sobota, 12 października 2013

|0053| sensacyjne.blogspot.com

Ocena bloga: Sensacyjne
Autor bloga: Claudinella
Oceniająca: Malcadicta

Cóż, pierwsze wrażenie można bardzo łatwo przewidzieć – będzie opowiadanie sensacyjne. Z czystej ciekawości zerknęłam sobie jednak na Twoje zgłoszenie i przyznam, że się lekko zgubiłam, kiedy zobaczyłam, że opowiadanie jest humorystyczne i zawiera liczne elementy komediowe. Coś dużo komedii ostatnio. Nie narzekam, humor w powieściach uwielbiam. Adres można zapamiętać łatwo, bo to tylko jedno słowo.

Jak się ma cytat z belki – „wszyscy szachiści są artystami” – do tytułu „sensacyjne” i fabuły? Element komiczny? Spoiler po lekturze – czyżby nawiązywał do Nowaka, który NIE był artystą?

Szata graficzna prezentuje się przejrzyście, czcionka wygląda… westernowo? Przychodzi mi na myśl Dziki Zachód. Tyle że nie mam pojęcia, co robi ptak dodo nieco po prawej. Cóż, wygląda w porządku, cieszy oko i nie przeszkadza, więc nie będę się czepiać nadmiernie. Rozwijana lista… Niech będzie, choć jak na mój gust, to trochę niewygodne, że posty się wyświetlają od najnowszego. Rozumiem, że nic się nie da z tym zrobić. Zjeżdżam na dół iii… Przeraża mnie liczba tagów. Wiem, że mają chyba w założeniu ułatwić poruszanie się po blogu, znalezienie odpowiednich postów i tak dalej… Ale zrobił się tam bajzel. Nic nie widać, wszystko się zlewa, jestem absolutnie pewna, że trzy czwarte nie jest potrzebne do niczego. Propozycje mam dwie – albo wyrzucić tagi precz, albo je przejrzeć i uporządkować.

Czcionka wyraźna, czytelna, justowanie jest, tym razem akapitów zabrakło. A to znacznie zmniejsza przejrzystość tekstu.

Zakładek masz w gruncie rzecze niewiele. „Strona główna” oczywiście nas tam odsyła. „Bohaterowie” są w budowie. Powiedziałabym, że na szczęście. Naprawdę nie widzę sensu takiej zakładki – bohaterowie mają być w tekście. Czytelnik nie potrzebuje (a w każdym razie kiedy opisze się ich porządnie, co, jak sądzę, każdy autor wierzy, że zrobił) ich dodatkowego spisu.

„O blogu”

Jest jednak znacznie mniej zaludniony i w związku z tym nikomu nie chciało się wymyślać prawa pisanego; nikt nie zajmuje się takimi rzeczami, bo są nudne.

Ehem. Ehem. Nie? Nawet kiedy świat był mniej zaludniony, każde swoje „państewko” miało prawo pisane lub na przykład monarchę, który sam decydował (pomijam doradców i tak dalej) co zasługuje na karę, a co nie. A już uzasadnienie, że nikt tego nie zrobił, bo „było nudne”… Przy innym, bardziej logicznym, może nawet byłabym w stanie uwierzyć, ale nie tak.

wolałbyś zostać kamerdynerem(przecinek) niż iść na emeryturę

Jest to przede wszystkim komediodramat z elementami sensacyjnymi

Dlatego został nazwany „sensacyjne”, tak? Jako nazwa bloga, budzi to odmienne skojarzenia, więc człowiek, który szuka komedii, raczej po adresie do Ciebie w ogóle nie trafi. A tacy czytelnicy byliby pewnie najbardziej zadowoleni.

„Możesz na przykład umrzeć na depresję”

Nie. Jako córka pani psycholog powiem, że możesz zabić się w depresji. Możesz zabić się z innego powodu. Depresja może powodować różne rzeczy. Ale nie powoduje śmierci w takim sensie, w jakim zostało to napisane. Umrzeć można na zapalenie płuc.

„Uważaj! Kiedy zakrztusisz się lizakiem i przypadkiem zaśniesz albo zemdlejesz, ktoś może natychmiast zabrać twoje organy do przeszczepu i będziesz bardzo zły na swoją nieostrożność i Bogu ducha winnych lekarzy, kiedy się obudzisz.”

Wiem, że to miało brzmieć zabawnie, ale zbytnio widać tu ten wysiłek, przez co zupełnie nie spełnia swojego celu. Wygląda raczej nienaturalnie.

W „Linkach” link niedziałający – pod „Tangerine” jest blog usunięty. „Spam” to spam, co ja się… Zaraz, zaraz. Skoro to „Spam” to czemu w zakładce napisałaś „Księga gości”? To coś nieco innego.

Okej. Skoro to już za nami, to przejdę do fabuły. Przyznam się, że ilość postów trochę mnie przeraziła, ale wciąż mam w planie przeczytać wszystko. Może tylko zarzuty mniej szczegółowo. Będę też oceniać na bieżąco – tym razem nie przeczytam najpierw całości, a potem wszystkiego po kolei raz jeszcze, bo zajęłoby to wieczność.

To ruszamy! Allons-y!

Cóż, prolog jest zadziwiający. Już pierwszy akapit budzi we mnie niechęć do głównego bohatera. Nie wiem, jaki miało cel przedstawienie jego uczuć podczas oglądania chłopca przez lornetkę, ale osiągnęło taki, a nie inny. Przechodzi od opinii „ten biedny malec na śniegu”, do późniejszej „zbrodniarz okrutny, zbił cenną szklankę”, wraca do współczucia, by znów stwierdzić, że dziecko jest pomiotem szatana, bo właśnie zapaliło papierosa. Mówimy tu wciąż o chłopcu na śniegu. I księdzu jako głównym bohaterze. Przykro mi, ale już sympatia czytelnika do Twojej postaci spadła. Dodajmy jeszcze fakt, że potem piszesz, że ten „malec” i „dziecko” to szesnastolatek.

Mam jeszcze jeden problem… Kto kogo zabił? Chłopiec strzela i cały jest we krwi. Ani gospodarz, ani listonosz nie giną. Chłopiec odbiega. Dopiero potem parobek zabija listonosza (bo tamten wyciągnął pistolet). Pytanie – kto umarł przy pierwszym wystrzale? I czemu przy każdym strzale na ubraniach pojawia się więcej plam? Krew aż tak nie tryska, więc co, strzelał do siebie?

Za to koniec wygląda już przyjemnie absurdalnie i kontrastowo. Tylko znów jedno pytanie – po kiego licha ten obrazek? W ogóle nie wiąże się z treścią.

półokrągły sufit umieszczono dość wysoko, by uczniowie nie rozlepiali tam ogłoszeń. Kafelki kończyły się na wysokości drzwi, by nie dało się po nich pisać

Hę? Widziałaś kiedyś, żeby pisano po suficie? Albo żeby kafelki powstrzymywały kogokolwiek przed pisaniem? A skoro już piszą po tych stropach, to sądzisz, że przeszkodziłaby im wysokość?

Wprowadzasz bohaterów w iście szaleńczym tempie (bez ironii, bez ironii) – najpierw ksiądz, potem dwóch chłopaków (którzy niepokojąco przypominają braci Kautliz, ale jednak nazwisko nie padło) na jakieś dwie sceny, potem nagle dziewczyna, przy czym zmianę płci odnotować można na końcu akapitu i wciąż nie znam jej imienia. Przy okazji – niewiele sobie te dziewczyny kupią, jak mają pięćdziesiąt złotych na jedzenie na cały tydzień, a „za resztę” mogą sobie wybrać co chcą.

Za to ten fragment:

kiedy usłyszałyśmy straszne dźwięki. Ktoś mówił po niemiecku.

Rozbawił mnie do łez.

Tak zaczęły się nasze wspólne fascynujące i pełne wrażeń przygody. Było wspaniale. Przez pierwsze kilka minut.

To niestety starło z twarzy uśmiech. Takie zdania to najbardziej leniwa forma powiedzenia, że coś się będzie działo.

usłyszeliśmy strzelaninę.
— Pif, paf! Halo? Pif! Małgorzatko?


Niet! Kiedy zapiszesz to tak, jak powyżej, to policjant mówi do słuchawki „pif, paf!”. Już nie wspominając o fakcie, że zwracanie się do ledwo znanej przez dorosłego mężczyznę dziewczynki per „Małgorzatka” jest… trochę niepokojące.

„Teraz mamy strzelaninę, bo inni więźniowie to zobaczyli i przelało to czarę goryczy w ich sercach.”

Powiedział to policjant? Naprawdę? Przyjęli tam sadystę, czy jak?

Chciałam napisać o każdym z problemów z osobna, ale chyba zbyt dużo by to zajęło. Po pierwsze – prowadzenie kasyna to biznes, nie hazard i dziewczyna zwyczajnie prowadzi sobie działalność. Po drugie nic tu się nie trzyma kupy. Wstawiasz zlepek krótkich fragmentów, z których trzeba dorobić sobie fabułę. A to nowy więzień, a to dwunastolatka z prawem jazdy, zniknięcie ojca, spotkanie obcokrajowców… I to żadna z tych rzeczy nie była przedstawiona realistycznie. Żadna. Po prostu to wszystko idzie pod nóż – nie ma tu logiki, nie ma realizmu.

Ściga ich policja i jeżeli ich znajdą, zostaną deportowani do Niemiec, gdzie grożą im okropne konsekwencje za nieposłuszeństwo i ucieczkę ze szkoły. Ponoć ich wychowawczyni bardzo się rozchorowała, kiedy dowiedziała się, co zrobili.
Gosia wpadła na pomysł, żeby ich ukryć w domu którejś z nas i nie przyznawać się nikomu do tego, że ich znamy, nawet naszym rodzicom. Postanowiłam, że mogę pozwolić im schować się w pustej szafce na miotły pod schodami. Zaufałam im, bo to Niemcy, a Niemcy są punktualni, nie to, co Nikola.


Wielki Boże Omie… Wychowawczyni się rozchorowała, bo uciekli uczniowie… Ktoś chce ich nocować w schowku na miotły i nie przyznać się, jakby zostali odkryci… Trudno mi się zdobyć na konstruktywny komentarz. To jest nierealistyczne i napisane naiwnie. Skoro już uciekli, to należało to przedstawić w sposób emocjonujący, pokazać skalę problemu, wiesz, budować napięcie… A nie ucinać wszystko już w zarodku.

„ Nie możecie dostać obywatelstwa? — zapytała Małgosia.
— To skomplikowane! W całym mieście są plakaty, rozpoznają nas od razu, jak wyjdziemy na zewnątrz

How? Przyjechali niedawno, to nie mordercy, tylko jakieś szczyle z prywatnej szkółki. Nie rozlepia się za ludźmi listów gończych w przypadkowych miastach bez wyraźnego powodu.

Chciałam pisać ogólnie, ale…

Chyba ma podejście do dzieci; to takie rzadkie wśród młodzieży.
— Gu, gu! Co się stało? kiki?


To się nie nazywa podejście do dzieci, przykro mi. Większość młodszych kuzynów obraziłaby się na mnie śmiertelnie, gdybym mówiła do nich w ten sposób, kiedy mieli po te cztery lata.

Serdecznie upraszam o powrót na ziemię i nie zaprzestanie prób wmówienia czytelnikowi, że policja chciała zastrzelić chłopca, który uciekł od rodziny. I że ksiądz kazał mu się pobrać z inną piętnastolatką, żeby mieć obywatelstwo (to mają tam to prawo, czy nie? Bo jeśli są państwa, to i prawo w jakiejś formie być musi). W tym wypadku nie mam konstruktywnej rady poza taką – przebuduj świat, żeby ta scena mogła wyglądać realistycznie, lub się jej pozbądź. Nie da się tego poprawić.

Części 4 – 5

Znów brak mi słów. Dwa rozdziały opisują wyciąganie siostry z więzienia przez bandę nastolatków. Okej, jak nie mam nic przeciwko pomysłowi. Mam coś przeciwko dzieciakowi rzucającemu nożyczkami (które, rzucone przez dziecko, wbiły się w kolano policjanta), przeciwko głupie wstawce „została mu tylko praca biurowa”, przeciwko reakcji Nikoli na wyciągnięcie z więzienia (dziękuję, nie sądziłam, że ktoś mnie będzie ratował). Ta akcja, jeśli ma mieć sens, nie tyle musi zostać przebudowana, co raczej usunięta i napisana od nowa, od podstaw. Przykro mi.

Części 6 – 7

Zapukałam do Nikoli. Drzwi otworzył Tom, który powiedział formułkę.
— Dzień dobry, zajmuję się Ignacym, nie znam żadnej Nikoli.


A to nie brzmi podejrzanie? Nie zdziwiłabyś się, gdyby ktoś Ci coś takiego powiedział?

Nie jestem w stanie tego odczytać, a braciszkowi mogło się coś stać! On nie znał grażdanki, może jej się nauczył w łazience, nie wiem jak to się stało, że to napisał.

Rosyjskie pismo, mówisz… Znaczy, nagle, siedząc w łazience, nauczył się cyrylicy? Ile on tam siedział?

Przy okazji – o co jej chodzi z tym rozwodem? Wzięli kościelny na szybko, nic nie zgłosili, może sobie pojechać i zawrzeć kolejny.

Cóż, młody narzeczony został uprowadzony przez faceta, który siedział w więzieniu z siostrą jego żony… Potem jest ten fragment:

— W Rosji nie ma naszych ulubionych cukierków! Pewnie bardzo cierpi — zmartwił się Tom i popatrzył na mnie i Małgosię z nadzieją. — Pomożecie mi go szukać?

Pewnie miał być zabawny. Nie jest. Jest niezręczny. Takich fragmentów pojawia się więcej i należy się ich pozbyć, bo humor jest świetnym pomysłem, ale nie wtedy, kiedy jest tak wymuszony i nienaturalny.

Taaak… W tych dwóch rozdziałach chłopak jest porwany i odzyskany. Uratowano go przez rozwalenie kamienicy zabytkową katapultą z muzeum. Prosiłabym o choć minimalny poziom prawdopodobieństwa. Minimalny.

I smaczek, którego nie mogłam zostawić:

Pod Krakowem jakiś pasażer podpalił jedno z krzeseł, żeby zrobić ognisko i się ogrzać, ale cały autobus zaczął się palić i musieliśmy iść dalej pieszo.

To. Nie. Było. Zabawne. To było niezręczne i bezsensowne. Tak jak to *chwyta nóż, morduje wszystkich domowników i sąsiadów z powodu złego humoru i siada do komputera kończyć ocenę*. Żarty muszą mieć sens i pasować do kontekstu. Nie możesz wrzucać losowych zabawnych fraz i oczekiwać, że tekst stanie się humorystyczny.

Części 8 – 11

Zjemy jedzenie.

I wypijemy picie. Unikać proszę konstrukcji typu „masło maślane”.

Nie mam pojęcia, co się dzieje. Idą na randkę, na której nic się nie dzieje, prócz kilku kiepskich żartów. W kościele jest powódź, porywacz Nowak nagle organizuje imprezę urodzinową dla Toma, a nikt nie krzyczy za nim „kryminalista!”, choć podobno był w wiadomościach… W następnym rozdziale wciąż nie widzę wątku. Na imprezie jakaś zadyma, Bil zdradza Klaudię, ona leci z gdzieś z jakimś Janiakiem, zostaje kanarem i dostaje wypłatę za tydzień, który właśnie ma nadejść, ale autobusów nie ma, więc w sumie, to dostała pieniądze za nic… Szukam sensu i sama się plątam. To nawet chyba brzmi bardziej czytelnie niż wtedy, kiedy to czytałam. Kiedy piszesz powieść, bo z taką długością to opowiadanie już właściwie nie jest, musisz mieć jakąś nić fabularną.Niechby i była fatalnie zrealizowana, ale miałabym co poprawiać. Tutaj nie mam. Musiałabym skrytykować osobno każdą pojedynczą scenkę, z których żadne się nie wiążą bezpośrednio. Nie jestem w stanie fizycznie tego zrobić przy tej ilość tekstu.

— Wygrałem! — oznajmił.
Panadol poklepał go po plecach.
— Taka była wola Boga. Gratuluję, synu.


Mówimy tu o sytuacji, w której drugiego zawodnika w bójce poraził piorun. To jest zwyczajnie niesmaczne.

— Mamo, to mój mąż, Bil — powiedziałam jednym tchem.
— O, to czemu ja nic nie wiem?


Nie. Właściwa reakcja to – Jezus Maria, co ci się stało dziecko?! Zostaw moją córkę w spokoju ty (wstaw odpowiedni inwektyw) zboczeńcu! Coś ty robiła, Klaudia! Nie przytoczę reszty sceny, coby nie przedłużać nadmiernie oceny, ale dalej nasz młody Niemiec zostaje powitany w rodzinie i poczęstowany herbatą. Przez matkę jego żony, piętnastoletniej dziewczynki.

Podkreśliła, że w domu było tylko jednoosobowe łóżko, więc przygotowała dla niego mój pokój, a ja miałam spać w kuchni na kanapie.

A Bil, jako przykładny mężczyzna i dżentelmen, lub chociaż nastolatek ze szczątkowym choć poczuciem przyzwoitości, powinien gwałtownie zaprotestować. Już nie mówię o tym, że ta sytuacja nie powinna zaistnieć. Jedyna rzecz, jaka mogłaby się teraz dziać, to gwałtowna kłótnia matki z córką, ewentualnie obejmująca chłopaka.

Od teraz, żeby napisać tu cokolwiek, co mogłoby ci się przydać, komentować będę i poprawiać tylko wątki, które ciągną się przez co najmniej trzy rozdziały. To nie jest wygórowana długość, mam nadzieję.

Części 12 – 15

Nie wierzę, że napiszę zaraz to, co napiszę. Do ogródka bohaterów wparowuje Rubik. Tak, Rubik. Chce zaśpiewać z Bilem. I Tomem (jeśli mają na nazwisko Kautlitz to sądzę, że można by wspomnieć o tym szczególe odrobinkę wcześniej). Ten drugi niestety odmawia, przez co Rubik w ciągu kilku linijek go porywa. Tak. Ja tego nie zmyśliłam, Panie i Panowie. Potem mamy pościg, tropienie chłopaka po żelkach… Znów też spotykamy Nowaka. Jakaś dziwna kłótnia na miejscu, biją się gitarami… A potem mamy to:

Przestępcy puścili nas wolno i pomachali na pożegnanie. Kiedy zaczęliśmy wspinać się po drabinie, podbiegł do nas Nowak.
— Słuchajcie! Zapraszamy was na imprezę, będzie jutro o 18:00, pozdro!
Powiedzieliśmy, że przyjdziemy. W zasadzie i tak nie mieliśmy co ze sobą zrobić.


Wiem, że humor w twoich opowiadaniach ma polegać na absurdzie. Ale absurd też musi mieć jakiś sens, musi być na jakimś poziomie. Nie polega na wpychaniu zabawnych zdań w losowe sytuacje. Taka scena nie powoduje śmiechu u większości czytelników. Powoduje raczej głębokie niedowierzanie i pełne zrezygnowania westchnienie.

Cały wątek Rubika taki jest. Nie wiem, skąd on wziął się u Nowaka, czemu, u diabła, poszukuje naszych braci (wciąż nie padło nazwisko Kautliz i są tylko głupimi szczylami z prywatnej niemieckiej szkółki). Nic nie wiem. Sprawa z imprezą jest owszem, absurdalna. Ale na tyle absurdalna, że nie śmieszna, a raczej głupawa. Przestępcy zorganizowali zabawę, pomógł ich ofiary na nią przyszły. Wszyscy się świetnie bawili, aż ktoś ugryzł Nowaka pomógł ucho i karetka się rozbiła. To… zwyczajnie nie jest zabawne.

Kamerdyner pomógł Bilowi wstać, bo Niemiec nie bardzo mógł sobie z tym poradzić sam, ślizgał się na soku i próbował utrzymać równowagę chwytając dzbanek z napojem.

Bo to takie zabawne, kiedy ludzie ślizgają się na mokrej podłodze. Claudinello, toż to jest jeden z najbardziej ogranych żartów w historii! Już pominę fakt, że raczej przeznaczony na ekran, nie do książki.

Nie wiem, skąd biorą się dane sceny, nie mam też pojęcia, jak się łączą i nie potrafię dostrzec logiki. Przykro mi, ale muszę powiedzieć, że są zbyt nielogiczne, poplątane i absurdalne, żeby były zrozumiałe. Absurd sięga w nich takiego poziomu, że to zwyczajnie jest pogmatwane i wygląda naiwnie i głupio, nie zabawnie.

Od teraz oceniam rozdziałami. Przy czym mam tu na myśli posegregowane grupy rozdziałów, które autorka nazywa właśnie rozdziałami.

Rozdział 4

— Córciu, urządź wigilię dla swoich przyjaciół u Nikoli, my tutaj będziemy mieć rodzinne święta.

Ja mam małe pytanie, czy „córcia”, jej mąż i Nikola nie są przypadkiem rodziną? A przez ślub także i drugi bliźniak do niej przecież wszedł… To kto się do rodziny zalicza, jak nie oni?

Jest tu dziwny wątek ze śmiercią babci Małgosi, który, jak podejrzewam, był pretekstem do opisania poszukiwania męża przez kolejną boahterkę. Która robi to, żeby nie iść do sierocińca. Taak… Czyli niepełnoletni muszą iść do sierocińca, jak nie są pod opieką dorosłego, ale ślub w wieku piętnastu lat można wziąć i nic nikogo nie dziwi. Uniwersum fantastyczne ma to do siebie, że może różnić się od naszego, ale, na Bór Liściasty, muszą to być różnice składające się na w miarę sensowną całość.

Wigilia też od realizmu trzyma się z daleka. Nie wiem, skąd się tam wziął Nowak i jego kamerdyner, ale chyba chodzenie tam na imprezy z ludźmi stale próbującymi porwać któregoś z przyjaciół, jest tam całkowicie normalne. Przykro mi, ale nie przekonuje mnie to specjalnie.

Na dodatek, zupełnie bez uprzedzenia, czytelnik dostaje wehikuł czasu do przetworzenia i małpę-jaskiniowca. Jeden – jeśli jaskiniowiec, to nie małpa. Małpy były przed człowiekiem. Zatem i przed jaskiniowcem. Na dodatek pojęcia nie mam, co oznacza „skórę futrowaną". Małpa ma futro. I tak znika już w następnym odcinku…


Dla nieznających języka Szekspira tłumaczenie – „Co czyni tę scenę... całkowicie bezcelową”. Pewnie jeszcze wiele razy to powiem.

A, nie, małpa pojawia się jeszcze epizodycznie. Kiedy stoją obok niej, a obrażona Klaudia bije się z własną teściową. Pomijając nieralistyczność sceny, matka pojawia się chyba tylko po to, żeby poinformować Bila, że jest adoptowany. Potem, oczywiście, niewygodną postać usuwa się poza kadr. Tak, matka umiera. Od odniesionych ran? Znaczy – podbitego oka i złamanej ręki?

Zaraz potem dostają spadek i kupują sobie dom. Tak, piętnastolatki, nic już mnie nie dziwi… Za wszystkie pieniądze, oczywiście.

Od razu wyjaśnię pewną rzecz – gdybyś odpowiednio wykreowała ten świat, to owszem, nie miałabym nic przeciwko ich wiekowi. Ale tutaj nie traktuje się ich jak dorosłych i odsyła od sierocińca, więc nie wygląda na to, żeby miały jakiekolwiek poważne możliwości. Świat musi być spójny. Albo są dziećmi, albo dorosłymi.

Cóż, ten rozdział też nie wniósł wiele… Jedyna intryga, której jak na razie nie ucięłaś po dwóch rozdziałach, to poszukiwanie narzeczonego przez Gosię. I to by było na tyle. Niby Nowak mógłby być wątkiem, ale on tylko wpada na pojedyncze imprezy i porywa Bila lub Toma na kilka dni.

Rozdział 5 (odcinki 24 – 27)

Na początku w teorii humorystyczna wstawka o domu, na który spadają skoczkowie… Eh. I przy okazji – jeśli nie mieli przeciwpancernych szyb, to skoczek, niestety, właśnie wpadł im przez okno do domu i jest pokiereszowany odłamkami. Nie zsuwa się po szybie. To nie małe zwierzątko ani owad, tylko człowiek z nartami.

Nie będę się też rozpisywać nad głupotą wyklejania skoczni papierem ściernym, bo to nie tyle jest absurd, co czysta głupota.

do brzegu podpłynął wielki tuńczyk z ogromną japą. Ważył jakieś 700 kg.

Po pierwsze, w opisach nie używa się słów aż tak potocznych jak „japa”, kiedy nie ma dla nich uzasadnienia. Po drugie, takie tuńczyki nie bawią się na płyciznach. Po trzecie – co ona, wagę ma w oczach, że już zna dokładną masę ryby?

Jak mu przyszyli tę nogę odwrotnie, skoro nie była urwana, tylko pogryzona? Odpiłowali przez pomyłkę? Niekompetencja, która jest zabawna, też ma granice.

Czemu krowy są takie „fajny”. I zabawne? I skąd u licha wziął się w Zakopanem kanion, w który takowa mogła wpaść? Czemu poznali sołtysa po kosie, którą wymachiwał? I skąd wziął się pomysł na to, że ów sołtys zamknie Toma w stodole za zgniecenie posążka i zabicie krowy? Mam całą listę pytań i zupełnie żadnych odpowiedzi. Do tego dochodzi też wywiad o małżeństwie Klaudii i Bila, ich ucieczka… Wprowadzasz dla Toma nową ukochaną, którą jeszcze w tej samej części eliminujesz, wyrzucając za burtę statku płynącego do Meksyku.

Zatem jedyna zmiana w ich sytuacji to fakt, że płyną do Meksyku. A te dziwne wypadki po drodze, które były nieprawdopodobne, nienaturalne i niezbyt zabawne, łagodnie to ujmując, były także zupełnie niepotrzebne.

Rozdział 6 (28 – 31)

Tym razem mają i Rubika i Nowaka na pokładzie. Oczywiście znów się nawzajem porywają. To, że ktoś kogoś zamknie w piwnicy czy pokoju co pięć części nie jest elementem sensacyjnym. To się staje nudne. Przy okazji – gdyby to była nitrogliceryna, a nie nitrobliceryna, cokolwiek by to nie było, to nie powstałaby „aż dziura w murze”. Bardziej prawdopodobne, że to muru już by tam po prostu nie było. Zakładników też nie. A podobno ta twoja substancja jest silniejsza.

Rozdział 7 (32 – 37)

Wypadałoby tu znów wrzucić tamten filmik, bo, jak widać, wycieczka do Meksyku była bezsensowna, skoro i tak znów są w Zakopanem i nic na miejscu nie zrobili. A przepraszam, teraz mamy też teorię spiskową, według której Rubik chce wysadzić szpital. Czemu właściwie on? Nie lubisz tego konkretnego piosenkarza, czy to tylko losowa postać?

Wreszcie pojawił się sens!

Zakradłam się od tyłu i uderzyłam go w głowę. Znowu zemdlał. Znowu nie miałam planu B. Barniego trochę zszokowało to, co zobaczył, ale kazałam mu siedzieć cicho, po czym sama zorientowałam się, że to co zrobiłam było w sumie niepodyktowane żadną wyższą koniecznością. Nie groził nikomu bronią, a ja ewidentnie przesadziłam, ale ostatnie wydarzenia widocznie mnie przerosły; ciągle czułam stres po bombardowaniu szpitala. Powinnam była najpierw się uspokoić, a potem działać.

Bardzo dobra rada i proszę wziąć ją sobie o serca. Nie zawsze przypadkowe akcje mają jakiś sens, nawet jeżeli wydają się być dobrym pomysłem. Zwłaszcza że dziewczyna wreszcie zauważyła, że być może bezsensowna przemoc była faktycznie bezsensowna… Gdyby i inni bohaterowie przestali się nawzajem porywać i bić, to byłoby jeszcze lepiej.

Znów cudowny komizm – jakiś znajomy Małgosi połknął granat i wybuchł. Ależ się uśmiałam… Czy naprawdę uważasz, że szczytem zabawnej sytuacji jest czyjaś niekonwencjonalna śmierć obdarzona bezdusznym komentarzem piętnastolatki?

Przez chwilę zapowiada się na znośną parodię „Komnaty Tajemnic”, ale niestety, jest chyba zbyt dosadna, żebym mogła się przy niej uśmiechnąć. Jednak może niektórym takie rzeczy się spodobają, więc aż tak bardzo się idiotyzmu nie czepiam. Tutaj przynajmniej mogę zauważyć, że humor choć trochę pasuje do sytuacji. Niestety wciąż jest to bardzo małe trochę. Zwłaszcza, że cała przygoda w komnacie to znów jeden odcinek…

Potem pojawia się rosiczka odgryzająca ręce, co znów każe mi się zastanowić czemu fakt odgryzienia ręki Nowakowi jest zabawny. Albo co właściwie poza obrzydliwością można dostrzeć w scenie odgryzania głowy policjantowi. Niestety nie wymyśliłam. Może być uznany za zemstę. Może za przykre zdarzenie. Te sceny widziałbym raczej w horrorze.

Mam tutaj radę ogólną – zmniejsz liczbę bezsensownej przemocy. Do niczego to nie prowadzi staje się monotonne, a cały czas komuś coś się łamie, traci kończynę, lub ginie bez konkretnego powodu. Bohaterom to zazwyczaj nie przeszkadza dyskutować o kwiatkach, czy pstrykać zdjęć aparatem fotograficznym.

Ha! W odcinku 36 udało mi się uśmiechnąć! Nie wiem, czy to było Twoje zamierzenie, ale rozmowa Edwarda z Izą wygląda, zwłaszcza po tym wszystkim, bardzo dobrze. I naśmiewa się ze Zmierzchu w nienarzucający się sposób. W odróżnieniu od części pierwszej dialogu. Niestety zepsułaś to trochę końcówką, mówiącą, że jednak był wampirem. I zabiciem go łopatą. Kolejny trup do kolekcji, a po drodze były też dwa nekrologi…

Rozdział 8

Czytanie tego rozdziału było trudne. Bo nic się nie działo, a poziom absurdu, o ile to możliwe, skoczył w górę. Popadają w długi, niech będzie. Wybaczcie Caps Lock, ale ODDAJE SIĘ ICH DO NIEWOLNICZEJ PRACY W KOPALNI ZA ŚRUBOKRĘT. Czy tylko mnie się wydaje, że to ostatnie jest… lekką przesadą? Powtórzę raz jeszcze – humor musi mieć jakiś sens. Musimy mieć się z czego śmiać. Tym czymś nie ma być nieporadność tej sceny. W kopalni zaś znów spotykamy… Nowaka. Z jakimś przygodnym kryminalistą, za którego w chwilę później wychodzi Gosia. Ziew. Niezapowiedziane śluby i Nowak już dawno przestały być sensacyjne w tym opowiadaniu. I dowiadujemy się, że matką Nowaka jest Gesler. Dobrze, że nie Magda Gessler, bo by to był kolejny nic nie wnoszący występ gościnny.

Nasz przygodny kryminalista ma już dwie fałszywe śmierci na koncie i oddanie ręki na przeszczep (btw – kończyn się nie przeszczepia, a już na pewno nie tyle czasu od ucięcia oryginału) – gratulacje, bezsensownej przemocy ciąg dalszy. Zabito za to Małgosię, żeby bilans wyszedł dobrze. A kryminaliści tłuką się o wspólną rękę…

Rozdział 9

Jesteśmy teraz na tajnym politycznym zebraniu Nowaka. To mają tam prawo w końcu? Jak są politycy, to i prawo musi być. Tym bardziej, że według czegoś się prezydenta wybiera.

O jakiego „Bukowskiego” ci chodziło? Amerykańskiego aktora? Czy kobietę, która zaprojektowała słynną linię misiów? Chyba, że to wreszcie nie jest postać znacząca. Znów Klaudię i chłopaków zamknięto w lochu, znów z niego się wydostali. Monotonia.

Rozdział 10

Nie mam bladego pojęcia, co oznacza indiański miecz będący szablą. Indianie nie walczyli szablami. Nie mieli broni, która byłaby do szabli podobna w jakikolwiek sposób.

Podobnie i nie mam pomysłu na to:

niskoporowatych loków

Słowotwórstwo jest okej. Ale rozsądne słowotwórstwo.

Cały wątek z czarownicą Teresą, która chce zebrać zęby na eliksir wskrzeszania jest tak absurdalny i nielogiczny, że bardzo ciężko się go czyta. Nie prowadzi do niczego, prócz kilku postrzałów, skalpowania… Czytelnik to wszystko przewija, przewija i przewija, a trudno skupić się na treści. Walczą z jakimś bogiem morza i smokiem w jednym, pokonuje go wprowadzony przed chwilą człowiek… Chociaż nie, smok nabija się na upuszczony miecz. Bo to takie zabawne, prawda? Oczywiście nie zabrakło Nowaka i kilkorga osób z zakopiańskiej trzódki, gdzie miałby ich ocean powstrzymać…

— POTYKAM SIĘ!

Ja już nie wiem – to miało być zabawnie, że on to wrzeszczy? Bo wyszło tylko nienaturalnie.

Nałęczowskiego niby się pozbyłaś, ale znając życie zaraz pojawi się w Zakopanem…

Swoją drogą – po jakiemu oni tam rozmawiali? W Australii nagle sami Polacy?

Rozdział 11

Oczywiście Nałęczowski jest na miejscu. Na drugim ślubie bohaterów drugoplanowych. W jeden z najbardziej nieprawdopodobnych i leniwych sposobów wprowadzasz go do Klaudii. Argumentem jest: jestem kardynałem, słuchajcie mnie i zabierzecie go domu, aż sobie nie kupi własnego.

Oczywiście zwierzątka z Australii przybyły obowiązkowo, Nałęczowski okazuje się geniuszem o IQ 450… Nie wiem czy wiesz, ale wysoka inteligencja zaczyna się już przy 148. Przy czym najwięksi geniusze mają szacowaną (pi razy oko, bo nie podeszli do testów) wartość 300. Najwyższa udokumentowana – 228. Gdyby nasz Australijczyk miał 450, byłby geniuszem z prawdziwego zdarzenia, co oznacza, że najprawdopodobniej nudziłby się przy głównych bohaterach, nie zachowywał jak upośledzony i przejawiałby wcześniej jakieś przebłyski geniuszu.

Mamy wątek, w którym zabójczyni chce odzyskać śrubokręt… I oczywiście porywa bohaterów, a jakże. Ci zaś wciskają guzik na śrubokręcie, wszyscy rubikanci giną. Oprócz Nowaka, oczywiście. Ktoś musi i przecież porywać. Później mamy sprawy w mafijnym sądzie o dręczenie zwierząt… Dawka chaosu z Twojego opowiadania jest po prostu zbyt duża. Nie jestem w stanie dać ci teraz innej konstruktywnej rady od „To nie ma sensu.”.

Seria specjalna

pokój z internatem

Od kiedy dostaje się pokój w komplecie z internatem?

Cóż... historyjka jest do bólu przewidywalna (rodzice nie zwracają uwagi na geniusza, uważają go za idiotę, potem wszystko wychodzi na prostą), ale. Ale za dużo w niej absurdu, zbyt mocno jest przerysowana. Na tyle mocno, że już przestała być właściwie zabawna.

Rozdział 12

Znów zmieniamy lokację… Tym razem trafia się Singapur. I tak, to też wydaje się być przypadkowe. Służy głównie jako scena do pojedynku Bila z Nałęczowskim. O Klaudię. Przy okazji Nowak, nasz dotychczasowy czarny charakter jakoś tak dziwnie zaczyna być przyjazny. Czasem jednak nawiązujesz do powodu, dla którego tu przybyli – posprzątać miasto. Sprzątają jednak tylko własny bałagan. Co z resztą?

Pojedynek kończy się remisem, wszystkie problemy, jak niezbyt ciekawe sprzątanie, zostają szybko i wygodnie rozwiązane. Czytelnik nie uwierzy, że bohater może zmagać się z jakąkolwiek trudnością, jeśli będziesz je wszystkie usuwać z drogi. Muszą czasem się zdarzać.

Nie wiem dokładnie, jakim cudem Nałęczowski jednocześnie odsiaduje karę i siedzi z nimi w apartamencie. Losowy policjant ginie od ryby fugu, co, z dziwnego powodu, zmusza przyjaciół do ucieczki metrem. Potem nawiązujesz jakoś do przeszłości Kacpra (imię Nałęczowskiego), przez co ten bije się z Nowakiem i zabija pilota. Ale przecież Nowak umie pilotować samolot, co za problem… Napisałaś tę scenę tak chaotycznie, a w kontekście całego rozdziału tak wtapia się to w tło, że nie czuję nawet najmniejszej chęci, żeby sprawdzić, co właściwie się wtedy stało.

Seria specjalna

Tym razem mamy przeszłość Nowaka. Przyznaję, w tym wypadku był na nią całkiem dobry pomysł, choć może sierociniec był, powiedzmy, lekką przesadą. Oni tam wszyscy lądują bez rodziców? Odcinek trzeci jest w porządku, odcinki poprzednie trochę zbyt przerysowane – rodzice nie mają na nic czasu? Zostawiają dziecko w urodziny? Z tym jeszcze mogłam się zgodzić, część konwencji. Ale niestety znów wkradł się chaos – służący zabity dorożką i dziecko w rosyjskim sierocińcu? Naprawdę?

Tak czy inaczej to jak na razie najlepszy rozdział.

Rozdział 13

Trochę więcej zalotów Nałęczowskiego do Klaudii, Bil zaś odkrywa tożsamość prawdziwego ojca. On niestety… Tak, ginie. Tak, nie zdążyli porozmawiać. W opowiadaniu bohater musi czasem konfrontować się z niewygodnymi sytuacjami. Nie można po porstu zabijać sobie komplikujących sprawy bohaterów. Sprawa oddania chłopca do sierocińca, tożsamości jego siostry została, niestety, zbyta kilkoma zdaniami. Tak, siostra nie żyje. Ten schemat jest już zwyczajnie nużący, a to dopiero połowa opowiadania.

Teraz natomiast najwyraźniej uznałaś, że małżeństwo Klaudii i Bila jest niewygodne. Mamy powtórkę z rozrywki, czyli pojedynek Nałęczowskiego z Bilem (też o Klaudię, pośrednio), a Bil ginie potrącony ambulansem. Czy to nie zdarzyło się gdzieś wcześniej?

Zauważyłam też, że w opowiadaniu minęły trzy lata. Nie widać tego w tekście. Naprawdę, ani słowo nie sugerowało, że minęło aż tyle czasu. Wypadałoby może gdzieś umieścić jakąś informację typu „już dwa miesiące później”…

Klaudia pociesza się szybko, jak tylko Tom jej mówi ile to razy Bil ją zdradzał… I zaczyna flirtować z jakimś Gomezem. Większość rozdziału to pranie brudów – kto z kim chodził, kogo zdradzał, kogo zabił.

Rozdział 14

Wciąż nie wiem, dlaczego właściwie Nowak jest teraz w paczce Klaudii. Nie mam też bladego pojęcia, jaki cel, może oprócz wykluczenia z fabuły konfliktu na linii Nowak-Nałęczowski, miał seans spirytystyczny. Pomysł ze sfałszowaniem testamentu nawet nie kłuje tak w oczy, ale tylko przez sąsiedztwo. Sensu brak także w wizycie u psychiatry. Którego, tak na logikę, powinni nienawidzić, bo zabrał im dom. Czy oni tak zwyczajnie przyjaźnią się ze wszystkimi, którzy próbują im coś zrobić?

Rozdział 15

Czemu nagle zrobiłaś z Crispello jęczącą łajzę, która tylko ugania się za ukochanym? Miała pewne zadatki na bycie bardziej konkretną postacią, ale właśnie wykastrowałaś ją z tego charakteru. I została kolejną „dziewczyną, która nie jest Klaudią, więc może tylko planować ślub”.

Wygląda na 48 lat, ale ma o 25 mniej, bo urodził się dwadzieścia trzy lata temu.

Powiedz mi, czy ty uważasz, że czytelnik to idiota, czy że to jest śmieszne? Bo niestety, jako czytelnik czuję się jakby ktoś obrażał moją inteligencję.

Przy okazji – kolejny pojedynek o dziewczynę? Ile razy można?

Rozdział 16 – 17

Niewiele mogę skomentować w szesnastym… Bo jest tam tylko psychofanka Rubika. Ne dociekam.

Jestem w stanie zaakceptować fakt, że Nałęczowski nie może być naukowcem, ale jakie niby prace on publikował, kiedy z nimi mieszkał? Nie praktykował zawodu, nie pisał niczego, badań też nie robił. Jakoś chyba nie tęsknił aż tak za swoją profesją.

Próbujesz wyraźnie wrócić nam dawną Crispello. Razem z mafią. Niestety, to tak nie działa. Zwłaszcza, że wciąż ją mam przed oczami wieszającą się na swojej „jedynej miłości”.

Rozdział 18

W tym rozdziale wreszcie znajduję wątek dość dobrze zrealizowany, czyli uwolnienie Marcina. Jest napisany i pomyślany o wiele lepiej od pozostałych, choć wciąż mu wiele brakuje.

Po raz kolejny zaś biją się u ciebie o dziewczynę. To także stało się już nudne.

Rozdział 19

pierwszy raz w życiu miałam poczucie winy i wcale mi się to nie podobało.

Absurd absurdem, ale po tych wszystkich zamachach, problemach, morderstwach, wzajemnym okaleczaniu… Mówisz, że ona po raz pierwszy ma poczucie winy? Naprawdę? Oficjalnie przestałam czuć jakąkolwiek, choć wcześniej również szczątkową, sympatię do Klaudii.

Cóż, nie do końca rozumiem wątek ślubu z Kacprem i ucieczkę… Nie wiem ani jaki jest jej sens, ani co konkretnie jest zabawne.

Czy oni tam sobie wszyscy czytają pamiętniki i nie uznają własności prywatnej?

Odcinek specjalny

Tym razem o przeszłości Marcina.

Pierwszy żart spowodował facepalm. Naprawdę idziemy w AGH i UJ strzelające do siebie? Jakież to zabawne…

Kolejne dziecko – geniusz. Tym razem w malarstwie. Nie jest co prawda sierotą, jak wcześniejsza dwójka, ale pracuje dla mafii, więc w sumie wciąż pozostajemy przy znanych motywach. Historia zwiera w sobie niestety zbyt mało logiki, zbyt dużo losowego absurdu. Nie wiem też, czemu to odcinek specjalny. To pamiętnik czytany i relacjonowany przez Klaudię, więc i element normalnej historii.

Rozdział 20

Cóż. Czy ktoś zechce mi wyjaśni, co tak śmiesznego jest w zatrudnieniu wiekowego kamerdynera i znalezieniu go rano martwego? Bo niestety wydaje mi się, że nie dostrzegam dowcipu.

Rozdział 21

Klaudii brakuje pieniędzy na sukienkę. Z tego powodu wstępuje do mafii.

Wiem, że posługujesz się absurdem. Ale taka sytuacja nie ma racji bytu. Nie można rozwiązywać wszystkich problemów chwytem „a bo mafia”. Wyobraź sobie tę sytuację i powiedz mi szczerze, że Klaudia nie miała innej opcji zarobkowej, o wiele lepszej o tej. Przy okazji – misja polegająca na zniszczeniu wytwórni andrutów nie jest zabawna. Jest bezsensowna i zbyt nachalna.

Jeszcze jedno – mafia nie ewakuuje budynku przed wysadzeniem, przyjmując już, że jakiś wysadza (swoją drogą tym to się raczej terroryści zajmują). Oczywiście wszystkie problemy rozwiązane tak szybko, że ledwo udaje się je dostrzec.

Rozdział 22

Chyba znów mijamy się z dowcipem. Bo nie mogę zrozumieć, czemu rozcięcie zamachowca, będącego oczywiście głupią trzpiotką z mafii, za pomocą piły mechanicznej jest takie niesamowicie zabawne. Nie wystarczy wsadzić mafii i brutalnej śmierci opisanej w niefrasobliwy i dość obojętny sposób, żeby scena stała się ciekawa i zabawna.

Rozdział 23

Jestem trochę skołowana… Na początku Marcin pada trupem i miałam powiedzieć, że właśnie zabiłaś jedną z ważniejszych postaci i nikt nie mrugnął okiem, ale… potem zachowują się, jakby żył. Szukają go jak wcześniej i w ogóle. Przez chwilę byłam bardzo zadowolona, że pozbyłaś się Nałęczowskiego (choć, oczywiście, nie było żadnych łez po stracie wiernego towarzysza), ale przeżył. Jak wańka-wstańka. Dodaję, że miał zmiażdżoną sidłami nogę i głowę (!). Zauważyłaś, że masz tendencję do wskrzeszania głównych bohaterów?

Seria specjalna

Wiesz, że podkreślasz tu, jak źle i nieczule zachowali się Nowak i Klaudia?

Marcin czuł się nagi, kiedy ktoś czytał jego najintymniejsze przemyślenia.

Czy mam przypomnieć czyj pamiętnik czytali ci wyżej wymienieni bez żadnych wyrzutów sumienia? Dodaję, że to dwójka, z której jedno tęskni za kamerdynerem, a drugie kocha autora zapisków.

Szyfr Marcina jest taki skomplikowany… Nikt na pewno nie domyślił się, że słowa zaznaczone na czerwono, to wiadomość? Zwłaszcza, że są to wyrażenia takie jak „pomocy”, „jestem uwięziony”…

Zaznaczam tu, że nie mogę przeczytać części trzeciej. Program ochronny ostrzega mnie tu przed wirusem, a ja niespecjalnie chcę ryzykować własnym sprzętem. Radziłabym to sprawdzić.

Środki do trucia owadów czy czyszczenia domu jako trucizna w jedzeniu raczej by się nie sprawdziły. Mają bardzo charakterystyczny i mocny zarówno smak, jak i zapach.

Cała seria kręci wokół ślubu Marcina z jakąś Adelajdą. Chodzi też o połączenie mafii. Coś zbyt często u Ciebie występuje ten motyw – albo ktoś bierze ślub, albo ma konflikt z mafią, albo się nawzajem porywają i mordują. To stało się zwyczajnie nudne. Oczywiście Marcin ze ślubu ucieka. To też jest u Ciebie zbyt popularne.

Potem, bez uprzedzenia, gonią go jakieś kobiety, biadolą coś o składaniu i nieskładaniu w ofierze i wywożą do Albanii. W sumie porwania już nie było od jakiegoś czasu…

Rozdział 24

W tym wątku też wracamy do mafii. Bez konkretnych powodów finansowych Nowak dołącza do misji i jadą sobie w siną dal samolotem. Z Klaudią. Przy okazji szukając Marcina. Wiesz, jak bardzo irytujący stał się motyw „umiem latać tylko do Nowej Zelandii”? Za pierwszym razem był ok., za drugim jeszcze do zniesienia, ale teraz po prostu wygląda tak, jakbyś po raz kolejny próbowała odgrzać ten sam dowcip.

Wyszło długawo, choć próbowałam się streszczać i ograniczać do najważniejszych rad – gdybym chciała wypisać wszystkie potknięcia, musiałabym zwyczajnie zbelować cały tekst.

Główny problem w fabule polega na tym… że nie jest zabawna. Chcesz posługiwać się absurdem, dobrze. Ale absurd musi mieć jakiś sens. Najpierw musisz mieć fabułę, która jest w miarę spójna, potem zaś dodajesz absurd. Nie na odwrót. Żarty często są tak oczywiste i tak nachalne, że aż kłują w oczy. Powtarzasz też te same, utarte schematy. Śluby, mafia, śluby, mafia, brutalne okaleczenie, wskrzeszenie/pominięta niemal śmierć. To zwyczajnie nie jest zabawne. Romanse nie mają żadnego podłoża, nowe wątki wyskakują zupełnie znikąd i często też do niczego konkretnego nie prowadzą. To wszystko prowadzi do powstania wielkiego chaosu, który bardzo trudno jakoś ogarnąć. Bardzo trudno to nawet czytać, bo człowiek ma co chwilę chęć przewinięcia tego czy innego kawałka, zwłaszcza, kiedy czyta na raz więcej niż trzy, cztery odcinki.

Nie ma tu żadnego wątku, który przetrwałby wystarczająco, nie mam właściwie jak udzielić ci rad dotyczących ogólnej fabuły. Ponieważ ona nie istnieje. Owszem, zlepki różnych wydarzeń też mogłyby być zabawne, ale nie wtedy, kiedy na siłę mają tworzyć ciągłą fabułę. Na dodatek często się powtarzają. Czytając, miałam cały czas wrażenie lekkiego deja vu – to już było, tamto też, tylko imiona i lokacja zostały zmienione.

Musisz najpierw wymyślić jakiś wątek, przemyśleć go kilkakrotnie, myśleć nad nim i myśleć, żeby poprawić wszelkie logiczne niedociągnięcia. Dopiero potem możesz się zastanowić, jak to można absurdalnie przedstawić. Możesz domyślić fabułę do jednej zabawnej sceny, owszem, ale ta fabuła także musi być dopracowana i nie może sprawiać wrażenia przypadkowej. Teraz nie trzyma czytelnika w napięciu, bo nie ma on kiedy przejąć się sytuacją. Wszystkie problemy usuwasz sprzed bohaterów tak szybko, że nie sposób uwierzyć, że istnieje jakiekolwiek zagrożenie, jakakolwiek trudność.

Postacie są płaskie. Mają zazwyczaj jedną lub dwie wyróżniające ich cechy, które określają całą ich osobowość. Na przykład Nałęczowski jest irytujący, a kiedy sobie o tym przypomnisz, również genialny. Irytujący jest też podział na Klaudię i… „tego… innych”. Wszyscy należący do grupy drugiej przedstawieni są, niezależnie od wieku, jako idioci. Masz też jeden wzór na bohatera danej płci – mężczyźni są dziecinni lub romantyczni, choć tych drugich było niewiele i zwykle lądowali szybko w kategorii pierwszej (zaraz po tym, jak Klaudia napotkała innego). Wszystkie kobiety za wyjątkiem Klaudii mają najwyraźniej tylko jeden cel w życiu – znaleźć sobie męża. Naprawdę. Przyjrzyj się wszystkim postaciom kobiecym, a zobaczysz, że w zasadzie wszystkie robią tylko to. Crispello miała pewien potencjał, cechy wyróżniające, ale też zmieniła się w tą, która poluje na Nałęczowskiego, a wychodzi za mąż za Nowaka.

Klaudia osiąga szczyty bycia irytującą. Początkowo jej narracja jest znośna, im dalej, tym mniej. Jest zupełnie nieczuła, nie dba o innych, po śmierci kogokolwiek nie targją nią żadne, powtarzam – żadne uczucia. Pomiata przyjaciółmi i w twoim opowiadaniu kreowana jest na tę inteligentną, rozsądną dziewczynę, która ratuje ich z opresji. A przy tym nie wiemy o niej wiele. Nie mam pojęcia, czy coś lubi, czy nie, nawet jak się z kimś przyjaźni, to niewiele to pokazuje, poza słowami. Być może zostało to zrobione celowo, ale nie bawi, niestety.

Więzi międzyludzkie nie istnieją. Niby czasem ktoś się z kimś przyjaźni, ale zazwyczaj kiedy tamten umrze, to temu przyjacielowi/ukochanemu nawet powieka nie drgnie. Najbliższy jakiemukolwiek oddaniu są Nałęczowski stosunków stosunku do Klaudii i Bil razem stosunków Tomem. Żadnych stosunków rodzinnych też nie ma, bo w tej kwestii poszłaś na łatwiznę, czyniąć połowę bohaterów sierotami, a drugiej połowie rodziców oddalają z powodu kłótni lub bliżej nieokreślonych okoliczności. To zapewnia większą swobodę bohaterowi, owszem, ale oznacza też, że autor nie chciał borykać się z kwestią opieki roztaczanej przez rodziców.

Opisy zaczynają się z biegiem czasu u ciebie pojawiać i w sumie podstawowe informacje o miejscu akcji już mamy, także opisy postaci się pojawiają, choć wciąż bardzo powoli. Radzę popracować nad opisami uczuć – bo ich nie ma. Przez to czytelnik odnosi wrażenie, że bohaterowie nie posiadają żadnego życia wewnętrznego i jakkolwiek okropnie być nie okaleczyła ich znajomych, nie robi to na nich żadnego wrażenia.

Świat przedstawiony już ma jakieś zarysy, niektóre miejsca opisałaś lepiej, niż inne i w tej kwestii stanowczo widać postęp, ale wciąż jest tego za mało. Sprawę utrudniają też zmieniające się lokacje – czytelnik ledwo zdążył się przyzwyczaić, a postacie lądują w jakimś powierzchownie opisanym miejscu, potem znów zmieniają miasto, i znów… Takie coś może się sprawdzać, kiedy umie się bardzo dobrze przedstawiać otoczenie – w tym wypadku powoduje zagubienie czytelnika. Czytając, właściwie się nie wie, gdzie znów się znaleźli i jak to wygląda, lub ma się tylko najbardziej podstawowe, wybiórcze informacje.

Dialogi nie są aż tak złe, choć często zdarza im się brzmieć sztucznie. Powiedziałabym, że nie biją po oczach rażącymi niedociągnięciami. Nie są złe, czasem zdarzają się przyjemne wymiany zdań, lub zabawne kwestie. Choć wydają się być takie jakieś skrócone. Jakbyś starała się w jak najmniejszej ich ilości zmieścić jak najwięcej ekspozycji. Realne osoby mówią dużo bardziej rozlegle, wkładają w rozmowy więcej emocji.

Twój styl… Twój styl nie jest zły, choć wplatasz niekiedy zbyt dużo kolokwializmów w wypowiedzi tam, gdzie można było tego bez trudu uniknąć. Piszesz prosto, ale masz skłonność do nadmiernego skracania zdań. Nie widzę u Ciebie błędów ortograficznych czy interpunkcyjnych, z tego co wiem, masz betę, więc sprawuje się ona dobrze. Jeśli to tylko Twoja zasługa, a ja mam złe informacje, to gratuluję poprawności.

Przejdźmy teraz do poprawności. Ocenię Ci trzy rozdziały. Nie sądzę, żebym znalazła wiele błędów, bo Twoja beta doskonale się spisuje (z tego, co wiem, masz betę. Jeśli nie masz, to przyjmij gratulacje, bo naprawdę z tej strony niewiele tu niedociągnięć).

Prolog

nawet teraz, zimową porą(przecinek) robił niesamowite wrażenie z powodu wielkości i świetnego zagospodarowania terenu. Widać było, że ktoś spędził wiele czasu nad zaplanowaniem przestrzeni tak, żeby uzyskać efekt ładu, równowagi i wywrzeć wrażenie

Powtórzenie.

Musi mu być zimno, na zewnątrz jest kilka stopni poniżej zera, a on, biedaczysko, siedzi w łachmanach, które na pewno nie chronią od mrozu.

No i właśnie zabiłaś chłopca. Jeśli on tam tak siedzi i siedzi, i siedzi, to zamarznie.

Jeśli myślisz, że złapiesz serce dzwonu w liść z jakiegokolwiek mojego kwiatka z werandy to się mylisz, bo wszystkie dawno uschły z powodu mrozu.

I nie można złapać przez przyschnięty (albo kilka przyschniętych, żeby dalej stanowiły barierę, kiedy część się porwie) bo…?

To bardzo skomplikowana lornetka, bo ma dwa przyciski, trzy pokrętła i obrazek z zimorodkiem, który wygląda jak guzik, ale jak się go przyciśnie, to nic się nie dzieje.

To jest przykład zjawiska, o którym pisałam wcześniej – wszyscy są zwyczajnie dziecinni. To zdanie pasowałoby, gdyby narracja była z punktu widzenia dziecka, nie księdza.
Rozdział 15

Przystojny dla ludzi, którzy nie wiedzą(przecinek) kim jest, bo w rzeczywistości jest naukowcem z piekła rodem.

I „jest” się powtarza.

”Boże, myślałam, (bez przecinka) że nie jest kretynem, chyba się myliłam.”

„chyba był całkiem nowy i nikt go nigdy wcześniej nie używał, bo wszystko było nowe i bardzo się błyszczało.”

Powtórzenie „nowe”.

— Crispello ma rację, wedrze ci się zakażenie i coś ci się stanie.

Wda się zakażenie.

Zrobiliśmy sobie łóżka z liści pod skałą, która posłużyła za dach; w środku był cień, co było dużą zaletą w tych okolicznościach, a do tego gdyby zaczął padać deszcz, to nie obudzilibyśmy się w jeziorze.

I tak nie obudziliby się w jeziorze, chyba, że przespaliby ulewę i położyli się w wielkim dole. Co najwyżej by ich zmoczyło.

Kacper zrzucił ptaka z gniazda za pomocą kokosa. Ptak upadł głową w dół i przebierał bezradnie nogami w powietrzu, bo to był nielot.

Jeśli był to nielot, to jak sotał się na drzewo? Wspiął się?

Szybko zaczęliśmy słyszeć i widzieć cywilizację

Jak ta cywilizacja wyglądała? Albo jakie dźwięki wydawała?

„Jest w końcu Szefem Mafii.”

To oficjalna nazwa stanowiska? Ludzie się do niego zwracają „Szefie Mafii”? Czy może „Mafia” to nazwa tej mafii?

Rozdział 24

Ha, teraz zrozumiałem(przecinek) o co ci chodziło.

Tyle że maryurayedocin już wtedy poszedł, bo przestał się odzywać.

Raczej przestał się odzywać, bo poszedł.

W środku pokoju znajdował się dramat.

Ktoś postawił go na środku dywanu.

Cóż, to by było na tyle. W kwestii poprawności, zatem jest dobrze.

Podsumowując. Nie będę ukrywać, że nie jest dobrze. Fabuła miewa się bardzo źle, logika nawet nie zajrzała. Najbardziej rozsądnym wyjściem w tej chwili wydaje mi się przemyślenie tego wszystkiego i rozpoczęcie od nowa. Nie bardzo widzę możliwość sensownego poprawienia tego, co już napisałaś – owszem, możesz załatać niektóre dziury, ale pewnych wad nie da się naprawić. Z tego, co widać, opowiadanie to zaczęłaś pisać bardzo dawno, dobrych kilka lat temu. I sądzę, że przyszedł czas, żeby się zapytać, czy jest sens to kontynuować. Czy nie lepiej byłoby wymyślić i zrealizować nową historię. Pisząc to samo, co kiedy było się młodszym, trudno jest się jakkolwiek rozwinąć. Niektóre pomysły powinno się na chwilę odstawić, potem spojrzeć na nie z większego dystansu, z niejakim sentymentem, ale wiedząc już, że można napisać coś lepszego. Bo to mi właśnie wygląda u Ciebie na ten etap – jedno z pierwszych opowiadań, z którymi tak trudno jest się rozstać. Wierz mi, że wyszłoby Ci na zdrowie, gdybyś na przykład napisała kilka krótszych historyjek, dała je komuś do przeczytania i postarała się pisać każde następne lepiej. Potem spojrzysz na to może z lekką nostalgią, ale będziesz wiedziała, że stać Cię na więcej. Na taki etap mi to wygląda. Kontynuowanie pomysłów z dzieciństwa bardzo rzadko wychodzi na dobre.

Nie chcę Ci powiedzieć przez to, żebyś nie pisała, w żadnym wypadku. Myślę po prostu, że lepiej byłoby dla Twojego warsztatu pisarskiego, gdybyś zaczęła coś nowego i spróbowała napisać to lepiej. Na Twoim miejscu znalazłabym też kogoś, kto nie tyle wytknie błędy w pisowni, co w fabule; kto spojrzy krytycznym okiem i Ci bezlitośnie wytknie wszystkie potknięcia. Być może początkowo będzie trudno przyzwyczaić się do ostrej krytyki, ale z własnego doświadczenia wiem, że to skutkuje.

W kwestii humoru poradzę Ci kilku autorów, którzy świetnie nim operowali. Najbliższe chyba Twojemu typowi będą książki Joanny Chmielewskiej, niedawno niestety zmarłej polskiej autorki. Bardzo dobrze łączy powieści kryminalne z humorem, więc będzie Tobie najbliższy. Z nieco innych typów humoru, które jednak też warto poznać, polecam książki Olgi Gromyko, Terry’ego Pratchetta, Andrzeja Pilipiuka, Ewy Ostrowskiej… To te kilka nazwiska, które akurat przychodzą mi do głowy. Może nie jest humor, o który Ci chodzi, ale myślę, że mogą być interesujące. Ale Chmielewską sobie sprawdź.

Na razie, niestety, dostajesz ode mnie niedostateczny. Mam jednak nadzieję, że będzie lepiej.


To najdłuższa ocena, jaką jak dotąd napisałam. Siedemnaście stron w Wordzie, Georgia 10.

8 komentarzy:

  1. Na początku chciałabym podziękować za ocenę. Wydaje mi się jednak, że wnioski, które wypisałaś, są bardziej absurdalne niż humor w moim blogu i po prostu nie zrozumiałaś konwencji mojego opowiadania. Niestety, mój komentarz musiałam podzielić na wiele części.

    1. „Ehem. Ehem. Nie? Nawet kiedy świat był mniej zaludniony, każde swoje „państewko” miało prawo pisane lub na przykład monarchę, który sam decydował (pomijam doradców i tak dalej) co zasługuje na karę, a co nie. A już uzasadnienie, że nikt tego nie zrobił, bo „było nudne”… Przy innym, bardziej logicznym, może nawet byłabym w stanie uwierzyć, ale nie tak” – tekst umieszczony w „o blogu” miał za zadanie już na wstępie poinformować czytelnika o formie mojego opowiadania i absurdzie, na którym się on opiera. Już sam opis i stwierdzenia w nim zawarte są absurdalne, co było zabiegiem celowym. Akcja dzieje się w świecie równoległym, gdzie panują nieco inne zasady.

    2. „Możesz na przykład umrzeć na depresję” – to stwierdzenie również jest humorystyczne i absurdalne w zamierzeniu. W tym świecie, który opisuję, można „umrzeć na depresję”, chodziło mi o kontrast i wypisanie rzeczy, których czytelnik może się w tam spodziewać.

    3. „Przechodzi od opinii „ten biedny malec na śniegu”, do późniejszej „zbrodniarz okrutny, zbił cenną szklankę”, wraca do współczucia, by znów stwierdzić, że dziecko jest pomiotem szatana, bo właśnie zapaliło papierosa” – właśnie tacy ludzie żyją w tym świecie i nawet ksiądz ma dość radykalne poglądy, nie chce pochylić się nad biedną sierotką. Jego przemyślenia również są absurdalne.

    4. „Dodajmy jeszcze fakt, że potem piszesz, że ten „malec” i „dziecko” to szesnastolatek” – dla dorosłej osoby może być to jeszcze „dziecko”, a poza tym chodziło o przesadę i podkreślenie mizernej postury służącego.

    5. Podobnie mogę się odnieść do uwag o pisaniu po suficie i cenie artykułów. Narrator natomiast po prostu się zmienia – najpierw ksiądz, potem Klaudia.

    6. „Już nie wspominając o fakcie, że zwracanie się do ledwo znanej przez dorosłego mężczyznę dziewczynki per „Małgorzatka” jest… trochę niepokojące” – nie jest ledwo poznana, znał ją od długiego czasu. Nie wiem, z czego to wywnioskowałaś.

    7. „Po pierwsze – prowadzenie kasyna to biznes, nie hazard i dziewczyna zwyczajnie prowadzi sobie działalność” – bo to satyra na zachowanie niewykształconej matki. To nie są moje stwierdzenia, ale słowa konkretnej postaci.

    8. „I to żadna z tych rzeczy nie była przedstawiona realistycznie. Żadna. Po prostu to wszystko idzie pod nóż – nie ma tu logiki, nie ma realizmu” – ponieważ moje opowiadanie nie jest realistyczne. Naprawdę nie wiem, jak zdołałaś dotrzeć do tego momentu bez zrozumienia konwencji.

    9. „Przyjechali niedawno, to nie mordercy, tylko jakieś szczyle z prywatnej szkółki” – brawo! O to chodziło, zwykłych uciekinierów ze szkoły potraktowano jak groźnych przestępców.

    10. „To się nie nazywa podejście do dzieci, przykro mi. Większość młodszych kuzynów obraziłaby się na mnie śmiertelnie, gdybym mówiła do nich w ten sposób, kiedy mieli po te cztery lata” – ...Ignacy dokładnie to zrobił, ale nie przytoczyłaś całego fragmentu. Uraziło go to, ale odpowiedział uprzejmie.

    11. „A to nie brzmi podejrzanie? Nie zdziwiłabyś się, gdyby ktoś Ci coś takiego powiedział?” – o to chodzi. To jest DO BÓLU podejrzane.

    12. „Rosyjskie pismo, mówisz… Znaczy, nagle, siedząc w łazience, nauczył się cyrylicy? Ile on tam siedział?” – są to spontanicznie wyrażone przez jednego z bohaterów podejrzenia. Jak zdążyłaś zauważyć, nie mają sensu.

    13. „Przy okazji – o co jej chodzi z tym rozwodem? Wzięli kościelny na szybko, nic nie zgłosili, może sobie pojechać i zawrzeć kolejny” – nie może, ponieważ akcja NIE dzieje się w naszym świecie. Poza tym nie chce, chce właśnie rozwodu, bo Bil jest dla niej tylko utrapieniem.

    OdpowiedzUsuń
  2. 14. „To. Nie. Było. Zabawne. To było niezręczne i bezsensowne. Tak jak to *chwyta nóż, morduje wszystkich domowników i sąsiadów z powodu złego humoru i siada do komputera kończyć ocenę*. Żarty muszą mieć sens i pasować do kontekstu. Nie możesz wrzucać losowych zabawnych fraz i oczekiwać, że tekst stanie się humorystyczny” – są różne rodzaje humoru, w tym rozróżniamy między innymi czarny, oparty na absurdzie, niemiecki, brytyjski... Nie można powiedzieć, że coś nie jest humorystyczne, bo nie wpisuje się w Twoje postrzeganie humoru.

    15. Zjemy jedzenie – to fragment wypowiedzi bohatera, w przypadku którego jest ciągle podkreślane, że nie wypowiada się on całkiem gramatycznie poprawnie.

    16. „porywacz Nowak nagle organizuje imprezę urodzinową dla Toma” – wprasza się, nie organizuje.

    17. „Nie. Właściwa reakcja to – Jezus Maria, co ci się stało dziecko?! Zostaw moją córkę w spokoju ty (wstaw odpowiedni inwektyw) zboczeńcu! Coś ty robiła, Klaudia!” – w naszym świecie pewnie tak. Do tego zdziwienie i szok głównej bohaterki spowodowane nietypową reakcją matki są później opisane.

    18. „A Bil, jako przykładny mężczyzna i dżentelmen, lub chociaż nastolatek ze szczątkowym choć poczuciem przyzwoitości, powinien gwałtownie zaprotestować” – powinien, ale tego nie zrobił, bo jest idiotą. To jedna z najmniej inteligentnych postaci w moim opowiadaniu.

    19. „Chce zaśpiewać z Bilem. I Tomem (jeśli mają na nazwisko Kautlitz to sądzę, że można by wspomnieć o tym szczególe odrobinkę wcześniej)” – Bill Kaulitz ma na imię BILL, to różnica. Ci bracia mają inne nazwisko i nawet nie są bliźniakami.

    20. „Ale absurd też musi mieć jakiś sens” – no, chyba nie.

    21. „Bo to takie zabawne, kiedy ludzie ślizgają się na mokrej podłodze. Claudinello, toż to jest jeden z najbardziej ogranych żartów w historii!” – to nie był żart, tylko sytuacja, która podkreślała charakter Bila, jego niezdarność i mazgajstwo.

    22. „Ja mam małe pytanie, czy „córcia”, jej mąż i Nikola nie są przypadkiem rodziną?” – to taka delikatna sugestia, że Klaudia już się do rodziny nie zalicza z powodu ich wcześniejszej kłótni.

    23. „Na dodatek, zupełnie bez uprzedzenia, czytelnik dostaje wehikuł czasu do przetworzenia i małpę-jaskiniowca” – tu akurat masz rację, małpa to najsłabszy rozdział, nienawidzę jej z całego serca. Miałam plany zupełnie zmienić cały ten rozdział po tym, jak dostanę oceny.

    24. „Zaraz potem dostają spadek i kupują sobie dom. Tak, piętnastolatki, nic już mnie nie dziwi… Za wszystkie pieniądze, oczywiście” – nie, nie za wszystkie. Było wspomniane, ile pieniędzy im zostało.

    25. „Ale tutaj nie traktuje się ich jak dorosłych i odsyła od sierocińca, więc nie wygląda na to, żeby miały jakiekolwiek poważne możliwości. Świat musi być spójny. Albo są dziećmi, albo dorosłymi” – prawo jest w tym świecie absurdalne, chociaż konsekwentne. Jest to podkreślane na każdym kroku: prawne regulacje dotyczące ślubów, rozwodów, sierocińców, spadków, emerytur...

    OdpowiedzUsuń
  3. 26. „I skąd u licha wziął się w Zakopanem kanion, w który takowa mogła wpaść?” – akcja rozdziału ma miejsce gdzie indziej. Wyjechali na wieś, na wakacje. O to chodziło.

    27. „Wprowadzasz dla Toma nową ukochaną, którą jeszcze w tej samej części eliminujesz, wyrzucając za burtę statku płynącego do Meksyku” – to ciekawe, bo nie wyeliminowałam, są do dziś razem. Mieli pewną przerwę.

    28. „Przy okazji – gdyby to była nitrogliceryna, a nie nitrobliceryna, cokolwiek by to nie było, to nie powstałaby «aż dziura w murze»” – to wszystko było opisane. Klaudia wzięła te nazwę za przejęzyczenie, po czym uświadomiono jej, że jest to substancja działająca podobnie jak napalm.

    29. „Czemu właściwie on? Nie lubisz tego konkretnego piosenkarza, czy to tylko losowa postać?” – jaki piosenkarz? Toż to żul. Nie mam na myśli prawdziwego PIOTRA Rubika, który jest kompozytorem, tylko postać, którą stworzyłam i która ma nieco inaczej na imię.

    30. „Niestety zepsułaś to trochę końcówką, mówiącą, że jednak był wampirem. I zabiciem go łopatą. Kolejny trup do kolekcji, a po drodze były też dwa nekrologi…” – ani Edward, ani doktor Kurtka nie umarli w tym rozdziale. Zresztą, Edward nie był tam nawet wampirem. No, chyba trzeba było dokładniej czytać, bo było to powiedziane wprost.

    31. „btw – kończyn się nie przeszczepia, a już na pewno nie tyle czasu od ucięcia oryginału” – pomijając kwestie absurdu, było pokreślone, że to eksperymentalna operacja.

    32. „O jakiego „Bukowskiego” ci chodziło? Amerykańskiego aktora? Czy kobietę, która zaprojektowała słynną linię misiów?” – o Bukowskiego. Dlaczego każde nazwisko z kimś Ci się kojarzy?

    33. „Słowotwórstwo jest okej. Ale rozsądne słowotwórstwo” – słowo „niskoporowaty” jest ostatnio całkiem popularne. Czytałaś kiedyś jakiś blog o włosach? Często się tam pojawia.

    34. „Nałęczowski okazuje się geniuszem o IQ 450” – cóż, Nałęczowski sam to powiedział i raczej nikt mu nie uwierzył.

    35. „Sprzątają jednak tylko własny bałagan. Co z resztą?” – nie ma! Singapur jest tam idealnie czysty, to parodia rzeczywistego miejsca.

    36. „Nałęczowski jednocześnie odsiaduje karę i siedzi z nimi w apartamencie” – było powiedziane, że go tam nie ma. Dostał pokój, ale go nie ma, bo jest w areszcie.

    38. „Bil ginie potrącony ambulansem. Czy to nie zdarzyło się gdzieś wcześniej?” – nie.

    39. „Nie widać tego w tekście. Naprawdę, ani słowo nie sugerowało, że minęło aż tyle czasu. Wypadałoby może gdzieś umieścić jakąś informację typu „już dwa miesiące później”…” – zmieniały się miesiące i pory roku, niektóre rozdziały rozpoczynały się dokładnie od informacji, ile czasu upłynęło od ostatnich wydarzeń.

    40. „Wciąż nie wiem, dlaczego właściwie Nowak jest teraz w paczce Klaudii” – potrzebowali mieszkania. Wprosili się do niego i zatrzymali „na kilka dni”.

    OdpowiedzUsuń
  4. 41. „Sensu brak także w wizycie u psychiatry. Którego, tak na logikę, powinni nienawidzić, bo zabrał im dom” – to nie była jego wina i bohaterowie to akurat zrozumieli.

    42. „Powiedz mi, czy ty uważasz, że czytelnik to idiota, czy że to jest śmieszne? Bo niestety, jako czytelnik czuję się jakby ktoś obrażał moją inteligencję” – mnie to bawi. Przesadne podkreślanie oczywistości najczęściej pojawia się właśnie pod obrazkami i są to humorystyczne teksty nie mające szczególnych związków z fabułą.

    43. Próbujesz wyraźnie wrócić nam dawną Crispello. Razem z mafią. Niestety, to tak nie działa. Zwłaszcza, że wciąż ją mam przed oczami wieszającą się na swojej „jedynej miłości”. – Temat zachowania Crispello i jej dziwactw jest dość złożony, rozwinęłam go w dużo późniejszych rozdziałach. Rozumiem jednak, jakie mogłaś odnieść wrażenie, bo to wszystko zostanie wyjaśnione w rozdziale, którego odcinki właśnie są publikowane (piszę do kilkunastu naprzód).

    44. „Po raz kolejny zaś biją się u ciebie o dziewczynę. To także stało się już nudne” – prawie wszyscy bohaterowie również mają tego dość i była to przede wszystkim jedna z denerwujących akcji Nałęczowskiego. Przyznam jednak, że mnie również za bardzo się nie podobają.

    45. „Czy oni tam sobie wszyscy czytają pamiętniki i nie uznają własności prywatnej?” – tak! Chociaż do tej pory pojawiły się trzy, więc nie tak znowu dużo.

    46. „Cóż. Czy ktoś zechce mi wyjaśni, co tak śmiesznego jest w zatrudnieniu wiekowego kamerdynera i znalezieniu go rano martwego? Bo niestety wydaje mi się, że nie dostrzegam dowcipu” – ojej, czarny humor. Może się nie podobać, ale trzeba go rozumieć albo chociaż brać pod uwagę jego istnienie.

    47. „Klaudii brakuje pieniędzy na sukienkę. Z tego powodu wstępuje do mafii
    Wiem, że posługujesz się absurdem. Ale taka sytuacja nie ma racji bytu. Nie można rozwiązywać wszystkich problemów chwytem «a bo mafia»” – to akurat nie jest element ściśle absurdalny, bo dziewczyna na co dzień spotyka się z członkami mafii. Nie ma kwalifikacji, a jednorazowe uczestnictwo w misji może dać jej znacznie więcej pieniędzy niż przepracowany miesiąc na kasie.

    48. „Jeszcze jedno – mafia nie ewakuuje budynku przed wysadzeniem” – jak to nie? O to między innymi chodziło w misji. O uwolnienie zakładników.

    49. „Bo nie mogę zrozumieć, czemu rozcięcie zamachowca, będącego oczywiście głupią trzpiotką z mafii (...)” – była wolnym strzelcem, nigdzie nie zostało napisane, że należała do mafii.

    50. „Jestem trochę skołowana… Na początku Marcin pada trupem i miałam powiedzieć, że właśnie zabiłaś jedną z ważniejszych postaci i nikt nie mrugnął okiem, ale… potem zachowują się, jakby żył. Szukają go jak wcześniej i w ogóle” – bo ty był sen. Sen, takie coś, co się czasem zdarza, jak człowiek śpi. To nie było naprawdę i Klaudia rozmawiała O SWOIM ŚNIE z Nowakiem kilka linijek dalej.

    51. „Czy mam przypomnieć czyj pamiętnik czytali ci wyżej wymienieni bez żadnych wyrzutów sumienia?” – nie czytali tego przy nim, a poza tym zrobili to dlatego, żeby dowiedzieć się czegokolwiek o tym, gdzie mógł pójść. No, nikt nie powiedział, że czytanie go od początku było okej, prawda? Nikt też nie powiedział, że wszyscy bohaterowie muszą być w porządku wobec innych.

    52. „Szyfr Marcina jest taki skomplikowany… Nikt na pewno nie domyślił się, że słowa zaznaczone na czerwono, to wiadomość?” – tak! O to chodziło, szyfr był beznadziejnie prosty. Nałęczowski go akurat zrozumiał bez problemu, a Tom po prostu nie uwierzył, że Marcin mógłby napisać coś takiego.

    53. „Chodzi też o połączenie mafii” – jakie mafie? Ani Adelajda, ani Marcin nie pracują w mafii.

    54. „Nowak dołącza do misji i jadą sobie w siną dal samolotem. Z Klaudią. Przy okazji szukając Marcina” – szukają? Serio? Nie wiedziałam. Po prostu o nim rozmawiają.

    OdpowiedzUsuń
  5. 55. „Przyjrzyj się wszystkim postaciom kobiecym, a zobaczysz, że w zasadzie wszystkie robią tylko to” – nie do końca się zgodzę, chociaż przyznam, że ciekawych postaci kobiecych jest tam mało. Kto ciągle myśli o ślubie? Ani Klaudia, ani Nikola, ani Zofia... Tylko Małgosia i Crispello, chociaż motywy tej drugiej są specyficzne.

    56. „To jest przykład zjawiska, o którym pisałam wcześniej – wszyscy są zwyczajnie dziecinni. To zdanie pasowałoby, gdyby narracja była z punktu widzenia dziecka, nie księdza” – to ksiądz już nie może być dziecinny? Co za czasy.

    Później jeszcze wielokrotnie, między innymi w „błędach” wytykasz mi absurd w pojedynczych wydarzeniach, ale wbrew pozorom ten świat jest spójny; zasady, które raz zostały przedstawione, praktycznie się nie zmieniają. To, że zawód kamerdynera jest wyjątkowo poniżający, grożący wszystkim sierociniec czy zasady zawierania małżeństwa. Cały czas porównujesz wydarzenia z mojego opowiadania do rzeczywistego świata. Nie wiem, jak można przeczytać dwadzieścia trzy rozdziały i nie zrozumieć konwencji, która została wyjaśniona w ramce „o blogu”. To dopiero absurd!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę uważasz, że żadna inna postać kobieca o tym nie myślała? Epizodyczne postaci też latały za mężami, a większość kobiet nie ma u Ciebie charakteru do trzech czwartych opowiadania.

      Ksiądz może być dziecinny. Ale w pewnym wieku przestaje się budować zdania w taki sposób.

      Wyjaśnię coś od razu - kiedy piszę "realistyczny" nie mam na myśli identyczny z naszym światem. Mam na myśli fakt, że zachowuje logikę. Kiedy umieszczasz w jakimś świecie, choćby zupełnie wymyślonym ludzi i nie zaznaczasz, że bardzo się różnią, muszą zachowywać się z grubsza jak ten sam gatunek - co oznacza pewną logikę zachowania. U Ciebie tej właśnie logiki zachowania brakuje. Możesz powiedzieć - to absurd. Ale absur, to absurd, a cigłe zachowywanie się jak idiota, to zachowywanie się jak idiota. Bez instynktu samozachowawczego. T oznacza, że nie można wyciągać kogoś z więzienia na poczekaniu - bo musimy założyć, że przestępca czasem też ma szare komórki i myśli. Policji też to dotyczy.

      A ja wciąż nie znam zasad zawierania małżeństwa. Wiem, jakie tradycje panują wśród aborygenów, że można się pobrać mając piętnaście lat... Nie powiedziałaś bardzo jasno jak wygląda mechanizm rozwodów, kto rejestruje śluby, jakie są zasady ich rozwiązywania.

      Rozumiem konwencję Twojego bloga, uważam jednak, że mogła być ona o wiele, wiele lepiej zrealizowana. I o to mi chodzi. Nie o to, że absurd jest zły w gruncie rzeczy. O to, że u Ciebie jest zbyt słabo dopracowany.

      Wybacz mi, że na razie odpiszę tylko na końcowy fragmnet, ale jutro muszę wcześnie wstać. Nadrobię wszystko już jutro wieczorem.

      Usuń
    2. Epizodyczne postacie? Które? Zostało jeszcze wspomniane, że Lora wyszła za mąż, bo rodzice jej to zasugerowali jako jedyne dobre rozwiązanie, by się ustawić, ale poza tym nie przypominam sobie nikogo z takimi aspiracjami.

      Wiesz, logika to przede wszystkim zachowanie konsekwencji. Moi bohaterowie zachowują się absurdalnie, ale zazwyczaj działają konsekwentnie. Ten świat, który nam wydaje się absurdalny, dla nich jest całkowicie naturalnym środowiskiem i jednak panują tam jakieś zasady. Absurd wynika z tego, jak wyglądają te różnice pomiędzy naszą rzeczywistością, a ich. Oczywiście pojawiają się też idioci (BIL), ale głupie zachowanie jest zarezerwowane głównie dla kilku postaci, a niektórzy z nich po prostu z tego wyrastają, jak chociażby Tom.

      Ogólnie uważam, że się raczej nie zrozumiemy, ale co do jednego się zgodzę - realizacja, przynajmniej pierwszych rozdziałów, pozostawia wiele do życzenia. Nad tym jednak pracuję i mam poprawione szkice paru starszych rozdziałów, które powinny rzucić nieco światła na niejasne kwestie. Wrzucę je, jak tylko nikt nie będzie oceniał mojego bloga. Pozdrawiam!

      Usuń
    3. W tym momencie też mam wrażenie, że się nie rozumiemy i nie bardzo mogę coś na to poradzić. Ogólna odpowiedź dotycząca większości Twoich zarzutów jest taka, że Twoja interpretacja moich słów jest nieco inna od tego, co chciałam przekazać i najwyraźniej minęłyśmy się gdzieś w środku.

      Żadna z nas nie przekona drugiej do uznania cudzej racji, więc napiszę już tylko ogólnikowo. Wiem, że logika to zachowanie konsekwencji i w tym wypadku faktycznie raczej trzymałaś się swoich pomysłów. Problem w tym, że one nie trzymały się czasem podstawowych zasad ludzkiej psychiki - instynktu przetrwania, na przykład. Nikt, kto chciałby zchować swoje życie i zdrowie, co jest naturalnym odruchem, nie zamieszkuje u swojego wroga. To tylko przykład, uprzedzam.

      W przypadku humoru nie potrafiłam uniknąć pewnej dawki subiektywności, choć sama nie mam nic przeciw absurdowi. Na pewno są osoby, które Twój blog bawi. Uważam jednak, że absurd mógłby być lepszy, bardziej dopracowany i nieco mniej chaotyczny.

      Pozdrawiam i życzę powodzenia w poprawianiu!
      Jeśli będziesz chciała, żebym mimo wszystko odniosła się szczegółowo do każdego (lub któregoś) z zarzutów, napisz o tym proszę. Bo na tę chwilę uważam, że tak czy inaczej najprawdopodobniej nie uda nam się wzajemnie zrozumieć.

      Usuń