Tak, żyję. Five devils czytam, myślę, że w drugim tygodniu września powinna pojawić się ocena.
Ocena bloga: Terapia eksperymentalna
Autor bloga: Skyle
Oceniająca: Diana
Terapia
eksperymentalna… ciekawe. Na pewno zachęca do zajrzenia na bloga. Trochę dziwi
mnie fakt, że jest to opowiadanie sci-fi – jak na razie nie kojarzy się właśnie
z tym gatunkiem. Bardziej z przeprowadzaniem eksperymentów na pacjentach
szpitala psychiatrycznego. Na belce pojawia się jedno słowo – terapia. Niezbyt
to oryginalne, ale doceniam fakt, że nie zarzuciłaś jakimś cytatem Pałlo
Kołelo, co niezbyt często pasuje do treści. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne i mam nadzieję, że z
treścią będzie tak samo dobrze.
Ponuro i
strasznie. Szablon jest przerażający
i znów mam wrażenie, że to opowiadanie jest o „smutnych ludziach”, jak to ujęła
pewna dziewczynka w horrorze. Zastanawiałam się, jakie są te problemy z grafiką,
teraz już wiem. Tekst masz za nisko, a spisu treści i linków również nie mogłam
na początku znaleźć. Jednak uprzedzałaś, więc nie oberwie Ci się zbytnio. Ta dziewczyna zniszczy nasze istnienie.
Wiem przynajmniej, że główną bohaterką będzie dziewczyna. Dopiero po paru
minutach dotarło do mnie, że jesteś pierwszą autorką od dawna, która na swoim
blogu nie umieściła niczego po angielsku. Niesamowite. Czcionka duża, biała i
czytelna. Zastanawiam się, po co to „o” nad datą opublikowania posta.
Na pierwszy
rzut oka ciężko w tym szablonie coś wypatrzyć. Widać tylko tę dziewczynkę z
palcem przytkniętym do ust, jakby
mówiła, że nie będę mogła nikomu opowiedzieć o tym, co się stanie, kiedy
zagłębię się w Twojego bloga. Potem jest kobieta z rozoranymi plecami i druga,
stojąca gdzieś na wzgórzu z jakąś bronią w ręce. Miecz? Bardziej kij
bejsbolowy. Nie wiem. I znów nie mam pojęcia, czy jako tako pasuje on do
tematyki. Niech będzie, chociaż nadal nie rozumiem, jak się ma dziewczynka
rodem z horroru do opowiadania psychologicznego.
Czas na to, co
tygryski lubią najbardziej, czyli ogarnięcie bloga od strony informacyjnej,
krótko mówiąc, biorę się za ramki.
Coś mi mówi, że w tym przypadku może być co najmniej ciekawie.
Akta nic nie wyjaśniają. Wszystko się plącze. Ciekawym pomysłem jest nazwanie
bohaterów literami alfabetu i figurami karcianymi. To ich pseudonimy? Skoro
powieść w pewnym stopniu wojenna, chyba mam rację. SPAM-u masz niewiele, ale
osobna zakładka jest. W Liebster Award w
pewnym momencie ciągle powtarza się „nominować”. O, więc jednak nie do końca
myliłam się z tym szpitalem. Strona o Tobie również nieco wyjaśnia, choć nadal
nie aż tyle, by do końca zdradzić, o czym jest blog.
Błędy:
Piszę tutaj, bo daję mi to ułudę, że
ktokolwiek to przeczyta. – daje. To nie Ty dajesz sobie ułudę, a pisanie.
Chciałam stworzyć świat, w
którym brak kreatywności staję się kreatywnością
- nie udało mi się. –
jak wyżej.
Wszystkie linki działają poprawnie.
Na początku miałaś bardzo dużo komentarzy, później jednak wszystko ucichło. SPAM-u trochę jest,
mimo odpowiedniego miejsca. Opinie są, konwersacje z komentującymi znikome.
Teraz… treść. Zaczyna
się dosyć pospolicie. Chłopak, który dopiero się uczy, włamuje się do systemu i
odkrywa tajny kod, dzięki któremu może aktywować bomby. Oczywiście jest
narażony na śmiertelne niebezpieczeństwo, bo armia
zabije każdego, kto go pozna. Wiadomo, że T przeżyje, przecież jest głównym
bohaterem, a przynajmniej na takiego wygląda. Zapewne będzie żył w wiecznym
strachu i być może ucieknie razem z innymi, którzy poznali Kod. Och,
zapomniałabym. T jest nastoletnim geniuszem, którego potencjał jest
niezauważany przez nikogo. Bo po co w wojsku szukać nadzwyczajnych talentów?
Widzę, że zdecydowałaś się na czas teraźniejszy w
narracji. Ciekawe, rzadko kiedy spotykam bloga pisanego w ten sposób. Mam tylko
nadzieję, że nie będziesz mieszać czasów.
Okej, pierwszy rozdział za mną i od razu wrzuciłaś
mnie w akcję – tak, jak to robią autorzy książek. Nie nudziło mi się i poznałam
główną bohaterkę, która to opowiada o wydarzeniach ze swojej perspektywy. Jakby
pisała pamiętnik. Tylko czy jest to dobra forma? Piszesz o wojnie, a bohaterów,
jak widzę, będzie więcej. Nie lepiej było pisać w trzeciej osobie? W ten sposób
łatwiej mogłabyś opisać uczucia reszty.
Czyli jednak T nie będzie głównym bohaterem? Musi być!
Chyba że wysiliłaś się tylko po to, by napisać, o co chodzi z Kodem. Nadal mam
cichą nadzieję, że jeszcze wrócisz do T, szkoda by było, żeby jego wątek się
zmarnował.
Rozdział III jak dotąd wyjaśnia najwięcej. O ile
dobrze rozumiem, są dwie wrogie armie. N jest u tych drugich. U Podpalaczy. Jej podlatują do góry, ale reszta twarzy pozostaje
niewzruszona. (III). Jej… co jej? Oczy? Brwi? I co to za zapach, który
czuje N?
Pomarudzę trochę, bo nie jestem do końca zadowolona z
długości rozdziałów. Krótkie są, przynajmniej jak na taki temat. Mam taki
niedosyt, kiedy kończy się rozdział i nie dowiedziałam się o niczym
szczególnym. Dobrym pomysłem byłoby połączenie niektórych rozdziałów ze sobą.
-
Znalazłam cię nieprzytomną w domu podczas wybuchu. Wiesz, jak bardzo to nie bezpieczne,
prawda? Mogłaś umrzeć przysypana gruzem. (V). Hej, moment. Czy
Trefl nie był mężczyzną? Nawiasem mówiąc, brakuje tam przecinka i
„niebezpieczne” powinno być zapisane razem. Chwila, chwila… Co Trefl robił w
domu podczas wybuchu? Wszedł sobie tak dla zabawy?
Hmm, tak się zastanawiam, jak się mają tytuły
rozdziałów do ich treści. Weźmy na przykład taką V – Walka z cieniem. Czego spodziewa się czytelnik? Szpiegów, którzy
poruszają się tak cicho, że przypominają cień, długiej walki… Co dostaje?
Rozmowę i żałosną próbę ucieczki. Tak, żałosną. Naprawdę sądzisz, że kobieta,
która przeżyła wybuch i widziała śmierć swoich współpracowników ma aż tyle
siły, by błyskawicznie napiąć mięśnie, odskoczyć i wypatrzyć broń?
Rozumiem, wyszkolona kadetka, która nie ma nic do stracenia, ale sił też dużo
nie ma. Zwłaszcza, jeśli czuła się osowiała.
Błagam Cię, zrób coś z tymi akapitami. Są
nierówne. Przykład?
-
Jak się nazywasz? – to głos Trefla, cichy i bezbarwny.
- N.
Wtedy jestem w stanie otworzyć oczy. Trefl stoi nieruchomo, jego zszokowane
spojrzenie jest utkwione w Y. (VI).
No nie, oni naprawdę dopiero teraz jej
uwierzyli, że jest N? Przepraszam bardzo, ale przełom nigdy nie następuje tak
nagle. Przez połowę rozdziałów wmawiali jej, że jest X, a teraz tak po prostu
przyjęli do wiadomości, że jednak nie? I jeszcze są dla niej tak mili, że zaraz
ją w czekoladzie wykąpią. Mam ochotę strzelić pięknego facepalma.
Wygląda na to, że dwie armie walczą ze sobą bez sensu,
bo nikogo oprócz nich nie ma na tym świecie. Niee, na pewno jest inaczej. Ale
jeśli to prawda, to jestem ciekawa, jaki jest ich prawdziwy powód.
Wyznaję zasadę, że im krótsze rozdziały, tym mniej
opisów i tym bardziej traktowane są po łebkach. Tak jest i w tym przypadku.
Piszesz, bo piszesz, nie za bardzo przywiązujesz do tego uwagę, nie starasz się
wprowadzić czytelnika w klimat. Czasem zjadasz całe wyrazy. Nie mówię, że
musisz przez pięć stron opisywać, jak się czuje N, ale na razie widać, że jest
zwykłą buntowniczką zamroczoną jakimś narkotykiem. Zobaczymy, jak będzie dalej.
Jej
wielkie dwubarwne wpatrują się we mnie z wielką uwagą. (IX). Dwubarwne co? To
właśnie miałam na myśli, mówiąc o zaniedbywaniu rozdziałów. Rozumiem, że
literówka może się od czasu do czasu zdarzyć, ale bez przesady, prawie w każdym
rozdziale znika jedno (dość kluczowe, trzeba powiedzieć) słowo.
Gdy
Trefl mnie budzi, nie jest delikatny. (X). A czego ona się
spodziewała? Że obudzi ją delikatnym pocałunkiem w czoło i oznajmi, że
przyniósł jej śniadanie do łóżka?
Okej, ale teraz to mnie zaskoczyłaś. O ile w
poprzednich rozdziałach wszystko było takie nijakie, o tyle w X zaczęłaś się
rozkręcać. Uhm… i znów za krótko. Dlaczego nie dajesz sobie czasu na
rozwinięcie akcji w rozdziale? Półtorastronicowe posty to naprawdę nie
wystarczy, nawet jeżeli powiększysz je do tej osiemnastki. Już zaczynało być
ciekawie i oczywiście rozdział się skończył. I to jeszcze w takim momencie, że
praktycznie wszystko wyjaśniłaś, przez co nie mam jakiejś ogromnej chęci na
następny. Chociaż może nie. Rozdział XI
ma aż trzy strony, brawo! Musi wydarzyć się coś ciekawego.
Jednak nie. Pomyliłam się. Miałaś tak dobry materiał,
a wszystko zepsułaś. Dlaczego nie opisałaś uczuć N po tym, jak Trefl stracił
pamięć? Dlaczego nie opisałaś jak Kier daje mu Lotos? Rozdział o wiele dłuższy
od pozostałych a… nudny jak flaki z
olejem, szczerze mówiąc.
Och proszę, niech N weźmie Lotos i straci pamięć!
Jeśli będzie coś pamiętać, to Cię znajdę, gdziekolwiek jesteś, bo pachnie mi tu
merysujką.
Uff, nie pamięta, chwała Ci za to. Tylko dlaczego
przez moment zmieniłaś narrację? Chodzi mi o ten moment: Bierzesz go mimo, że w mgnieniu oka staje się trucizną otępiającą
zmysły. Może przysporzyć ci tylko
więcej bólu.
Czemu? Dlaczego nie możesz się
powstrzymać od bólu? Dlaczego nie kończysz swojego cierpienia? Dlaczego tak
bardzo chcesz żyć? (XIII).
Jak N
znalazła się „u swoich”? Coś konkretnego się dzieje.
Przetrzymywanie u Podpalaczy było takie nijakie. Niby
N została uwięziona, ale jednak niczego jej nie brakowało: miała swój domek,
mogła zostać sam na sam z jednym żołnierzem
i rysować mapę, Lotos dostała w swe ręce bez walki – ot, leżał sobie całkiem
przypadkowo w szufladzie biurka, przy którym pracowała. Za dużo szczęścia
miała. Wracając do rozdziału XIV, naprawdę mi się podobał. Mimo że nie dzieje
się w nim nic specjalnego, mam wrażenie, że łatwo i przyjemnie Ci się go
pisało. I, o dziwo, zachęcił mnie do przeczytania następnego.
N nie
zachowuje się, jakby nagle straciła pamięć i znalazła się w zupełnie innym
miejscu, nie wiedząc nawet, jakim cudem. Nie jest zdezorientowana, a pierwsze,
co robi po przebudzeniu, to wstaje i otwiera okno. Dobrze, że chociaż się
przewróciła, bo gdyby utrzymała się na nogach, znów rozwaliłabym sobie
klawiaturę. Nawet gdyby wszystko pamiętała i nagle obudziłaby się w nowym
miejscu, chociaż przez chwilę byłaby rozkojarzona. A u Ciebie tego nie widać.
Iii
proszę państwa, zaliczyłam kolejnego facepalma!
Pamięta Kod, ale nie wie, że pamięta. Wymaż jej te liczby z głowy wreszcie!
Czemu to robimy? No właśnie, dlaczego
oni to robią? W czym problem? Dlaczego N nie może po prostu powiedzieć reszcie
prawdy? A może raczej: dlaczego M nie może jej tego powiedzieć? Wreszcie
rozumiem, skąd opowiadanie psychologiczne. Ach, już wiem. M wykorzystał N.
Dlaczego mu tak zależało na okłamaniu reszty?
Sprytnie
wykorzystałaś fobię N. Tylko… niech Q pójdzie i powie komuś o tym. Znów
rozbudziłaś we mnie płonne nadzieje. Czyli będą brnąć w zaparte, dobra. Po co? Przecież X też jest spalona.
Podpalacze niszczą wszystkich, którzy znają Kod, N jest w niebezpieczeństwie,
nawet będąc nią. I nie wmawiaj mi, że N nie zna Kodu, bo pozostał w jej głowie,
tylko nie ma pojęcia, że to on. A Podpalacze zapewne mają swoje sposoby, żeby
wyciągnąć potrzebne im informacje, chociaż po tym, co o nich napisałaś,
zaczynam w to wątpić.
Nonsens absurdem… a masło jest masłem.
No
tak, i teraz to zaczyna być ciekawie. Od XXI rozdziału. Lepiej późno niż wcale.
Dlaczego
zmieniłaś czas, w jakim piszesz? Chodzi o XXII rozdział, który naprawdę mnie
wciągnął i aż zaczynam żałować, że jest taki krótki.
W
zasadzie o zaciekawieniu czytelnika wspominałam
przez cały czas czytania. Okej, może momentami coś się działo, ale szczerze
mówiąc… słabo z tym. Nie było tak, że natychmiast musiałam zajrzeć do kolejnego
rozdziału i przez cały dzień zastanawiałam się, co w nim będzie i jak N się z
tego wszystkiego wyplącze. Prawdę mówiąc, czasem miałam ochotę wyłączyć Worda i
nie czytać więcej. Potrzebowałaś dwudziestu rozdziałów, żeby się rozkręcić.
Czytaj: wprowadzić akcję i ciekawie
ją opisać. Wcześniej, kiedy N była u Podpalaczy, to było takie nijakie, jak już
mówiłam.
Nie
spodziewałam się, że kiedyś to powiem, ale… opisów jest czasami za dużo, a czasami za mało. Jakbyś nie do końca
wiedziała, co jest ważne. Dajmy na przykład moment, w którym N jest
przedstawiana jako X. Dokładnie opisałaś wygląd wszystkich bohaterów, po co mi
to? Znaczy się: dobrze, że pojawiła się o nich jakaś wzmianka, ale bez sensu
było opisywanie każdego z nich. I tak prawie nikogo nie zapamiętałam. Chodzi mi
o to, że mogłaś dać mi minimalny zarys ich wyglądu (czyli kolor włosów i oczu,
kształt twarzy i emocje na niej), a dostałam cały opis, który był w zasadzie
połową rozdziału, a zamiast niego mogłaś wpleść jakąś akcję. A jeżeli każdy z
tych bohaterów ma coś wnieść do opowiadania, to jego wygląd możesz opisać w
momencie, w którym będzie robił coś ważnego dla całej fabuły. Na przykład A. Do
czasu zabójstwa M nie miała szczególnego wpływu na akcję. Jej wygląd mógłby być
opisany dopiero podczas jej rozmowy z N.
Jest
to opowiadanie wojenne, jak napisałaś w zgłoszeniu. Zastanawiam się, dlaczego w
żadnym rozdziale nie było opisanej walki. Prawdziwej walki. Miałaś ku temu dwie
okazje – kiedy N została porwana i kiedy ją wypuścili. Nie wierzę w to, że
uwolnili ją bez choćby jednego uderzenia. Nawet gdyby okazała się bezużyteczna,
brutalni Podpalacze prędzej by ją zabili. Jeśli napiszesz, że oni nie są wcale
brutalni, to wybacz, ale na takich ich kreujesz, poza tym… to jest wojsko, do
jasnej ciasnej. Nie ma miejsca na sentymenty i wspólne picie herbatki o piątej.
Wracając
do tematu. Zdecydowanie brakuje mi opisów uczuć. Z reguły jest tak, że jeśli
coś dotyczy N, wszystko jest pięknie, ale jeżeli komuś coś się stanie,
praktycznie nigdzie nie ma niczego o jej zdaniu na ten temat. I… tak bardzo
chciałabym poznać myśli innych o N podszywającej się pod X. Tak, przydałby się
rozdział opisujący uczucia innych.
Bohaterów jest po prostu za dużo.
Trudno się połapać, a ich cechy charakteru to już zagadka XXI wieku. Ciężko
rozgraniczyć, kto pojawia się tu epizodycznie, a kto będzie miał większy wpływ
na fabułę. O kilku z nich powiem tyle, że ich cechy mogę wyliczyć na palcach
jednej ręki. Zamknięci w sobie, poważni, brutalni (przynajmniej C). W zasadzie
to tyle. Okej, N jest trochę lepiej stworzona. Najlepiej, mogłabym rzec. Jej cechy
widać na każdym kroku, tak powinno być z resztą bohaterów. Każdy powinien się
wyróżniać, w końcu to wojsko, czymś sobie musieli zasłużyć na bycie w nim. Powinni
mieć chociaż jedną cechę, która odróżniałaby ich od innych. Czytelnikowi byłoby
łatwiej ich zapamiętać. Kiedy usłyszałby… na przykład zarozumiały ton głosu, od
razu wiedziałby, że mówi to A. Po prostu łatwiej byłoby ich ogarnąć, a tak cała
reszta jest szarą masą.
Często
miałam takie wrażenie, że bohaterowie to dzieci. Nastolatki. Być może wynikało
to z ich zachowania w niektórych sytuacjach, ale w życiu nie pomyślałabym, że M
ma czterdzieści lat. Co najwyżej dwadzieścia.
Twoje opowiadanie na pewno jest bardzo oryginalne. Nigdy nie spotkałam się z
takim pomysłem, a już w ogóle zadziwiające jest to, że nie ma w nim wątku
miłosnego (co, swoją drogą, bardzo mi się podoba).
Oryginalność
w pewnym stopniu wiąże się ze stylem
pisania. Sprawia, że każde
opowiadanie jest inne. Twój styl jest taki trochę… nijaki. Widać, że
lekko Ci się pisze, ale nie ma tego czegoś, co przyciągałoby uwagę. Umiejętności
opisania wszystkiego tak, by było ciekawie. Operujesz słowami, ale nie zawsze
wkładasz w to serce. Spróbuj wczuć się w bohaterów, pomyśl, co Ty zrobiłabyś w
danej sytuacji. Jeśli chodzi o słownictwo, bynajmniej nie jest ono wybrakowane
i dzięki dużemu zasobowi nie masz problemów z wyrażaniem tego, co chcesz
napisać.
Dialogi są dobre. Nie widać w nich
sztuczności, istnieje duże prawdopodobieństwo, że w realnej sytuacji właśnie
takie słowa mogłyby paść. Jednak… z jakiegoś powodu również przez dialogi
miałam wrażenie, że bohaterowie mają po naście lat. Kurczę, wszystkie słowa,
które padły z ich ust, nie pasowały mi do dorosłych. Zachowują się trochę jak
zbuntowane dzieci.
Czytając
tę historię miałam wrażenie, że nie wszystko jest do końca przemyślane. Że fabuła rodzi się wraz z pisaniem. Że
nie tak to wszystko miało pierwotnie wyglądać. Na przykład wygląd N i jej
podszywanie się pod X. Okej, niektóre rzeczy mogły być rozważone od początku do
końca, ale nie wszystko. Przeskakujesz również niektóre wydarzenia, tak jak to
było z odbiciem (?) N. Zamiast opisać walkę czy uwolnienie jej, po prostu
rozpoczęłaś kolejny rozdział, słowem nie mówiąc o przeniesieniu jej do Armii.
Masz w sumie jeden wątek, który rozwija się baaardzo powoli. Nie rozumiem,
jakie jest tego zastosowanie, skoro i tak nic praktycznie nie wyjaśniasz w tych
rozdziałach. Co chwilę dokładasz kolejnego bohatera, nie ujawniając niczego o
jego przeszłości, a to byłby dobry materiał na inne historie w tym opowiadaniu.
Mówię serio, wątek główny to za mało, może zanudzić czytelnika. Jednak to, co
jest, o dziwo łączy się w ładną, spójną całość.
Szczerze
mówiąc, na początku myślałam, że będzie mniej błędów – tak się zapowiadało. A tu… praktycznie cała ocena to
błędy.
Czy jeśli zniszczę świat to, czy to też
zapomnę?
Być
może będzie musiał uciekać przed śmiercią, z być
może przed tymi, którzy będą chcieli go zmusić do zniszczenia świata. – nie rozumiem, po
co tam to „z”?
Nigdy
nie będę wiedział, kiedy, albo gdzie. – przed „albo” nigdy nie stawiamy przecinka,
chyba że powtarzamy ten wyraz, np.: Kasia mogła wybrać albo zieloną, albo
czerwoną sukienkę.
Wczoraj zmieniłem Kod. Kod to: 8118. – powtórzenie.
Rozdział
I
Ciekawe,
jakim cudem jeszcze tego nie zrobiły. – brak przecinka.
Mogę się oszukiwać,
dopóki nie zobaczę, jak podnosi bezwładne
ciało X. Dopóki nie zobaczę, jak bez wahania
wyrzuca je z pędzącego pociągu. – tutaj również.
Rozdział
II
Przygotowana na to,
co się stanie, powoli staram się przyzwyczaić do światła. – brak
przecinka.
Rozdział
III
Dwa
fotele i kanapa na drewnianych nóżkach z rzeźbionymi zdobieniami o antycznym
wyglądzie są całkowicie pomalowane na biało i pokryte nierozczytanymi
bazgrołami, podobnie wyglądają ściany, mały prosty stoliczek i drzwi znajdujące
się dokładnie naprzeciwko mnie. Za długie to zdanie. Po „bazgrołami” proponuję kropkę,
od razu będzie lepiej.
Przez moment trwa cisza, która coraz bardziej zgęstnia atmosferę. – atmosfera jest zgęstniała, ale
zagęszcza się, a nie zgęstnia.
Czuje ulgę, gdy woda schładza i nawilża moje gardło, ale
nie mam zamiaru jej pić. – czuję.
Skrzywia się, po czym
natychmiast wyciąga chusteczkę z kieszeni munduru i dokładnie ociera się nią. – krzywi się.
-
Q chwalił się od tygodni, że wrabia Podpalaczy. Na przyszłość nie radzę ufać
rudym fanatykom. Oni zawsze kłamią. – szepczę z
szerokim uśmiechem na twarzy. – źle postawiona kropka.
Wiem, jaki mam kolor oczu. I na pewno wiem, kim jestem. Nie
próbuj wmawiać mi coś czegoś, o
czym nie masz żadnego pojęcia. – nie jestem pewna, w którym momencie mój głos zmienił
się w krzyk. – brak przecinków; błędnie zapisany dialog; źle użyty wyraz.
IV
-
Obudź się! – donośny głos przeszywa moją
czaszkę, wywołując przenikliwy ból. – „d” powinno być dużą literą.
Tyle, że oni tego nie wiedzą. – błędnie
postawiony przecinek.
Przez
pierwszą sekundę nawet sama nie wiem, co. – brak przecinka.
Od
godziny siedzę i słucham różnych kombinacji cyfrowych, nie wiem czego oni
oczekują, że podskoczę, jak to usłyszę? – o wiele lepiej to zdanie brzmi, jeśli
po „cyfrowych” postawisz kropkę.
Przez
moment zastanawiam się, jak zamierza
dostrzec takie nikłe sygnały nagłej czujności w takim stanie. – brak przecinka; powtórzenie.
V
Czy
naprawdę nie wie, kim jestem, czy to tylko
wszystko gra?
– brak przecinka.
-
Gdzie jesteśmy i co z twoją twarzą? - nie widzę
powodu, który miałby mnie powstrzymać przed zadaniem tego pytania. - „n” powinno być
dużą literą.
Mruga
zaskoczony, a gdy się odchyla,_w gwałtownym
ruchu podnoszę się za nim. – zabrakło spacji.
Na beżowej kanapie obok niego siedzi zbyt dojrzała,
aby nazwać ją dziewczyną i równocześnie zbyt młoda, aby być kobietą, czerwono-włosa. – czerwonowłosa. Choć Word twierdzi, że powinno być „czerwono włosa”, ale
czarnowłosą zapisuje już razem. Sprawdziłam w paru źródłach i tylko
potwierdziło się moje zdanie. Poza tym brakuje tu określenia owej dziewczyny.
Chodzi mi o np.: człowieka, osobę… Jeśli dodasz na końcu „osoba”, zdanie od
razu nabiera większego sensu. Chociaż tak również jest poprawnie.
Różnica
pomiędzy mną a nią polega na tym, że ja nie mam z
tym problemu, a Z już po momencie nadgryza wargę i zwiesza spojrzenie. – zjadłaś „z”.
X,
X, X, X.. – aach, za coś takiego mam ochotę Cię
zamordować. Stawiasz jedną kropkę albo trzy, nigdy dwie.
-
Ja nie jestem X!_- ten
krzyk, który wydostaje się z mojego gardła ma w sobie wszystko. – „t” powinno być wielką
literą; spacja Ci umknęła.
VI
Widzę
to w jego oczach. – zgubiłaś
literkę.
- Z, zabierz go stąd. Kier,
pomóż jej. Dawka 11 dla niego i Dwaka-8 dla niej. – bezbarwny głos
Karo brzmi jak robot. – brak przecinków; źle zapisany dialog; literówka.
Byłam
zabrana na tę akcje, aby nabrać doświadczenia. – ogonek zjadłaś.
Bezwładnie
opadam na podłogę i natychmiast podciągam nogi,
zaciskając je ramionami. – brak przecinka.
VII
Na
samą myśl, o tym, że są tam te bestie, robi mi się słabo.
-
N, to nie jest zatrute – przerywa, nim
doliczę do pięciu, więc z wielką ostrożnością chwytam owoc i gryzę dokładnie w
tym samym miejscu, co on. – brak przecinków.
-
Cały czas czekam na to pytanie. – oznajmia,
wpatrując się w pustą misę, która błyszczy w blasku neonowej lampy. – źle zapisany
dialog; brak przecinka.
-
Nie baw się ze mną w tę podchody. – te podchody, nie
tę.
Wiesz, jak to jest -
czasami przez bliskość bomb wybuchają mniejsze ładunki i pochłaniają domy. – zabrakło
przecinka i myślnika bądź dwukropka.
-
Tak wam powiedzieli?_- rzuca z lekkim
uśmiechem na twarzy, podczas gdy w jego oczach panuje mrok. _- Co jeszcze? Rzeźnia niewiniątek? Torturowanie
kadetów?_- w jego
głosie panuje smutek, który wybrzmiewa ponad
ociekający ironią ton. – powtórzenie; błędnie zapisany dialog; brakło spacji
przed myślnikami.
W
momencie, gdy nasze spojrzenia się spotykają,
powoli kiwa głową. – brak przecinka.
- Dotarliśmy na miejsce dużo za późno, ciała
były już spalone w proch. Nie słyszałem krzyków sąsiadów. Te domy dzieliły
metry, powinni coś zauważyć! - na moment podnosi ton,
jakby zbyt bardzo wczuwając się w opowieść, po chwili rzuca w przepraszające spojrzenie.
- Kierowany szaleńczym odruchem, Wtargnąłem do następnego domu. – domyślam się, że
chciałaś napisać „rzuca mi przepraszające spojrzenie” albo coś w ten deser; po
co ta duża litera w środku zdania?; brak przecinka.
VIII
To, co Trefl nie jest prawdą. – brak przecinka;
to, co Trefl mówi nie jest prawdą.
Zjadłaś wyraz.
Nie
musiałabym się o nic martwić. – tak się
zastanawiam i doszłam do wniosku, że chyba byłaś głodna, pisząc ten rozdział.
Chciałam
zapomnieć, ale... – arrgh, jeszcze
jedna taka wpadka, a zabiję! Trzy kropki, nie dwie.
-
Trefl!_- krzyczę tak głośno jak potrafię. – brak spacji.
-
N? – jego głos jest przytłumiony jakby próbował
powstrzymać parsknięcie śmiechem. – błędnie zapisany dialog.
To znaczy, że nie jestem bezbronna. W
małym, ale jednak znaczącym stopniu kontroluję to, co się ze mną
dzieje. To, co zrobiłam było niezbędną obroną. – powtórzenie; brak
przecinka.
IX
-
Nie mam najmniejszego zamiaru być spokojna,
dopóki nie wygonisz tych bestii daleko stąd! – krzyczę histerycznie.
Mój
głos to idealny kontrast jego spokojnej,
krótkiej wypowiedzi. – powtórzenie; błędnie postawiony przecinek.
Gdy
otwierają się drzwi, mroźny wiatr zmusza
mnie do przymrużenia oczu. Zabiera mi
upragniony widok przez dość długo, aby wzniecić we wzrastającą z każdą chwilą
irytacje. – brak przecinka; literówka.
Ten,
z którego wyszliśmy, jest cały pomalowany w biało czerwone, nieregularne pasy. – brak przecinka;
biało-czerwone.
Wnętrze
pokoju jest granatowe, pomalowane w
niezwykły odcień szarości, ten odcień nieba tuż przed zmierzchem, a każdy mebel w
salonie na barwę munduru, - czysty grafit. – to w końcu
granatowe czy szare?; zamiast tego przecinka, lepszy byłby myślnik; brak przecinka;
powtórzenie.
Z
jest trupio
blada, ściska ramiona fotelu,
idealnej podróbki jednego z tych ludwikowskich, dokładnie takiego samego jak
ten w domu Karo. (…) Trefl stoi
kilka kroków dalej i opiera się o ścianę,
przyciskając mokrą ścierkę do nosa. – trupioblada; brak przecinka.
-
Trefl, proszę, wyjdź, w tej chwili –
przerywa mu szybko, przykrywając rozkaz nutą
słodyczy. –
brak przecinków; ciężko mi idzie wyobrażenie sobie człowieka, który wydaje
rozkaz tonem, jakim mama zwraca się do dziecka.
-
O czym ty mówisz? – w głosie Z rozbrzmiewa
szczere zdziwienie. – błędnie zapisany dialog.
-
Boisz się, że cię otrujemy, prawda? Wezmę Lotos. To jedyne, co możemy zrobić – ścisza
ton prawie do szeptu, ale nie stracił
pewności siebie. – źle zapisany dialog; skoro ścisza, to traci, a nie
stracił.
X
Trudno
jest zasnąć, czując na sobie spojrzenie
czujnych oczu. Kilka krótkich drzemek nie daję mi niezbędnej energii. – brak przecinka; daje,
nie daję.
Poszarzała
skóra, fioletowe worki pod oczami są niczym przy bordowym siniaku na policzku i
rozcięciach, ciągniętych
się od brodu przez większą część szyi.
Jedynie ślady oparzeń dopełniły by widoku
prawdziwej Podpalaczki.
Właśnie
wtedy zauważam swoje oczy i widzę coś, co na
moment zabiera mi dech w piersiach. – padłam i nie
wstałam. Ciągnących się, droga
Autorko i zapiera, nie zabiera; brak
przecinków; pierwsze zdanie trochę zgubiło swój sens; brody; dopełniłyby.
Do
jej ciemnych włosów, dokładnie mojej długości i ostrych, Azjatyckich rys, bardzo podobnych, być może nawet
identycznych jak moje. – jeśli będziesz
tak dłużej robić, będę miała siniaka na czole od ciągłego walenia w klawiaturę.
„Azjatyckich” z małej, rysów twarzy (rys to jest jeden, a N chyba miała ich
więcej…); do moich.
Pomyślmy…/. – zabrakło Ci
kropki lub trzech.
Nie,
Kier nie musi tego obejrzeć, byłam świetna z
pierwszej pomocy, a to tylko drobne skaleczenie. – brak przecinka.
To
zapalniczka, która służyła komuś przez bardzo wiele
lat. –
nie, serio? Albo wiele, albo bardzo dużo.
Ma
całkowitą racje. – znów zjadłaś
ogonek.
XI
Na
kilku widzę nawet projekty Stacji_4. – zabrakło spacji.
Jego
perlisty śmiech rozbrzmiewa po pokoju,
wypełniając całą przestrzeń. – w pokoju.
Czując
ścisk klatce piersiowej i nadchodzące ponure
myśli, wbijam w wzrok w ten sam punkt,
co on. –
brak przecinków.
Słysząc
jego nierówny oddech, szybko powracam na
ziemię.
Wyczekująco
wpatruję się w jego twarz, to jak bardzo
pożałuję tej decyzji zależy od jego następnych słów. – to zdanie podzielone
na dwa brzmi o wiele lepiej.
On
również wykrzywia swoje usta w uśmiecho-podobnym
grymasie. –
uśmiechopodobnym.
Rzucam
mu wesołe spojrzenie; z lżejszym sercem i
mniejszymi obawami o własną przyszłość łatwiej jest mi zaśmiać się donośnie. – brak średnika.
Kier
stoi przy Treflu, trzymając niebieskie
listki jak kat narzędzia swojej pracy. On sam siedzi na fotelu, nieobecnym spojrzeniem wpatrując się w niedokończoną mapę Stacji.
Pik
opiera się o ścianę, poświęcając całą
kontrolę na powstrzymanie furii.
Nagle
napotyka moją. – brak kropki.
-_Jak możesz? – pyta cichym szeptem, ale w jakiś
sposób ten szept ma w sobie więcej gniewu niż krzyk. A może to tylko jej
spojrzenie. – Jak możesz robić to z takim stoickim
spokojnie, wiedząc, że zaraz zabierzesz człowiekowi wszystko, co czyni go sobą. – brak spacji,
przecinka i kropki; stoickim spokojem.
I
moim życiowym cel jest zabranie człowiekowi jego
całej pamięci, więc zamierzasz to zrobić? – celem.
On
jeden z nad dwóch mógł dostać nowy początek. – nas.
Wszyscy
rozmawiają, w najciemniejszym z rogów. Słońce przebij się
przez niebieskie zasłony, zabarwiając wszystko w odcień bezchmurnego nieba.
– błędnie postawiony przecinek; przebija się.
Zostawili
ze mną Y. Dziwne, nie? Akurat niego. – brak przecinka; jego, nie niego.
-_Czemu? – mój cichy i ponury głos brzmi tak jakoś nie pasuje do półuśmiechu na jego
twarzy.
Parska śmiechem.
-_Żartujesz
sobie? Jesteście najbardziej identycznymi bliźniaczkami,
jakie w życiu spotkałem. – że co? O co chodzi?; błędnie postawiony
przecinek; brak spacji.
- Przestań skupiać się na tym, co zrobiłem, a zacznij myśleć o tym, czego nie
zrobiłem, bałwanku. – brak przecinka.
XII
Gdy
słodki zapach dociera do mojego nosa, momentalnie czuję,
jak wyostrzają mi się zmysły. – brak przecinka.
Pamiętał, jak wyglądała X i podpalacze
to wiedzieli, bo kazali mu ją rozpoznać. – wcześniej byli Podpalaczami; brak
przecinka.
Bałwanku, nie dotykaj świeczki. – tu również.
Ktoś
musiał zrobić mi te bliznę, kiedy byłam
nieprzytomna. –
tę bliznę.
To
mógł nawet być T, przez ten test poznał Kod i zaczął rozumieć, co to znaczy.
Gdyby
to nie był, Kod pobiegłabym do nich i kazała
się tłumaczyć. Nie mogłam tego zrobić, bo to zwróciło,
by zbyt dużą uwagę na te cyfry. – zwróciłoby;
brak przecinka.
Zresztą
nawet, gdyby byli w stanie to usłyszeć, pewnie i tak nie ruszyliby mi na pomoc.
XIII
Intruz,
który niszczy wszystko, co drogie sercu i
bez żadnego prawa przywłaszcza sobie cudzą własność. Gdy czujesz,
co robi jesteś w stanie myśleć tylko o tym, jak łatwo mógłbyś go zniszczyć. –
brak przecinków.
Bierzesz
go, mimo, że
w mgnieniu oka staje się trucizną otępiającą zmysły. – w zwrotach
„dlatego że”, „mimo że”, itd., przecinek przed „że” jest zbędny.
Nie
lubię, gdy mi ktoś rozkazuje. – brak przecinka.
Chcę
zobaczyć, jak śmieje, ale znów widzę
ciemność.
XIV
Ostrożnym
ruchem wstaje z czegoś,
co zapewne jest łóżkiem i po kilku krokach. – i po kilku krokach co?; brak
przecinka; literówka.
Słyszę
wyraźnie, jak obijają się o ściany. – brak przecinka.
To
dobrze, że wróciłaś, X. – jak wyżej.
Podobno, zabiła dwunastkę rywali.
– teraz już otwarcie się śmieje, między teatralnie wypowiedzianymi słowami. – błędnie postawiony przecinek; źle zapisany dialog.
Ledwo
jestem w stanie złapać sens jej wesołych słów.
Dociera do mnie jedynie fala bezsensownych, wesołych
dźwięków. –
powtórzenie.
Ostrożnymi ruchami przewiesza
moje ręce przez ramię i chwyta mnie w mocnym
uścisku. Ostrożnie przenosi mnie na kanapę i szczelnie pokrywa kocem. – powtórzenia.
Coś,
czego nie da się zdusić jednym, czy drugim
przełknięciem śliny. – przed „czy” przecinka nie stawiamy.
Biorę
coraz głębsze wdechy, nie mogąc wydusić
wydechu. Wciąż się śmieje. – brak przecinka;
zjadłaś ogonek.
Człowiek
przede mną ma w sobie coś z dziecka i
starca.
Szpakowate związane włosy, sięgają mu poza ramiona,
a kolczyk błyszczy w ciemnościach. Ma rozbawione spojrzenie i szeroki uśmiech na twarzy. Ma kilka zmarszczek, ale tylko te, które powstały na
wskutek zbyt częstych śmiechów. – co to są śmiechy?; brak przecinka i
wyrazu; powtórzenie.
-
Jesteś dziwny – prosta uwaga wydaje się rozśmieszać go jeszcze bardziej.
- Jesteś dziwny – prosta uwaga wydaje się rozśmieszać go jeszcze bardziej. – powtórzyłaś całą linijkę bez potrzeby.
- Jesteś dziwny – prosta uwaga wydaje się rozśmieszać go jeszcze bardziej. – powtórzyłaś całą linijkę bez potrzeby.
-
Wiesz, zazwyczaj zanim kobieta przede mną
padnie, zdążę powiedzieć jedno, czy dwa słowa. – brak i źle użyty
przecinek.
-
Pokarzesz mi,
gdzie jest szafa? – ale dlaczego oni chcą karać szafę?; brak przecinka.
Teraz, siedząc na fotelu,
patrzy na tą stertę ubrań bez ruchu i szepce pod
nosem dziwne słowa o świszczącym wydźwięku i nieznanym mi znaczeniu. – brak przecinków;
tę stertę.
-
Gdybym zapytał cię, co pamiętasz, czy odpowiedziałabyś mi jednym słowem, czy dwoma? – jego głos gwałtownie wyrywa się z szeregu
niezrozumiałych słów. – brak przecinka i źle użyty; błędnie zapisany dialog.
-
To zapewne zależy od tego czy pamiętałabym coś wartego opowiedzenia, czy też, zawstydzona własną niewiedzą, udawałabym obeznaną. – brak przecinków.
Powstrzymując
śmiech, zagryzam dolną wargę.
To, co teraz powiem,
widziałam w oczach ich wszystkich, w ich odruchach i oczach. – brak przecinków.
Dlaczego
miałabym wybrać, akurat to, bez większej wagi w
porównaniu z innymi. – skoro „dlaczego” to zdanie jest pytające. Powinien
być znak zapytania; błędnie użyty przecinek.
XV
Wciąż
w pełnej dezorientacji lekko unoszę brwi w . – po co tam „w”?;
spacja przed kropką.
Jestem
w stanie wyobrazić sobie, jak bardzo zły
jest ten Kod. –
brak przecinka.
To
takie głupie, idiotyczne i bez sensowne. – skąd się tu bezy
(i do tego jeszcze sensowne!) nagle wzięły, to ja nie wiem.
-
Nie mów tego! – krzyczę szybko. – nie waż się dokończyć tego zdania, bo nie przestanę
się śmiać do końca życia. – źle zapisany dialog: „nie” powinno być z dużej
litery a po „szybko” kropka.
Tym
wywołuje u niego śmiech. – zjadłaś ogonek.
-
Nawet gdyby chorowała,
poszłaby wbrew rozkazowi V i zachowywałaby się tak dumnie, że nikt nie miałby
odwagi kazać jej wracać do łóżka, nawet gdyby
przyszła w samym podkoszulku. – powtórzenie; brak przecinka.
XVI
Łatwo
jest przejść przez próg tego domu, stukając
głośno metalowymi podeszwami o drewnianą podłogę.
To
mój największym problem. – największy.
Elegancki
metalowy stół z szklanym blatem, wyłożony jedzeniem. – wyłożona to może
być kostka brukowa, a jedzenie może co najwyżej stać na stole.
Gdy
napotykam ich zdziwione spojrzenia, trudniej
jest utrzymać niewzruszony wzrok, ale to też potrafię.
-
Jak miło, że pytasz K, ale nie mnie powinieneś zadawać to pytanie.
Z nagłą, być może lekko przerysowaną reakcją
marszczę brwi, gapiąc się w puste miejsce
przed swoim krzesłem.
Mówiłam
ci, że muszę się wyspać i po obiedzie ruszam na akcje.
–
ę na końcu.
Co raz lepiej się bawię.
XVII
- Hio, pies grenlandzki. Cztery lata.
Kto go karmił, gdy mnie nie było? – z bezbarwną
miną wpatruję się w oszołomioną twarz V. – „z” powinno być wielką literą.
-
N? A co ta nieudolna kadetka robiła na mojej misji? – każde
słowo wymawiam z odpowiednim akcentem powstrzymując narastającą irytację. – jak wyżej.
Obojętnym
ruchem głowy odwracam się, utrzymując przez
moment spojrzenie na białych zasłonach.
Gdy V zaciska mocniej swoją dłoń na
mojej, walczę z odruchem strzepania jej i odsunięcia się jak najdalej. – brak przecinka;
strzepnięcia.
Rym razem to
ja mrugam zaskoczona, a na mojej twarzy pojawia się wyraz szczerego zdziwienia.
– tym.
XVIII
Przez moment mogłam znieść, tę przygnębiającą ciszę, ale nie tak długo. – zbędny
przecinek.
Ich zszokowane miny,
były tego warte.
Chyba
uznali to jedynie, za efekt szoku, ale mówiłem
ci, żebyś trzymała się planu.
- Oh wiesz, że tekst do
K był genialny! – och, błagam…
Prędzej, czy
później zdarzy się coś, czego, nie możesz przewidzieć, a wtedy to ja wyjdę na
kłamliwą oszustkę, nie ty!
Przez moment w pokoju zapada z każdą chwilą cięższa
cisza, a ja mam wrażenie, że jest ciężarem, który spoczywa na moich
ramionach. – czyli… przez moment ktoś coś sobie nuci, a potem powoli
milknie, tak?
Ale nie skarżę się,
jedynie rzucając mu wyzywające spojrzenie.
Ta gra, jak to pięknie ujęłaś, dla ciebie
nigdy się skończy. – szybko opuszcza wzrok, co sprawia, że jego głos nabiera mrocznego
charakteru. - W chwili, gdy popełnisz błąd, zginiesz. – „s” powinno być wielką literą;
brak przecinka.
W momencie, gdy docierają do mnie, jego słowa już wiem, że to żart.
- Jesteś N, a ja mogę ci to
udowodnić – mówi rzeczowym tonem, bez ani krzty silniejszych emocji. – skoro napisałaś
już „bez”, to po co jeszcze „ani”?
To nie jest dłoń pełna litości, jaką podała mi V.
XIX
To, co jest na
zewnątrz to tylko przerażającą identyczny rząd
kopii jednego domu o prostej budowie i szarych ścianach, postawionych w takiej
samej odległości bez najmniejszej różnicy,
powtarzający się aż po horyzont. – brak przecinków; przerażająco.
Q prostym ruchem powstrzymuję mnie od otworzenia metalowych drzwi. – skoro on
ją powstrzymuje, to nie „ę” tylko „e”.
Całe moje ciało drży, a resztkami sił, próbuję trzymać je nieruchomo. – zbędny
przecinek.
To, że umarła znaczy, że garstka potrafi
zniszczyć wszystkie, nasze, najlepsze zabezpieczenia.
Ale czasem, tak jak właśnie teraz, duma nie pozwala jej ujawnić. Choć czuję gulę w gardle i drżenie rąk, sam
pomysł wypłakania się na ramieniu Q jest wystarczającą
śmieszny. – wystarczająco; brak przecinka.
Może powinnam się spytać, czego bardziej się
boję: śmierci,
czy psów? – przed „czy” przecinka nie stawiamy, chyba że się powtarza.
XX
Dziwnie było zasypiać, w pustym domu. – zbędny przecinek.
Przypominając
sobie instrukcje, ociężale zmuszam się do
rozwarcia powiek.
Dobudowania
podtrzymują metalowe rurki i pręty obłożone płata materiału
i nieregularnymi, płaskimi materiałami drewna. – nie wiem, o co Ci
chodziło, ale wersje są dwie. Albo pręty są obłożone płatami materiału, albo gdzieś tam leżały płaty materiału; drewno to materiał;
powtórzenie.
Jednak sposób, w jaki przeciąga
szmatą, po największym z noży, wykazuje pełny profesjonalizm.
Wiem, jak ją trzymać i jak strzelić, aby pocisk nie
minął się z celem.
- Nie mogłam być, aż taka zła! – zaprzeczam szybko, otrząsając się z
stworzonej przez M sielankowej atmosfery, czując lekkie ukłucie dumy.
XXI
Czując nagły wzrost paniki, wiedziona
bezmyślnym odruchem,
błyskawicznie wybiegłam przed dom.
To, co zobaczyłam pozbawiło mnie wszelkich odruchów.
Wszyscy stali w kręgu z ponurymi minami. Z tłumu wyróżniał się jedynie
beznamiętny C, trzymający uniesiony
pistolet. –
powtórzenie; brak przecinków.
Wszystko, co w innym przypadku wywołało
by setki pytań, wydaję się być
oczywistością. A wie, że nie jestem X. M nie żyję. – wywołałoby;
wydaje i żyje; brak przecinka.
[Chodzi o A] To
było niesamowite, jak w jednym momencie
skurczyło się w sobie, jakby na tę spojrzenie zużyła całą swoją siłę na rzecz strachu.
– skurczyła; brak przecinka; to spojrzenie.
M
wiedział, że zbliżają się jego czterdzieste urodziny i tak, jak każdego żołnierza,
zabiją go w ten dzień. – brak przecinków.
Może
gratulacjami, za dożycie do honorowej śmierci w
dniu czterdziestych urodzin?
XXII
Prawdopodobnie, by mnie zabił zabiłby
mnie na miejscu, ale… warto byłoby za to zginąć.
Być
może była mocno związana, być może
wyczerpana.
- Witaj,
N – oznajmił cicho.
- To jest Z.
– niedbałym ruchem wskazał na dziewczynę kaburą
pistoletu, po czym lekko kontynuował. – Albo
Podpalaczka, albo została wypuszczona wraz z tobą. – „n” powinno być
wielką literą.
Luźnym ruchem
spowrotem odłożył
pistolet za pas i podniósł się na nogi, a jego wariackie spojrzenie
błyskawicznie utkwiło w mojej twarzy. – z powrotem; zjadłaś „ł”.
- Absolutnie nic.
– z moich ust niewydobywaną
się pewne jak zwykle słowa, a jedynie zszokowany półszept. – źle
zapisany dialog; nie wydobywają; jak półszept może być zszokowany? To jakaś
nowa postać?
Czuję,
jakby jego spojrzenie wyżerało moją pewność siebie, niczym wiecznie głodna
bestia.
Dlatego też nienawidziłam X, mogłam
praktycznie usłyszeć, jak mówi to samo
w moich myślach, gdy zaciskałam sznury.
-
Koniec, przedstawienia – oznajmił cicho.
Właśnie,
koniec przedstawienia. Czas na podsumowanie.
Masz dobry materiał na opowiadanie. Problem w tym, że nie do końca go
wykorzystujesz. Zdecydowanie musisz dodać więcej wątków i ukazać cechy innych
bohaterów. Popracuj również nad błędami interpunkcyjnymi albo zatrudnij betę.
Tu powinnaś kogoś znaleźć. No i oczywiście
zasady pisania dialogów również sobie przypomnij.
Na początku
miałam wystawić Ci piątkę. Potem zeszło do czwórki. Jednak po przeczytaniu
jeszcze raz całej oceny, doszłam do wniosku, że dostateczny + będzie dobrą oceną. Szczególnie błędy skłoniły mnie
do tej decyzji.
W
każdym razie życzę dalszej owocnej pracy i mam nadzieję, że ocena okazała się
przydatna.
Hej tu T. Informuję, że Skyle będzie nieprzytomna przez dłuższy okres, ale na pewno ucieszy się z oceny i nie zawaha się długo skomentować. Ja nie jestem w tym dobry, ale widać, że rady są konkretne i z pewnością jej pomogą.
OdpowiedzUsuńAha i mamy betę, tylko najwidoczniej słabego. Rozdziały miały być już zbetowane bodajże do piętnastego. Widać trzeba będzie coś w tej kwestii zmienić.
Pozdrawiam, Treflik.
A i nie wiem czy mogę podziękować za ocenę w imieniu Skyle, ale jestem pewien, że będzie ci dozgonnie wdzięczna za wysiłek. Sam nie dziękuję, bo ona nie lubi jak mówię coś w jej imieniu. (naprawdę nie lubi i nie chcę się narażać)
OdpowiedzUsuńTreflik, jeszcze raz.
Okej, będę czekać na komentarz :) Może zbetował, bo rozdziały kopiowałam sobie do Worda dość dawno (w połowie lipca bodajże), mogę mieć je nieaktualne o.O Ale to już nie za bardzo moja wina, mogliście go poprosić wcześniej :>
UsuńA Ty mogłaś sprawdzić, czy te błędy nadal są w tekście. To nie zajmuje wiele czasu.
UsuńPeter
No bez przesady, nikt tu nie mówi o niczyjej winie. Bardziej zrzucił to na siebie, niż ciebie.
OdpowiedzUsuńSkyle wciąż pod narkozą i bez zmian, zaczynamy się martwić. Przepraszam za przedłużenia.
Pozdrawiam Zuza/Z.
PS. T, nie wydaję mi się, że używanie liczby mnogiej jest dobrym pomysłem. Skyle wszystko zrobiła, a ty o ile dobrze pamiętam nie kiwnąłeś palcem.
Gorąco Pozdrawiam, Z jeszcze raz. (Tak nie umiem pisać spójnie, wiem.)