sobota, 21 września 2013

|0051| adeptka-magii.blogspot.com

Ocena bloga: adeptka magii
Autor bloga: Adeptka
Oceniająca: Malcadicta

„Adeptka magii”… Może oryginalnością sam tytuł nie powali nikogo na kolana, ale wzbudził zainteresowanie. Fantasy to mój konik, a sam adres kojarzy się dobrze. Łatwy do zapamiętania, prosty, nic więcej nie trzeba.

No to wchodzę. I… To jeden z bardziej dopracowanych nagłówków. Nie jest to zlepek zdjęć, szablon jest minimalistyczny i prosty, jest to tylko pojedyncza grafika. Ale za to naprawdę dobra. Jest czytelnie, przejrzyście, pierwsze wrażenie na pewno na plus.

O grafice rozpisywać się nie będę. Naprawdę urzekł mnie nagłówek – jest jednocześnie magiczny i zabawny. Sprawdza się też znakomicie – już patrząc na niego, pomyślałam, że będzie zabawnie i ironicznie. No, może schowałam to w sferę marzeń. A czy moje przypuszczenia się sprawiły powiem przy fabule (tak, trzymam w niepewności przez te kilka króciutkich chwil). Reszta jest bardzo prosta, a co za tym idzie i czytelna. Teraz prośba, którą powtarza każda oceniająca – błagam o justowanie. W Twoim wypadku akapity są, więc już jest dobrze, ale bardziej przejrzyście wyglądałoby gdybyś je nieco powiększyła.

Trochę tu dużo u Ciebie dodatków… Czy to „translate” jest naprawdę potrzebne? Nie sądzę, żeby czytało to wielu obcokrajowców, a nawet jeśli, to czy chciałabyś zobaczyć swojego bloga tłumaczonego przez google translate? Archiwum trochę za nisko – zamień je miejscem z obserwatorami, a będzie lepiej. I właściwie jest trochę zbędne, skoro masz spis treści w podstronach.

No właśnie, podstrony. „Strona główna” to oczywiście odsyłacz w wiadome miejsce. Później mamy tajemniczą podstronę „Adeptka” – czyli parę słów o Tobie. Notka napisana zgrabnie, z humorem.

Błędy:

„Wbrew pozorom, jednak swoich czytelników ubóstwia”

Bez przecinka.

„Adeptka, to stworzenie, które pisze”

Bez przecinka po „adeptka”.

„ Co ciekawe, Adeptka, tworzy najpierw w swoim zeszycie”

Znów bez przecinka po „adeptka”

„Krytykę Adeptka przyjmuje z, tylko jej znaną, pokorą.”

Ja nie wiem, gdzie jest sens. Znaczy ktoś, kto krytykuje nie widzi tej pokory, bo jest ona znana tylko Adeptce? Czy może ona przyjmuje tę krytykę z własnym rodzajem pokory? Czy może sugeruje, że tylko ona zna pokorę? Radzę wyrzucić „tylko jej znaną”.

„Adeptka jako autorka, to istota irracjonalna, ironiczna, wredna, absurdalna i każdy mądry się jej wyszczega.”

Aaa! Wystrzega, nie „wyszczega”. I bez przecinka przed „to”.

„ Wygląd jej, to istna katastrofa.”

Bez przecinka po „jej”.

„ Tak więc, Adeptka i prywatnie”

Bez przecinka.

„Przed kontaktem z wyżej wymienioną, skontaktuj się z lekarzem psychiatrą”

Bez przecinka. I wystarczy z samym „psychiatrą”.

„O blogu” to wszystkie fakty o opowiadaniu. Widzę tu, że to fantasy z parodią i humorem. Jako że ja jestem wielką wielbicielką Pratchetta, nikogo już nie zaskoczy fakt, że uwielbiam to połączenie, jeśli jest zrealizowane dobrze i z pomysłem. Zobaczymy.

Zaś po przeczytaniu mam już pierwsze spostrzeżenie, którym podzielę się od razu. Czytałaś ty Olgi Gromyko książki o Wolsze Rednej? Bo to moje pierwsze skojarzenie – bardzo podobny styl, a nawet i bohaterka (od razu też powiem, że i początek podobny). Fabuła, jak sądzę, zmierza w innym kierunku, ale mam takie wrażenie, że się tymi książkami inspirowałaś. Napisz mi oczywiście, jeśli się mylę, bo może już po prostu z przemęczenia padam.

Dygresja ended.

Błędy:

„To fantasy, pomieszana z humorem”

Pomieszane.

„ doprowadzić niejednego profesora o rozstrój nerwowy.”

Przyprawić o rozstrój nerwowy lub doprowadzić do rozstroju nerwowego.

„ że młoda adeptka magii, wpada w nie lada kłopoty.”

Bez przecinka.

„ Nie, żeby jej to przeszkadzało...”

Bez przecinka.

„Spis treści” to spis treści, rozwodzić się nad nim nie ma po co. Linki wszystkie działają, masz też jak widzę fanpage na facebooku.

Została mi tylko „Liebster Award”

Błędy:

„gdzie moja katechetka przeczytałam na cały swój *donośny* głos, moje opowiadanie”

Katechetka przeczytała. I albo „na cały głos”, albo „donośnym głosem”. I bez przecinka.

„Ale niech ktoś skrytykuje, dla samej tylko przyjemności krytykowania”

Bez przecinka.

„tylko, gdy z przyjaciółmi się spotykam to po łbie dostaje za myślenie”

Bez przecinka po „tylko”, za to przecinek przed „to”. I dostaję.

„była moje głowa”

Była moja głowa.

I to by było o Twoim szablonie na tyle. Teraz idziemy do treści! Herbata o smaku muffinki w dłoń!

A więc zaczynamy od „opisu z okładki”, który to jest dokładnie tym, co widziałam już w „o blogu”. Ładnie, z humorem, błędy masz wypisane powyżej. Lecę dalej.

Początek pierwszego rozdziału znów przywodzi mi na myśl wcześniej wspomnianą autorkę, jednak zdecydowanie na plus. Kreacja jest Twoja, nie wiem nawet przecież, czy się inspirowałaś. A efekt jest dobry.

Po przeczytaniu całości powiem szczerze, że mam spory problem z analizowaniem Twojego tekstu rozdział po rozdziale. Trudność polega trochę na tym, że fabuła wciąż się rozkręca – dotychczasowe rozdziały są złożone z anegdot, które przedstawiają nam mniej więcej obraz wykreowanego świata, pannę Adę Adamek, jej sytuację, przyjaciół i tak dalej. Nic do tempa nie mam, ale sprawia to, że niewiele zarzutów mogę mieć do intrygi.

Z tego właśnie powodu niestandardowo zacznę od rad ogólnych. Mianowicie od Twojego stylu. Jest zabawnie i ironicznie, tak, jak się zamierzałaś, ale istnieje tu jeden problem. Czasem ilość takich komentarzy skumulowanych w jednym miejscu sprawia, że ciężko się to czyta. Co akapit są zabawne wtrącenia, humor wszelkiego rodzaju i na dłuższą metę zaczyna to trochę męczyć czytelnika, a także brzmieć trochę sztucznie. Daj czasem opowiadaniu odetchnąć – absolutnie nie mówię, żebyś z tego humoru całkiem rezygnowała, nigdy w życiu! – tylko zmniejsz czasem jego ilość. Niektóre z uwag wydają się być wymuszone, a przez to odbierają lekkość pozostałym. Pozwól czasem wkraść się do opowiadania kilku akapitom zwykłym, lżejszym.

Jeśli chodzi o ten styl, to polecę ci właśnie Olgę Gromyko (jeżeli nie czytałaś) – bo idealnie obrazuje, o co chodzi z tym chwilowym „odsapnięciem” od humoru. Albo Joannę Chmielewską, która też świetnie wplata żarty (choć trochę w innym stylu – jest autorką kryminałów). Albo Pratchetta, choć to także nieco inny rodzaj humoru. Ale wszystkie te książki pokazują, że humorystyczny kawałek musi być czymś oddzielony. Musi istnieć fragment normalny.

Cóż. Po tym wykładzie podejmuję próbę właściwą oceny treści.

Zarzut pierwszy – wiem, że poraziło ją w oczy słońce, kiedy podniosła wzrok, ale raczej nie zaczyna się od tego od razu płakać tak, że „łzy lecą ciurkiem”. Oczy mogą zapiec, łzawić przez chwilę, ale to nie jest płacz jako taki.

Tak samo i ten fragment późniejszy, opisujący sytuację – nie uważasz, że jest trochę zbyt humorystyczny? Wiem, że Ada jest zaskoczona, ale czy rozważania o „skończeniu swojej męki” są tutaj na miejscu? Wiem, że to zabawny dodatek, ale sytuacja nie usprawiedliwia go w pełni.

„Moje rozgniewane tęczówki zderzają się z przerażonymi oczami adepta.”

Od kiedy Ada rzuca oczami w obcych ludzi? Tęczówkami się nie patrzy – światło pada przez źrenicę. A i ten fragment oka nie może zderzać się z cudzym. Wzrok. Wzork mógł napotkać przerażone oczy adepta.

Czemu właściwie Ada twierdzi, że chłopak jest bliski płaczu? Mógł być skonfundowany jej zachowaniem, ale to by było na tyle.

Przepraszam za „błędowi” wtrącenie, ale musiałam:

„albo nie muc zmyć z siebie szlamu”

Móc. Przez „ó”. I zapamiętaj do końca życia.

Nie piszę więcej, że sytuacja kojarzy mi się z książką, bo by się to z celem mijało. Za to przyznam, że rozmowa z Rektorem napisana jest bardzo dobrze, o wiele lepiej, niż początkowy fragment.

„ moja szczęka zderza się z podłogą i chyba próbuje zaprzeczyć takiej logice, podając swoje negatywne powody owej podróży.”

To za to przykład zdania przekombinowanego. Miało być zabawne, a minęło się celem. Szczęka zaprzecza logice? Negatywne powody podróży? Ona podróżuje z negatywnych powodów (ta szczęka)? Lepiej byłoby: podając powody swojego negatywnego nastawienia, na przykład. A tę „szczękę zderzającą się z podłogą” radziłabym wyrzucić. Wygląda na wymuszoną.

Opis kota udany – zabawny i lekki. Tylko ten fragment o sprzedawaniu biletów na walkę przyjaciółki z kotem wydaje się być przeciąganiem żartu na siłę.

Świetnie też nakreśliłaś nam świat – otóż niegdyś był on całkiem nowoczesny. Magia pojawiła się, razem z nią pełen asortyment – magowie, orkowie i tak dalej… I jest bardzo dobrze. Ktoś niby może się czepiać, że czemu, że jak – ale to jest właśnie urok Twojego wyjaśnienia – to magia. Pojawiła się, bo tak. I to, powiem szczerze, jest często lepszym wyjściem od zawiłego tłumaczenia czemu właściwie coś jest możliwe – większość osób zazwyczaj ma tam lepiej lub gorzej ukryty błąd. A ode mnie masz tu pół plusika, za ciekawą kreację świata przedstawionego.

Nieporozumienie wymyślone dobrze, tylko ten fragment, kiedy pada na kolana, bojąc się Rektora wchodzącego do pokoju… Ma zwyczaj padać przed nim na kolana? Czy może tak z ulgi ludzie nagle upadają? Rozumiem, że się trochę bała, ale nie podkreślaj tego aż tak.

Stołówkowa scena też całkiem, ale znów mam to małe „ale”. Za dużo. Za dużo tego, Gabriel, Lena, stołówka. To było tak mocno skondensowane, że aż trudno się na tym skupić pod koniec. Nie radzę tego wyrzucać, absolutnie nie – pomysły, wszystkie trzy, są świetne. Tylko trochę bardziej rozstrzelić. Albo usunąć to podsumowanie po wyskoczeniu z okna, tak, zdecydowanie byłoby lepiej – czytelnik sobie sam do tego dojdzie, a ostatni fragment nie będzie wymuszony.

„Słońce nie szczędziło nam swoich promieni, jakby chciało nadrobić wszystkie wcześniejsze paskudne dni pogody.”

Pogodne dni były paskudne? Raczej: wcześniejsze dni paskudnej pogody.

„ Na progu ich wrót staje Rektor i bez słów karze mi wejść „

Ja naprawdę musiałam – „karze” pochodzi od „karać”. Od „kazać” masz „każe”.

„Biję się mentalnie po mózgu, a ten nawet nie drgie.”

Po pierwsze „drgnie”. Ale to było by the way. To zdanie jest przesadzone. Widać po nim, że miało być zabawne, ale zbyt mocno próbowałaś.

Moja droga, wyprowadzasz mnie błędami z równowagi:

„Tak myślę, że puki nie wysadzam Sali”

PÓKI.

Fragment opisujący początek egzaminu jest niczego sobie, sam egzamin też, tylko „krzyk Rektora”, żeby Ada się pospieszyła z wybieraniem mi nie pasuje. Jednak jakieś zasady na egzaminach są.

Do dalszej części rozdziału mam tylko mały zarzut – biorąc pod uwagę temperament Pędzla, raczej nie zatrzymałby się, kiedy Ada wskoczyła na skrzynię. Prędzej kontynuowałby atak z pazurami.

Późniejsza zaś część jest napisana bardzo dobrze – budzi nieskrywaną ciekawość u czytelnika i ma zgrabnie napisane, wyważone zakończenie.

Wiem, że obiecałam tego więcej nie robić, ale stosunek Ady do kobyłki Śnieżki jest tak podobny do stosunku pewnej bohaterki do kobyłki (powtórzenie jest celowo – w obu tekstach występuje głównie to określenie) Stokrotki, że aż za bardzo. Jeśli nie wzorowałaś się na książce – możesz to pominąć, a ja wszystko odwołuję i przepraszam. Jeżeli zaś na tym się opierałaś, to powiem, że owszem, inspirowanie się nie jest niczym złym, ale powinno być bardziej subtelne i nie wyglądać jak niemal przepisane. Oczywiście jeśli nie było tu żadnej inspiracji, a zbieżność jest zupełnie przypadkowa, to proszę się tym nie przejmować.

Tutaj docieramy do właściwego początku przygód – Ada zostaje wysłana w drogę z Gabrielem.

Wstawka „koniec retrospekcji” nie jest konieczna. Czytelnik nie idiota, wystarczy mu, że napiszesz „od tamtego momentu minęło pół godziny”.

Nie do końca wiem, czemu właściwie Ada uciekła, kiedy zobaczyła Gabriela. Na razie głównie ucieka i to ją trochę… powiedzmy, że nie wskazuje na jej odwagę. Nie widzieliśmy jak dotąd żadnej konfrontacji. Kot? Zostawiła. Stołówka? Wyskoczyła przez okno. Rektor? Zgodziła się bez gadania. Chłopak, przed którym raz się ośmieszyła? Wieje w te pędy na koniu. Nie za dużo to przypadkiem? Zwłaszcza, że ta sama konwersacja, jaką toczą po drodze mogłaby spokojnie mieć miejsce tuż po ich spotkaniu.

Ada dostaje do rąk własnych list od Rektora. Znów wychwytuję pewne podobieństwa, ale już się nie odzywam (choć jeśli mam rację i były inspirowane – nie powinnam ich była nawet zauważyć). Nie mogę przytoczyć całego listu, więc skomentuję fragmentami:

„Adeptko Ado Adamek,

mam nadzieję, że czytasz ten list, będąc już w drodze do rodzinnej wioski, a nie w moim gabinecie, węsząc po katach...

(Prycham cicho, bezbłędnie naśladując wściekłego Pędzla.)

...Wiedz jednak, że jeśli tak jest, to...

(Litania gróźb, kar i bardzo malowniczych sposobów na zabójstwo, nie będę jej wam przytaczać.)”

Rozumiem, że znają się i generalnie Ada Ossowskiego lubi, ale to jest zbytnia poufałość. Zwłaszcza, że wystarczyłoby coś w stylu „to kara cię nie ominie” czy coś. Rektor nie powinien musieć uciekać się do pospolitych gróźb.

„...Przejdę do rzeczy, wiedząc, że twoja uwaga jest bardzo krótkotrwała...

(On naprawdę się prosi, bym zawróciła na Uczelnię, wparowała do jego pokoju i rzuciła mu tym zwojem w twarz.)”

Znów jest to przesada. Tak pisze się do znajomego, nie uczennicy. Tak też nie wypowiada się uczennica o nauczycielu (groźba byłaby wyartykułowana nieco inaczej).

Reszta listu jest w miarę w porządku, choć ogólne wrażenie nie jest takie, że napisany został przez wielce szanownego profesora, tylko przez kogoś starszego, lecz pozostającego w zażyłych stosunkach z panną Adamek.

„No przecież mu obciach zrobiłam na całą Uczelnię!”

Kiedy? Na stołówce? Tam to co najwyżej sobie wstydu narobiła, nie jemu.

Pytanie za sto punktów – skąd Gabriel wie, że Ada mieszkała w północnej części miasta? Jeśli mu Rektor powiedział, to Ada o tym nie wiedziała, więc powinna się dziwić. Jeśli chłopak wyraził tylko przypuszczenie o tych połowach, to niech, boru zielony, sformułuje jako przypuszczenie, a nie fakt.

Skoro Ada uważa historię podziału wioski za historię ludzkiej głupoty, czemu właściwie podejrzewa, że Gabriel mógłby coś mieć przeciw niej samej? Nic na razie nie zrobił, co by na to wskazywało, a i ona nie podejrzewa, że wszyscy są z pewnością za tym podziałem.

Opis strzelania w plecach po nocy na trawie jest zaskakująco w porządku. Wyolbrzymiony i na granicy, ale na razie jeszcze po tej właściwej stronie.

„W środku studnia stoi, jakby pomnik zapomnianej świetności wioski. Choć ja nawet iskry dawnego piękna w tych zbitych dechach nie widzę.”

Niespecjalnie rozumiem ten fragment… Są w przypadkowej wiosce, o której nie wiedzą nic. Więc tę „dawną świetność” Ada wydedukowała z istnienia studni? Studnia w wiosce świadczy o świetności, która przeminęła? Czy Ada pamięta tę wioskę z lepszych czasów, a teraz ją ogląda w stanie upadku? Niby wioska losowa, to zaś wskazuje na znajomość miejsca. Tak więc dwa zdania do poprawy.

Przy okazji – ona tak sobie zeskakuje z tego konia tak nagle? Bo z tekstu wcale nie wynika, że wcześniej powiedziała Zawadzkiemu, po co chce się zatrzymać. Czytelnik też tego przez kilka akapitów nie wie, co w tej sytuacji jest mocno dezorientujące.

Pozostała część rozdziału piątego jest świetna – a już zwłaszcza końcowy dialog Ady z Gabrielem.

Skoro nawet plac targowy był wydeptany, z gołej ziemi, skąd się nagle pod stopami naszej bohaterki wziął bruk? Gdzie? Na takim pustkowiu

Fragment o wróżbitach jest dobrze napisany (I dla mnie brzmi znajomo, ale obiecałam więcej nie pisać tego samego. Jeśli chcesz wystarczy przewinąć aż do dowolnego wcześniejszego fragmentu, w którym mówię, że coś mi Twój tekst przypomina. Powtórzę też raz jeszcze – jeśli nigdy się tą książką nie inspirowałaś, proszę, nie bierz tego do siebie).

Pomysł ze spartaczonymi teleportami w wiosce jest bardzo ciekawy, a i rozmowa z dziewczynką wyszła bardzo dobrze. A to Twój w ogóle bardzo dobry rozdział, bo nic mu więcej nie mam do zarzucenia.

Im dalej, tym lepiej, bo rozdział siódmy poprowadzony wręcz znakomicie. Naprawdę, nie mam żadnych poważnych zarzutów. Rozmowa napisana bardzo naturalnie, zabawne wtrącenia myślowe panny Adamek w odpowiedniej ilości. I tak trzymać!

Teraz koniec oceny fabuły tej właściwej, od której zaczęłam. Teraz czas na retrospekcje, które mają nam przedstawić początki panny Adamek i wyjaśnić historię jej trafienia na uczelnię. Ciekawy pomysł, właściwie, a i odskocznia dobra (zgaduję, że na chwilę zabrakło Ci ochoty do pisania dalszego ciągu i lekka zmiana tematu była potrzeba. Ale może się mylę, ja trwam w stanie ciągłego zmęczenia, proszę nie przejmować się moimi dziwnymi dygresjami). Zwłaszcza dlatego, że ma to potencjał – już się zaciekawiłam…

„ Dość szczupła i niska czternastolatka siedzi na drzewie i przez gęstwinę stara się dostrzec, co się dzieje na podwórku. Jak na razie panuje spokój i cisza, ale w powietrzu wisi awantura. Przyczyną tej ciężkiej atmosfery jestem ja, Ada Adamek.”

Z tego wynika, że czternastolatka siedzi na drzewie i obserwuje podwórko, a tego przyczyną jest zachowanie Ady Adamek, zupełnie innej osoby niesiedzącej w tej chwili na drzewie.

Właściwie poza tym nie mam nic do zarzucenia retrospekcji – jest zabawna, pomysłowa, dobrze się ją czyta.

I słówko podsumowania fabuły. Niewiele powiem o intrydze, bo jej jeszcze nie ma, opowiadanie toczy się swoim rytmem, nie za szybko, nie za wolno, ale czyta się zazwyczaj przyjemnie.

W kwestii humoru – widać u Ciebie postęp. Na końcu już jest o wiele mniej tych wymuszonych kawałków i przeciągniętych żartów. Bohaterka też wygląda i zachowuje się bardziej realistycznie – początkowo zamiast rozrabiaki pakującej się w kłopoty, wychodzi Ci głównie tchórz.

Poza tym… Co ja mogę o tej fabule powiedzieć? Podobało mi się, przyznam szczrze i naprawdę chciałabym, żeby nie było tam tak wielu potknięć. Za to na plus liczy Ci się brak dziur fabularnych i błędów logicznych, które byłyby poważne.

Było tam trochę wtrąceń o podobieństwie do pewnej serii. Jeśli nie masz pojęcia, o jaką mi chodzi i nie inspirowałaś się, to po raz kolejny przeproszę i poproszę o nie branie tego do siebie. Ale momentami Twój tekst tak przypominał tamten, że znając książki Olgi Gromyko dla mnie podobieństwo było ogromne. Więc napisać musiałam.

Bohaterowie… Nie do końca wiem, co mam napisać. Niewiele o nich wiemy, jak na razie (za wyjątkiem Ady). Jak już napisałam, początkowo Adamek wyszła Ci bardziej na tchórza, bo opisywałaś cały czas jej ucieczki i porażki – nie było tego jaja, jakiś komentarzy, utarczek słownych… Tego brakowało. Ale im dalej, tym lepiej i tym bardziej realistyczna staje się główna bohaterka.

Następni w kolejności są Gabriel i Rektor. Więcej wiemy o Rektorze – interesującym nauczycielu, sympatycznym i surowym. Nie mam mu wiele do zarzucenia, tylko może fakt, że czasem zwraca się do Ady w zbyt przyjacielski sposób. Gabriel, jak podejrzewam, będzie postacią ważną, ale na razie nic o nim nie wiemy. Wspomniałam go tylko dlatego, że bardzo dobrze wyszła Ci ta jego tajemniczość – jest dla Ady znakiem zapytania, co tylko wzmaga jej irytację.

Miałaś bardzo ciekawy pomysł na świat przedstawiony – świat zwyczajny, który poznał magię, w którym wszyscy nauczyli się, jak z nią żyć. Ot tak, pojawiła się. Od strony technicznej też jest dobrze, opisy są, nie pędzimy przez białą plamę. Mam tylko jeden zarzut – nie wiem właściwie, w jakim stadium rozwoju był świat, kiedy przyszła magia. Z tekstu można by wnioskować, że w okresie typowym dla fantasy – miecz, konie, wioski, uprawa roli jako główny środek utrzymania, takie tam. Ale czasem wkradają się takie dziwne fragmenty jak na przykład Ada, jadąca autostopem uczyć się magii.

Opisy także dobrze Ci wychodzą – a już zwłaszcza wyglądu. No i odczuć oraz zachowań panny Adamek. Nie mam się tu do czego przyczepić. Znowu, na Twoje szczęście.

I wreszcie przy stylu mogę rozpisać się trochę bardziej. Czyta się Ciebie lekko, piszesz z dużą dozą humoru, z ironią i zazwyczaj wychodzi Ci to dobrze. To już z resztą ode mnie wiesz.

Teraz przejdziemy do tej mniej przyjemnej części. Pojawiają się te niezręczne fragmenty, przy których aż mi było w pewnym sensie żal – żart był świetny, ale ciągnął się za długo, co odebrało mu urok. Albo jest zbyt przesadzony i wyrazisty dla tej sytuacji. To jednak wychodzi Ci coraz lepiej, bo im dalej tym mniej takich momentów. Drugi zaś problem z Twoim stylem jest taki, że odciągają od niego błędy. Tak, błędy. Stylistyczne, ortograficzne i interpunkcyjne. Źle zbudowane zdania mogę wybaczyć, z resztą nie zdarzają się aż tak często. Masz skłonność do zbyt dużej liczby przecinków w miejscach, miejscach których nie powinno ich być, a czasem zbyt gorliwie starasz się o nich nie zapomnieć. Na dodatek ortografia… ja nie mówię o tym, że żyjemy w dobie słowników internetowych, a o tym, że popełniasz błędy wręcz zbyt proste. Przez większość tekstu jest świetnie, żadnych pomyłek, a potem w oczy kłuje takie „muc”. Taki byk nie ma prawa zaistnieć w żadnym tekście i skutecznie odwraca uwagę. Takie podstawy muszą być opanowane.

Czyli mam dwie rady. Jeden – wstawiaj zawsze tekst do Worda, albo sprawdzaj w wyszukiwarce, która podkreśla błędy (Google Chrome na pewno, Mozilla chyba też). Dwa – powtórz sobie zasady interpunkcyjne i ortograficzne. W przypadku interpunkcji na pewno pomoże czytanie tekstu na głos, z robieniem przerw tam, gdzie są przecinki – łatwo zauważyć, kiedy coś brzmi niezręcznie (to była trzecia rada, ale niech już będzie).

Cóż, właściwie już prawie napisałam kompletne podsumowanie błędów… No to przechodzę do ich wypunktowania. Zajmę się dwoma rozdziałami, bo, niestety, liceum generalnie zostawia mniej czasu wolnego, niż bym chciała. A dużą jego część zabierają dojazdy.

Rozdział I „czyli, (bez przecinka) co zrobić, by nie zwariować”

„Przyjemnie siedzieć na trawie, gdy słoneczko świeci ci nad głową, a ptaszki śpiewają kolejne utwory, by umilić ci czas.”

Ptaszki trzymają przed sobą nuty, czy może z pamięci odtwarzają Chopina? Melodie prędzej, niż utwory.

„Nic, tylko wpaść w nostalgię i rozmyślać o przyszłości.”

Nostalgia to uczucie tęsknoty za tym, co było, wspominanie przeszłości. Do przyszłości temu daleko.

„Nie całe pięć lat temu nie namyślając się długo(przecinek) opuściłam dom z uśmiechem na twarzy”

Niecałe razem.

„choć pewnie niektórzy profesorowie, (bez przecinka) by się z tym nie zgodzili.”

„Kto wie, może moja, jak do tej pory, (bez przecinka) leniąca się(przecinek) wróżka chrzestna mi pomoże.”

„Rudzielec o tęczówkach zielonych, jak ta trawa(przecinek) na której siedzę.”

„Ich przezwiska pasują do nich mniej więcej tak, jak słoń sprzedający porcelanę.”

Pasują do nich tak, jak pasuje do nich słoń-sprzedawca? Jak słoń do sprzedawania porcelany, jak już coś.

To dość drobna blondynka o niepozornym wyglądzie i blado-niebieskich oczach”

Bladoniebieskich.

„które potrafią zmylić każdego, (bez przecinka) co do jej charakteru.”

„Spytajcie(przecinek) kogo chcecie”

„A wierzcie mi ta księga wygląda, (bez przecinka) jak encyklopedia ściśnięta w jednym tomie.”

„że nie zamieniłabym tej trójki, (bez przecinka) na żadnych innych przyjaciół.”

„A później, żegnaj teorio, witaj praktyko! Nie żebym nie lubiła tej zacnej instytucji...”

Teoria to jakiś uniwersytet, że Ada nie lubi tej instytucji?

„Kto mnie zna choć trochę(przecinek) wie, że lubię tylko jednego profesora, dwóch kolejnych toleruję, a resztę nie znoszę z całego serca.”

Reszty nie znoszę.

„gdyby mogła(przecinek) zabiłaby mnie wzrokiem”

„Ja nawet nie wiem(przecinek) czemu ona mnie tak nie lubi.”

„Ona mimo, (bez przecinka) że już nie jestem jej uczennicą(przecinek) usilnie stara się(przecinek) bym wyleciała z uczelni.”

„który musi tuszować, (bez przecinka) niektóre nasze starcia.”

„No więc wracamy, (bez przecinka) do punktu wyjścia.”

„- Ada Adamek?
Słysząc swoje dane wypowiedziane tak poważnym tonem”

…zamieszkała w pokoju na drugim piętrze, urodzona we wsi (wstaw nazwę), roku pańskiego (wstaw rok), rodzice…
Naprawdę, „słysząc swoje imię” wystarczyłoby w zupełności. Albo miano. Albo nazwisko.

„wydobywając z siebie dziwne dźwięki.”

Kilofem i łopatą. Wydobywały się z nich dziwne dźwięki, to może. Ale raczej ich nie wydobywali.

„na co przepony moich kolegów zaczęły wołać o pomstę do nieba.”

O ja, przepona, przeklinam was! To zdanie po prostu nie wyszło, nawet jako element komiczny.

„ na co przepony moich kolegów zaczęły wołać o pomstę do nieba.
Posyłam im roztargnione spojrzenie, które chwilę później ciskało piorunami.”

Przesyła spojrzenie przeponom. A z tego wynika, że spojrzenie zostało posłane, a potem zaczęło ciskać piorunami. Interesująca moc.

„Gabinet Rektora, (bez przecinka) jest jak istne muzeum.”

„Kto mógł przewidzieć, że ćwiczenie zaklęcia, (bez przecinka) będzie mieć taki niefortunny koniec?”

„Tak więc, (bez przecinka) kawał wyszedł, choć być go nie miało.”

„gdy wybuch nastąpił, woda, w cudowny sposób, (bez przecinka) odmarzła, zalewając wszystko”

„Jednak minął tydzień, a sprawcę (czyli mnie) nikt nie wykrył.”

Sprawcy.

„ja zagożała ateistka, modlę się o szybkie wykonanie wyroku.”

Zagorzała.

„Mag Ossowski jest słynny ze swoich kazań wygłaszanym niesfornym adeptom.”

Wygłaszanych.

„- Pytałem się ciebie Ado, ile jeszcze ci poprawek dostało.”

Zostało, jak sądzę.

„Nie możliwe, aż taka niedojdą nie jestem.”

Niemożliwe razem. I „aż taką niedojdą”.

„Czy on, (bez przecinka) mnie zna od wczoraj?”

„O mało, (bez przecinka) co nóg nie pogubiłam.”

„Choć paru profesorów na te dwa miesiące bardzo chętnie by się mnie pozbyli.”

Pozbyło.

„Albo od razu pod pstryczek, bo za zabójstwo wyżej wymienionego Maga”

Hmpf . Przepraszam, pewnie pozostałość korekty, ale stryczek, nie pstryczek. Jedna litera, a znaczenie zupełnie inne…

„całe pięć lat męki nad księgami, (bez przecinka) pójdzie na marne.”

„A tego moja zszargana psychika, (bez przecinka) by nie wytrzymała.”

„Nie wiedzieć, (bez przecinka) dlaczego, Mag, (bez przecinka) uśmiecha się pod nosem.”

Retrospekcja I „Jak to Ada wpakowała się w pierwsze poważne kłopoty przez ośli upór własnej matki i pieczoną kaczkę”

„To najmłodsze, najmniejsze i jak słyszę, (bez przecinka) choć raz dziennie, sprawiające najwięcej kłopotów.”

„Chętnie zeszłabym na dół, bo tutaj na górze, (bez przecinka) to nudą wieje.”

„Poza tym zbliża się pora obiadu, a mój brzuch woła o pomstę do nieba.”

„Woła o pomstę do nieba” oznacza, że jest w złym stanie. Nie sprawdza się przy pustym żołądku.

„Prawda, szczupła jestem, ale typu “wychudzona”, “patyczkowata”. a nie jak ona z krągłościami”

Przecinek zamiast kropki.

„Ale nawet ta tęczówka bardziej wygląda, (bez przecinka) jak gluty trolla.”

„Czarne, proste, (bez przecinka) jak druty, które w najmniej dogodnym momencie potrafią stać na wszelkie strony.”

Nie jest raczej proste jak drut? I z tego zdania wynika, że te druty stoją na wszystkie strony.

„że reszta mojego rodzeństwa jest kropka, w kropę podobna do mamy.”

Kropka w kropkę.

Jestem jedynym nieudanym egzemplarzem dziecka moich rodziców.”

Zyli było więcej egzemplarzy tego samego dziecka? Że what? Wystarczyłoby „jedynym nieudanym dzieckiem”.Oryginalny zapis najpierw musi dobrze brzmieć i być poprawny.

„Ale to tylko w chwilach słabości, zawahania i depresji.”

Wahania.

„No bo, (bez przecinka) po co?”

„Najwyraźniej moja matka zdąrzyła go już odwiedzić.”

Zdążyła.


„gdyż szklanka potwornie trzęsła mi się w dłoni, jak galareta.”

Szklanka się trzęsła jak galareta? Stan skupienia nagle się zmienił? Ręka jej się trzęsła, co najwyżej.

„jej najmłodsze dziecko prawie ducha wyzionęło(przecinek) nadal trajkocze”

„A ciotka, kuzynki, siostry, babki ze strony ojca bardzo utalentowaną Uzdrowicielką”

Bez tych przecinków.

„Tylko ojciec z bratem mój nastrój rozumieją, bo oboje wyglądają, jakby co najmniej na ścięcie iść mieli. Ale to faceci(przecinek0 więc moja rodzicielka nie zawraca sobie nimi głowy. To dyskryminacja, jeśli chcecie znać moje zdanie.”

Swoją drogą, świetny fragment. Sam mi uśmiech wskoczył na twarz.

„nawet śniadania nie zdąrzyłam zjeść, gdy zaczęto mnie poddawać torturom.”

Zdążyłam.

„warczała na każdego(przecinek) kto się do niej zbliżył.”

„Zaciskam pięści i zeby, cierpliwie znosząc kolejną napoczętą, przez pana domu, historię”

Pan domu nadział historię na widelec i właśnie polewał sosem. Prędzej „rozpoczętą”.

, Do picia wino, piwo no i miód pitny. Ten ostatni najbardziej mnie nęci. W swoim krótkim życiu dwa razy go próbowałam. Nielegalnie oczywiście, bo do pełnoletności to mi daleko.”

Acha. Czyli miód pitny to dopiero jak będzie dorosła, ale piwo i wino pija jak wodę? Jakiś podział alkoholi mają na te, które wolno i te, których nie wolno?

„I płakać mi się chce nad moim biednym brzuchem, które ostatnie tchnienie wydaje.”

Który ostatnie tchnienie wydaje.

„Pierwsza się opamiętuję i za jego gestem wzrokiem podąrzam.”

Podążam.

„Otwieram usta, ale żaden dźwiek się nie pojawia”

Dźwięk.

„Zwijam się wpół i trzęsę się ze śmiechu, że, aż mi łzy w oczach stają.”

Bez „że” dłońmi bez przecinka po „że”.

„Biała, (bez przecinka) jak płótno, z ustami zaciśniętymi w wąską linię”

„- Od razu by mnie zabili, (bez przecinka) za coś takiego, a ja pożyć jeszcze chcę!”

„Później mi się za to oberwie, ale w tejże chwili, (bez przecinka) mam to gdzieś.”

„Być może dlatego, że i on(przecinek) i mama, jednego są zdania.”

Jeśli masz „i” użyte przy wyliczaniu, to przy każdym kolejnym od drugiego zaczynając, dajesz przecinek.

Cóż. Jak widać, interpunkcja miewa się nie najlepiej, ortografia raz na jakiś czas oferuje nam niespodzianki, a i zdaniom zdarza się tracić swój sens. W dziedzinie poprawności masz nad czym pracować. Może tragedia to nie jest, ale do doskonałości jeszcze daleka droga…

Spamu u Ciebie nie ma, odpowiadasz na komentarze.

I to by było wszystko. Ogólne podsumowanie – jest całkiem dobrze. Naprawdę. Widać postęp z rozdziału na rozdział, tekst jest napisany przyjemnie, można się przy nim zacząć uśmiechać, a to o to chyba Ci chodziło. Zostało sporo do dopracowania, zwłaszcza od strony stricte technicznej. Sądzę, że to wszystko ma potencjał, tylko trzeba jeszcze nad nim popracować.

Wiesz, co masz robić, żeby eliminować błędy, fabuła jak na razie miewa się dobrze, tylko te nienaturalne elementu komiczne wypadałoby poprawić w niektórych rozdziałach, bo psują resztę dobrze napisanego tekstu. Nie powtarzam się już więcej i przechodzę do wystawienia oceny.

Miałam tu zagwozdkę. Chciałam dać piątkę na początku, potem spadło do czwórki, kiedy zobaczyłam błędy, potem jeszcze spojrzałam na to wnikliwiej z nastawieniem oceniania… Trochę się łamałam między taką oceną, jaką chciałbym, żebyś dostała, a taką, jaką powinnaś. Wygrała oczywiście druga.

Dostaniesz ode mnie minus dobry. Gratuluję!

I napiszę także, że Twój blog najpewniej zacznę regularnie odwiedzać.

8 komentarzy:

  1. No super, Maladicta jak zwykle w formie! Szybciutko te oceny piszesz i jeszcze dobrze. :) Pewnie się powtarzam, ale jestem pod podziwem, jakość i ilość na najwyższym poziomie są u Ciebie [gadam jak Yoda, wiem]. Tylko taka rzecz: zagwostka. Przez 's' a nie 'z'. :)
    Pozdrawiam i troszkę drżę jak mnie ocenisz, w końcu to już niedługo, patrząc na Twoje tempo. :)
    Sophie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umm, słownik twierdzi, że jednak przez 'z'.

      I dziękuję bardzo ja Ci ;) Gramatyka dobra Yody jest.

      Usuń
    2. A to przepraszam, zwracam honor, źle sprawdziłam najwyraźniej. :)
      Prawda sama to, dziękować za co nie ma. :D

      Usuń
    3. jej oceny są na najwyższym poziomie? na tej ocenialnii? nie wydaje ci sie, że przesadzasz?

      Usuń
    4. Nie? :)
      Przedstaw swe argumenty, z największą chęcią ich wysłucham. :)
      Pozdrawiam, Sophie.

      Usuń
    5. oceny malcadicty nie są złe, jednak wydaje mnie się, że jest tutaj jeszcze lepsza oceniajaca. ale to tylko moje zdanie. najważniejsze, by nie szkodzić autorom.

      Usuń
    6. Rozumiem. :) Cóż, każdy ma inny pogląd prawda? ;) I zgadzam się - najważniejsze nie szkodzić, jak w medycynie.

      Usuń
    7. Och, ale ja akurat też sądzę, że jest wiele innych i lepszych oceniających, i tu, i gdzie indziej. Ja się tylko staram jak najlepiej, żeby błędów strasznych nie popełnić i nie zaszkodzić autorom. Cieszę się, że przynajmniej to drugie mi waszym zdaniem wychodzi.

      Ale komplementy możesz wciąż prawić, Sophie;) Ja tam się za to nie obrażam;)

      Usuń