, wojnę,
która ponownie miała zaważyć o losach świata.”
Tutaj ‘krainy’
kończą jedno zdanie, bierzemy oddech, a ‘rebelianci’ zaczynają drugie. I rytm
czytania lepszy, i przyswojenie informacji dokładniejsze, czyż nie?
Na koniec wspomnę
o drobnostkach. Zdarzyło się, że narrator trzecioosobowy wyraził swoje
subiektywne zdanie („Całe szczęście, że umiała się bronić!” – r. 1), czasami
dopowiadałaś rzeczy oczywiste („wiedźmin był zaskoczony zwinnością chłopa, ale
tłumaczył sobie, że zapewne nie kontaktuje aż tak dobrze przez obolałe kończyny
i krew z nosa, która płynęła ciurkiem, skapując na jego białą koszulę.”
– r. 6), innym razem konstrukcja zdania trochę zgrzyta („coś dziwnego biło od
niej.” – r. 5) albo brzmienie niektórych wyrazów nie pasuje do słownictwa,
jakim się posługujesz w całym tekście (chociażby „pałętające ludziska” z
rozdziału 1).
Pierwsze cztery
punkty nie sprawiają, że tekst czyta się szybko i płynnie. Powodują za to pewną
irytację, co natomiast nie zachęca zbytnio do czytania.
32/60
Poprawność
Tutaj jest
naprawdę dobrze. Cieszę się, gdy mogę skupić się na tekście, a nie poprawiać
cały czas błędy. Poniżej wypisałam kilkanaście
trufelek, które udało mi się znaleźć. Z tych mniejszych, które sobie darowałam,
to kilka błędów interpunkcyjnych.
„Gościniec ten
dążył w kierunku skalistych połaci, zamykając się ciasno w jednym zapchlonym
miejscu, gdzie odłamy dwóch gór stykały się wierzchołkami wzajemnie o siebie,
tworząc jednako ułożony łuk.” (r. 1 cz. 1) – skoro dwie góry stykały się
wierzchołkami, to wiadomo, że o siebie, nie trzeba tego dodawać,
„Zobaczył oczami
wyobraźni, jak jej kruche ciało łamie się w pół, wstrząsane nieprzyjemnymi,
niekontrolowanymi dreszczami bólu i cierpienia, a serce zastyga otulone
rozpaczą i nędzą, kiedy tylko dowie się o jego śmierci od pośrednika.” (r. 1
cz. 3) – wpół,
„Powoli zbliżyła
się do niego, zarzucając swe ręce na jego szyi.” (r. 2 cz. 1) – szyję,
„Świsty
niemiłosiernie drażniły uszy, a wzlatujące liście sypały się tonami w tę i we
wte.” (r. 2 cz. 2) – albo ‘wte i wewte’, albo ‘w tę i we w tę’,
„Potwór wierzgał
się na wszystkie możliwe strony, trącąc obślizgłym ogonem płot, zrywając
zawieszone pranie, łamiąc gałęzie wystającej jarzębiny.” (r. 2 cz. 2) –
strącając, ewentualnie trącając,
„Wbił się z
rozkoszą w źrenice potwora.” (r. 2 cz. 2) – nie napisałaś nic o budowie oka
tego potwora, ale jeśli byłoby takie samo jak
ludzkie, to czy
wiedźminowi tak po prostu udałoby się trafić w samą źrenicę? Chyba że to był
bardzo, bardzo duży potwór, wtedy nie miałby z tym problemu,
„– Kocham Cię,
Mirigam.” (r. 3 cz. 3) – cię,
„[…] idioci se
pomyślą, że pewnie ich jakiś demon z niekształconą głową atakuje.” (r. 4 cz. 1)
– zniekształconą,
„Dał nadzieje.”
(r. 8 cz. 1) – nadzieję,
„Revil podrapał się z zamysłem po widocznym
już zarośle, próbując nie zwracać większej uwagi na dziwaczne odgłosy
człowieka, z którym dzielił izbę.” (r. 6 cz. 1) – zaroście,
„Harold rzucił mu
niewielką sakiewką, która zabrzęczała kilkunastoma złotymi monetami […]”(r. 8
cz. 2) – sakiewkę,
„Belder, ten
kolejny niepoważny kredyt, służący króla w dodatku, rzekł mu wiele przydatnych
informacji.” (r. 8 cz. 2) – kretyn.
Do logiki w
tekście również nie mam zastrzeżeń, jedynie dwie poniższe sprawy zwróciły moją
uwagę.
„– Oczywiście,
przyjacielu. Bywaj! – odparł znużony Revil, na co zdenerwowanemu puściły
jeszcze bardziej nerwy. Rzucił się na niego, chwytając z dzikim okrzykiem za
szyję. Wiedźmin zaśmiał się pod nosem. Tylko na to czekał. Już on pokaże
temu szczeniakowi te jego nieistniejące ścierstwa. […] Revil chodził naokoło,
kręcili się obaj, patrząc nienawistnie w swoje oczy.” (r. 4 cz. 1) – złapał go za szyję, po czym puścił? Z
tekstu nic takiego z tekstu nie wynika, nawet to, że się do niego zbliżył,
„Pióro skrzypiało
pod szorstkim pergaminem przypominającym kolorem zgniły owoc jabłoni, na którym
koślawym pismem wyryto kilka słów.” (r. 6 cz. 1) – a czy to pergamin nie
powinien skrzypieć pod piórem albo pióro na pergaminie?
16/20
Ramki
Zakładki są
uporządkowane, wszystko dokładnie opisałaś. Tekst jest poprawny, wdarło się
tylko kilka literówek:
„[…] gdzie
okupujący ją orkowie mieliby pełnie władzy i cieszyli się dozgonnymi
przywilejami.” (Religia) – pełnię
„Rad byli z tegoż
zdarzenia wszytki ludzie […]” (Religia) – wszystkie
„Wiedział, że i
na niego przyjdzie kolei […]” (Constantino) – kolej
5/5
Statystyki
Statystyka ładna,
nie ma SPAM-u pod rozdziałami, a z większością czytelników rozmawiasz.
5/5
Inne
Nic mnie jakoś
szczególnie nie urzekło.
0/5
Podsumowanie
Zdobyłaś 78 punktów na 115 możliwych, co daje
ocenę dobrą.
Leno_S, wybacz za
taką zwłokę, ocena powinna ukazać się już w wakacje, ale jakoś tak wyszło, że
mam czteromiesięczne opóźnienie…
Opowiadanie jest dobre,
ma ogromny potencjał, więc nie rezygnuj z niego. Czasami dobrze jest dostać,
nawet lekkiego, kopa w tyłek i pisać dalej, pracować jeszcze ciężej. Proponuję
skupić się przede wszystkim na kreacji świata przedstawionego, na zwolnieniu z
akcją i na doszlifowaniu stylu.
Trzymam bardzo
mocno za Ciebie kciuki i życzę powodzenia w dalszym pisaniu!
***
Wróciłam i mam
zamiar w ciągu następnych kilkunastu dni ocenić pozostałe pięć blogów. Czy
zdążę do Sylwestra? Mam taką nadzieję, więc trzymajcie mocno kciuki. :)
Całość Legendy Sennarille mam przeczytaną i za
kilka dni powinna ocena się pojawić, chociaż nie wiem, czy się wyrobię
do piątku, a chciałabym przed świętami uporać się jeszcze z Sukcesją (którą już zaczęłam czytać i
którą skończę za dwa-trzy dni) i mieć wszystkie długie powieści z głowy.
Przepraszam też
wszystkich za tak długą nieobecność, ale wiecie: życie, studia, nauka, studia,
studia, życie. Chyba przez tę przerwę straciłam formę w ocenianiu. Czegoś mi
brakuje w tej ocenie, ale mam też nadzieję, że nie jest jakąś totalną porażką.
Jeżeli widzicie
jakieś błędy, krzyczcie, ja już nie mogę nic znaleźć – za długo nad tekstem
siedziałam.
Widzimy się
niedługo, trzymajcie się ciepło!