Overrated albo Ravelle, w sumie obojętnie kto - mogłybyście dopisać do podstrony o mnie, że nie ocenię pamiętników/refleksji? Ten, który się zgłosił jeszcze przeżyję, ale więcej chyba nie strawię. Przepraszam za zamieszanie, ale zupełnie o nich zapomniałam, kiedy pisałam tę podstronę ;)
W sumie to moja druga ocena w życiu... Nie zjedzcie mnie :>
_____________
Ocena bloga: czarny-blues
Autor: Magda
Oceniająca: Diana
Pierwsze wrażenie (5/5)
Szczerze mówiąc, adres zupełnie nie
przywodzi na myśl bloga z opowiadaniem fantasy. Raczej z muzyką albo coś w ten
deseń. „Czarny” i „blues” nie mają ze sobą nic wspólnego, co dodatkowo mnie intryguje.
Adres jest łatwy do zapamiętania i oddzielony myślnikiem. Na belce widzę napis,
który jeszcze bardziej pobudza mój apetyt, ponieważ jest po łacinie. Kojarzy mi
się ze średniowieczem, może błędnie. Na początku trudno było mi go odczytać, to
wina tych wszystkich zawijasów. W każdym razie od razu otworzyłam Tłumacza
Google i sprawdziłam, co znaczy. „Oto lwy”, przynajmniej według wujka Google.
Napis zupełnie nie pasuje mi do bluesa ani nawet do czarnego. Jest tajemniczo,
wzbudzasz ciekawość czytelnika już od pierwszej chwili. Mam ochotę od razu
przeczytać choćby jedno opowiadanie, żeby się przekonać, czy naprawdę będzie
tak dobrze.
Grafika (13/15)
Na pierwszy rzut oka masz bardzo
ładny nagłówek. Widzę dziewczynę… w ogniu? Projekt jakiegoś zamku i listy albo
dokumenty… Na Twoim miejscu
zdecydowałabym się jednak albo na pastele, albo ołówek. Mamy wszystkiego po
trochu i w dodatku sprawia wrażenie aż za bardzo ułożonego i grzecznego. Nadal
nie wiem, czy to odpowiada tematyce. Skoro zamieszczasz opowiadania o
fantastyce, moim zdaniem ładniej wyglądałoby coś ciemniejszego i bardziej
tajemniczego. Chociaż istnieje niebezpieczeństwo, że będzie za dużo tego
wszystkiego, przez co zapanuje chaos.
Jednak przy obecnym nagłówku dobrym
wyborem było beżowe tło i ten czerwonawy kolor czcionki, który łatwo odczytać.
Właśnie, czcionka. Ona jest genialna! Sama to wszystko robiłaś i bardzo dobrze
Ci to wyszło. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jest spis treści, ale to wina
mojej nieuwagi. Poza tym nic się nie gryzie, wszystko jest czytelne (oprócz
tego napisu na nagłówku), nie razi w oczy. Ogólnie ładnie się komponuje; nie
jest ani za dużo, ani za mało – chodzi o ramki, ale o tym później.
Gwoli ścisłości – odjęłam jeden punkt za
dopasowanie do tematyki, bo z fantastyką to mi się to nie kojarzy i jeden za
nagłówek.
Treść (58/60)
Na wstępie pragnę zaznaczyć, że
oceniłam tylko opowiadania, za miniaturki nie zdążyłam się wziąć, przepraszam.
Prolog Jamnika Kleopatry jest mistrzostwem, doskonale wprowadza w Twój
świat i pokazuje tę magiczną atmosferę. Jest kot, który mówi, jest czarownica,
no i przede wszystkim tajemnica. O co chodzi z tą wielką mocą? Motyw ze
Scrablle’ami szczególnie mi się spodobał. W sumie fajnie byłoby, gdyby można
było tak wpływać na życie innych. Błyskawicznie wprowadziłaś akcję i zaciekawiłaś
mnie tym wszystkim, a trudno jest do tego doprowadzić. Nawet nie wiesz, jak się
cieszę, że nie muszę czekać na kolejny rozdział, tylko od razu mogę go
przeczytać.
Następna notka całkowicie mnie zaskoczyła,
ponieważ wprowadziłaś nowych bohaterów i nowy klimat. Ogólne zamieszanie,
Trufla jest wróżbitką. Robi się coraz ciekawiej. Przez chwilę poczułam się,
jakby bohaterowie byli w ETAP-ie („Gone – Zniknęli” autorstwa Michaela Granta)
– bez dorosłych, zupełnie sami na świecie. Pojawił się również wątek
romantyczny, chociaż taki trochę niedopracowany. Przynajmniej na razie. Trudno
jest się połapać w tej całej równoległości, ale… dobrze rozumiem, że Olka
została przeniesiona do drugiego świata a Trufla to wyczuła? Nie, chyba jednak
źle.
Ach, czyli że Potworski i zgraja również
są drugiej rzeczywistości. Wydaje mi się, że to żółtookie stworzenie to Filip…
Nadal zastanawiam się, w jaki sposób oni są ze sobą powiązani – bo w jakiś są
na pewno. Ale, ale! W drugim rozdziale
coś mi nie pasuje z czasem. Zakładam, że wszystko dzieje się latem, względnie
wiosną. Zazwyczaj wtedy później robi się ciemno. Trufla, Potworski i Jamnik
wyjechali koło piątej po południu, kiedy dojechali do tego miasteczka było już
ciemno. Czyli coś około dwudziestej pierwszej. Zanim się zorganizowali, też
minęło trochę czasu. Załóżmy więc, że mamy pół do dziesiątej. Trufla spała
godzinę, potem zaatakował ich ten larwowilk, co też nie trwało kilka sekund.
Wydaje mi się, że około godziny, może półtorej. Mamy więc coś koło północy.
Potem piszesz, że Trufla spała dwie godziny, co daje drugą w nocy, a tu okazuje się, że jest
trzydzieści siedem minut po północy. Skomplikowane, ale logiczne. Musisz
pamiętać, że to wszystko nie dzieje się w ciągu pięciu minut. Niemniej jednak
na razie opowiadanie niesamowicie wciąga i nie mogę się od niego oderwać.
Niee, ja tego nie rozumiem. Czuję się jak
Jamnik i w dalszym ciągu nie ogarniam całej tej afery z porwaniem Potworskiego
i przenikającymi się rzeczywistościami. Trufla znów wróciła do „naszego”
świata, a Potworski został u czarownic? Może jestem za głupia, ale nigdy nie
mogę się połapać w tych wszystkich czasoprzestrzeniach. Bardzo podoba mi się
to, że akcja toczy się w prawdziwym świecie. Polska, Słowacja (jak na razie),
te wszystkie autentyczne nazwy… Robisz coś takiego, jak autorzy prawdziwych
książek – ukazujesz zdarzenia nieprawdopodobne w rzeczywistym świecie. Nie
wiem, jak innym, ale mi daje to taką dziecinną nadzieję na to, że kiedyś przeżyję
swoją własną przygodę.
Potworski to Łukasz! Wreszcie coś mi się
układa. Rozdział trzeci uznałam za magiczny, ponieważ jak na razie wyjaśnia
najwięcej. Już wiem, jaki związek jest między nimi wszystkimi… Ładnie i
zgrabnie to wszystko wyszło. W sumie jak na razie trudno się do czegoś
przyczepić. Co chwilę bombardujesz mnie nowymi informacjami, choć pozornie
wszystko kręci się wokół jednego. Muszę przyznać, że fabułę to Ty masz bardzo
skomplikowaną, choć niby pozornie prostą. Kilka wątków, które zgrabnie łączą
się w całość. Nic nie jest tu przypadkowe, wszystko ma swoje zastosowanie i
przyczynę; przemyślałaś fabułę i nie idziesz na żywioł. A jeśli idziesz, to
wiedz, że tego nie widać. Stworzyłaś swój własny świat i dobrze wprowadzasz w
niego czytelnika. Nie gubię się i nawet zrozumiałam, o co chodzi z równoległymi
rzeczywistościami.
Wiesz,
co Ci powiem? Nienawidzę oceniać dobrych blogów, bo nie mam za dużo do
powiedzenia. Trudno jest wytknąć Ci jakieś błędy, chociażby w wykreowaniu
bohaterów i opisach miejsc – wszystko jest dokładnie napisane, co pozwala
czytelnikowi wczuć się w klimat opowiadania. Wspomniałam już o tym, że akcja
toczy się w prawdziwym świecie, co naprawdę mi się podoba. Mimo to nie
zapominasz o opisach miejsc. Jedyne, na co mogę zwrócić Ci uwagę, to to, że
specjalnie przerywasz akcję, żeby je wpleść. Nie są jakoś specjalnie długie,
ale myślę, że lepiej byłoby, gdybyś opisywała miejsca między wypowiedziami
bohaterów. Irytuje mnie również ta „drabinka”, która pojawia się u Ciebie dość
często. Chodzi o to, że postaci ciągle mówią i w żaden sposób nie jest opisane,
kto i kiedy się wypowiada, np.:
- A propos... Skąd u Yvonne tyle mocy? - spytał
Potworski.
- Ach, to... Sądzę, że pomagał jej ktoś z zewnątrz.
Zatrzymaliście się u Neyah w Alghero?
- Tak. To Neyah?
- Zapewne.
- Ale dlaczego? Nie sprawiała wrażenia wrogo
nastawionej...
- Jej i Yvonne nie łączy nic oprócz ogromnej niechęci
do mnie.
(rozdział siódmy). Musiałam liczyć, czyja
jest kolej na wypowiedź, żeby się połapać. Jak już przy dialogach jestem, od
razu powiem, że nie są wymuszone ani drewniane. Czyta się je jak prawdziwą
rozmowę. Ich styl jest dopasowany do wieku bohaterów. Są przemyślane (jak
wszystko zresztą) i nie zawierają bezsensownych wypowiedzi typu żegnanie się i
witanie bohaterów.
W trakcie czytania zauważyłam, że lubisz
kończyć rozdziały w momencie, w którym pojawia się nowy element, z reguły
wprowadzający kolejną tajemnicę. Co jak co, ale czytelnika to Ty umiesz
zaciekawić. (Jest dwudziesta trzecia, ale po co kończyć czytać, skoro to jest
takie wciągające?). Powinnaś wydać jakąś książkę albo coś. W Jamniku Kleopatry bohaterowie są
naprawdę dobrze wykreowani. Wiem, jak wyglądają; nie zlewają się ze sobą. Każdy
z nich jest inny, ma swoją historię i widać to w ich zachowaniu. Żaden nie jest
pominięty, o wszystkich jest trochę wiadomości. Nie wiem, czy zrobiłaś to
specjalnie, ale mimo tych „złych” cech, każda postać swoją postawą uczy nas
czegoś. Na przykład Yvonne. Mimo że jest raczej negatywną bohaterką, ja ją
lubię. Pokazuje, że warto walczyć o swoje za wszelką cenę, nawet jeśli tą ceną
ma być śmierć. Robi to dla swojego dobra, bo przecież nie wszyscy muszą się
poświęcać dla ogółu.
Okej, jest burza, gorący kubek z kakao,
czas wziąć się za Hic sunt leones. Po
przeczytaniu poprzedniego opowiadania, wiem już mniej więcej, co mnie czeka,
zwłaszcza, że jest to w pewnym sensie jego kontynuacja, jak sama powiedziałaś.
Zaczyna się dość ciekawie i w sumie od
początku rozdziału coś się już dzieje. Znany już Wodospad Okienkowy, czyli że
Benita wpadnie do równoległej rzeczywistości. Ale jaki brat spycha siostrę z
trzynastu metrów?! Znając Ciebie, to też ma jakieś znaczenie, bo przecież tu
nic nie dzieje się bez przyczyny. Tak sobie czytam i czytam, i bardzo podoba mi
się to, że oprócz typowej fantastyki, Twoje opowiadanie ma różne przesłania… Na
przykład to, co powiedziała Benita: - Czy
moje biczowanie przywróci mu życie? Czy moje biczowanie uczyni świat lepszym
miejscem, tak jak jego śmierć? Nie wydaje mi się. Ergo, należy żyć dalej i
cieszyć się, że się żyje. W końcu - tu uśmiechnęła się cynicznie, a w jej
głosie pojawiła się szczypta prześmiewczego patosu - czy nie po to zginęli?
Żebyśmy mogli żyć? Taak, to jest mój ulubiony cytat z całego opowiadania.
Naprawdę nie wiem, co jeszcze Ci powiedzieć
na temat Twoich dzieł. Są majstersztykiem; nie nudziłam się, kiedy je czytałam,
a nawet nie mogłam się od nich oderwać. Łatwo przekazujesz emocje, opisów nie
brakuje, dzięki czemu nic nie dzieje się na białym tle… Masz bardzo ładny styl
pisania, mimo że czasami pompatyczny. Widać, że przekazywanie tego, co chcesz
napisać nie sprawia Ci trudności – masz duży zasób słownictwa. Nie męczyłam
się, czytając Twoje opowiadania, nie musiałam co chwilę zastanawiać się nad
sensem zdań. Dobra, może to ostatnie czasami się zdarzało, ale o tym potem. Mogłabym
Ci odjąć punkty za świat przedstawiony – za to, że nie wyjaśniłaś do końca
koncepcji rzeczywistości równoległej, sposobu jej działania albo za
niewykreowanych bohaterów – ale tego nie zrobię, bo wszystko jest dokładnie
opisane. Denerwuje mnie to, wiesz?
Od razu powiem, za co poleciały dwa
punkty: za „drabinki” w tekście i za przerywanie akcji po to, żeby wpleść
opisy.
Poprawność (16/20)
Bardzo musiałam się natrudzić, żeby
znaleźć jakiekolwiek błędy… Ale to dobrze, przynajmniej nie musiałam co chwilę
zamykać Worda, żeby się odstresować. Jestem dla Ciebie pełna podziwu.
Jamnik
Kleopatry
Prolog
Jednak
zaraz stwierdziła, że wolałaby nie
usłyszeć opowieści o klasie Łukasza, która tylko utwierdziła ją w przekonaniu,
że gimnazjaliści mają wszyscy nierówno pod sufitem. Zaraz
jednak przypomniała sobie zdarzenie sprzed roku, gdy wiedziona
ciekawością poszła na spotkanie integracyjne z ludźmi, z którymi teraz chodziła
do klasy. – powtórzenie.
Nienawidzę papierosów od czasu, gdy mój tata... cóż,
zmarł na raka płuc. Ale nieważne. - Przez jej twarz przemknął cień gniewu. – i to wszystko?
Ja rozumiem, że po śmierci ojca Olka mogła się już pozbierać, ale wydaje mi
się, że ten cień gniewu na twarzy to jednak trochę za mało, jeżeli chodzi o
zgon bliskiej osoby. Nawet, jeśli wydarzyło się to dawno temu.
Rozdział I
- Trufla, idź, zobacz, czy są
sąsiedzi. – brak przecinka.
Trufla kiwnęła głową i skierowała
się do pomarańczowego domu sąsiadów. Zadzwoniła do drzwi, błagając w myślach,
by otworzyli. – może jestem niedorozwinięta, ale jeszcze nigdy nie widziałam
pomarańczowego domu. Mam też wrażenie, że jesteś uzależniona od tego koloru, bo
w prologu ściany stołówki również były pomalowane na owy kolor.
Rozdział II
Dlatego, że nigdy nie znikał bez słowa, do
tego zostawiając auto. – w zwrotach „dlatego że”, „mimo że” itp., przed owym
„że” przecinka nie stawiamy.
Jakieś dwadzieścia metrów dalej zaczynał się
las. - jedno mnie zastanawia – skoro las był w takiej odległości od
stacji, a Trufla weszła zaledwie w krzaki ją otaczające, to przecież nie mogło być znowu tak daleko, żeby potem
przez długą chwilę musiała uspokajać oddech, aby móc spokojnie mówić. Nie
jestem jakoś wybitnie wysportowana, ale niecałe dwadzieścia metrów (stacja też
nie ma kilometra przecież), to jestem w stanie przebiec w tempie uciekającego człowieka
bez zadyszki.
W plecaku była schowana broń, ale Trufla nie
wierzyła, by zdołała wyjąć ją na czas i celnie strzelić, zwłaszcza, że strzelała tylko raz, pod okiem wuja, a celem była wielka kopa siana, stojąca chyba z pięć
metrów od niej. – po pierwsze, trochę za
długie to zdanie. Przed „zwłaszcza” dałabym kropkę. Po drugie, powtórzenie. Po
trzecie, po „siana” powinien być przecinek.
Rozdział
III
Jej świat składał się z książek, drewnianych wiórów na
biurku, gdy rzeźbiła, i świec. – przecinek
przed „i” się zgubił.
Rozdział IV
- Myślisz? Ale przecież Yvonne powiedziała, że odeśle ich no normalnej. - Eunika uniosła brwi. - Ale to
rzeczywiście musi być ona. – do normalnej… ale normalnego czego?
- Mam pewną... hipotezę - odpowiedziała wiedźma. - Trzeba ją przenieść na
kanapę. – dlaczego chcesz przenosić hipotezę na kanapę? Wiem, że chodzi tu o
Truflę, ale to brzmi jakbyś chciała to zrobić z hipotezą.
- Tak, była. Spotkałam ją.
- Tak?
- O, tak. Proponowałam jej, by się u mnie
zatrzymała, ale powiedziała, że ma jeszcze kilka miejsc do odwiedzenia. - powtórzenie.
Zamiast „tak” mogłabyś napisać „oczywiście” albo coś takiego.
Rozdział V
Chyba, że da się wykorzystać łączność
telefoniczną... – zbędny przecinek.
Rozdział VI
Potworski miał pewność, że to właśnie ta
karta, chociaż nie dalej jak tydzień temu grał z Truflą w makao tą właśnie talią. – powtórzenie.
W jej oczach błyszczała ekscytacja pomieszana z szaleństwem, i triumf – przerażający, a równocześnie czyniący
jej twarz niesamowicie piękną. – przecinek przed „i”. Jeśli jest bez
przecinka, brzmi to tak, jakby ekscytacja była pomieszana z szaleństwem i
triumfem.
W połowie tego wybrzuszenia Jamnik stracił przyczepność i zaczął zjeżdżać. Zjechał poza
krawędź i zawisł na rynnie. – powtórzenie.
Rozdział VII
Miała na końcu języka pytanie, czy i ja
chce dopisać do listy podbojów, ale nic nie powiedziała. – ogonek Ci się
zgubił.
Szczerze mówiąc, nie spodziewałam
się, że tak szybko uwolni się z moich więzów, liczyłam, że będziemy mieć więcej
czasu. – brak przecinka.
Rozdział IX
Będzie, jak i one, siedzieć w jednym z pustych miast rzeczywistości
równoległej, nim tęsknota popchnie ją do desperackich kroków i próbując zmienić
zasady, wysadzi kawałek świata w powietrze.
– przecinek po „zasady”.
Hic sunt leones
Prolog
Nie napotkawszy nikogo, dotarła aż do budynku, w którym sprzedawano
bilety wstępu na szlak. Tu także nie było nikogo;
miejsce było ciche, opustoszałe. – powtórzenie; brak przecinka przed „dotarła”.
Zdjęła je, wyciągnęła nogi ku słońcu.
Powieki ciążyły jej, jej
mózg protestował, wołał o przerwę. – zjadłaś „g”; powtórzenie.
Była niezmiernie zdziwiona tym, że nikt jej nie obudził, nikt nie
zwrócił uwagi na to, że zasnęła w kasie
biletowej. – uwagę zwraca się komuś albo na coś.
Powoli zapadał zmrok i Benita, nie rozumiejąc
swojej sytuacji, rozumiała przynajmniej tyle, że
musi sobie znaleźć nocleg. – powtórzenie. Może zrobiłaś to specjalnie, ale
nie wygląda to ładnie.
Rozdział I
Jaki okrutny był świat, który pozwolił jej posmakować tych ust, wtulić
się w te ramiona, o których tak długo śniła, spojrzeć w ciemne oczy pełne
ciepła i sympatii dla niej, właśnie dla niej, pozwolił tylko po to, by po
chwili krótkiej jak mrugnięcie okiem odebrać jej wszyskto.
– za długie jest to zdanie; literówka.
- Nie jestem pewna, czy naprawdę coś potrafię, czy poprostu mam omamy... – „po prostu” piszemy
oddzielnie. Ale wydaje mi się, że to też literówka.
Rozdział II
- Więc nie żartowałeś, mówiąc o
gadającym kocie? – przecinek zjadłaś.
Cechowała ją miłość do niebezpieczeństwa,
energia i zuchwalstwo, agresja, a jej reakcje były często nieadekwatne do
okoliczności. – miłość może być do
kogoś/czegoś.
Rozdział III
Nie ma tu nic, co się lubi; abstrahując od faktu, że jest ta okropna
pustka, wielka wyrwa spowodowana absolutną nieobecnością Jamnika, nie ma tu nic
zupełnie, na co czeka się z utęsknieniem, do czego czuje się sentyment. – to jest
właśnie jedno z tych za długich zdań, w których gubię ich sens po przeczytaniu
jednej linijki.
Po cóż właściwie znać całą tę magię, formuły, język, mikstury i tajniki
latania, jeśli na nic się to nie przyda, jeśli nie można tym zmienić
prawdziwego świata, jeśli wszystko to jest zamknięte w tym nierzeczywistym
pseudoświecie? – tu jest drugi taki przykład. Ja rozumiem to, że długie zdania lepiej
oddają uczucia bohatera, ale bez przesady.
Miała ciasto czekoladowe i wino, i
wyglądała, jakby nic ponad to nie było jej potrzebne do szczęścia. Zasiedli w
trójkę przy stole na tarasie. – to Benita wyglądała, a nie wino.
Skoro rano śpiewała piosenkę o zabijaniu,
stojąc nad iluzją swojego zamordowanego ojca? – przecinek powinien znaleźć się przed
„stojąc”.
Rozdział IV
Nie sposób było stwierwdzić, czy zniknął
już, czy nadal siedzi na zewnątrz. – literówka.
- Proponuję wyjść - odezwał się
półgłosem Jamnik, nie spuszczającwzroku z oczu
upiora. – wyrazy się zlepiły.
Dotyk ten zdawał się być źródłem niewysłowionego bólu, który uniemożliwiał nawet krzyk. – zabrakło „i”.
Rozdział V
Kotka sięgnęła myślami ku umysłowi Benity i natychmiast dokonała
tego samego odkrycia, co wcześniej Filip - umysł dziewczyny był niewykrywalny i
zamknięty przed innymi. – zjadłaś „n”.
Okropnie chciało jej się płakać, a w danym momencie nie widziała
najmniejszego powodu, dla którego powinna powstrzymywać łzy. – tu również.
Benita z widocznym wysiłkiem próbowała dźwignąć się do pozycji
siedzącej. – i tutaj też.
I gdy tak leżała w jego ramionach, z głową opartą na jego piersi, krucha i
pozbawiona całej swojej buty, zapragnął chronić ją już
zawsze i odganiać potwory, które mieszkały w jej umyśle. – ogonek zjadłaś.
Źdźbła trawy łaskotały ją w nos, więc przewróciła się na
drugi bok. – brak „w”.
Jamnik uśmiechnął się do niej i odłożył szklany nóż na blat, nie poświęcając mu więcej uwagi. – brak „i”.
Tak coś mi się wydaje, że pisząc ostatnie rozdziały Hic sunt leones, byłaś bardzo głodna…
Ramki (5/5)
Muszę Cię pochwalić za bardzo
uporządkowane ramki (wspominałam o tym już w ocenie grafiki). Na niektórych
blogach panuje taki bałagan, że jest to wszystko ogarnąć. Dodatkowy punkt masz
ode mnie za odnośnik do strony głównej w nagłówku.
O
blogu
Zgrabnie napisane wprowadzenie do
wszystkich historii. Wreszcie dowiedziałam się, jaki związek ma „Hic sunt
leones” z fantastyką! Dziękuję Ci za to, bo nie domyśliłabym się. Szczególnie
spodobał mi się opis Portretów. Jako
że ja z feminizmem jestem w pewnym stopniu związana, mam ochotę zabrać się za
czytanie któregoś z nich w trybie natychmiastowym. Cieszę się, że ktoś wreszcie
skupił się na kobietach i docenia ich różnorodność, a nie tylko marudzi.
Odnoszę wrażenie, że masz głowę pełną pomysłów, ale czasem trudno będzie się
połapać w Twoim świecie.
O
Magdzie
Weszłam w tę zakładkę pełna obaw.
Blogerzy zazwyczaj opisują siebie bardzo szczegółowo i banalnie (ulubiony
kolor, książka, film itp.), a tu mam przede wszystkim cechy charakteru. Powiem
Ci, że jesteśmy do siebie dość podobne. Również i tutaj mogę się czegoś
dowiedzieć o blogu – wiem już, że czasem będzie dużo patosu, ale tekst
najpewniej będzie przemyślany i pisany dojrzałym stylem. „Wróżka Diana prawdę
Ci powie”. Nadal nie ma żadnych błędów, co mnie irytuje, bo ja się lubię
czepiać.
Kiedy
zobaczyłam ten wiersz, pomyślałam, że sobie go odpuszczę, ponieważ poezja to
jest to, czego nie cierpię. Po krótkiej chwili stwierdziłam, że jednak go
przeczytam – w końcu jest o kobietach. Zakochałam się w nim i gdzieś sobie go
zapiszę. Może nawet nauczę się go na jakiś konkurs recytatorski… Chwała Ci za
to, że go tam umieściłaś.
Obrazki
Nie dość, że bez jakichkolwiek błędów, to
jeszcze świetnie rysuje! Protestuję i żądam równouprawnienia. Ja też chcę tak
ładnie rysować. Nie żebym się jakoś znała na plastyce, ale moim zdaniem te
szkice powinny ujrzeć światło dzienne nie tylko na blogu. Szczególnie spodobał
mi się Filip i Jamnik.
Kącik
muzyczny
Wszystkie linki działają poprawnie, ale
lepiej byłoby, gdyby otwierały się od razu w nowej karcie. Oszczędziłoby to
dodatkowego klikania, a ja należę do osób raczej leniwych.
Linki
Jeżu, ile ich tutaj jest! Naprawdę
to wszystko czytasz? Nie działa ten do „Na jawie wyśnione”, chyba że to wina
mojej Mozilli. Link do Weryfikatora jest, więc jedźmy dalej.
Statystyki (5/5)
Spamu nie masz. W niektórych
komentarzach po prostu wypisane są błędy, ale to raczej nie Twoja wina. Przy
miniaturkach masz więcej opinii, tam również odpowiadasz na nie – miło,
kulturalnie. Nie widzę więc powodu, dla którego miałabym odjąć Ci jakiś punkt.
Inne (3/5)
Hm… Zwięźle i na temat: jeden za
oryginalność, drugi za świetnie wykreowanych bohaterów, trzeci za przemyślaną
fabułę.
Podsumowanie
Jestem strasznie zadowolona z tego,
że to właśnie ja miałam przyjemność oceniać Twojego bloga. Cóż mogę jeszcze
dodać… W fabule i bohaterach i całej reszcie nie musisz za bardzo nic
poprawiać. Popracuj jedynie nad tymi „drabinkami” i opisami – nie przerywaj
akcji tylko po to, by opisać miejsce, a rób to między wypowiedziami bohaterów.
Popraw te błędy, które wypisałam i będzie dobrze. Twoje opowiadania bardzo
wciągają i powiem Ci, że na pewno jeszcze zajrzę na Twojego bloga.
Otrzymujesz 105 punktów na 115 możliwych, czyli ocenę bardzo dobrą. No nie… chciałabym coś podciągnąć, ale chyba już nie
dam rady.
Najsampierw dziękuję bardzo za ocenę :)
OdpowiedzUsuń„Oto lwy”, przynajmniej według wujka Google - pewnie już zauważyłaś na podstronie, że wujek standardowo się myli, napis oznacza "tu są lwy".
To na nagłówku to nie zamek, tylko fragment weneckiego pałacu Dożów :)
ładniej wyglądałoby coś ciemniejszego i bardziej tajemniczego - na niemal każdym blogu o fantastyce jest pełno mhhroku i jakichś niewyraźnych pseudotajemniczych maziajów, a ja cenię sobie przejrzystość i minimalizm.
Godziny podczas ataku larwowilka faktycznie mogły mi się pomylić, przeliczę sobie jeszcze raz, a najlepiej rozpiszę.
Oczywiście, fabuła została rozpisana do samego końca jeszcze przed napisaniem pierwszego zdania. Ja już tak mam, jakbym nie rozpisała, to nie dociągnęłabym do końca.
O, ja też lubię Yvonne. Ogólnie o wiele lepiej mi się pisze o takich zołzowatych postaciach niż takich milutkich jak Trufla.
Pomarańczowy dom sąsiadów istnieje naprawdę :D I ściany w hotelu też były pomarańczowe, więc to nie wina mojego bzika, tylko ludzi, którzy je malowali :D
potem przez długą chwilę musiała uspokajać oddech - no ale jak się czegoś tak naprawdę przestraszysz, to jest później ciężej oddychać, czujesz ucisk w klatce piersiowej i ogólnie jesteś rozdygotana. Nie masz tak?
do normalnej… ale normalnego czego? - rzeczywistości normalnej. Uznałam, że w tym kontekście będzie to jasne.
lepiej byłoby, gdyby otwierały się od razu w nowej karcie - klikaj na nie scrollem, wtedy otworzą się w nowej karcie :)
Te literówki i brakujące spacje to dlatego, że mam okropnie brudną klawiaturę, a ponieważ używam laptopa, mam ograniczone możliwości czyszczenia jej. A poza tym jestem ślepa.
I cóż jeszcze, dziękuję za tyle miłych słów :)
Pozdrawiam serdecznie!
Akurat grafika to coś, czego najbardziej nie lubię. Dlaczego? Po pierwsze, nie za bardzo się na niej znam, a po drugie to, jak szablon jest na blogu zależy od gustu autora. Niekoniecznie wszystkim może się podobać. A pomarańczowych ścian nadal nie umiem sobie wyobrazić, ale skoro tak było, to nie będę dyskutować ;)
Usuń