wtorek, 4 lutego 2014

|0064| maska-smierciozercy.blogspot.com

Ocena bloga: maska śmierciożercy
Autor bloga: Delta
Oceniająca: Malcadicta

Adres “maska-smierciozercy” już na wejściu niewiele pozostawia wątpliwości co do ogólnej tematyki opowiadania. Jest chwytliwy, prosty i łatwy do zapamiętania, a poza tym obudził moje zainteresowanie, więc nie mam się do czego przyczepić.

Pierwsze wrażenie po wejściu na Twój blog też jest pozytywne – witają mnie ciemne barwy, cały szablon utrzymany jest w odcieniach szarości. Fragment „Pieśni Rozbójniczej” jest intrygujący i zdecydowanie zachęca do lektury. Mimo ciemnych barw udało Ci się też zachować czytelność bloga – czcionka jest błękitna, nie biała, dzięki czemu nie wypala oczu podczas czytania. Całość prezentuje się schludnie i porządnie.

W gruncie rzeczy nie mam Twojemu szablonowi nic do zarzucenia. Może nie powala wyglądem, ale jest przyzwoity i ma wszystko, czego wymagam.

Zarówno „Spisowi Treści” jak i „Linkom” nie mam nic do zarzucenia. W podstronie „Więcej” też błędów nie znalazłam.

Skoro w graficznej części nie mam Ci nic do zarzucenia, przejdę już do treści.

Rozdział I

Nieco niekanoniczne, choć rozsądne użycie veritaserum wypada całkiem nieźle, choć chyba w kilku miejscach mija się założeniami działania eliksiru:

po prostu zobaczyłem, że gdzieś lecą, to się przyłączyłem. Żaden hazard, gdzieżbym śmiał.

Ten fragment, świetle wiedzy z następnych rozdziałów, jest kłamstwem, którego chłopak pod wpływem eliksiru prawdy powiedzieć nie mógł. A nie napisałaś nigdzie, że w tym konkretnym momencie nie wiedział, że go ścigano.

Tutaj właśnie (fragment rozdziału VII) mówi, co się działo i nic nie wskazuje na to, by kłamał:

– I co to był za wyścig? Specjalnie sprawdziłem, żadne świry nie organizowały gonitwy po Londynie. Przynajmniej wtedy.
– Ktoś mnie po prostu ścigał. – James westchnął. – Pewnie nie wierzysz, co? Żaden zakład, żadna forsa, po prostu na mnie naskoczyli. Nawet ich nie prowokowałem, słowo.


Rainbow zauważył, że narysowała na nich kwiatki żółtym markerem, prawdopodobnie stokrotki.

Stokrotki są zazwyczaj białe, bywają niekiedy różowe. A kształt typowy dla stokrotek nie różni się od innych kwiatów na tyle, by go można było poznać w tej postaci.

Wraz z różdżką odzyskał dobry humor. Włożył ją do tylnej kieszeni spodni, nie przejmując się ostrzeżeniem Tonks, że to podobno niebezpieczne.

Tonks żartowała sobie z tej rady i mrugała do Harry’ego (w tym ostatnim mogę się mylić, aż tak encyklopedycznej wiedzy nie posiadam), kiedy Moody udzielał mu tej rady.

Czekaj, ty tu mieszkasz? – dodała, kiedy otworzył drzwi. Tym razem w jej głosie zdumienie mieszało się z zachwytem.

Tonks pyta o to już drugi raz w ciągu kilku minut. Zanik pamięci krótkotrwałej?

Rozdział II

Cóż, w tym domu nie miałby kłopotów z wężomową.

Mową wężów lub językiem wężów, jeśli chcesz trzymać się ściśle kanonu w tej sprawie. Nie tłumaczono tego, jeśli się nie mylę, na wężomowę.

Rozdział III

– Ha, hultaj. No nic, przecież cię nie wygonię.
– Mogłaby pani zdjąć iluzję? – spytał, starając się być uprzejmym.


Przy tym „Mogłaby” zjadło ci wcięcie w tekście. I trochę lepiej brzmiałoby chyba zwyczajne „starając się być uprzejmy”. To „być uprzejmym” trochę nazbyt archaicznie brzmi.

gdy był jeszcze osłaniany przez Zaklęcie Fildeliusa.

Nie zaznaczyłaś wyraźnie, że miejsce, w którym pracuje jest chronione Fideliusem. Przy okazji – bez tej wzmianki też wypowiedź Tonks o tym, że zaklęcie lokalizacyjne nie działa, jest niezrozumiały.

Pewnie miał szczęście, że nie zaczęła mówić o gnębiwtryski.

O gnębiwtrysku.

Nie jestem pewna, czemu James nie spróbował się transmutować, skoro i tak cały czas chodzi pod iluzją. To nie mogło być trudne (a nawet gdyby się nie udało, powinien móc łatwo wrócić do poprzedniego wyglądu), skoro Harry, Ron i Hermiona jakoś sobie z tym radzili i nie wyglądali jak dzieci Frankensteina.

Rozdział IV

Wyciągnął korek z fioletowego i wylał jedną trzecią

Wiadomo co prawda, o co chodzi, kiedy się to czyta z kontekstem, ale „wyciągnął korek z fioletowego” jest niegramatyczne, bo wynika z tego, że odetkał kolor. I jakoś lepiej wyglądałoby, gdyby po „jedną trzecią” znalazło się jakieś „zawartości” czy „eliksiru”.

Wreszcie, kiedy stwierdził, że Tonks nie zamierza się nigdzie ruszyć, spetryfikował ją. […]Głowę miała przekręconą pod dziwnym kątem i chłopak stwierdził, że może go jeszcze dojrzeć, więc przesunął nieco stołek.

Jedyny „różdżkowy” sposób petryfikacji jaki znamy z kanonu to Petrificus Totalus, po którym ręce i nogi przywierały prosto do tułowia i człowiek upadał wyprostowany. Nie mogła więc mieć wykręconej głowy.

Miał na nim szramę biegnącą od ucha i szczęki

Od ucha do szczęki.

Skoro James ma połamane palce i w ogóle – czy iluzja dotyczy wszystkich zmysłów?

Rozdział V

Chłopak rzucił się w tył, ale zaklęcie i tak go ugodziło.

Macnair (o którego tutaj chodzi) nie był chłopcem. Był dorosłym pracownikiem ministerstwa, katem. Internet twierdzi, choć nie wiem, na jakiej podstawie, że urodził się przed pięćdziesiątym trzecim, ale tak czy inaczej

Rozdział VI

Podoba mi się pomysł na eliksir sprawdzający ojcostwo. Jakoś… ujęło mnie to, że czarodzieje wynaleźli do tego eliksir. Mała dygresyjka taka, bo w tym rozdziale nic nie znalazłam.

Rozdział VII

– Nie kłóćcie się – przerwał im Harry cicho. – Obudzicie tę hydrę.

Zastanawiam się, czy na pewno o to słowo Ci chodziło. Sama „hydra” zła nie jest, ale bardziej pasuje „harpia”.

Postacie robił to, na co akurat miały ochotę.

Robiły.

Cackali się z nim jakby był niezrównoważonym dzieckiem.

Przecinek po „nim”.

– Może odejść, to była nasza ostatnia lekcja – powiedział Czarny Pan

Możesz.

Joseph zadumał się głęboko, bawiąc się przy tym swoim jasnym warkoczem.

„Swoim” jest niepotrzebne. Czyim innym?

Rozdział VIII

Lustra nie dotyczą tylko czarodziejów. Powiedziałabym, że jako mugole mamy ich całkiem sporo w dziecięcych bajkach, więcej niż obrazów. Na przykład W „Alicji z krainie czarów” czy „Królewnie Śnieżce”. Przy okazji pozwolę sobie zauważyć, że jeśli tamto lustro tak wyglądało, to każdy zacząłby szukać właśnie tam, nie tylko czystokrwisty czarodziej.

Choć nie posiadało baldachimu, samym rozmiarem zwracało uwagę.

Łoże nie posiada baldachimu, tylko go ma. Tak jak biurko nie posiada szuflad.

Rozdział X

Śmierciożerczą maskę, porysowaną od ciągłego używania, miała zsuniętą na czoło.

To brzmi tak, jakby ona zarysowywała się właśnie przez wykonywane czynności. Emily uderza twarzą w ściany? Lepiej brzmiałoby tu „od długiego używania”.

Rozdział XI

Przebudził się z koszmaru tuż przed świtem. Usiadł gwałtownie, uderzając plecami o drewniany zagłówek.

Nie do końca jestem w stanie sobie wyobrazić, jak on uderzył o ten zagłówek. Zahaczyłby najpierw porządnie głową.

A przynajmniej każdy, kto kojarzy moją matkę, pomyślał.
Hermiona zauważyła to i nagle zatrzasnęła książkę.


Zauważyła, że coś pomyślał? To, że zerknął na stolik jest w poprzednim akapicie, więc niezręcznie to brzmi.

Rozdział XIII

Niespecjalnie przychylam się do Harry’ego, który nie przjmuje się punktami. W tej kwestii zazwyczaj był dość podobny do pozostałych – powiedzmy do czwartego tomu, potem trochę mniej, ale nawet po zmianie myślę, że dodałby, że to jest dla wszystkich bardzo ważne.

Kuchnia w Hogwarcie była naprawdę ogromna. Na kamiennej posadzce stały trzy długie, niskie stoły,

Nie mam w tej chwili przy sobie książki, więc głowy nie dam, ale stały tam cztery stoły, odpowiadające stołom poszczególnych domów – ustawiano na nich potrawy, a te, w jakiś bardzo magiczny sposób, pojawiały się na górze, w Wielkiej Sali. Podejrzewam, że mieli też odpowiednik stołu nauczycielskiego, ale to już chyba moje domysły własne.

Rozdział XIV

– Nie ma sprawy, to w końcu nie pańska wina, dyrektorze – powiedział z nieco wymuszoną wesołością. Bezmyślnie podrapał po głowie Fawkesa, który domagał się pieszczot.
– Mogę mieć jedynie nadzieję, że staniesz po właściwej stronie.
– Znaczy po twojej?


Trochę niezręcznie wygląda mi przejście na „ty”, kiedy jeszcze kwestię wyżej mówił do Dumbledore’a per „pan”.

Malfoy odwrócił się wtedy napięcie

Na pięcie.

Rozdział XV

Trochę za nią tęsknie – dodała ciszej.

Tęsknię.

Rozdział XVII

To rozdział-perełka. Niepotrzebnie martwiłaś się, że niechronologiczność utrudni czytanie. Przejścia są płynne, wzmagają niepokój u czytelnika, a perspektywa Tonks sprawdza się tu naprawdę świetnie – detektywistyczny sposób myślenia wypada bardzo naturalnie.

Pomiędzy cztery a sześć.

Przecinek po „cztery” zjadło.

wyleczyła do końca ranę oraz pozbyła się ze skóry i bluzy krwi.

Ten szyk jest trochę pomieszany. O wiele byłoby, gdyby „krwi” przerzucić po „się”.

Rozdział XVIII

W czwartek, zanim wrócili do Anglii, Czarny Pan podmienił Emily pamięć.

Raczej „zmienił”. „Podmienił” sugeruje, że dał jej cudzą pamięć.

Łatwo da się zauważyć, że powyżej wytykałam raczej pojedyncze potknięcia, a do samej fabuły jak na razie się nie odniosłam. Niewiele było do poprawiania, więc postanowiłam wszystko zrobić tutaj.

Wprowadzasz wiele pobocznych wątków, które rozwijają się w odpowiednim momencie, ale wydaje mi się, że kilku zapomniałaś. Choćby o tym, że w siódmym rozdziale James znalazł końcówkę uszu dalekiego zasięgu w trakcie rozmowy w sklepie z miotłami i obiecał sobie coś z tym zrobić. Jeśli zamierzasz wpleść go później, to możesz uznać mój komentarz za niebyły, ale tak o nim przypominam. Jednak bilans jest bardzo pozytywny – wątki wydają się bardzo dopracowane, wydarzenia zaplanowane, mało jest zapychaczy bez znaczenia. Większość z nich wciąż się rozwija i chwilowo mogę powiedzieć, że wydają się rokować dobrze i mają potencjał. Co prawda nie jestem pewna, czy nie wprowadziłaś zbyt wielu rzeczy, ale o tym mogłabym się wypowiedzieć gdy wszystko będzie trochę szerzej rozwinięte.

Masz oryginalne pomysły – na podsłuch James, na obraz ze szpiegiem, na samo podrabianie pieniędzy magią – drobne idee pokazujące, że czarodzieje myślą kreatywnie, a magia ma wiele zastosowań. Dobrze wykorzystujesz luki stworzone przez kanon.

Przy projektowaniu przeszłości spisałaś się świetnie i mogę Cię znów tylko pochwalić za dopracowany życiorys Jamesa, czy Emily. Nie pomijasz wpływu, jaki te wydarzenia musiały wywrzeć na chłopaku, znakomicie wychodzi ci też pokazywanie jego fobii.

Zaczął się już wyłaniać wątek główny, choć pilnujesz się, by za dużo z niego nie zdradzić. Przepowiednia dotycząca Jamesa jest bardzo ciekawym posunięciem, zwłaszcza, że pokazuje, jak wyglądać może życie ze świadomością o tajże, kiedy się nie jest Potterem. Stopniowo ujawnisz informacje z jego przeszłości, które mogłyby pozwolić czytelnikom połączyć to w całość, za co masz u mnie duży plus.

Tak naprawdę niewiele mam chyba konstruktywnych rad dotyczących samego konceptu fabuły. Udaje ci się zachować kanoniczność i urealnić trochę ten świat w tym samym czasie, co jest osiągnięciem godnym podziwu. Postaci też to dotyczy.

Zacznijmy od Jamesa Syriusza Rainbow. Jedyny zarzut, jaki mam do jego kreacji to fakt, że jeśli chciałaś typowego Garego Stu, to muszę Cię rozczarować i stwierdzić, że niestety trochę nie wyszedł. Dałaś mu wiele typowych dla tego typu cech, ale tak mocno zszargałaś psychikę i tyle kłód rzucasz pod nogi, że bilans chyba wyszedł nawet na jego niekorzyść.

James jest postacią niebywale oryginalną i ciekawym sposobem na przedstawienie świata czarodziejów od innej strony, z perspektywy chłopaka, który lubi eksperymentować z magią, ale jednocześnie „zmugolszczył” się porządnie. Wszystkie fobie, jakie żywi są całkowicie uzasadnione i, za co masz plusa, konsekwentne. Nie znikają, kiedy przestają być użyteczne i widać, że ich zwalczanie sprawia mu trudność. Jest bohaterem niejednoznacznym i sama nie wiem, po jakiej stronie stanie w ostatecznym rozrachunku. Dobrze przedstawiłaś jego rozdarcie i problemy w zmaganiu się z przeszłością. Dobrym pomysłem był na pewno Snoopy, który potrafi wzbudzić u czytelnika niepokój.

Realistycznie wychodzą też realcje między bohaterami. Widać, jak zmienia się stosunek trójcy do Jamesa, jak inaczej chłopak postrzega Snape'a. Łatwo też zauważyć, że trochę pomajstrowałaś w stosunkach między postaciami kanonicznymi - Ginny jest bardziej stanowcza, jak chodzi o jej nastawienie do Harry'ego, a relacja Rona i Hermiony też musiała się trochę zmienić, skoro Ginny o niej wspomniała.

Postacie drugoplanowe, jak Snape, Draco czy nasza trójca też wypadają pozytywnie. Udało ci się zachować ich charaktery takie, jakie były w kanonie, czyli trochę przerysowane, ale jednocześnie nadać im trochę więcej głębi. Snape jako ojciec też nie stracił swojego charakterku. Mam zastrzeżenia chyba tylko do Draco, który wydaje się być przesadnie mazgajowaty. Niby faktycznie zdarzało mu się tak zachowywać, ale miał w sobie więcej zadziorności.

Za Tonks też mogę tylko chwalić - pozostaje kanoniczna i wnosi do opowiadania taki... powiew optymizmu, powiedzmy.

Intryguje mnie też Ron, wobec którego chyba masz jakieś inne plany. Na razie jednak zbyt mało mam informacji, by cokolwiek więcej powiedzieć.

Emily, oczywiście, przykuwa uwagę. Jak każdy dobrze skonstruowany szaleniec powinien. W komentarzach wyczytałam, że ktoś uważa ją za podobną do Carcera, czyli myśli podobnie do mnie. Zauważyłam oprócz tego jeszcze kilka podobieństw do Pratchetta, jak chociażby postać Dumbledore’a. Twój sposób przedstawiania jego rozmów ze Snapem, być może tylko przez moje przewrażliwienie, przypomina trochę stosunki Vimesa i Vetinariego, zwłaszcza, że dyrektor przejawia trochę podobnych zachowań co patrycjusz. Nie wiem, czy to tylko moje wrażenie, ale nie mogłam o tym nie wspomnieć. Wracając do tematu antagonistów – stanowczo odniosłaś tu sukces, bo oprócz Emily i Voldemort jest bardzo intrygujący. Z jednej strony doskonale przedstawiasz jego wybuchy gniewu, z drugiej pokazujesz, że jest człowiekiem. Psychopatą, owszem, ale człowiekiem. Że irytują go niektóre rzeczy, że nie jest zadowolony ze swojej sytuacji. Że się zmienia. Bardziej logicznie motywujesz jego działania, starając się jednak nie odbiegać zbyt kategorycznie od kanonu. Zaciekawia też pomysł graczy zza sceny. Tych, którzy uważają Voldemorta za porywczego idealistę i całkiem niezłego czarodzieja, ale w gruncie rzeczy małe zagrożenie. Ten wątek co prawda też jeszcze raczkuje, bo wciąż nie wiemy, jaki jest rzeczywisty stosunek sił, jakie plany mają poszczególne strony, dlatego na razie nie mam do niego żadnych uwag.

Dialogi wypadają całkiem naturalnie, czasem jedynie coś mi zgrzytnęło w rozmowach z Malfoyem, z powodu, który już wcześniej wymieniłam.

Opisów początkowo jest dość mało, ale z ich pisaniem idzie ci coraz lepiej i z każdym kolejnym rozdziałem jest ich coraz więcej. Masz talent do barwnych, oryginalnych porównań, przy których czytelnik mimowolnie zaczyna się do siebie uśmiechać.

Świat przedstawiony trzyma się kanonu w większości aspektów, a na pewno w żadnym mu nie zaprzecza. Początkowo, jak wspomniałam, trudno się było czasem rozeznać w otoczeniu przez brak opisów, ale w dalszych rozdziałach zazwyczaj nie ma takiego problemu. Opisy pomieszczeń są bardzo plastyczne i obrazowe, a same pomieszczenia pasują do funkcji i właścicieli – jak na przykład opis pokoju Severusa, który sam wiele mówił o właścicielu.

Styl jest lekki, a obfitość ironicznych komentarzy Jamesa sprawia, że przyjemnie się czyta. Przydałoby Ci się jednak popracować nad literówkami i błedami, które Ci się zdarzają.
W niektórych fragmentach trochę zbyt często zaczynasz akapity od trzykropka. Nie jest to nagminne, ale w kilku miejscach rzuciło mi się w oczy.

Jak widać wyżej, błędy się zdarzają. Nie są to na pewno wszystkie, tylko te, które zauważyłam w trakcie czytania. Nie jest ich zatrważająco wiele, a z biegiem czasu jest ich mniej. Ortograficznie świetnie, z interpunkcją też w porządku, choć potknięcia się zdarzają. Częściej trafiają się zwykłe literówki lub zawirowania w składni. Jedyna rada, jaką mogę dać, to ćwiczyć. Z poprawnością jednak, ogólnie rzecz biorąc, źle nie jest, choć mogłoby być lepiej.

Podsumowując. Mimo, że na Twoim blogu masz już całkiem sporo treści, większość wątków wciąż dopiero się rozpoczęła. Prowadzisz akcję spokojnie, rozwija się w odpowiednim tempie, by czytelnikowi udało się wszystko zrozumieć, ale z tego powodu niewiele mogę powiedzieć o większości pomysłów. Postacie i świat są wiarygodne, widać też postęp – zarówno w opisach, jak i w ilości błędów, co dobrze rokuje na przyszłość. Gdybym miała określić maskę jednym zdaniem, byłoby to prawdopodobnie „To opowiadanie ma duży potencjał”. O ile nie zapomnisz o wątkach, które zasygnalizowałaś, opowiadanie ma szansę być świetne.

Na razie jednak, biorąc pod uwagę potknięcia i to, co napisałam powyżej, dostaniesz ode mnie dobry +. I życzę weny na przyszłość.

7 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o eliksir – James odpowiedział na konkretne pytanie, którego treść nie pojawiła się w opowiadaniu ;) Stan jego wiedzy nie miał tu nic do rzeczy, skoro odpowiedź byłaby nie na temat (bo inaczej byłoby analogicznie do np. „Ile masz lat?” Odp.: „Ogórek”). Ogólnie jednak chyba namieszałam z tą ideą w tekście :D

    „Tonks żartowała sobie z tej rady i mrugała do Harry’ego (w tym ostatnim mogę się mylić, aż tak encyklopedycznej wiedzy nie posiadam), kiedy Moody udzielał mu tej rady.”
    Żartowała również przekazując tę radę do Jamesa. Nie czułam potrzeby tego precyzować, skoro ludzie znają charakter Tonks z kanonu :)

    „Tonks pyta o to już drugi raz w ciągu kilku minut. Zanik pamięci krótkotrwałej?”
    Początkowo była zaskoczona, że James mieszka w mugolskiej dzielnicy. Za drugim razem – że jego mieszkanie wygląda tak, jak wygląda. Pytanie powtórzyłam specjalnie.

    „Przy tym „Mogłaby” zjadło ci wcięcie w tekście. I trochę lepiej brzmiałoby chyba zwyczajne „starając się być uprzejmy”. To „być uprzejmym” trochę nazbyt archaicznie brzmi.”
    Oba wyrażenia brzmią mi dobrze.

    „Nie zaznaczyłaś wyraźnie, że miejsce, w którym pracuje jest chronione Fideliusem.”
    Cytat z II rozdziału:
    „Do takich nie przychodził pan w eleganckiej szacie. Nie dostawali też bileciku z adresem wypisanym schludnym pismem. Nie patrzyli później na gmach, którego front pysznił się na skraju ulicy Pokątnej, rzucający się w oczy jak feniks w popiele – budynek objęty zaklęciem Fideliusa.”

    „Skoro James ma połamane palce i w ogóle – czy iluzja dotyczy wszystkich zmysłów?”
    Tak. Iluzja nie dotyczyła jedynie tego, co poza ciałem – więc gdyby James się zranił, to by zostawiał ślady krwi nawet w momencie, w którym rany już nie byłoby widać :D

    Co do chłopaka: pomieszały się podmioty. Chodziło mi o Jamesa, nie Macnaira.

    Wiem, że lustra są i mugolskie – w końcu od nas je wzięłam :D Ale opis jest „wytłumaczeniem” dlaczego Snape umieścił skrytkę za nim – a zrobił to z myślą o czarodziejach, nie mugolach (którzy wstępu do Hogwartu i tak nie mieli).

    „To brzmi tak, jakby ona zarysowywała się właśnie przez wykonywane czynności. Emily uderza twarzą w ściany? Lepiej brzmiałoby tu „od długiego używania”.”
    Szczerze mówiąc, nie widzę różnicy :D Poza tym Emily raczej nie używała jej długo (bo od powrotu Voldemorta minęło zaledwie parę miesięcy), a często.

    „Nie do końca jestem w stanie sobie wyobrazić, jak on uderzył o ten zagłówek. Zahaczyłby najpierw porządnie głową.”
    Najpierw siadł, później przesunął się do tyłu i uderzył. Tylko ja tak robię? ^^”

    „Nie mam w tej chwili przy sobie książki, więc głowy nie dam, ale stały tam cztery stoły, odpowiadające stołom poszczególnych domów – ustawiano na nich potrawy, a te, w jakiś bardzo magiczny sposób, pojawiały się na górze, w Wielkiej Sali.”
    To nie fanon? Nie pamiętam z książki żadnego opisu kuchni…

    „Trochę niezręcznie wygląda mi przejście na „ty”, kiedy jeszcze kwestię wyżej mówił do Dumbledore’a per „pan”.”
    Emocje :)

    „Pomiędzy cztery a sześć.

    Przecinek po „cztery” zjadło.”
    http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-a
    raczej dobrze…

    „Choćby o tym, że w siódmym rozdziale James znalazł końcówkę uszu dalekiego zasięgu w trakcie rozmowy w sklepie z miotłami i obiecał sobie coś z tym zrobić.”
    Z roz. XVIII:
    „James nie protestował, wolał Błyskawicę od Zmiataczki. Poza tym miał niejasne wrażenie, że gdzieś widział już miotłę Rona, ale nie mógł skojarzyć gdzie, więc szybko o tym zapomniał.”
    Wciąż pamiętam :D

    Jeśli chodzi o kompozycję opowiadania – jeśli dobrze liczę w dwudziestym rozdziale będę mieć wydarzenia, które już bezpośrednio doprowadzą do finału. Czyli wątki nie tyle będą się rozwijać, co łączyć i zamykać :)

    Mi się wbił jego obraz Draco jako kompletnej mamei, która szczekać umie, ale w chwili jakiegokolwiek zagrożenia kompletnie się rozłazi :D

    Jeśli chodzi o Pratchetta: uwielbiam. Mogłam więc coś poprzyklejać od niego, świadomie czy nie.

    Dziękuję za ocenę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Malcadicta ma rację rację z tą kuchnią, też to pamiętam. Nie mam pojęcia, skąd, ale stawiałabym na 4 tom - raczej jest opis kuchni, przecież Harry, Ron i Hermiona odwiedzają tam Zgredka.

      Usuń
    2. To zwracam honor :)

      Usuń
    3. Kajam się za błędy. Jakoś ostatnio chyba jestem mało uważna... Jak chodzi o kuchnię - opis na pewno gdzieś jest, cztery stoły też, nauczycielskiego, jak mówiłam, pewna nie jestem. Z tym "być uprzejmym" to może być faktycznie tylko moje wrażenie...

      A co do Pratchetta - świadomie się przykleiłaś, czy nieświadomie, miło się wyłapywało takie podobieństwa. Bo ja osobiście też uwielbiam :)

      No a Draco... Owszem, był taki tchórzowaty, ale nie wiem, czy aż tak... Ale to też subiektywne odczucia wszystko ;)

      Cieszę się, że ocena była choć trochę przydatna. Błędy poprawię jak mi wifi przestanie marudzić, a w tym momencie mam dostęp do takiej sieci, że mnie co chwilę wyrzuca... Samo dodawanie było koszmarem;)

      Usuń
    4. A, jeszcze na to odpowiem, jakoś mi umknęło:
      "Nie jestem pewna, czemu James nie spróbował się transmutować, skoro i tak cały czas chodzi pod iluzją."
      Prawie wszystkie blizny Jamesa były spowodowane albo czarną magią, albo zepsutym - też magicznym - eliksirem. Założyłam, że takie ślady usunąć ciężko (Moody). Reszty Jamesowi ruszać się nie chciało, bo i tak musiałby nosić maskowanie plus zaufania do nikogo nie miał, a sam nie lubił oglądać swojego ciała ;)

      Parę na pewno było świadomych :D Teraz znowu mam fazę na umieszczanie nawiązań do Doctora Who.

      Oceną sprawiłaś mi miłą niespodziankę :)

      Usuń
    5. Co do Moody'ego to ja się zawsze zastanawiałam, czemu nic ze sobą nie zrobił. Ja uznałam, że to, po pierwsz dletgo, że części stracił (oko, nos i nogę mu urwało), więc chodziło o wychodowanie nowych, nie przemeblowanie starych, a po drugie... to był jednak Moody;)

      A, Doctora też wyłapałam, ale już nie chciałam lecieć w dygresje :) Ocena mogłaby się znacząco przedłużyć o bardziej elokwentne napisanie "Jej! Pratchett! Jej! Doctor!" xD

      Usuń
  2. "Stokrotki są zazwyczaj białe, bywają niekiedy różowe. A kształt typowy dla stokrotek nie różni się od innych kwiatów na tyle, by go można było poznać w tej postaci." - no chyba że coś takiego narysowała: https://www.google.pl/search?q=stokrotki+rysunek&newwindow=1&espv=210&es_sm=122&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=LlXxUu-tGo62hAfewIC4CA&ved=0CCkQsAQ&biw=1152&bih=749#facrc=_&imgdii=_&imgrc=i__wWggi0nmg_M%253A%3BV_iOW7hMIgBC7M%3Bhttp%253A%252F%252Fimg.kolorowankimalowanki.pl%252Fkwiat-to-proste-stokrotka_499da0a328ab8-p.gif%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.kolorowankimalowanki.pl%252Fkolorowanki-kwiaty_2.html%3B280%3B373 :D

    "Lustra nie dotyczą tylko czarodziejów. Powiedziałabym, że jako mugole mamy ich całkiem sporo w dziecięcych bajkach, więcej niż obrazów. Na przykład W >>Alicji z krainie czarów<<" - Delta: "Alicji z krainy czarów" :P

    OdpowiedzUsuń