Autorka: Deneve
Oceniająca: Akira
Nie wybrałaś rodzaju oceny, więc postawiłam na nieszablonową – nie
lubię zastanawiać się, ile mam przyznać punkcików za dany element, poza tym nie
widzę sensu wliczania do oceny szablonu, ramek czy czegoś innego i
nieistotnego.
Pierwsze wrażenie jest
bardzo pozytywne. Pamiętam, że adres od razu skojarzył mi się z fantastyką.
Zaciekawia, nie zdradza wiele, no i jest poprawny. Belka zawiera Twoje słowa,
gdyż Google na ten temat milczy, i – pisząc to po przeczytaniu dotychczasowych
rozdziałów – pasują one idealnie do głównej bohaterki. Szata graficzna jest cudowna. Dziewczyna przypomina mi w pewnym
sensie (przede wszystkim ze względu na oczy) Averyn i ten obraz jest
niesamowity. Stonowana kolorystyka sprawia, że z wielką przyjemnością
przesiaduję na Twoim blogu. Czcionka jest czytelna i odpowiedniej wielkości, a
tekst wyjustowany i posiada akapity. Bardzo mi się całość podoba. Tekst w zakładkach i ramkach jest poprawny,
wszystko uporządkowałaś, nie ma chaosu, a linki działają. Statystyka – jeżeli chodzi o komentarze – również ładna. Nie
trzymasz SPAM-u pod rozdziałami, rozmawiasz z czytelnikami. Jest dobrze.
Treść zrobiła się dosyć
pokaźna. I to jest jedyny plus mojego ociągania się (przynajmniej dla mnie) –
mogę pracować z większą liczbą rozdziałów, przez co ocena może być bardziej
rozbudowana, ale długość i tak nie będzie porażająca, gdyż to i tak dopiero
dziesięć rozdziałów.
Z takim pomysłem na powieść fantasy się nie spotkałam, więc dla mnie
oryginalność tutaj występuje. Po krótkim opisie, który masz na blogu, zapowiada
się dosyć ciekawie i obiecująco. Jak jest naprawdę? Zapraszam do czytania.
Fabuła do zbyt skomplikowanych nie należy,
aczkolwiek prosta też nie jest. Dużo tajemnic, nieodkryta przeszłość, niespodziewane
działania – nigdy nie wiadomo, co Deneve umieści w kolejnym rozdziale. Powiem
kilka słów o prowadzeniu akcji, napomknę o wątkach i paru sytuacjach i później
pewnie przejdziemy do kolejnych kwestii. Akcję z reguły prowadzisz
dobrym tempem, ale czasami zbyt przyspieszasz, omijasz pewne sytuacje, które –
może nie tyle co powinny, bo Ty tutaj ustalasz, co się pojawi, a co nie – ale
które mogłyby potrwać trochę dłużej, by wzbogacić całość, by pokazać oblicze
Akademii i chodzi mi tutaj przede wszystkim o treningi Averyn. Napiszesz o nich
trochę, przerywasz za chwilę i już do nich nie wracasz, tylko zajmujesz
bohaterkę czymś innym. Wiadomo, że Averyn jest beznadziejna w walce, ale długi,
dokładny, ciężki trening i tak by tego nie zmienił, natomiast dostarczyłabyś
rozrywki czytelnikom, pokazałabyś, jak szkoli się superżołnierzy i w tych
momentach całość by nie szła tak szybko do przodu. Takie sytuacje nie musiałyby
zajmować dużo miejsca w tekście, a opóźniając wszystko o rozdział, chyba nic by
się nie stało, prawda? To samo zrobiłaś, gdy Varren i Averyn wrócili z
nieudanej misji – nie skoncentrowałaś się na torturach zadawanych przez Ilvana,
a to na pewno wielu wrażeń by dostarczyło, przez co sytuacja szybko się
zakończyło i po chwili leciałaś dalej. Nie dzielisz się z najsmakowitszymi
kąskami, przez co tekst nie wzbudza aż tak dużych emocji, jakie mogłyby się
pojawić (przypominam, że to tylko moja skromna opinia, propozycje, a nie błędy
w ścisłym tego słowa znaczeniu). Nie określasz też za bardzo czasu, jaki mija, przez co czasami ciężko się połapać, ile trwa pewna dłuższa sytuacja czy po prostu akcja od pierwszego rozdziału. Przez pierwsze siedem rozdziałów jest dobrze,
ale dopiero od ósmego mnie zachwyciłaś. Wtedy troszeczkę zwolniłaś z akcją,
zaczęłaś dokładniej pokazywać pewne sytuacje, przez co ciekawość, emocje były
większe. Zawsze coś się działo i Ty zawsze to pokazywałaś. Tak trzymaj. Głównym
wątkiem jest niewątpliwie pobyt Averyn w Akademii i jej chęć zemsty na
rodzinie. O ile na zemstę przyjdzie jeszcze czas, o tyle samym pobytem
dziewczyny możemy się zająć. Trzymałaś ją, jak na razie, w murach Akademii
przez siedem rozdziałów, a jeden z nich i tak spędziła na wykonywaniu zlecenia
z Varrenem. Przez te kilkadziesiąt stron niby trochę się wydarzyło (a nawet
całkiem sporo), co IMO powinno być trochę bardziej rozpostarte w czasie. Averyn
powinna przywyknąć do nowego życia, odbyć cholernie ciężkie treningi, o czym
wspominałam wcześniej, odkrywać to, co starszy Arane przed nią zataił, popaść w
konflikty z innymi osobami i tak dalej w trochę dłuższym czasie. Wiem, że
zależy Ci na dynamice, ale pokazując odrobinę wolniej przejście na kolejne
etapy nowego życia, nie sprawisz, że całość zatrzyma się w miejscu lub że będzie
się ciągnąć w ślimaczym tempie. Piszesz fantasy, więc każdy element świata,
życia głównego bohatera powinien być dokładnie pokazany, o ile oczywiście jest
istotny dla fabuły. Przynajmniej ja mam takie doświadczenia w czytaniu i
pisaniu tego gatunku. Masz także kilka wątków pobocznych, na przykład wspinaczka
Varrena na kolejne szczebla kariery, co jest bardzo interesujące. Przyznam się,
że jestem bardziej ciekawa, co planuje Ilvan, mianując go na Indariego (dobrze odmieniam?), a nie tego,
jak trenować będzie Averyn u Kairna. Cały czas trwa konflikt z Livią, którego
również jestem ciekawa. Ciągle coś im przeszkadza i ostatnim razem nawet się
zirytowałam, że nie dała rady pozbyć się głównej bohaterki… Na koniec powiem
jeszcze kilka słów o dwóch sytuacjach. Pierwsza: zabójstwo Derena.
Averyn w tamtym czasie była rekrutem, spędziła w Akademii kilka dni, a nasz
niedoszły gwałciciel podoficerem, powiedz mi więc, jak to możliwe, że dał on
się tak łatwo zabić? Jak to możliwe, że nie zareagował, gdy coś spadło ze
stołu, dlaczego nie zrobił nic, gdy dziewczyna waliła w rzeczony stół głową?
Czy naprawdę kawałek kobiecego ciała, myśl, co może z nią zrobić aż tak bardzo
przyćmiły mu umysł? Nie jestem w stanie uwierzyć, że był aż tak głupi,
nieinteligentny, by tak łatwo dać się załatwić. Tak samo jak tej sytuacji, nie
rozumiem zachowania Ilvana: To twoja
uczennica i twój problem, a Derena i tak chciałem się pozbyć. Za bardzo cię
ograniczał. Tym samym właściwie mnie wyręczyła. Akademia wydaje pewnie duże
pieniądze na kupno nowych rekrutów, których szkoli się na superżołnierzy, a
Indare mówi, że chciał się pozbyć podoficera? Nie jest on może wysoki rangą,
ale siłę i umiejętności w walce pewnie posiada, które podczas kolejnych zleceń
na pewno by się przydały. Czy on nie mógł wymyślić czegoś lepszego? Druga:
zabójstwo Eremtaira. Dlaczego Varren tak postąpił? Wcześniej pokazałaś, jak ten
pierwszy jest zmuszany, by przyjść do pociągu, więc raczej winy w sobie nie
miał, ale starszy Arane tak po prostu pociął go mieczem. Jaki miał w tym cel?
Mimo tych drobnych uwag fabuła jest naprawdę dobra. Idziesz dosyć dobrym
rytmem, a od trzech rozdziałów jest coraz lepiej i ciekawiej.
Bohaterów głównych dużo nie
masz, więc każdemu z osobna poświęcę kilka zdań. Jeśli chodzi o Averyn,
to bardzo się cieszę, że żadna z niej Mary Sue, a miałam na początku związane z
tym pewne obawy. Jednakże jest i zdolna, i pozbawiona talentu w innych sprawach.
O ile jest dla mnie trochę irytująca (zwłaszcza przez to, że nie zachowuje się
jak normalny adept, który słucha i szanuje przełożonych), o tyle podoba mi się
w pewnym stopniu jej charakter, bo to dzięki niemu udało się jej dotrzeć tam,
gdzie jest obecnie. Dobrze pokazałaś emocje, obawy, strach dziewczyny i dopuszczanie
do myśli faktu, że nie jest już wolna. Szybko jednak nie było po niej widać
niepewności, może strachu przed nowym życiem, zagubienia. Zastanawia mnie też
to, dlaczego tak szybko wybaczyła Varrenowi tortury – nie dość, że później
jakoś rozmawiali, to w dodatku uratowała mu w pewnym sensie życie. Czyżby
całkowicie o tym zapomniała? Podoba mi się jej nowe oblicze, tj. po wszczepieniu
trzeciego kamienia, trochę jakby spokorniała. Nie wiem, ile planujesz
rozdziałów, ale kilka jest już za nami i jestem ciekawa, dlaczego do tej pory
Averyn nie myślała o swojej zemście? Mam rozumieć, że coś się zmieniło w jej myśleniu, czy po
prostu dopiero za dłuższy czas wprowadzisz ten moment, gdzie będzie się do niej
przygotowywała? Wyjaśnij mi jeszcze coś:
w rozdziale pierwszym piszesz, że dziewczyna –zaraz za Varrenem – będzie
najmniej lubianą osobą w Akademii i tu się pojawia moje pytanie: dlaczego? Może
to ja jestem jakaś tępa albo czegoś nie doczytałam, ale dlaczego ludzie mają
jej nie lubić? Przecież oprócz Averyn na szkolenie przyjęto pewnie dużo osób.
Czy powodem jest to, że trafiła pod skrzydła starszego Arane? Chyba nie, gdyż
nie ona pierwsza z nim przebywała. Więc dlaczego? Ogólnie bardziej dziewczyny
nie lubię, niż lubię, ale od ósmego rozdziału mam do niej coraz więcej
sympatii. Varren za to jest moim
ulubieńcem. Nie jest może pozytywnym bohaterem, ale z reguły czarne charaktery
są ciekawsze. I on taki jest. Ma w sobie coś z komedianta – jego uwagi,
spostrzeżenia rozbawiają, a nagminnie stosowane przekleństwa dodają mu
ostrości. Właśnie, jestem zdziwiona, że do tej pory nie pokazałaś, na czym
polega, jaka jest jego słynna siła i potęga, bo to, że wszyscy się go boją, to
już wiemy; zademonstrowałaś to wiele razy i naprawdę robi wrażenie. Ciężko na
razie odkryć, co nim kieruje w życiu, dlaczego jest taki w stosunku do Averyn
(zachowuje się tak, jakby mu na niej, gdzieś bardzo głęboko w sercu, zależało –
takie romantyczne odruchy nie pasują na razie do srogiego oblicza Varrena).
Mało o nim wiemy i mogłoby być ciekawie, gdyby jakiś ułamek jego przeszłości
został kiedyś pokazany – by wiedzieć, jaki był przed wstąpieniem do Akademii.
Taka luźna propozycja. Dobrze zbudowana postać, jednak ma mało okazji, by się
wykazać, pokazać prawdziwe oblicze, okrucieństwo (ach, żałuję, że nie pokazałaś
torturowania Averyn) i siłę. Kairna też lubię (zwłaszcza gdy przestaje być
miły dla Averyn). Jest niezwykle istotny dla rozwoju akcji i pełni naprawdę
dużą rolę w opowiadaniu. Jego przeszłość ciekawi mnie tak samo bardzo, jak ta
Varrena. Trochę wiadomo, co wcześniej robił, ale zostało to powiedziane raczej
ogólnikowo, przez co chciałoby się wiedzieć więcej. W dodatku wspaniale
zakończyłaś wypowiedzią Kairna dziesiąty rozdział. Bardzo możliwe, że na wątku z
nim teraz bardziej się skupisz. Podobało mi się również jego zaangażowanie w trening
Averyn, nieustępliwość, bezwzględność, czyli był taki, jaki trener Akademii być
powinien. Mam nadzieję, że nie stanie się teraz, po rozmowie z dziewczyną,
bardziej miły, bo to zdecydowanie by go zepsuło. Pozostali to przede
wszystkim postacie epizodyczne, drugoplanowe lub dopiero wstępujące na scenę i
nie można teraz zbyt dużo o nich powiedzieć. Bardzo interesuje mnie Ilvan i
czekam, aż trochę na dłużej się przy nim zatrzymasz. Każda postać, czy to
pierwszo-, czy drugoplanowa, posiada
dobrze wykształcony charakter, który nie jest podobny do żadnego innego. Każdy
jest indywidualny, dąży w określonym kierunku i przez to historia jest ciekawa
– właśnie przez działania i nietuzinkowość bohaterów tak dużo się dzieje. Masz
naprawdę dobrze wykreowane postacie.
Co do kreacji świata
przedstawionego to mam mieszane uczucia. Z jednej strony dosyć
dokładnie zajęłaś się Akademią. Co pewien czas zdradzasz kolejne informacje o
niej, pokazujesz, co jest tam istotne, jak wyglądają pokrótce szkolenia, jaka jest
hierarchia. Bardzo mi się podoba, że nie wciskasz za jednym zamachem wszystkich wiadomości czytelnikowi, tylko
powoli do wszystkiego dochodzisz. Ale z drugiej jednak strony mam kilka
zażaleń/pytań co do samej kreacji Akademii. Po pierwsze: czym ta agencja
rządowa jest? Napisałaś w pierwszym rozdziale, że poszukuje młodych i silnych ludzi, by później mógł się ten człowiek
stać superżołnierzem, ale tak na dobrą sprawę nie informujesz, czym Akademia
jest w wąskim znaczeniu. Mam rozumieć, że jest to tylko ośrodek szkoleniowy,
który znajduje się w Dairen? Nic poza tym? Ci, którzy przebywają w niej, budzą
strach w zwykłych mieszkańcach. Dlaczego? Ponieważ zabierają młodych ludzi, by
ich szkolić? Jakoś to wszystko mi się ładnie razem nie składa, czegoś brakuje.
Po drugie: dlaczego Akademia szkoli ludzi na superżołnierzy? Domyślam się, że
panuje gdzieś jakiś konflikt, aczkolwiek żołnierze dostają różne zlecenia w
różnym czasie, więc wersja o konflikcie do końca się nie sprawdza. Ale skoro
płaci za tych ludzi, to musi mieć w tym duży interes, a Ty pewnie poinformujesz
o tym w odpowiednim momencie. Po trzecie (to nie jest żadna nieścisłość, po
prostu męczy mnie ta sprawa od jakiegoś czasu i chciałabym znać odpowiedź):
dlaczego treningi są prowadzone w ten sposób, znaczy: najpierw zabawa mieczem,
a jeśli komuś się poszczęści i przeżyje, sprawdza się jego zdolności magiczne i
lecznicze? O tym samym myślał Kairn w rozdziale szóstym. Jaki to ma sens?
Przecież Akademia na tych wszystkich ludzi wydaje pewnie niemałe pieniądze,
więc dlaczego tak bardzo nie starają się, by mieć jak najwięcej żołnierzy? Mam
jeszcze pytanie odnoście klejnotu: jak duży on jest? Skoro przez Akademię
przewija się masa ludzi i każdemu się go wszczepia (niektórzy to nawet trzy
mają), to wielkość kamienia musi być monstrualnych rozmiarów, prawda? Natomiast
z trzeciej strony (można tak powiedzieć?) bardzo słabo zajęłaś się samym
Dairen. Zgadza się, pokazujesz trochę tego świata: zachowanie ludzi na widok
członków Akademii, jak wygląda to miejsce (cztery opisy), ale to za mało. Nie
wiadomo co to za świat, nie wiadomo, gdzie znajduje się to
państwo/miasto/kraina, nie wiadomo, kiedy dzieje się akcja (o tym wspominałam
odnośnie fabuły, ale powtórzę – nie pokazujesz czasu rozpoczęcia powieści,
czasu trwania poszczególnych wątków/sytuacji, ciężko jest się dowiedzieć, ile
dni minęło od rozdziału pierwszego, w Dairen nic się nie zmienia). Wydaje mi
się, że długo to nie trwało, ale zawsze jest lepiej mieć taki dowód w tekście. Z
czwartej strony: nie wiem, czy tylko ja tak miałam, czytając Łzy, ale czasami ciężko było odczuć
klimat, który panuje w Akademii. Emocje Averyn, jej myśli były w tej kwestii
bardzo przydatne, ale poza nimi nic nie dawało w sumie tych odczuć (ach,
jeszcze treningi z bronią w tym trochę pomagały). Brakowało mi tutaj wizualnego
przedstawienia Akademii, obserwacji innych adeptów czy En’ro, porządnego
treningu Averyn (te, które odbyła, były bardzo krótkie i niezbyt dokładnie
pokazane, aczkolwiek podobał mi się moment, gdy Kairn kazał jej biegać po
piasku – to się nazywa trening: dziewczyna musi coś wykonać, nawet jeśli nie ma
już siły, gdy nie daje rady). Brakuje mi
po prostu pokazania tego świata, a nie przedstawienia jedynie Akademii (choć
tutaj naprawdę dokładnie sobie to wszystko przemyślałaś).
Opisy są dobre, niektóre
bardziej wyczerpujące, innej mniej, jedne dokładniej coś obrazują, drugie już
niekoniecznie. Omówię każdy rodzaj opisów z osobna, byś miała łatwiejszy dostęp
do pochwał/uwag. Najlepiej wychodzi Ci opisywanie uczuć, myśli, emocji
bohaterów, zwłaszcza Averyn. I bardzo mi się te opisy podobają. Łączysz to,
co przeżywają postacie, z bodźcami pochodzącymi z zewnątrz, co sprawia, że
czytelnik nie ma problemów ze zrozumieniem danego bohatera, może dokładnie
zrozumieć, jakie targają nim emocje. Tych opisów jest najwięcej, są najbardziej
rozbudowane i najdokładniejsze. Starasz się je dawać w miejscach, gdzie są
naprawdę potrzebne, ale w jednej scenie wyjątkowo mi ich zabrakło. Chodzi mi
tutaj o moment, gdy Varren jest torturowany przez Ilvana. Indari pokazuje
powoli, na co go stać i jest to dosyć kluczowa scena, zważając na fakt, że
zaraz znajdzie się przy nich Averyn. To takie moje osobiste odczucie. Dalej, opisy
postaci. O każdej kilka słów/zdań napisałaś, zdarzało się, że strój
pokazywałaś dokładniej niż samego bohatera, ale ogólnie wiadomo, jak ci ludzie
wyglądają. No właśnie, ogólnie. Skupiasz się przede wszystkim na włosach i oczach,
czasami dodajesz wzrost/budowę ciała i to wszystko. Imho potrzeba tutaj czegoś
więcej, czegoś, co będzie wyróżniało tych bohaterów, jakiś znak szczególny, coś
nietypowego (tutaj właśnie bardzo podobają mi się białe oczy i włosy Averyn).
Nie licząc dużej postury Varrena i łysej dziewczyny, nie potrafię zapamiętać
wyglądu pozostałych postaci, a wszystkie rozdziały czytałam i przeglądałam
wiele razy. Skupiasz się na podstawach, ale to jest nudne, niewyróżniające. Na
pewno każdy z bohaterów ma w sobie coś, co może się stać jego znakiem
rozpoznawczym, coś, po czym będzie go łatwo zapamiętać. W dodatku o wyglądzie
wspominasz na początku i potem długo, długo nic. Nie chcę, broń Boże, byś
określała postaci po kolorze oczu czy włosów, to byłoby coś strasznego, ale
trochę częściej wspominała o niektórych częściach ich ciała (przykładem mogą
być ciemne tęczówki Varrena). Ach, jest jedna rzecz, która nie daje mi spokoju:
przewertowałam rozdziały wiele razy, ale nie mogę się doszukać opisu Ilvana.
Czy to ja jestem aż tak ślepa, czy może Ty nie pokazałaś, jak on wygląda? Następnie
opisy świata, miejsc. W dziesięciu rozdziałach zawarłaś jeden przystępny
opis dotyczący wyglądu Akademii (pokój Averyn plus widok z okna) oraz cztery
pokazujące Dairen, gdzie jeden jest dosyć rozbudowany i pokazuje pewną dzielnicę, a pozostałe oscylują między jednym a siedmioma zdaniami. To naprawdę
niewiele (jeżeli bym się pomyliła przy liczbie opisów, to krzycz – mogło się
zawsze zdarzyć, że jakiegoś nie zaznaczyłam). Najbardziej razi w oczy brak
zaprezentowania Akademii – Averyn odwiedziła do tej pory kilka miejsc, prawda? Przecież
była na dworze, więc miała idealny widok na nią i sposobność, by przekazać nam, jak ten budynek
wygląda, bo na razie nic nie wiemy. I nie chodzi mi tutaj o dokładne referaty
na temat krzeseł i stolików na stołówce czy liczbę mieczy w jakiejś zbiorowi,
ale o pokazanie istotnych elementów, przedmiotów, pomieszczeń, które w Akademii
są. Jestem przyzwyczajona do tego, że czytając opowiadanie/powieść
fantastyczną, mam dokładnie opisany świat i pewnie dlatego się czepiam.
Ostatnią kwestią są opisy różnych sytuacji. Zacznę od treningów:
przedstawiasz je krótko i niedokładnie – i przy broni białej, i przy magii. Te
urywki, które są, w pewien sposób ułatwiają odczucie klimatu panującego w
powieści, aczkolwiek dużo im brakuje. Ledwo co Averyn trening zacznie, po
chwili się on kończy, bo albo coś się jej nie udaje, albo nie ma siły, albo coś
jeszcze. Wydaje mi się, że w tym miejscu, gdzie szkoli się ludzi na
superżołnierzy, powinna być większa dyscyplina, wyżsi rangą powinni bardziej…
no nie wiem… naciskać, męczyć adeptów (nie tylko psychicznie, jak jest właśnie
u Ciebie), powinni być bardziej wymagający, nawet gdy lubią (w przypadku
Kairna) danego rekruta. Na koniec dodam, że trochę żałuję, iż nie pokazałaś
całej sytuacji, gdy Ilvan torturował Varrena albo gdy Varren torturował Averyn.
Miałam ochotę na trochę krwi. Cóż, może w przyszłości się coś takiego pojawi.
Dialogi są tym elementem
treści, który u Ciebie po prostu uwielbiam. Trzeba zacząć od tego, że są
poprawnie zapisane. To mnie niezmiernie cieszy, gdyż coraz częściej na swojej
drodze spotykam blogi, gdzie autorzy nie mają najmniejszego pojęcia, jak dialog
pod względem technicznym musi wyglądać. Przez dziesięć rozdziałów nie
natrafiłam ani razu na jakąś sztuczną rozmowę, pisaną na siłę, nic nie wnoszącą
do powieści. Każdym dialogiem przekazujesz istotną informację albo na temat
bohaterów, albo świata. I to jest wspaniałe, bo właśnie do tego one służą. W
dodatku nie są nudne, niektóre rozśmieszają (głównie wypowiedzi Varrena), inne
trzymają w napięciu (głównie groźby… Varrena), ale za każdym razem oddają
charakter postaci. Akurat przy tym elemencie nie mam do czego się przyczepić,
więc i ta wypowiedź nie jest zbytnio rozbudowana.
Styl jest naprawdę dobry.
Rozdziały czyta się szybko i przyjemnie, co jest także zasługą poprawności, o
której przeczytasz niżej. Opisy uczuć, przeżyć głównej bohaterki nadają całości
lekkiego klimatu, a świetne dialogi sprawiają, że tekst czyta się z dużym
zainteresowaniem. Jak wspomniałam wcześniej, brakuje trochę bardziej dogłębnego
przedstawienia świata, przez co całość nie powala – akurat mnie – na kolana,
ale jest dobrze. Na początku miałaś straszne problemy z nadzaimkozą, na
przykład w rozdziale drugim: Drżącą
dłonią sięgnęła do szyi, gdzie miała kołnierz zapięty na dwa guziki miedzianego
koloru. Rozpięła czarną kurtkę i rozchyliła jej poły; pod nią znajdowała się koszulka o tej samej barwie.
Złapała za jej brzeg i odsłoniła
górną część klatki piersiowej. Tuż nad jej
piersiami znajdowała się podłużna rana zaszyta szwami chirurgicznymi. Na
rozcięciu znajdowało się trochę zaschniętej, niemal czarnej krwi. Szereg
naczynek krwionośnych prześwitywał przez jej
skórę wokół zranionego miejsca, a dalej zanikały, wnikając w głąb jej ciała. Przez chwilę miała wrażenie,
że to, co zostało umieszczone pod jej
skórą, pulsuje lekko. Wyobraziła sobie nawet, że to drugie serce, bez którego
nie może już teraz żyć. Jej egzystencja
została na stałe powiązana z kamieniem, który odebrał wszystko, na czym
wcześniej jej zależało. Trochę
za dużo tego „jej”, nie uważasz? Czasami warto zastąpić zaimek imieniem lub po
prostu „dziewczyną”, a czasami należy w ogóle z nich zrezygnować, by
niepotrzebnie niedookreślać – pisząc „tuż nad piersiami” czy „szereg naczynek krwionośnych
przez skórę”, nie sprawisz, że czytelnicy nie będą wiedzieć, o kim mowa,
zwłaszcza, że bohaterką tej sceny była wyłącznie Averyn. W ostatnich
rozdziałach jest o niebo lepiej, nie nadużywasz tak często zaimków i płynność w
czytaniu jest większa niż wcześniej. Cóż mogę jeszcze rzec? Masz swój sposób na
pokazanie historii, który dużej liczbie osób przypadł do gustu, dobrze Ci to
wychodzi, robi się coraz ciekawiej, utrzymujesz pewien stopień tajemniczości i
po prostu chce się to czytać.
Z poprawnością jest dobrze. Kilka
błędów jednak znalazłam i zaraz je wypiszę, ale najpierw Cię o czymś uprzedzę:
tekst został skopiowany do Worda jakoś na początku czerwca i zmiany, które
później zawarłaś w tekście (poprawy błędów), nie zostały u mnie zaktualizowane.
Przejrzałam później pobieżnie rozdziały i mniej więcej wiem, jakich błędów nie
wytykać, aczkolwiek nie sprawdzałam ani przecinków, ani literówek, więc jeśli
teraz je wypiszę i okaże się, że Ty masz już to poprawione, to wybacz i nie
zawracaj sobie tym punktem głowy.
Powiedz, że cię przysyłam. Będzie
wiedział,
o co chodzi. (r. 1)
W końcu nie spodziewała się po
nim idealnego porządku, dlatego porozrzucane wszędzie ubrania, niektóre
porozrywane, inne zakrwawione lub zwyczajnie brudne, walały się po całym
salonie. (r. 3) – ubrania były porozrzucane, dlatego że Averyn nie
spodziewała się po nim porządku? Chyba nie o to Ci chodziło. „Dlatego” jest
spójnikiem wynikowym i akurat w tym zdaniu nie pasuje.
Co tak śmierdzi? — zapytał i
usiadł pomiędzy Eremtairem, a Livią.
(r. 3) – bez przecinka, gdyż tutaj łączysz spójnikiem wyrazy, a nie oddzielasz
nim zdań złożonych, nie wprowadzasz dopowiedzeń.
Averyn w odpowiedzi kiwnęła głową i przeszła
wzdłuż wagonu. Wyglądała przez wszystkie okna
znajdujące się w tej części wagonu […] (r.
6) – powtórzenie.
I poprawność
logiczna:
Samo to, że nadal siedziała,
stawiało ją na przegranej pozycji, w końcu nie mogła wyprowadzić żadnego ataku.
Pochylił się nad nią, chcąc sięgnąć zapinek bluzy adeptki, ale odtrąciła jego
rękę. Już po chwili dłonie mężczyzny zacisnęły się na nadgarstkach Averyn.
Jedną rękę wykręcił jej tak, że upuściła ostrze, którym mogła się bronić. Po
chwili agresywnie przycisnął jej ciało do podłogi, siadając nad nią okrakiem. (r.
3) – skoro Averyn siedziała, to jak po chwili mogła już leżeć na podłodze? Nie
wspomniałaś, by Deren rzucił ją na podłogę. Chyba że dziewczyna właśnie na niej
siedziała, wtedy zwracam honor.
Szarpnął za brzeg jej ubrania,
które rozerwało się natychmiast. Mężczyzna uśmiechnął się kpiąco i dotknął rany
na klatce piersiowej Averyn opuszkiem palca. Kiedy tylko nie krępował jej
dłoni, po omacku szukała czegoś, czym mogłaby walczyć. […] Nie miał pojęcia, do
czego zmierza. Poza tym pewnie próbowałaby stracić swoją broń ręką, gdyby nie
ograniczone pole manewru. Uderzyła głową kolejny raz, kiedy mężczyzna nadal
mocował się z jej bluzką. (r. 3) – Deren rozerwał jej ubranie, więc
jak mógł później męczyć się z bluzką? Czy Averyn miała kilka warstw ciuchów na
sobie?
Podsumowując, od początku
można było się domyślić, że końcowa nota będzie wysoka, aczkolwiek nie
najwyższa, gdyż do perfekcji trochę brakuje. Uważam, że najodpowiedniejsza
ocena to dobry +.
Powieść jest naprawdę dobra i potrafi zaciekawić. Nie powaliła mnie
może na kolana, ale jestem pełna podziwu, że taką historię udaje Ci się
stworzyć. Widać, że przykładasz się do pisania i z każdym rozdziałem jest
jeszcze lepiej. Przyczepiłam się najbardziej do kreacji świata, bo to ważny
punkt, i do opisów, gdyż kilka braków się znalazło. Masz dobrze wykreowanych
bohaterów, świetne dialogi, ciekawą fabułę (z kilkoma uwagami) i styl, który –
nie licząc tych koszmarnych zaimków – sprawia, że całość czyta się lekko i
przyjemnie. W dodatku piszesz poprawnie
i oryginalność występuje. Życzę Ci z całego serca, byś w jak najlepszy sposób
zakończyła Łzy Niewiernego.
PS Deneve, masz prawo mnie zabić. Wiesz, z czego przede wszystkim
wynikał ten poślizg, ale i tak mi jest głupio, że aż tyle musiałaś czekać.
Wyrażam teraz jedynie nadzieję, że ocena w jakimś stopniu okazała się pomocna,
a cały ten zastój pójdzie w niepamięć.
***
Według pierwotnego planu w aktualnym czasie powinnam zostać z dwoma lub
trzema blogami w kolejce i pod koniec lipca wszystko skończyć, ale patrząc
teraz na te siedem opowiadań, to myślę, że dopiero tuż przed początkiem roku
akademickiego ze wszystkimi się uwinę. O ile, oczywiście, ponownie nie wydarzy
się coś nieoczekiwanego. Ach, kolejkę odblokowałam, więc śmiało można się
zgłaszać.
Córę Malcadicty już
przeczytałam i sądzę, że w przyszłym tygodniu powinna pojawić się ocena.
Poślizgu nie przewiduję, więc za kilka dni wszystko będzie pewnie gotowe. W
dodatku zaczęłam oglądać K-Project,
więc i z Małpą Niofomune nie będzie raczej
opóźnień.
Chciałam jeszcze serdecznie pozdrowić właścicielki Weryfikatora, które
zapomniały o pierwszych urodzinach ocenialni i dopiero po trzech tygodniach
uświadomiły sobie o tym wydarzeniu. :D
Ach, i krzyczcie, jeśli znajdziecie błędy – jest możliwość, że coś
przeoczyłam.
Teraz życzę Wam dobrej nocy i do zobaczenia już niedługo.
Wow w koncu jest ocena! Mi się pdoba, jest bardzo żeczowa i dokładna :) Ale co Ty masz z tymi torturami?
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo.
UsuńCo ja z nimi mam? Po prostu jara mnie krew w powieściach. :)
chciałam tylko powiedzieć, że ocenę skomentuję, jak będę mieć jakieś ludzkie Internety, bo obecnie mam na korbkę i szlag mnie trafia średnio co pięć minut, tym niemniej bardzo dziękuję za ocenę :)
OdpowiedzUsuńWróciłam z zaświatów i przyszłam zostawić komentarz! WRESZCIE! :P
OdpowiedzUsuńZdałam sobie sprawę, że za bardzo przyspieszam akcję trochę za późno, w każdym razie teraz staram się ją spowolnić. No, ale lepiej późno niż wcale, tak uważam. Nigdy za późno na naukę :)
Treningów Averyn jako-takich nie miała praktycznie wcale i Kairn zaczyna zauważać, jak wielką "krzywdę" wyrządzono tym samym dziewczynie, ale fakt, zdecydowanie źle, że przeskakuję pewne elementy. Obecnie myślę nad tym, by pewne rozdziały poszerzyć własnie o to, co ominęłam, ale boję się, że jak zacznę coś poprawiać, to później stanę w miejscu i nie będę pisać dalej :F ale wiem, że to takie "must be" w poprawach (zapisuję sobie wszystkie błędy, które muszę zmienić, więc na pewno będę nad tym siedzieć).
Myślalam też nad torturami Varrena, ale bałam się, że tekst będzie przez to zbyt brutalny. Tym niemniej mogę spróbować przedstawić to w nieco łagodniejszej wersji, tak myślę...
Ych, tak, nie określam też czasu, dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę, chociaż ja wiem dokładnie ile dni minęło, to rozumiem, że czytelnik może mieć z tym problem, bo z rozdziału na rozdział akcja po prostu przeskakuje, bo nie określiłam dokładnie, w którym momencie się rozgrywa. Do poprawy oczywiście.
Sytuacji z Derenem się po prostu wstydzę, była tak opeczkowa i ałtoreczkowa, że chciałabym o niej zapomnieć, ale też mam zamiar stworzyć ją jakby od podstaw. To, że chciałabym o niej zapomnieć nie znaczy, że faktycznie daje mi to spokój :P
Co do Ilvana: to człowiek posiadający władzę, ale też posiadający ludzi od brudnej roboty, jeśli ma kogoś, kto mógłby wyręczyć go przy większości spraw, to dlaczego miałby z tego nie skorzystać? W wypadku Averyn jej los jest mu nie tyle, co obojętny, co raczej sprawdza to, jak Varren będzie reagował (przypominam, że Ilvan mimo wszystko wie, że ta dwójka kiedyś się znała).
Deren był o tyle niewygodny, że siłę i umiejętności posiadał, ale jednocześnie bardzo ograniczał Varrena, w końcu ten, zamiast zajmować się sprawami związanymi ze swoim stanowiskiem, wolał iść z kumplem "na dupy" lub urżnąć się do nieprzytomności :P
Co do zabójstwa Eremtaira: czy ktoś inny poza Varrenem uparcie twierdzi, że on nie żyje? ;) Wiem, za dużo mówię w tym momencie, ale to tak, żeby wytłumaczyć postępowanie Varrena. Skoro Eremtair "nie żyje" to Varren musiał mieć w tym jakiś cel i na pewno do tego wrócę.
Z tym, że Averyn za szybko się podnosi też mam problem. Postać, wstyd przyznać, trochę wymyka mi się spod kontroli momentami. I trochę nie chcę dopuszczać do siebie tej myśli, ale teraz widzę, że tak jest faktycznie.
Nie, Averyn nie zapomniała, że Varren bił ją i poniżał. Ma też świadomość tego, że pewnie jeszcze nieraz spotka ją to z jego strony, ale jest na tyle rozgarnięta, by wiedzieć, że lepiej mieć tego gościa za sojusznika niż wroga.
Z tym, że Averyn będzie nielubiana też jest problem (same problemy!) bo widocznie źle to ukazałam. Nikt nie powiedział, że Kairn, wyszkolony przez Varrena, był w Akademii lubiany.
UsuńZ kolei Varren zachowywał się tak, a nie inaczej, bo przez sprawę ze spartaczonym wszczepeniem Averyn kamienia, musiał chronić też siebie. Jakiż to byłby dla niego dyshonor, żeby szersze grono osób dowiedziało się o jego wielkim błędzie. Zresztą zatajając ten fakt sfałszował przecież dokumentację, łamiąc przy tym prawo - owszem, jest oficerem ale nie wszystko uchodzi mu na sucho, tym bardziej coś tak daleko posuniętego (wiem, moja składnia dziś powala, ale mam nadzieję, że zrozumiesz, co chcę przekazać :F).
AŻ CHOLERA NO. Przez Ciebie będę poprawiać opowiadanie teraz! Jak przestanę pisać nowe rozdziały to Twoja wina! :D a tak na serio to postaram się jakoś to (znaczy poprawianie i pisanie dalej) pogodzić.
Tak, Kairn może być kluczowy dla akcji. W każdym razie postaram się oddzielić Kairna-na-treningach od Kairna-na-co-dzień. Co nie znaczy, że mam zamiar zrobić z Kairna-na-co-dzień ciepłą kluchę.
Yh, cała ta Akademia odkryła kamień i potenciał w nim drzemiący, dopiero teraz będzie mowa o tym, jak wykorzystuje się superżołnieży, np. sprzedaje się ich, już wyszkolonych, za ciężkie pieniądze, jakimś państwom, to taki przykład tylko. W końcu każdy wręcz potrzebuje w kraju takiego wojownika, przecież inni mają, to my nie możemy być gorsi, prawda? To taki wyścig zbrojeń w postaci ludzkiej, bo tu człowiek właśnie jest największą bronią. Postaram się tę myśl rozwinać jak najszybciej.
Ich misje są naprawdę różne, ale zacznę ten wątek szerzej rozwijać po powrocie Averyn do Akademii.
Akademia wydaje niemałe pieniądze na tych ludzi, ale jeszcze większe zarabia. W każdym razie Varren też wspomina o mięsie armatnim, o tym, że ostatnio Ilvan stawia nie na jakość, lecz na ilość. Jezu, teraz nie wiem, czy o tym wspomniałam, czy już nie, w każdym razie jeśli nie, to zaspoileruję tu tylko najnowszy rozdział (wybacz :F) - Ilvanowi potrzebni są ludzie, bo chce otworzyć drugą Akademię w innym państwie stąd sprawdzanie, czy W OGÓLE ktoś się nada. Ale spokojnie, przewroty pewnie też nadejdą. Tym bardziej po awansowaniu Varrena xD
Za opisy otoczenia biją mnie już wszyscy, ale nie jestem o to zła, bo ci "wszyscy" mają rację. Dlatego też do tego tym bardziej przysiądę. Tym bardziej Dairen zasługuje na większą uwagę, ale to chciałam wprowadzić dopiero, gdy Averyn dostanie jako-taką możliwość swobodnego poruszania się po mieście.
O, a z tymi podstawami w bohaterach to nie wiedziałam. Postaram się coś z tym zrobić, albo poprawię to we wcześniejszych rozdziałach, albo spróbuję wpleść gdzieś dalej. Nieeeeeee, po kolorze włosów/oczy to by była tragedia, wiem, wiem, wiem! :P
Nie, Ilvana nie opisywałam, bo większośc wydarzeń, mimo narratora wszechwiedzącego, przedstawiona jest raczej z perspektywy Averyn, raz wspomina np. o kościstych palcach, które zaciskają się na jej ramionach, ale nie widzi go przecież, bo siedzi do niego tyłem.
Nie, nie czepiasz się :) naprawdę, postaram się te wszystkie rady zastosować i zwrócić większą uwagę na opisy otoczenia, bo wiem, że to idzie mi w pisaniu najgorzej.
O, cieszę się, że chociaż do dialogów nie masz zarzutów, to miło wiedzieć, że chociaż w jednej części jest się w pewnym sensie "bez skazy" :P To nie tak, że uważam, że się czepiasz do pozostałych, czy coś, bardzo sobie cenię Twoje rady, po prostu zdziwiło mnie to, że akurat w tym punkcie nie widzisz niczego złego :)
Wiem, nadzaimkoza to moja ciężka choroba, ale odkąd mam Nearyh za betę nie jest aż tak tragicznie. Tym niemniej i tak będę się samokształcić, by Nearyh nie musiała się tak nad moimi tekstami męczyć :P
Błędy oczywiście poprawię w najbliżym czasie, po prostu po moim "zmartwychwstaniu" mam dużo na głowie.
Jeszcze raz bardzo dziękuję za ocenę :)