piątek, 6 grudnia 2013

|0057| zapach-luizytu.blogspot.com

Ocena bloga: zapach luizytu
Autor bloga: Nefariel
Oceniająca: Malcadicta

Na początek przepraszam wszystkich za ostatnią nieobecność – odkrywam właśnie uroki zupełnego braku czasu wolnego i jakiejkolwiek chęci. Na szczęście chęci zaczynają do mnie nieśmiało zaglądać, a czas wolny… Cóż, święta się zbliżają.

Ale macie ocenkę, co prawda niespodziewanie krótką, od świętego Mikołaja.

”Zapach luizytu”... Zupełnie przypadkowo akurat wiedziałam, że luizyt to dawniej używany środek bojowy, żrący, jeśli się nie mylę (jak mylę, to przepraszam), więc adres, w połączeniu z informacją, że akcja toczy się w postapokaliptycznym świecie, jest bardzo interesujący. Przyjemnie brzmi, łatwo go zapamiętać i wprowadza w nastrój bloga.

Belka też wypada świetnie – „Lewisite smells like geranium” (Luizyt pachnie jak pelargonie). Zarówno pasuje, jak i świetnie buduje atmosferę takiego… dreszczyku.

Szata graficzna też wypada na plus – nagłówek przedstawia jakieś ruiny, wszystko utrzymane jest w odcieniach brudnej szarości, zieleni i brązu, co też nadaje całości wygląd dość ponury i zupełnie odpowiedni do Twojego opowiadania. Już mi się podoba, a i nie odwraca uwagi w czasie czytania.

Szablon jest przy tym bardzo przejrzysty, czcionka prosta i czytelna, nie masz zbędnych dodatków, które zniszczyłyby całość. Jedyna rzecz, której bym się czepiała, to może odrobinę zbyt jasny kolor tytułów kart – czytelnik może mieć lekki problem z ich odczytaniem, dopóki nie najedzie na nie myszką. Wracając na chwilę czytelności tekstu – brakuje mi u Ciebie akapitów (w niektórych postach - w części je masz, ale, na przykład w ostatnim, już nie) i justowania, tekst byłby o wiele bardziej przejrzysty.

Podstron jest sześć. „Strony Głównej” nie ma sensu opisywać, a w „Spisie Treści” wszystko działa. W samej zakładce mam tylko wrażenie, że zapomniałaś o spacji między tytułem księgi, a rozdziałami. Nie wiem, czy tak jest, ale takie wrażenie odnoszę.

„Dramatis Personae” na szczęście nie jest specjalnie rozbudowane i zawiera tylko podstawowe informacje, rażą jednak dwie rzeczy – to, że roku urodzenia i chorób nie znajdę nigdzie w tekście i te „chore nery”. Wiem, że taki styl opowiadania, ale jednak akurat tutaj lepiej wyglądałyby zwyczajne „nerki”. Zwłaszcza, że kilka linijek niżej masz medyczną nazwę „hemofilia”. Tak, czy inaczej, nie rozumiem do końca sensu tej zakładki. Ani z założenia – bo postaci powinno się poznawać z opowiadania, nie ze spisu – ani tego przypadku – są tam tylko dwie osoby. Może kiedyś zagubionemu czytelnikowi przyda się podobny spis, ale nie sądzę, by zgubił się w obecnej ilości postaci. I kim, u licha, jest Aleksander?

„O blogu” – zrobiło ci się niewielkie wcięcie przy zdaniu „Przedstawiona tu historia”. Albo ono jest przypadkowe, albo resztę akapitów Ci zjadło. Błędów nie znalazłam.

„O mnie” – Znów znalazłam takie małe, losowe wcięcie – przed „albo na gadu-gadu”. Błędów także brak.

„Linki” – linki wszystkie działają, a i opisy fajnie napisane. Masz za nie u mnie taki mały plusik. Jeden tylko błąd znalazłam:

Dowódzcy z linii frontu

Dowódcy.

Techniczne aspekty już za nami i możemy przejść do sedna sprawy – czyli do tekstu.

Prolog

Prologowi nic do zarzucenia nie mam – przedstawia postacie, wciąga i intryguje. Chociaż… może jedna rzecz by się znalazła. Jakoś nie potrafię dostrzec logiki w tym:

Jeśli nie chcesz, żebym spał, sama idź spać. Wtedy będę mógł ci coś opowiedzieć, chociaż jeśli mam być szczery, wolałbym tego uniknąć.

Zdaję sobie sprawę z tego, że bohater może mówić chaotycznie… Ale nie widzę logiki, która mogłaby się gdzieś tam kryć. Jak ona będzie spać, to on nie? Pilnują obozowiska? Bo nic na to nie wskazuje... Czeka, aż dziewczyna zamilknie?

Rozdział I

Przenosimy się kilka dobrych lat w przeszłość.

podróżowanie po dusznych bagnach w czymś chociaż trochę lżejszym niż dżinsy i flanela zawsze było proszeniem się o nieszczęście. Skurczybyki bez trudu przegryzały się przez każdą cieńszą bawełnę.

Jeśli przegryzały się przez cieńszą bawełnę, to flanela i dżinsy są niepotrzebne – wystarczy grubsza bawełna. Sugerowałabym „cieńszą tkaninę” lub „cieńszy materiał”.

Trącił ciężkim buciorem leżący w błocie trampek, kiedyś chyba czerwony, teraz przesiąknięty szarawym brązem.

Raczej błotem w tym kolorze mógł być przesiąknięty. Bo inaczej mamy „trampek przesiąknięty szarawym brązem”.

Rozdział II

Był od niego sporo silniejszy, wyższy też, chociaż pewnie nie miało to potrwać już zbyt długo.

To „nie miało to potrwać zbyt długo” sprawia, że mam wrażenie, że on się zacznie kurczyć i wiotczeć.

Nic więcej do zarzucenia nie mam. Obaj bohaterowie zachowują się realistycznie i sądzę że to właśnie ten dobrze odwzorowany, potoczny styl wypowiedzi tak urzeka, a i chatka jest świetnie przedstawiona.


Rozdział III

Miała dziwny akcent, podobny trochę do wschodnioeuropejskiego akcentu Saszy

Wkradło się powtórzenie. I więcej znów do zarzucenia nie mam. Za to plus dla Ciebie za to, że wzięłaś pod uwagę trudność trudność wymową imienia „Marysia”.

Rozdział IV

Przedzierali się przez coraz gęstszy las, nie mniej pogryzieni i niewiele mniej zmęczeni niż wcześniej, ale przynajmniej najedzeni.

Bardziej by pasowało, że niewiele mniej komarów ich atakowało, bo bycie pogryzionym to stan raczej permanentny, nie tak łatwy do zmienienia jak zmęczenie czy głód.

W rozdziale piątym ani szóstym nic do poprawienia nie znalazłam, choć przysięgam, że czytałam bardzo uważnie.

Rozdział VII

Jeśli trampki w lesie były Marceliny, to skąd ona ma teraz na nogach ciężkie, podkute żelazem buciory?

I to było wszystko, jeśli chodzi o nieścisłości fabuły. Pogratulować, bo to są tylko malutkie potknięcia, które nie przeszkadzając zbytnio i nie rażą w oczy, póki się im dokładnie nie przyjrzeć.

Przyczepiłabym się może do zarysu fabuły – przy czym mogę się mylić, bo jak na razie ukazało się niewiele rozdziałów – zdaje się ona być naprawdę mocno bazowana na grze, w każdym razie w formie. Wygląda to jak typowy quest, którzy chłopcy dostali – znajdźcie wnuczkę, dostaniecie ekwipunek. Chwilowo akcja przypomina właśnie takie zadania – choć oczywiście to może być tylko chwilowe wrażenie, który zmieni się wraz z rozwojem fabuły.

Bohaterom nic nie jestem w stanie zarzucić. Nie mam pojęcia, na ile są wierni oryginałom z gry, ale brak znajomości kanonu nie przeszkadza. Są dobrze przedstawione, realistyczne i zachują się tak, jak naprawdę mogłaby młodzież w postapokaliptycznym świecie. Bardzo dobrze pokazałaś zżycie braci, a jednocześnie uniknęłaś przesłodzenia tej realcji. Są między nimi różnice, nie są żywymi kalkami, a niektóre ich cechy charakteru aż przebijają z dialogów.

Dialogi w kreacji bohaterów odgrywały bardzo ważną rolę i powiedziałabym, że dzięki nim właśnie ma się wrażenie takiej realności. Sposób mówienia poszczególnych postaci jest mocno zróżnicowany. Choć kilka osób zarzucało Ci zbyt wiele przekleństw, uważam, że bardzo dobrze wpisują się w ten styl.

Może odrobinę przyczepiłabym się do świata przedstawionego – dla mnie, osoby nieobeznanej ze światem gry (co, jak twierdzisz, nie powinno przeszkadzać) jest trochę zbyt niedokładnie opisany. Przy czym nie mówię tu o poszczególnych miejscach – te są przedstawione dość szczegółowo i z pewnością można je sobie łatwo wyobrazić. Problem jest z ogólną kreacją świata – na Twoim miejscu postarałabym się trochę więcej wspomnieć o ogólnym zarysie jego niedawnej historii lub przynajmniej sytuacji, jaka tam panuje w najdalej dwóch rozdziałach. W tym momencie jeszcze nie jest to jakaś wielka wada, ale niedługo czytelnik powinien już coś o tym wiedzieć.

Opisy generalnie też są porządne – przy czym widać, że w ostatnich rozdziałach stają się coraz lepsze, coraz bardziej szczegółowe. Masz bogate słownictwo i bardzo dobrze widać to właśnie tam. Nie mam żadnego problemu z wyobrażeniem sobie poszczególnych miejsc (o czym wspomniałam akapit wyżej).

Twój styl jest bardzo dobrze wyważony i widać, że dostosowałaś go do opowiadania. Pasuje idealnie, nie ma się wrażenia, że „coś nie gra”. Nie robisz błędów niemal wcale, piszesz często z humorem i czyta się to wszystko bardzo przyjemnie. Akcja jest wartka, ale nie leci na łeb na szyję.

Przejdźmy do kolejnej krótkiej z powodu okoliczności części – poprawności. Sprawdzę trzy rozdziały.

Prolog

Błoga cisza, która zapadła kiedy tylko dziewczyna zamknęła usta

Przecinek po „zapadła”.

Rozdział IV

Od czterech dni nie widzieli cywilizacji i chociaż nie mieli zbyt wielu śmieci na wymianę to pozostał im jeszcze cień nadziei, że może spędzą tę noc w łóżkach.

Przecinek po „wymianę”.

Rozdział VII

– Saaaszaaa, ty kacapie jeden, ty Rusku pierdolony! Słyszysz mnie?

Nie jest błędem duża litera w słowie „Rusek”, ale ogólnie zalecane jest pisanie małą.

I to jest dosłownie wszystko, co znalazłam w tych rozdziałach, zatem niewiele brakuje Ci w dziedzinie poprawnego pisania.

Podsumowując… Nie wiem, co właściwie poprawiać. Ocena Twojego bloga zajęła mi tyle czasu właśnie z tego powodu, że próbowałam znaleźć rady, których mogłabym Ci udzielić. Och, jest ich kilka powyżej, ale dotyczą zazwyczaj likwidacji drobnych potknięć (których również jest bardzo niewiele).

Ogólna rada jest właściwie jedna, dotycząca nieco większej uwagi w przedstawieniu czytelnikom świata przedstawionego w ogólnym zarysie.

Nie pozostaje mi właściwie nic innego, jak z czystym sumieniem wystawić Ci ocenę celującą i życzyć powodzenia w dalszym pisaniu.

2 komentarze:

  1. Cześć! Dzięki za ocenę, cieszę się że otrzymałam tak wysoką. Wprawdzie jest dość krótka, ale na to narzekać nie będę, jako że... opowiadanie też jest krótkie. Za to mam kilka uwag co do treści:

    ""Dramatis Personae” na szczęście nie jest specjalnie rozbudowane i zawiera tylko podstawowe informacje, rażą jednak dwie rzeczy – to, że roku urodzenia i chorób nie znajdę nigdzie w tekście i te „chore nery”. Wiem, że taki styl opowiadania, ale jednak akurat tutaj lepiej wyglądałyby zwyczajne „nerki”."
    Po pierwsze - daty urodzenia wpisywałam specjalnie, bo opowiadanie dzieje się na przestrzeni lat. Uważam że nieco bez sensu byłoby powtarzać "miał 14, 15, 19, 30 lat", a czytelnikom raczej nie chciałoby się liczyć na podstawie raz rzuconego wieku postaci. Choroby pojawią się później, spokojnie. :) A "nery", a nie "nerki" z jednej prostej przyczyny - nazwy chorób są zaczerpnięte z podręcznika do Neuroshimy, tam było "chore nery".
    Sama zakładka jest czymś na kształt eksperymentu, nazwijmy to gry z konwencją - zamiast pierdół w rodzaju ulubionych słodyczy/fajek/broni/czegokolwiek i zdjęć celebrytów tak podobnych, że aż wcale postanowiłam zamieścić część danych z mechaniki gry. U dorosłych bohaterów pojawi się także profesja.

    "Może kiedyś zagubionemu czytelnikowi przyda się podobny spis, ale nie sądzę, by zgubił się w obecnej ilości postaci. I kim, u licha, jest Aleksander?"
    Teraz bohaterów jest faktycznie tylko troje, ale później pojawi się ich ponad dwadzieścioro (i mowa tylko o istotnych postaciach pierwszo- i drugoplanowych). A "Sasza" to rosyjskie zdrobnienie od "Aleksander".

    "Jeśli przegryzały się przez cieńszą bawełnę, to flanela i dżinsy są niepotrzebne – wystarczy grubsza bawełna. Sugerowałabym „cieńszą tkaninę” lub „cieńszy materiał”."
    No tak, tylko że... zarówno flanela, jak i dżins są z bawełny. ;)

    " Jeden tylko błąd znalazłam:
    Dowódzcy z linii frontu
    Dowódcy."
    To będzie dojaśnienie, nie czepialstwo: specjalnie tak napisałam. Zgłosiłam się do nich dla śmiechu, oni na swojej stronie popełnili właśnie taki błąd.

    "Przyczepiłabym się może do zarysu fabuły – przy czym mogę się mylić, bo jak na razie ukazało się niewiele rozdziałów – zdaje się ona być naprawdę mocno bazowana na grze, w każdym razie w formie. Wygląda to jak typowy quest, którzy chłopcy dostali – znajdźcie wnuczkę, dostaniecie ekwipunek. Chwilowo akcja przypomina właśnie takie zadania – choć oczywiście to może być tylko chwilowe wrażenie, który zmieni się wraz z rozwojem fabuły. "
    Neuroshima nie jest grą komputerową, więc "questy" są wymyślane przez mistrza gry i zazwyczaj mogą byś dosyć dowolnie rozwijane przez graczy. Ale już wcześniej zwrócono mi uwagę, że fabuła jest zbyt "growa", a Ty mnie w tym przekonaniu utwierdziłaś - podobnie jak w innych drobnych błędach dotyczących fabuły i stylu. Dzięki!

    Niestety - w dziale "poprawność" nie tylko poprawiłaś poprawny zapis na błędny, ale też sama popełniłaś dość poważny błąd:
    "forda taunusa
    Nazwa samochodu jest z dużych liter."
    Po pierwsze - dużymi, a najlepiej wielkimi. Po drugie - gdybym pisała np. o firmie Ford czy fabryce Forda, faktycznie byłoby wielką. Jednak w przypadku konkretnych samochodów zapisuje się to małymi literami.
    Aha, i jeszcze rada - betę warto robić w większej ilości rozdziałów, zwłaszcza jeśli opowiadanie jest krótkie. A IMHO nawet w dłuższych warto przyjrzeć się wszystkiemu, chociażby pobieżnie. :)

    Pozdrawiam i życzę rozwoju w ocenianiu,
    Nefariel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O "nerach" nie miałam pojęcia, ale jeśli tak, to oczywiście nie jest to błąd.

      Przyznaję się do tej bawełny - nie mam pojęcia, co mnie wtedy zaćmiło. Naprawdę, nie wiem. Ani o czym myślałam, jak poprawiałam... ;)

      Solennie przysięgam, że pobieżnie to się wszystkiemu przyjrzałam, ale też nie znalazłam wielu błędów. Dokładnie oceniam zazwyczaj trzy, cztery - żeby zobrazować błędy, nie betować. Bety można sobie poszukać, jak się zobaczy przerażającą ilość błędów...

      A samochód zaraz poprawiam:)

      Dziękuję za wytknięcie błędów i pozdrawiam,
      Malcadicta

      Usuń