Autor: ~Shade
Oceniająca: Diana
1. Pierwsze
wrażenie (5/5)
Adres
prosty, logiczny i łatwy do zapamiętania. Przyciąga uwagę, co też jest ważne.
Interesujący. Zapowiada ciekawą fabułę i mam wrażenie, że trochę się przy niej
napracowałaś. Nie mam pojęcia, jak napis na belce ma się do adresu, ale pasuje
bardziej do romansidła niż fantasy. Mam więc nadzieję, że miłość nie będzie
stanowiła całej fabuły, a będzie jednym z wątków. Ogólnie rzecz biorąc, jestem
ciekawa tego opowiadania i nie mogę się doczekać czytania.
2. Grafika
(13/15)
Na blogu wita mnie szarość. Szablon nie
jest jakoś specjalnie skomplikowany. Napis na nagłówku jest czytelny, tylko
znów przywodzi na myśl romans. Jedynie ten lis jest trochę dziwny i nie za
bardzo pasuje do pozostałych elementów nagłówka. Na pierwszy rzut oka w ogóle
go nie widać, ale potem strasznie przyciąga wzrok. Tło jednokolorowe, uspokaja
i zapewnia tajemniczą atmosferę. Czcionka jest widoczna i ma przystępny
rozmiar. Dużo tu gadżetów, ale nie zwraca się na nie szczególnej uwagi. Jedynie
maskotkę bloga, która jest po prostu genialna, przesunęłabym wyżej. Nad
obserwatorów.
Całość wygląda estetycznie, jednak napis
na belce i nagłówku nie pasuje za bardzo do fantasy, jak już mówiłam.
3. Treść
(49/60)
Rozdział 1.
Moją pierwszą myślą po przeczytaniu go
było to, że wcisnęłaś tam za dużo imion i nazw jak na jeden (dość długi)
rozdział. Zbyt wiele do zapamiętania, zwłaszcza że stworzyłaś zupełnie nowy
świat. Chciałaś wyjaśnić wszystko na wstępie i przez ten natłok informacji
poczułam się jakbym czytała podręcznik. Nie lepiej stopniowo wprowadzać
czytelnika w ten świat? Poczekać, aż przyswoi niektóre informacje, a resztę
zawrzeć w następnych rozdziałach? O wiele przyjemniej by się to czytało. W
obecnej wersji co chwilę zastanawiałam się gdzie, kto, do kogo i dlaczego.
Doceniam to, że wymyśliłaś wszystko od podstaw. Doceniam to, że imiona bogów
brzmią jak imiona bogów, a nie zwykłych śmiertelników. Jednak dlaczego jest ich
tak dużo?
Następnie akapity, a właściwie ich brak.
Przez to tekst sprawia wrażenie zbitego i bynajmniej nie zachęca do czytania.
Nie wystarczy zacząć od nowej linijki – akapit to rzecz obowiązkowa.
-Heitre, jesteśmy boginiami. My się nie zmieniamy - westchnęła Ketove z ulgą
i lekkim politowaniem w głosie. Parę linijek wcześniej napisałaś, że bogowie i boginie
zmieniają się praktycznie bez przerwy. To jak w końcu z nimi jest?
Upewniwszy
się, że jest w miarę bezpieczny i mocny, silnym "kuśkańcem " dała
wierzchowcowi sygnał, by ruszył. A nie można po prostu napisać, że
przycisnęła łydkę do jego boków albo coś w ten deser? Btw, co to znaczy
„kuśkaniec”?
Baardzo dłużył mi się ten rozdział.
Takie gadanie o niczym. Niby przedstawiłaś cały świat, ale niewiele się
wydarzyło. Tak, jak mówiłam: niektóre informacje mogłyby pojawić się później.
Rozdział 2.
O wiele ciekawszy od poprzedniego,
choć nadal dużo gadania o niczym. Rozumiem, że trzeba wprowadzić czytelnika w
świat, ale raczenie go coraz dłuższymi fragmentami ksiąg, które czytała Berui
nie było dobrym pomysłem. Na przykład to o tej kobiecie, która prawie zmarła w
górach. Wątpię, żeby autorowi książki o miksturach chciało się opisywać
dokładnie okoliczności powstania danej mieszaniny. Może w trzech, czterech
zdaniach przybliżyłby tę historię, ale żeby aż tak się zagłębiać? Mogłaś po
prostu napisać, że Berui dowiedziała się tego i tego.
Wcześniej
płakał, bo łzy zosatwiły po sobie na jego buzi czyste ślady. Mniejsza o
literówkę. Sens tego zdania jest mniej więcej taki, że dziecko płakało, bo miało
czyste ślady na buzi. Miało być chyba na odwrót, prawda?
Zbiorowy posiłek - bo tak też się to
nazywało - odbywał się trzy razy dziennie. Pierwszy o godzinie dziewiątej,
drugi około trzynastej, a ostatni - trzeci - o osiemnastej. Że tak powiem:
no shit, Sherlock! Skoro są trzy posiłki, to chyba wiadomo, że ostatni jest
trzecim. Bez sensu jest traktowanie czytelnika jak idioty i dodawanie takich
uściśleń.
Rozdział 3.
Każdy inny przejąłby się bardziej, gdyby
obraził niemal najważniejszą osobę w wiosce - jednak nie Orem. Z Belgiurem
łączyło go coś przypominające przyjaźń. Gdyby ktoś zapytał obydwu mężczyzn o
ich stosunki, odparliby, że się nienawidzą. Dogryzali sobie kiedy tylko
była ku temu okazja, ale gdy jeden lub drugi miał kłopoty, pomagali sobie, jak
mogli. Jeśli ktoś podejrzewał ich publicznie o przyjaźń - wypierali się
wszystkiego. Mimo to, wszyscy wiedzieli, że obydwaj mężczyźni są dla
siebie jak bracia, którzy się nie cierpią, ale nie mogą bez siebie żyć. Może
to tylko moja psychika, ale… I SHIP THEM SO HARD! Naprawdę, pasują do siebie.
Pierwszy raz nie mogę się do czegoś
doczepić w jakimś rozdziale. Nie no, nie wierzę. Przecież to jest niemożliwe,
żeby wszystko było tak dobrze.
Nie umiem sobie wyobrazić zalmutów.
To nie jest wina Twoich opisów, które są bardzo dobre, swoją drogą, ale trudno
jest mi połączyć psa z wiewiórką. Wygląda to absurdalnie. A jeżeli dla mnie coś
jest absurdalne, naprawdę możesz sobie pogratulować. Tym bardziej doceniam
Twoją wyobraźnię – mało ludzi wpadłoby na tak dziwne połączenie.
Przydatne są wyjaśnienia tych tajemniczych
słów na końcu rozdziałów, ale proponuję założenie osobnej zakładki, coś w
rodzaju słownika, gdzie to wszystko byłoby zapisane.
Rozdział 4.
Szczerze mówiąc, nie mogłam doczekać
się momentu, w którym Sky będzie większy.
Trochę dziwnie się zachowuje: najpierw mówi do Oniell „pani matko”, a potem pyskuje i mierzwi jej włosy. Takie to naciągane, zwłaszcza, że Oniell usiłuje być taka surowa.
Och, a było tak fajnie. Sky stał się tym typem bohatera, który jest niezwykły, ale o tym nie wie.
Trochę dziwnie się zachowuje: najpierw mówi do Oniell „pani matko”, a potem pyskuje i mierzwi jej włosy. Takie to naciągane, zwłaszcza, że Oniell usiłuje być taka surowa.
Och, a było tak fajnie. Sky stał się tym typem bohatera, który jest niezwykły, ale o tym nie wie.
On jest chorobliwie chory na jej punkcie. Serio? A ja jem
naturalnie naturalne jabłko.
Poprzedni zachorował po zjedzeniu jakiejś
nieznanej rośliny na bardzo dziwną chorobę - na całym ciele wyszły mu duże
krosty, a przełyk spuchnął mu do niewiarygodnych rozmiarów, przez co przez
kilka dni umierał powoli z głodu. A mi się wydaje, że powinien się najpierw
udusić…
Masz
zadziwiająco mało takich potknięć w rozdziałach i nie są jakoś bardzo rażące.
Przejdźmy więc do oceny bohaterów.
Co ja
mam powiedzieć o postaciach, skoro jest ich tu tak dużo, a charakter Ryttera
poznałam dopiero w ostatnim rozdziale? I to nie całkiem, bo znowu nie
uwypukliłaś aż tak bardzo jego cech. Trochę szkoda, że okazał się kolejnym
dzieckiem, które jest przygarnięte przez jakąś rodzinę, nie wie o swoich mocach
i jest takim trochę samotnikiem. Czy jego moce, o ile jakieś ma (a podejrzewam,
że jakieś tam zdolności posiada), nie powinny ukazać się trochę wcześniej? A
może ta jego specjalność to strzelanie z łuku? W takim razie to trochę takie…
mało boskie, o. No w końcu każdy może się nauczyć strzelać. W każdym razie jego
charakter dopiero się rozwija.
Berui
niby ma być taka zUa, fe, niedobra, a jednak opiekowała się Rytterem i wtedy,
kiedy odzywała się do Aldesta i reszty również nie dało się odczuć tego, że
jest zgorzkniała. Zachowywała się raczej jak niewykształcona wieśniaczka, która
zwariowała.
Ketove,
choć mało jej było w tej historii, również odegrała pewną rolę. Nie za bardzo
wiadomo, jak powinna się zachowywać, powiem tylko, że to, jak mówiła sama do
siebie było dość dziwne. Trochę ją ogłupiłaś – strasznie wolno przychodziło jej
łączenie faktów i organizowanie wszystkiego. Okej, była przed chwilą urodziła,
ale jednak odpoczęła trochę w tej jaskini, no i była boginią.
Z
kolei Oniell ma jakieś rozdwojenie osobowości. Albo to urok Ryttera tak na nią
działa. Chodzi o to, że miała być stanowcza, a wyszło na to, że on targał jej
włosy i zwracał się do niej dość nieuprzejmie. Trochę Ci nie pykło to jej
zdecydowanie.
Oprócz
tego mamy masę epizodycznych bądź drugoplanowych bohaterów, którzy praktycznie
niczym się nie wyróżniają. Mogę jedynie powiedzieć, że jest ich stanowczo za
dużo i strasznie się mieszają.
Opisy są dokładne i przemyślane. Tutaj
nie mam na co narzekać, bo nawet najdrobniejszy szczegół ma swój wygląd, a
przede wszystkim wiem, co czują bohaterowie w danej chwili. Może jedynie
popracuj nad tym, by wplatać te opisy w akcję, bo na razie przerywasz ją, żeby
opisać daną rzecz.
Dialogi są niekiedy sztywne,
szczególnie kiedy postaci mówią same do siebie, jak to miała w zwyczaju Ketove.
Jednak kiedy rozmawiają już w jakimś szerszym gronie, z tą naturalnością jest w
porządku. Jedynym problemem jest to, że czasem (czytaj: wtedy, kiedy mówi
Berui) nie są one dopasowane do osobowości. Czyli że z wypowiedzi tej wiedźmy
nie wynika to, że jest niemiła, a do tego, by ją tak postrzegano wystarczy sam
jej wygląd. Sama wyraźnie zaznaczyłaś, że jest wredna, więc to, co ona mówi
powinno o tym świadczyć.
Cóż,
opowiadanie w dużym stopniu jest oryginalne,
jednak niektóre schematy są powielane. Na przykład to, że Sky nic nie wie o
swoim pochodzeniu i nie mieszka ze swoją rodziną. To jest dość częsty motyw w
książkach i opowiadaniach. Jednak cały świat, jego reguły, stworzenia w nim
żyjące, zwyczaje – to wszystko jest wymyślone przez Ciebie. Postarałaś się
nawet o niecodzienne nazwy: zalmuty mają swoje specjalne określenie, a mogłaś
je po prostu nazwać wiewióropsami. Tak, tutaj naprawdę wszystko dopracowałaś.
Z
kolei za zaciekawienie czytelnika
znów odejmę Ci trochę punktów. Powód? Akcja nie zdążyła się specjalnie
rozwinąć, ponieważ do oceny dostałam jedynie cztery rozdziały. Przyznam szczerze,
że pierwszy nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. W porównaniu z nim kolejne
były o niebo lepsze, chociaż i tak trochę brakowało im do doskonałości. Tak
właściwie dopiero w czwartym zaczęła się coś dziać. Przez pierwsze trzy
opisywałaś praktycznie jedną sytuację, jednak ona pozwoliła wczuć się w klimat
opowiadania. Widzę, że zanosi się na
wprowadzenie jakiejś akcji, w końcu Rytter musi uciec z wioski. Może będzie
lepiej?
Zasób słownictwa masz duży i
wzbogaciłaś go jeszcze o te tajemnicze nazwy, więc tutaj nie mam się czego
uczepić. Nad stylem powinnaś jednak
trochę popracować. Używasz za dużo wyrazów charakterystycznych dla stylu
urzędowego. Nie ta forma, moja droga. Nie piszesz listu do prezydenta. To jest
blog z opowiadaniami. Nie wymagam od Ciebie, byś zaczęła pisać stylem potocznym
(tak, wtedy pewnie narzekałabym na to, że jest za dużo słów ze slangu
młodzieżowego), ale niektóre wyrazy można zastąpić innymi, mniej oficjalnymi.
Została
jeszcze fabuła, o której znów zbyt
dużo nie powiem, ponieważ nie zdążyła się jeszcze za bardzo rozwinąć. Jakiś tam
zaczątek jej jest, jednak dopiero się rozwija i nie sposób się o nim szerzej
wypowiedzieć. Zaczynasz opowiadanie, więc nie miej mi tego za złe. O świecie
przedstawionym mówiłam już wcześniej: jest w każdym calu dopracowany. Ech, no
co ja mam tu napisać, skoro nawet wątki są w fazie wykluwania? Okej: nie wiem,
dokąd to wszystko zmierza ani jak zamierzasz tę fabułę rozwinąć, ale jak na
razie jesteś na dobrej drodze by wyszło z tego dość interesujące opowiadanie.
Tylko nie zepsuj go przez powielanie utartych schematów!
4.
Poprawność (15/20)
Dużo tu błędów interpunkcyjnych i widzę
kłopoty z dialogami, więc nie będę pod każdym cytatem pisać, co jest nie tak.
Jeśli widzisz czerwony przecinek, to nie powinno go tam być, a Ty go
postawiłaś, a jeśli zielony, to go zabrakło.
Rozdział
1.
Dla zachowania pozorów, wzięła sobie kawałek tortu.
- Witam,
leśniczko! - boginka miłości przywitała się
głośno i wesoło. – boginka dużą
literą.
Jako, że była boginią
lasów, szybko zwołała Święte Drzewa, które w Azaanie były na każde jej
skinienie.
Poprosiła je, o przeszukanie
całego lasu w celu odnalezienia jednorożca i przyprowadzenie go do groty,
którą wskazała.
Mimo że, sam
strzelający był tylko mgłą, to broń trzymana przez niego była bardzo
realistyczna.
- Jeżeli jest nawet podpisany,
to oznacza chyba, że jest twój, Sky. - pierwszy raz powiedziała do syna zdrobniale. - to twój prezent
od bogów z okazji narodzin. – pierwszy i
to dużą literą; zabrakło kropki.
Bogini powoli zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że
nie przeżyje zlotu na ziemię. – na ziemię w
sensie grunt czy Ziemię? Z kontekstu wynika, że to drugie, więc nazwy planet
piszemy dużą literą.
Rozdział 2.
Już przez samo to, poczuła
do niego coś podobnego do sympatii.
W
okół roznosił się przyjemny zapach
kwiatów. – wokół!
Przez moment przyglądała się dziecku, zastanawiając się, jak zacząć.
Wiedźma przyglądala się złotym oczkom dziecka. – przyglądała.
Być może, w tym chłopaku dostrzegła swoje nigdy nienarodzone
dziecko, które powitałoby ten świat, gdyby nie
trucizna podrzucona przez zawistną sąsiadkę?
Posiedziała
przez chwilę w milczeniu, zastanawiając się
nad przeczytanym fragmentem.
Ludzie z
wrażenia pootwierali buzie i wpatrywali się szeroko otwartymi, przestraszonymi
oczami w wiedźmę - zupełnie, jakby bali się, że
gdy tylko odwrócą wzrok, staruszka zniknie, zbliży się do nich niepostrzerzenie i zrobi im coś złego. – niepostrzeżenie.
- Czy
jest wśród was kapłan?_. - wiedźma znowu zignorowała pytanie i rozejrzała się po
tłumie. – zabrakło odstępu między wyrazem a myślnikiem; wiedźma dużą literą.
- Jaki znak? - najstarszy nie rozumiał, o co mu chodzi. Nie był on specjalistą w
dziedzinie wierzeń, podobnie jak większość ludzi z osady. – znów: najstarszy dużą literą.
Rozdział
3.
Kiedy stał już pewnie na nogach, podciągnął swoje niezbyt czyste wełniane
spodnie, splótł ręce na dość dużym brzuchu i mlasnął kilka razy, próbując w ten sposób zwrócić uwagę tych, którzy
jeszcze nie patrzyli na niego, mimo wywołanego
wcześniej hałasu.
A czy jesteś...
Hmm... Jakby to... - Aldest szukał odpowiedniego słowa.
- Dyspozycyjny umysłowo? - Zapytał, nie
mając najmniejszego zamiaru obrazić Orema, który mimo,
że starał się wyrażać jak najdokładniej, nie mógł ukryć swojego lekko
"otumanionego" stanu. – tym razem na odwrót: zapytał małą literą.
-Tak,
masz rację, Heden.
- Aldest uprzedził odpowiedź Oniell, ponieważ on również doskonale słyszał
prośbę dziecka. - proszę
wszystkich o opuszczenie jadalni. – zabrakło kropek i proszę dużą literą.
Wiedźma
stwierdziła, że są dobrana parą. – dobraną.
Mimo
że, Oniell zrobiła to bardzo dawno temu i nie do
końca świadomie, Oloc zesłał na nią demona, który już do końca życia będzie
przypominał o jej występku.
- Poprosiłem ich o pozostanie, bo o tym, czy powinny stąd odejść,
czy nie, powinna zadecydować Oniell. - Najstarszy popatrzył wyczekująco na kobietę, zapatrzoną w jakiś punkt na sali. - Więc jak? – spytał,
starając się przywrócić ją "na ziemię".
- Czarne. Wiem. - dziewczyna
otarła ostatnią łzę. - to przez moc Ducha.
- No
pewnie, dla ciebie wszystko jest takie proste! - krzyknął nagle Belgiur, zerwał
się z krzesła i trzasnął pięścią w stół. -
Czy wyobrażasz sobie, jakie mogą być tego
konsekwencje?!
-
Pewnie, że mam - powiedział dumnie mężczyzna,
wstając z miejsca.
Wszyscy
zapomnieli już o obecnośći Mavii, dlatego
wzdrygnęli się zaskoczeni, słysząc jej cienki głos. – to jest mój
faworyt. Obecności.
-Nie
sądzę, że Beea będzie chciała dziecko. - palacz drabulek ciągle wątpił w powodzenie planu. - mieszka sama, a
i tak ledwo wiąże koniec z końcem.
Nie ma mowy. - wstała z
krzesła, rozłożyła bezradnie ręce i pokręciła przecząco głową. - czy ktokolwiek
z was, wie,
na czym polega moja praca?
-Beea na
pewno nie będzie chciała dziecka, dam sobie rękę odciąć, jeśli jest inaczej -
rzekł Belgiur, który już zapomniał o złości przez zarzuty, jakie przedstawiła
mu kobieta. - Hej, a może niech Mavia weźmie
go do siebie?
- Brol?
- zdziwiła się Oniell. - kto to?
Nie znalazłabym
ani chwili wolnego, by zaopiekować się dzieckiem, tym bardziej takim małym. - Mavia usiadła z powrotem na miejscu
i zrobiła smutną minę.
Wątpię, by
ktokolwiek był chętny do opieki nad nim.
- Najstarszy nie zauważył tego, że Oniell już od dłuższego czasu
przygryzała usta, mocno myśląc nad czymś. - to w końcu ogromna odpowiedzialność - powtórzył
dobitniej i kontynuował: - W takim
razie, wydaje mi się, że pomysł Belgiura jest najlepszy. Chociaż planu Orema
też nie powinniśmy wykluczać. - mężczyzna wstał z miejsca.
- ja nie jestem w stanie sam zadecydować.
Dlatego to, czy
dziecko może trafić do nas, pozostawiam do zadecydowania wam,
szanowna Starszyzno. - kobieta spojrzała w stronę mężczyzn, skończyła swoje
przemówienie i usiadła ponownie na krześle.
- O co
konkretnie prosisz? - tylko Najstarszy miał
odwagę rozmawiać z wiedźmą.
- W porządku. Niech będzie - odezwała się Oniell.
- raz w miesiącu.
- Mam nadzieję, że to już koniec niespodzianek - powiedział Aldest. - możecie się
rozejść.
Rozdział 4.
Kobieta niechętnie godziła się na to, ponieważ nie do
końca wiedziała, co na tych spotkaniach
robili, a z wraz z każdym z nich Skygge stawał się coraz bardziej nieznośny.
Stało
się to, kiedy siedmioletni Rytter uciekał do
niej i ukrywał się, chcąc uniknąć kąpieli, której tak bardzo nie lubił.
Rytter
wykorzystał ogromną stajnie i stworzył sobie
swoje własne pole strzeleckie. – z kontekstu wynika, że stajnia była jedna, więc stajnię.
Czasami
także przynosił sobie z lasu trochę drewna, siadał na belce pod sufitem i
strugał sobie strzały, zwłaszcza po tym jak wiedźma podczas jedengo z ich spotkań wywróżyła mu, że takie
umiejętności prędzej czy później mu się przydadzą. – jednego.
Potwory
zmuszone były więc, do napadania na wioski, w
których studnie - dzięki wielu zaklęciom - były ciągle zasobne w wodę.
- Kula pokazała mi bardzo dziwne rzeczy – odparła.
- chcę sprawdzić, czy były prawdziwe.
W
końcu, znam go dłużej niż ktokolwiek z nich.
I
wiesz, kim są moi rodzice? - zapytał ze
łzami w oczach, starając się powstrzymać płacz.
Nie
wiem, co mną wtedy kierowało.
- Ma na imię Mayes. Jest człowiekiem - odparła Berui.
- chodź, pora wracać. - Spojrzała na niebo. - Za niedługo zapadnie zmrok.
Bo
wiesz, według tego, co pisze w Biblii, tylko na
nich można odbywać wędrówki między rajem, a ziemią. – że tak
zapytam jak moja pani od polskiego: a kto pisze w tej Biblii?
Nie
zauważył cieniu uśmiechu na ustach czarownicy. – cienia
uśmiechu.
5.
Ramki (4/5)
Zakładki niewinnie widnieją po
prawej stronie i nie odciągają wzroku od tekstu. Na szczęście przede mną nic
się nie ukryje.
Zapowiedź
jest zupełnie niepotrzebna. Informacja o nowym rozdziale może pojawić się
równie dobrze tam, gdzie witasz
serdecznie na blogu.
Za Mapki Miejsc masz dużego plusa. Że też chciało Ci się to robić!
Informacje
rzecz przydatna, regulamin musi być. Ten gif na końcu jest świetny.
Zostały już tylko blogi, które
polecasz i… ach. Zakładka o Tobie, czyli to, na co czekałam. Niby nic, ale
jednak czegoś tam się dowiedziałam. Nie myśl sobie, że to, że jeździsz konno
jak ja, pomoże Ci w zdobyciu wyższej oceny, o nie! A tak na serio: ciekawie
opisałaś siebie i jeżeli takie ma być całe opowiadanie, to jestem na tak.
6.
Statystyki (5/5)
Na SPAM jest
Shoutbox, więc pod postami się nie pojawia. Z czytelnikami prowadzisz uprzejme
konwersacje.
7.
Inne (2/5)
Jeden dodatkowy punkt za genialną
maskotkę bloga i drugi za te niesamowite nazwy.
8.
Podsumowanie
Na początku chciałam Cię bardzo
przeprosić za to, że tak długo czekałaś na tę ocenę i za to, że jest tak
krótka. Swoją drogą to chyba najkrótsza ocena w moim życiu.
Przede wszystkim poczytaj sobie o zasadach pisania dialogów i stawiania przecinków. To są chyba Twoje
największe problemy. Popracuj również nad tymi bohaterami: zrób tak, by na
każdym kroku widać było ich charakterystyczne cechy. Styl pisania z czasem sam
się ukształtuje.
Na tę chwilę ode mnie dostajesz 93 punkty na 115, co daje ocenę bardzo dobrą. Gratuluję i życzę, by w
następnych rozdziałach było jeszcze lepiej.
Witam :) Z tej strony Shade, autorka ocenionego powyżej bloga.
OdpowiedzUsuńNa wstępie, chciałam bardzo podziękować za ocenę. Jest zrozumiała, zwięzła i na temat.
Jeah! Nareszcie ktoś powiedział mi, co w pierwszym rozdziale jest nie tak. Mnie osobiście, też nieco dziwnie się go czytało, ale nie mogłam stwierdzić dlaczego. Dziękuję, rzeczywiście masz rację.
Echh... Akapity. Staram się je jakoś robić za pomocą kilku spacji. Dlaczego nie robię ich jak normalny człowiek? A no dlatego, że jak naciskam Tab to oczywiście nic się nie dzieję, a jeśli kopiuję tekst z akapitami z Worda, i tak nie wkleja się tak jak powinien (nawet jeśli wkleję specjalnie). Nie wiem, od czego to zależy, ale akapity to dla mnie prawdziwa udręka.
Bardzo cieszy mnie to, że nie znalazłaś za wiele rażących błędów ;)
Bohaterowie.... Szczerze, to chyba coś mi z nimi nie wyszło.
Berui - chciałam przedstawić ją jako kobietę, która była kiedyś dobra, ale ludzkie plotki spowodowały, że odseparowała się od ludzi i "zdziczała" (to chyba dobre słowo xD). Chciałam, żeby czytelnik dowiedział się, że czarownica zobaczyła w dziecku coś, co pomoże jej się znów połączyć z ludnością wioski. Dlatego zrobiła jak zrobiła. Jednak jej nawyki nie mogły przecież zniknąć w ciągu jednego dnia, dlatego momentami była zła, a w innych chwilach próbowała być dobra. Właśnie to chciałam przekazać, ale chyba mi się to nie za bardzo udało xD
Relacje Ryttera i Oniell wzięłam na wzór relacji mojego chłopaka z moją mamą. On mówi jej po imieniu i traktuje ją jak dobrą przyjaciółkę. Ona z kolei, bardzo go lubi, ale czasami przypomina jej się, że jest od niego o 30 lat starsza i każe sobie mówić na "pani", co dla mnie jest nieco absurdalne (zwłaszcza, jeśli po chwili zaczynają się szturchać i siłować xD).
Sky także ma swój odpowiednik w rzeczywistości. Mój przyjaciel przez wiele lat był odtrącany przez swoją klasę, przez jego odmienne zainteresowania (które na szczęście są bardzo podobne do moich ;3). W końcu stwierdził, że nie chce być dłużej tak traktowany. Stał się wredny i sarkastyczny. Jednak tylko pozornie, bo - jak sam mi powiedział - wieczorami często płakał. Potem do klasy doszłam ja i na szczęście wszystko dobrze się skończyło :).
Właśnie tak chciałabym, by postacie się przedstawiały. Widzę, że niezbyt mi to wyszło, ale twoja ocena dała mi do myślenia i będę pracować nad poprawą rozdziałów :3
Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam,
~Shade
To ja mam bezpłatną radę dotyczącą akapitów (ile ja się z nimi męczyłam...). Dość pracochłonny sposób - w każdym miejscu, gdzie ma być akapit wklejasz ten kod:
Usuń(span style="margin-left:20px")(/span)
Przy czym zamiast () masz <>, a w miejsce 20 możesz wpisać dowolną liczbę i wyregulować ich szerokość.
Dziękuję, Malcadicto, jesteś chyba moim wybawieniem ;) Na pewno skorzystam!
UsuńCieszę się, że ocena jakoś tam Ci pomogła, bo, szczerze mówiąc, wydaje mi się, że taka trochę mało konkretna mi wyszła xD No i Mal (mogę tak do Ciebie mówić? :D), Tobie też dziękuję za te akapity, bo sama nie do końca je ogarniam na bloggerze :>
UsuńOfkors, że możesz:) W oryginale takie było nawet zdrobnienie tego imienia, więc tym bardziej :D
UsuńAkapitów to ja chyba z pół roku szukałam (może niezbyt aktywnie, noale).