wtorek, 21 października 2014

Zamknięcie

Cóż, że to się stanie prędzej czy później było wiadomo od jakiegoś czasu.

Weryfikator zostaje zamknięty. Nie mam czasu na ocenianie, a tym bardziej na prowadzenie ocenialni. Przykro mi, że czekaliście tyle w kolejkach i nie otrzymacie oceny, ale przedłużanie agonii Weryfikatora jest bezcelowe w tym momencie.

Nie wykluczam, że kiedyś, w dalekiej przyszłości, ja wrócę do oceniania, a Weryfikator przeżyje reaktywację - ale nie zapowiada się na to przez co najmniej rok, a pewnie i dwa - dlatego też bloga nie usuwam, niech ktoś poczyta oceny, jeśli ma ochotę.

Także z wielkim żalem muszę się pożegnać i oficjalnie ogłosić zamknięcie ocenialni.

niedziela, 17 sierpnia 2014

|0070| winduru.blogspot.com

Ocena bloga: Winduru.blogspot.com
Autor bloga: Winduru
Oceniająca: Hainuwele
Trudny debiut na ocenialni, ale pierwsze koty za płoty. Liczę na konstruktywną krytykę.
Winduru, miałam ocenić wszystkie opowiadania i pobuszować na blogu… miałam też napisać ocenę szablonową… ale wyszło jak wyszło. Dużo materiału, wyjazdy, w gruncie rzeczy mało czasu na napisanie oceny.
1. Pierwsze wrażenie 4/5
Zaznaczam od razu, że nie jestem zaznajomiona z treścią.
Tak się złożyło, że kilka razy czytałam oceny bloga Winduru i zawsze współczułam oceniającym, że muszą się zmagać z tak przemyślanymi, dojrzałymi tekstami – taki obraz wyłaniał mi się ze słów krytyki. Autorce w tym momencie należą się brawa i szarfa mistrzyni PR-u za to, że zbudowała sobie markę. Adres „Winduru” ni ziębi, ni grzeje, jednak dzięki waszej wieloletniej działalności egzystuje zawsze gdzieś na obrzeżach mojej pamięci i wywołuje dobre skojarzenia. Po tym, czego się o Winduru nasłuchałam, ogóle wrażenie to dreszcz ekscytacji i poczucie obcowania z Kulturą. Oczywiście trochę hiperbolizuję, ale to chyba cel każdego blogera, który myśli o swojej twórczości poważniej, nieprawdaż?
Przyczepię się do belki. „Windurowa pisalnia” brzmi ładnie i od razu wiadomo, co się pęta wśród zakładek (nie jakieś trędy coelizmy), ale brakuje mi jakiegoś wprowadzenia w zawartość. Lubię z grubsza wiedzieć, jakiego rodzaju treści znajdę na blogu: publicystykę, masakrowanie lewackich pomiotów, wynurzenia osobiste, ekoterroryzm, memuar młodej lekarki, prozę eksperymentalną czy ki czort. Tak to nie do końca wiem, gdzie się znalazłam i na jaki nastrój mam odłożyć lekturę.
2. Grafika 14/15
Zacznę od rzeczy, która (niestety) nie podlega ocenie punktowej, ale jest bardzo ważna dla czytelników. Wersja mobilna to jakiś żart. Nawigacja nie istnieje, nie ma dostępu do archiwum, czytelność komentarzy jest dyskusyjna. Dla potencjalnego czytelnika oznacza to, że aby cokolwiek przeczytać na blogu, będzie musiał odpalić komputer i przy tym komputerze ślęczeć. Nie umiem powiedzieć, dla jakiego odsetka osób jest to poważny problem, jednak dla mnie wszystkie blogi i strony niedostępne w wersji mobilnej są z góry skreślone.
Popraw to.
Estetycznie, wystrój adekwatny do celu strony. Kolorystyka jest zgrana, dobrze dobrana i przyjazna czytaniu. Mimo że dominuje czerń i biel, nie jest nudno, bo burgund jest akcentem ożywiającym bloga
Tło nie nachalne, nadaje blogu wyraz. Wprawdzie czarne kropki za tekstem męczą oczy, ale problem można rozwiązać, przesuwając tekst na wysokość, gdzie tło jest już gładkie.
Brak nagłówka to dobra decyzja, nic nie odciąga uwagi od treści. Mam jeno problem z tym czarnym kocurem, który wygląda jakby operatorowi Painta myszka w ręku bardzo drżała. Lepiej poświęciłabyś trochę czasu i wykroiła go z wektorów (czy w dowolny inny sposób wyrównała mu krawędzie).
Czcionki są ładne, aczkolwiek pamiętaj, że dłuższym tekstom zawsze lepiej robią fonty szeryfowe.
Nic nie rozjeżdża się przy dużej rozdzielczości, za co przyznaję wielkiego plusa.
Treść 45/60
Ocenę treści wystawię wyłącznie na podstawie serii i opowiadań wybranych do omówienia. Dlaczego tak? Przy miniaturkach mam niewiele do powiedzenia, w temacie wierszy za dużą rolę odgrywa mój osobisty gust, abym w ogóle miała po co otwierać usta, zaś do komentowania „Dosłownych” nie mam kompetencji ani śmiałości, i choć z kolei uważam, że powinnam skomentować „Podniebny pociąg”, presja czasu mówi co innego. Więc tak będzie najlepiej.
Kroniki Oka Mgły
Imiona nie są dobrane zbyt fortunnie. Gdzieś poniżej będzie cytat o tym, jak chmura otoczyła Chmurkę – to bardzo źle, że nie umiesz uniknąć tak głupich powtórzeń, które rujnują cały nastrój. Co zaś się tyczy Miętowego… Lojalnie informuję, że w pewnych kręgach skojarzenie jest jednoznaczne i dość durne (charlizemystery.com/2012/04/a-real-hero/).

Przeszukując krzaczki w ostatnich promieniach słońca, Chmurka zauważyła coś dziwnego. Z matowego kamienia na jej palcu poczęła sączyć się mgła. Kilka delikatnych smug zamieniło się nagle w mlecznobiałą chmurę, która otoczyła dziewczynę. O dziwo, nadnaturalne zjawisko zupełnie jej nie zatrwożyło. Mgła była przyjemna. Ciepła i miękka, choć tak naprawdę nie można było jej dotknąć. (…) Dopiero po dłuższej chwili Chmurka zorientowała się, że stoi pośród tajemniczej mgły już znaczny czas. (…) Nagle poczuła, że ktoś chwyta jej dłoń. Zdziwiła się, ale nie przestraszyła.
Ten fragment jest dziwny. Kto normalny na bez zapowiedzi (!) pojawiający się mlecznobiały dym (!) o nadnaturalnym pochodzeniu (!) reaguje zwykłym „aha, przyjemne w dotyku”. Nikt. W takiej formie, jak nam to przekazałaś, to jest upośledzenie (rozwoju emocjonalnego? funkcji poznawczych? jakiś niedorozwój intelektualny lub ostre zaburzenia osobowości?). Na początku byłam nawet skłonna wytłumaczyć rzecz konwencją, ale nie, nie da się, to „bardziej strumień świadomości niż opowiadanie” i „epizod traktujący o emocjach”… Przy takich założeniach konstrukcja psychologiczna bohaterów jest ważna podwójnie, może nawet wychodzi na pierwszy plan. Możemy się o to pokłócić w komentarzach, jednak nie znajduję w pierwszych dwóch odcinkach, które są umiejscowione w konkretnej rzeczywistości, wytłumaczenia dla jakiegoś  wybiórczego antypsychologizmu.
Proponuję ten fragment przeredagować, wzbogacając o opis stanu emocjonalnego lub właściwie cokolwiek.
Podoba mi się zapis dialogów.
- nie lubię ostrodźwięków - usłyszałam, jednak nie był to głos Miętowego.
Czy to słowa Miętowego są szczególne, czy percepcja Chmurki?
Język jest przyjemny, używasz bogatego słownictwa. Powiedziałabym, że osiągnęłaś minimum, od którego można już mówić o porządnym warsztacie. Zresztą struktura języka momentami jest ciekawa. Zdania meandrują w fajny, bo niewymuszony i nieprzekombinowany sposób. Podoba mi się, że dbasz o tempo i rytm. Czyta się miękko, wręcz płynie się przez tekst jak na strumień świadomości przystało. Na serię pozytywnie wpłynęła oszczędność opisów. Sceny są zarysowane szczątkowo z uwzględnieniem najważniejszych rzeczy. Lekko, z klimatem.
Ogólnie jest dobrze, ale.
1. Czasami zdania są niezgrabne, zbyt banalne lub o infantylnej konstrukcji.
Międzyświat. Miejsce bez czasu i mieszkańców, ale nie bez życia
2. W moim bardzo subiektywnym odczuciu posługujesz się w „Kronikach” za mało plastycznym językiem jak na opowieść zbudowaną na wizjach. Tutaj należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czego oczekujemy od labiryntowej opowieści zbudowanej na wizjach. Ja lubię, gdy autor żongluje leksyką/rekwizytami z różnych parafii, a tekst od strumienia skojarzeń i ogólnej dziwności mieni się jak kalejdoskop. (Mam na myśli egzotyczne słownictwo wyłaniające się spośród ogólnego nieskomplikowania.) Ty natomiast postawiłaś na skrajny minimalizm, bardzo, hm, delikatne? stonowane? obrazy i bardzo pospolite słowa. Jako krytyk nie umiem ocenić, czy był to celowy zabieg o jakimś celu, czy po prostu tak wyszło. W każdym razie mało mi.
3. Luźne rozważania: zastanawiam się, na ile świadomie kreujesz znaczenia?
I napisali. Chmurka chciała potem przeczytać coś przyjemnego na głos, dla swojej i jego przyjemności. Nie mieli jednak pod ręką żadnej książki. Dziewczyna postanowiła więc dopisać opowiadanie do ich wspólnego wiersza.
Brak związku logicznego, wiele znaków zapytania. Czy oznacza to, że wiersz nie był przyjemny? Czy w tym pokręconym świecie poezja rządzi się swoimi prawami i nie można jej czytać na głos?
W każdej historii wygląda zgoła inaczej. Tutaj powinien wyglądać jak las.
Co znaczy to „powinien”, ja widzę co najmniej trzy opcje. Po pierwsze pesymistyczne w wymowie „powinien (ale jednak nie wygląda)”, po drugie podkreślenie, że emocje odbijają się w krajobrazie, po trzecie niezbyt zgrabny zamiennik dla „wygląda”. Nie lubię wieloznaczności, gdy nie wiadomo, co autor miał na myśli.
Fabuła
Traktuję to jako prozę eksperymentalną i nie oczekuję fabuły, ale zadałam sobie ten trud i pomyślałam chwilę.
Z „Kronikami Oka Mgły” jest jeden problem – po przeczytaniu pozostaje tylko zwołać spotkanie Bibliotecznego Dyskusyjnego Klubu Książki i w tym gronie zastanawiać się do późnych godzin wieczornych, co autor miał na myśli. Może i Sztuka, może autor wyrwał się z oków przyziemności, ale sęk w tym, że przy sprawnym piórze nie jest sztuką napisanie tworu, który szybuje pośród sond NASA, lecz stworzenie czegoś wzbogacającego odbiorcę. „Kroniki Oka Mgły” to niezrozumiały monolit, enigma bez odpowiedzi na pytania „dlaczego”, „jak” i najważniejsze „po co”. Historia o Chmurce i Miętowym – poza tym, że jest jak wąż Uroboros, co połknął swój ogon – umyka wszelkiej logice, włącznie z logiką snu. Wzięłam nawet słownik symboli i sprawdziłam te wszystkie pierścienie, mgły, mięty, chmury, próbowałam guglać konteksty kulturowe. I wciąż bez sensu.
Otwartym tekstem przyznaję, że drażni mnie ów absolutny brak tematu i punktów odniesienia. Z tych powodów kompozycję oceniam jako przerost formy nad treścią.
Czy to źle? Nie, ale dobra forma wzbogacona o dobrą treść to kilka poziomów wyżej.
Zaciekawienie czytelnika
Tak i nie.
Jak starałam się wykazać w punkcie o fabule, „Kroniki” nie są wyzwaniem intelektualnym. Pozostaje mi traktować je jako a. ładny obrazek lub b. obiecywany zapis emocji tudzież tęsknot. Wariant a. burzą mi wpadki językowe, wariant b. uchybienia w kreacji postaci i za mało plastyczne opisy. Przez takie drobne, acz liczne niedociągnięcia źle mi się czytało; w tego typu prozie znaczenie ma każdy detal. Ponadto… nie wiem, jak scharakteryzować to wrażenie, ale wszystko mogłoby być bardziej.
Z drugiej strony nie mam poczucia straty czasu, poczułam nastrój, znalazło się parę skojarzeń wartych zatrzymania w pamięci. Urokliwe to jak pocztówkowa akwarela.
- to z mojej głowy - orzekł przepraszająco Miętowy patrząc na pomarańczowy błysk.
Im bardziej tekst był pokręcony i nieprzewidywalny, tym bardziej mi się podobał.
Oryginalność
Jak las, w którym słychać jedynie rosnącą trawę, a na ziemi rozmieszczone są sadzawki - ciche wrota do innych światów - do których wystarczy wskoczyć.
Plagiat Narnii? (Notabene wizyjną podróż po jakichś międzyświatach zafundował polskiemu podwórku chociażby Sapkowski.)
Obie wiemy, że piszesz ponad poziom internetu, że masz lekkie pióro i że pretendujesz do bycia twórcą poważnym. I jeżeli mam traktować cię jak twórcę poważnego, uczciwie muszę powiedzieć, że to opowiadanie jest co najwyżej przeciętne. Ani temat, ani niestety ujęcie nie wnoszą nowej jakości.
Imiona bohaterów są blisko pretensjonalności i tanią paraboliczności spod znaku „Małego Księcia”. Kwestia gustu i tolerancji na „Małego Księcia” – mnie to razi, kogoś innego nie będzie.
Cykl oceniłabym na solidne 3+. Nawet nie dlatego, że mi się nie podobało, bo mi się podobało. Z trudnego do przeanalizowania powodu „Kroniki” wydają mi się niedopracowane na wielu płaszczyznach. Mam nadzieję, że mimo to w jakikolwiek sposób pomogłam.
Światło w podziemiach
Dialogi dobre. Mimo uproszczeń oddają naturę sytuacji oraz charakter postaci:
- Tu ty siedzisz - charknęła istota do Joanho łamanym wieloświatowym, wsadzając związaną podziemiankę do celi. - Aż cię zdecydują.
Kwestie są świetnie osadzone w narracji:
- Nie wiem, gdzie jest twój dom – krępa kobieta pomyślała, że ta rozmowa nie ma żadnego sensu
Kawał dobrej roboty, na polu literatury młodzieżowej masz piątkę z plusem.
Rzecz do przemyślenia: dlaczego akcentujesz krępość, duże ręce, szeroką budowę i inne atrybuty fizyczne? Jaki sens ma tak usilne budowanie kontrastu między krępą kobitą z ładną brodą a kruchym, delikatnym dziecięciem? Nie mogę się dopatrzeć celu tego zabiegu.
Pewnego chłodnego dnia wiatr w Naziemiu dmuchał z taką siłą, że nawet w jej domku pod ziemią słychać było głuche dudnienie upadających drzew. Kiedy trochę się uspokoiło, Joanho wyjrzała ciekawsko z Podziemia.
Uproszczenia, rozumiem. W każdym razie ten cytat jednoznacznie sugeruje, że Podziemie to wieś z trzema domami na krzyż. Czy tak miało być, czy ten efekt chciałaś osiągnąć?
Nie obchodziło jej, co się teraz stanie- czy zostanie wyrzucona z cechu, a może nawet skazana na śmierć w płomieniach, w których żyją mięsożerne czarne salamandry.
„Mięsożerne” czy „ludożerne”, a? Jeżeli mięsożerne żyją w czeluści dla wygnańców i straszy się nimi małe dzieci, to oznacza, że reszta salamander jest roślinożerna. I fajnie. Ale oni są pod ziemią, jak rośliny mają się rozwijać bez fotosyntezy…?
Jej [Joanho] oczom ukazał się krajobraz niemal księżycowy.
Nie rozumiem epitetu „księżycowy”. Jeżeli „nokturnowy”, „skąpany w świetle księżyca”, zdanie jest równie śliczne co „tak jakby była w ciąży”. Jeżeli natomiast wykorzystujesz współczesne znaczenie – funkcjonujące od lądowania człowieka na Księżycu – przyznaję Ci niniejszym order z ziemniaka.  Dlaczego mieszkanka podziemia mimowolnie myśli o ciałach niebieskich (pomijając już szczegół, że z jakiegoś powodu w ogóle coś o tym wie)?
W Wieloświecie tron dziedziczyło się po kądzieli, czyli po matce. Żeński potomek był konieczny do utrzymania cesarskiego rodu.
Po kądzieli, czyli w linii żeńskiej, czyli w grę wchodzą też kobiety z królewskiego rodu o dalszym stopniu pokrewieństwa (w naszych realiach, pomijając szczegół dziedziczenia po mieczu, także powinowactwa) z linią panującą. Na Twoim miejscu ograniczyłabym się do wersji, że dziedziczy się po matce.
A z racji tego, że od jakiś czterystu lat nikt nie próbował nawet szukać Wielkiego Kamienia, podziemianie zlecali warty tym, którzy nie nadawali się do niczego innego.
a) Hiperbolizujesz. Żeby pokazać wyjątkowość Joanho (tylko czemu to służy…)? Niezbyt pojmuję sens wprowadzenia groteski, bo takim elementem stają się strażnicy – do przemyślenia.
b) Piszesz na poważnie. Warty nie mają ni grama sensu. Joanho jest idiotką, która wierzy w legendy miejskie (niespójność kreacji postaci, hej). Generalizowanie, że nikt nigdy to podstawowy błąd przy światotwórstwie.
Postać staruszka jest karykaturalna.  http://www.marge.it/haylinpage/galleria/37_gruppo3.jpg
Styl bardzo dobry. Niebanalne porównania, celowe powtórzenia, kontrolowany rytm tekstu.
Zgrzyta mi – bardzo subiektywnie -  występowanie obok siebie „jezdnego” i „jeźdźca”.  Obecnie „jezdny” raczej nie funkcjonuje w znaczeniu rzeczownikowym, przez co ogólnie wygląda trochę jak neologizm (co jest nawet fajne), ale też rozgraniczenie jezdni – żołnierze i jeźdźcy – ci na koniach nie jest zbyt czytelne.
Ciekawe, baśniowo-groteskowe tytuły.
Oryginalność, zaciekawienie czytelnika i fabuła występują w zjadliwych proporcjach. Banalność fabuły jest równoważona przez lekki styl i dekoracje miłe wyobraźni. Oryginalność… Winduru, szczerze mówiąc, w „Świetle w podziemiach” z wielkim wdziękiem balansujesz między odgrzewaniem kotleta (królewna jak Światło, antynomia podziemia-rasa solarna, dość klasyczne nieporozumienie) a nową jakością. Nasuwa mi się trochę chaotyczny wniosek, że główną zaletą serii i tym, co powoduje zaciekawienie u czytelnika, jest to, że „Światło w Podziemiach” jest tak bardzo twoje – Twoje spojrzenie na motyw, Twój styl pisania, ot, przyzwoity materiał utrzymany w klimacie, za który pokochali Cię czytelnicy.
Fabuła prowadzona poprawnie. Jedyna wpadka: nikt nie poinformował Joanho, jak nazywa się cesarz. Imię pada w narracji, więc jest znane czytelnikowi, ale bohaterka nie jest świadoma swojej pomyłki.
Na koniec rzucę trochę od czapy, że mi się podobało, bo usłyszałam echo pierwszych numerów „Witcha”. Nie mam pojęcia, czy inspiracja, podróbka, jakieś great minds think alike czy po prostu moja nadinterpretacja, ja w żadnym razie nie odbieram tego jako chamskiej kopii, raczej przywołanie klimatu.
Mika, którą mylą ze staruszką: Mika znajduje wiersz
Szorstki papier wydał się znajomy, podobnie jak pismo na nim. "Co tu robi mój zeszyt, przecież jeszcze przed chwilą miałam go w torbie", mruknęła do siebie.
Chyba nie myślisz, co piszesz. Kto nie rozpozna swojego zeszytu po piśmie? Tzn. może bohaterka, ale narrator nie powinien przechodzić nad tym do porządku dziennego, gdyż to nie jest normalne. Do wywalenia lub do okraszenia komentarzem o emocjach.
Mika jest Mary Sue w taki bolesny, nieprzyjemny sposób. Na dobrą sprawę Mary Sue nie tworzy lista przymiotów (no, w ekstremalnych przypadkach…), ale sposób mówienia o nich, konstrukcja utworu, ogólnie prezentowanie się postaci na tle. Najgorsze Mary Sue powstają na dwa sposoby. Po pierwsze, z avatarów autora. Postaci tak skonstruowane mogą mieć dowolne poglądy i cechy (nawet powszechne typu wiara w demokrację i opalenizna), jednak w narracji wyczuwa się postawę „moja racja jest najmojsza” i mniej lub bardziej silny special snowflake syndrome. Drugi wkurzający typ Maryśki to postacie, które od reszty bohaterów dzieli ściana pogardy – czemu ochoczo przyklaskują narrator i zaaranżowany przebieg wydarzeń.
Nawet w tak krótkim tekście widać epatowanie zajebistością.
Mika dopiero zaczynała studia, ale jej srebrne włosy, skrzące się jak jej imię, kojarzyły się ze staruszką.
Taka wzmianka byłaby uzasadniona jedynie wtedy, gdy wynikałoby to z etymologii imienia. Przy okazji… ciekawi mnie to imię. Konkretniej, czy jest to imię mówiące, czy odpowiednik Zuzanny Elizabeth Marii Antoniny. Jest to jakieś zdrobnienie od Dominiki, bohaterka ma zagraniczne korzenie czy w grę wchodzi ekscentryczny gust rodziców Miki? Mam cichą nadzieję, że w jakiejś odsłonie serii rzucisz światło na korzenie Miki.
Dziewczyna już dawno przestała się denerwować, gdy ktoś kolejny raz robił zabawne - w swoim mniemaniu - uwagi na temat jej wieku. (...) Mówiła, że kolor jej włosów to rzadko spotykany popielaty popiel, a ponieważ jest najmodniejszy w tym sezonie, miliony kobiet wychodzi z siebie i staje obok, aby go uzyskać na swoich nudnych blondach i brązach. To zwykle ucinało rozmowę, chociaż Mika, tak naprawdę, nie miała zielonego pojęcia co jest na topie w kolorowych magazynach.
Ten fragment to podręcznikowy opis Mary Sue. Ludzie nie rozumieją i mają takie denne poczucie humoru, ona taka inna, ale przywykła już do swojej wyjątkowości. Zbywa plebs czymkolwiek i ma rację, bo każda Maryśka zawsze, nawet od niechcenia, jest we wszystkim dobra. Ktoś ją pytał o te włosy? Nie, żartowali. W realnym życiu Mika szybko dostałaby łatkę ignorantki i panny zadzierającej nosa, narrator zaś jest z niej bezrefleksyjnie dumny. A my mamy związać się uczuciowo z bohaterką, żeby cieszyć się opowiastką o niej… Aha: problem polega na wyłącznie tym, że komentarz rozjeżdża się z przedstawioną rzeczywistością, to nie tak, że jest jakiś obowiązek tworzenia bohaterów „do lubienia”.
Poza tym fragment jest napisany strasznie pretensjonalnie.  „W swoim mniemaniu” jest pretensjonalne niczym „moja osoba”, „wychodzi z siebie i staje obok” jest oklepane, crème de la crème to „najmodniejszy w tym sezonie”, klasyk uniwersalnych ripost z powieścideł dla nastolatek. Trochę też słabe w tym opisie jest to, że ocena bohaterki jest wypowiedziana wprost i jej własnymi słowami (zamiast, na przykład, podrzucona w anegdotce czy refleksji).
Ale dlaczego ja Ci piszę o Mary Sue! Uważam, że pierwsza historia o Mice jest miałka i bez wyrazu do potęgi entej i trochę czasu zajęło mi wymyślenie, co autor mógł mieć na myśli.  Brakowało mi jakiejś opowieści, w której magia nie jest tak dosłowna, więc wymyśliłam Mikę ;)  Wykombinowałam sobie, że elementy fantastyczne komponują się/wynikają z charakteru bohaterki, natomiast marysuizm = nierealna postać = brak charakteru.
W myśl mojej koncepcji na niekorzyść wychodzi konstrukcja: wprowadzenie postaci – wprowadzenie scenerii – akcja. Słabo znam Mikę i nie czuję atmosfery miejsca. Szkoda, że jest tak mało opisów i są one tak lakoniczne, chociaż udowodniłaś, że potrafisz pisać plastycznie i refleksyjnie.
Tekst mógłby być pracą na rejonowy konkurs literacki o Wrocławiu, gdyby nie to, że paradoksalnie tak mało w nim Wrocławia.
Wiersza nie będę komentować. Zdanie rozstrzelone enterami nie staje się poezją.
Mika, którą mylą ze staruszką: Mika wędruje z kotami
Druga część serii jest o wiele lepsza, choć wciąż jest to tekst-zapchajdziura o niczym: nie wyróżnia się portretem psychologicznym, przesłaniem, fabułą, walorami literackimi, chwytliwym motywem. Po prostu jest i nie boli.
Na plus dialogi, do których masz dobre ucho.
Błyskotliwie napisaną scenką jest akcja Kot/kotek, trzymasz w konfuzji przez cały akapit.
Odczucia oblepionej chlorem Miki są ciekawe i zgrabnie napisane (bogate słownictwo, skojarzenia z różnych parafii, podanie mimochodem wielu informacji), jednak po cholerę w ogóle są? Oczywiście lepsze to niż nieśmiertelne zaczynanie od pogody, ale może jakieś nawiązanie w dalszej części, klamra kompozycyjna? Więcej opisów budujących atmosferę lata, żeby zachować harmonię?
Nie chcę Ci narzucać swojego gustu (a to główne ryzyko przy ocenianiu średniaków), ale na Twoim miejscu poszłabym dalej w groteskowość i surrealizm. W Twoim stylu pisania najlepsze jest to, że nie masz ciągot do sarkazmu, cynizmu czy nie daj Boże patosu lub angstu i w rezultacie opowiadania są świeże, lekkie.
Swoją drogą, po przeczytaniu obu części „Miki” już rozumiem, dlaczego sto razy lepiej wychodzą Ci teksty oparte na dialogu i akcji niż te stojące na kompozycji i opisie. Świat przedstawiony jest u Ciebie umowny i sprowadzony do dekoracji, często dość estetycznie nakreślony, ale zawsze jakby podrzędny wobec akcji. Obawiam się, że jeżeli nie masz percepcji malarza ani cierpliwości do studium tła, w którym rozgrywa się życie, ze statycznymi tworami i klimatycznymi opisami nigdy nie będzie i po drodze. Mimo wszystko przy opowiadaniach nie objętych konwencją baśni powinnaś zwracać na opisy większą uwagę i przynajmniej umieszczać ich więcej, bo w „Mice” jest łyso.
Biała Dama przy szpitalnym bufecie
*z Weltschmerzem malującym się na twarzy, ciężko odstawia kubek z herbatą* Ja się rozczarowałam, Ty jesteś chyba z „Białej Damy” dość zadowolona?
Liczyłam na choć ociupinkę więcej wyjaśnień, na słówko lub dwa wytłumaczenia fenomenu Białej Damy i innych. Czy to są duchy, ludzie, coś jeszcze innego? Dlaczego chodzą po szpitalu? Dlaczego zdają się nie być zdolni do interakcji z innymi ludźmi? W jaki sposób powstają? Od jak dawna tam są? Chociażby połowiczna odpowiedź na jedno z tych pytań byłaby bardziej zadowalająca niż epizod z nocną wizytą Białej Damy, który niewiele, w moim odczuciu, wyjaśnia, a wręcz dodaje kolejne pytanie (w jaki sposób Michał jest odźwiernym, jak wypełnia tę rolę?), oraz zakończenie z pielęgniarką. Fragment oceny Chibo, http://kompania-przysieglych.blogspot.com/2013/09/22-sonce-nad-antenami.html
Och, bardzo mnie cieszy, że zadałaś wszystkie te pytania, co do natury Białej Damy i jej bandy. O to właśnie chodziło. Mówisz o niedosycie, podobnie jak z brakiem opisu najpiękniejszego ogrodu we “Wróblim kręgu i marzeniu Samanty”, a dla mnie to konieczne niedopowiedzenia. Potrzebne, bo bez nich tekst może stać się banalny. ~Winduru, 5 września 2013 18:11, http://kompania-przysieglych.blogspot.com/2013/09/22-sonce-nad-antenami.html
Masz zupełną rację, że fantastyczność zawiera się w momencie niepewności o naturę zjawiska, że niepokój jest wywoływany przez niepoznawalne, że najbardziej straszy lovecraftowska „niewypowiedziana groza” – wtedy rodzą się produkty naszej własnej psychiki, gdy wyobraźnia działa na najwyższych obrotach i wyciąga z podświadomości rozwiązania, próbując znaleźć odpowiedzi na znaki zapytania. Jednakże w gatunku „opowieści niesamowitej” czy „historii o duchach” nie mniejszą rolę niż niedopowiedzenie odgrywa sugestywność – wprowadzenie umysłu na właściwe tory .Tekst z nadmiarem niedopowiedzeń również staje się banalny, jeżeli wątki przykryte milczeniem nie układają się w żaden kształt, rozpoznawalny dla wyobraźni motyw, dający się ogarnąć logiką schemat. Przykro mi, ale w „Białej Damie” nie przeczuwam tajemnicy, nie umiem; za licznymi znakami zapytania widzę tylko brak pomysłu na suspens.
Moim zdaniem Chiyo ma rację, że opowiadanie jest zbyt ubogie w perypetie. Dodatkowe epizody może zagęściłyby sens, a na pewno znacząco podniosłyby wartość rozrywkową. Temat bowiem jest chwytliwy, a Twój styl potrafi wciągnąć.
Nie napisałam czym jest Biała Dama, bo sam Michał (nadawca tematu) tego nie wiedział. Poza tym on właśnie stał się odźwiernym w prawdziwym świecie, bo ciężko choruje, i niezdrowo zaczyna myśleć o tajemnicach drugiej strony. ~Winduru, 5 września 2013 18:12, http://kompania-przysieglych.blogspot.com/2013/09/22-sonce-nad-antenami.html
To jest świetny, naprawdę rewelacyjny pomysł i wprost znakomita puenta… której nie widać w opowiadaniu. Punkt ciężkości (nie wiem, na ile świadomie…) położyłaś na egzystencji „białych dam”, czyniąc z głównego bohatera jakby kamerę rejestrującą te dziwy. To dobry punkt wyjścia (zwłaszcza że narracja pierwszoosobowa bardzo ułatwia sprawę), ale zabrakło czegoś, co skierowałoby uwagę czytelnika na postać Michała. Czyli puenty.
Do bohaterów nie mam żadnych zarzutów, udali Ci się. Widać, że Michał jest na kimś wzorowany, ponieważ bez trudu można wyobrazić sobie tego człowieka.
Wzdrygnąłem się i przysunąłem zeszyt pod nos, oczekując najgorszego. Domniemana krew jednak nie miała zapachu. "Jędrzej stroi sobie ze mnie żarty", warknąłem w myślach i znów udałem się do bufetu.
Naciągane, oj, naciągane.
Wróbli krąg i marzenie Samanty
Nie załapałam chronologii wydarzeń. Samanta od dziesięciu lat mieszkała w chatce ogrodnika i marzyła o byciu księżną, trzy dni przylatywały do niej wróble i wtem porzuciła dawne marzenie – tak?
Od trzech dni nie sypiała dobrze. Nie narzekała jednak. Codziennie, gdy zapadał zmierzch, gościła niezwykłe istoty, które nadawały smak jej codzienności. Gdy tylko Słońce powoli chowało się za widnokręgiem, Samanta pędziła do swojej chatki i siadała na pryczy przy oknie.
„Codziennie” i czasowniki w aspekcie niedokonanym to przymioty zarezerwowane dla opisu rutyny, fragment zaś ma wydźwięk „taka już jej kolej losu”. Jak to się ma do nowości w postaci kręgu wróbli, przełomu w życiu…? No i kolejna postać, która zjawiska nienormalne przyjmuje bez żadnego zdziwienia… Na Twoim miejscu napisałabym tę część opowiadania jeszcze raz.
Opis ogrodu jest świetny, daje tylko wytyczne dla wyobraźni i czytelnik ma otwarte pole do popisu. W niematerialnych opisach, gdy nie trzeba operować spostrzeżeniami i konkretem, jesteś naprawdę dobra.
Jak wyobrażasz sobie rozmowę z ptakami, które latają w kręgu przed oknem? Rozmowa jednak wymaga jednak jakiegoś kanału komunikacyjnego, pomyśl o tym, jak fatalnie rozmawia się z osobą na drugim końcu stołu albo gdy ktoś staje centralnie między Tobą a Twoim rozmówcą. A teraz pomyśl o rozmowie z kimś, kto porusza się po okręgu i na Ciebie nie patrzy. Bez sensu to wymyśliłaś, co nie. Wydaje mi się, że nawet się w tym momencie nie czepiam – jak mam wczuć się w baśń i dać się porwać wyobraźni (a opisy jak ten ogrodu bardzo uaktywniają wyobraźnię), jeżeli obrazek pojawiający się przed oczami nie trzyma się kupy? Samanta równie dobrze mogłaby siedzieć przed chatką, a krąg wirowałby wokół niej.
(…) wróble posadziły ją na szczycie góry. Cały, płaski jak stół, szczyt otoczony był złotym ogrodzeniem z dostojną złotą bramą. Samanta nieśmiało ruszyła w kierunku bramy, a wróble otworzyły ją dla niej. Za nią znajdował się ogród, dokładnie taki, jak opisywały go ptaszęta. Wystarczyło, że przekroczyła jego próg, żeby poczuć przepełniający ją spokój i szczęście.
Zgaduję, że ogród jest na szczycie góry, bo kto chciałby się ogradzać groźną bramą od ogrodu. Tyle że Samanta też jest na szczycie góry i bynajmniej nie musi przechodzić przez bramę, żeby dostać się do ogrodu. Takie małe zagięcie czasoprzestrzeni.
Poza tym nie mam zastrzeżeń, jak do tej pory „Wróbli krąg” podoba mi się najbardziej. Lakoniczność opisów, dialogi na poziomie, przemyślany dobór słownictwa – a więc składowe Twojego stylu – sprzyjają baśniowości. Wreszcie przemyślana kompozycja.
Zaginiona saga o Gregerze Odważnym
Zastrzeżenie mam jedno i tylko jedno. Ilość nóg. Zgodnie z tradycją sag powinno być osiem.
There seems to be a disparity in the article about the number of legs Sleipnir has.Six legs or eight legs?Jutari 04:54, 28 November 2006 (UTC)
Eight, according to all I have ever heard about him. 惑乱 分からん * \)/ (\ (< \) (2 /) /)/ * 20:20, 21 August 2007 (UTC)
I note that the wiki page leaves out an important notion on the tradition of the eight legs. Namely that the horse, Sleipnir, is actually a mythic metaphor for the coffin. The eight legs are the legs of the four mourners who bear the coffin to the grave. This metaphor describes the coffin as the true steed of Odin, who is in some of his manifestations seen as a death god, or "the god of the gallows". Odin is considered a patron of heroes, but as a treacherous one, who will draw a hero to great glory, but withdraw his favour at a key moment, causing the hero’s dramatic death (and, presumably, expediate his passage to Valhalla, and an afterlife serving Odin there). http://en.wikipedia.org/wiki/Talk%3ASleipnir
Nie mam natomiast żadnych dodatkowych komentarzy, uśmiałam się bardzo, dowcip Sleipnira idealnie wpasowuje się w kanon skandynawskich mitów, zrobiło się nawet szwedzko.
Dodatkowo niesamowicie podoba mi się tytuł „Zaginiona saga o Gregerze Odważnym”, ponieważ przygoda pana Gregera ma coś z apokryfu.
Etażerka

Tak więc biedna Anette została poprowadzona 13. dnia 12. miesiąca 1314 roku (…) Tak więc dni mijały jej spokojnie, wśród deszczu, słońca i śpiewu ptaków w gałęziach. Niejasno przeczuwała jednak, choć była tylko drzewem, że już niedługo dopełni się jej przeznaczenie.
13. dnia 7. miesiąca 1890 roku pewien krzepki drwal powalił wspaniały dąb na kolana.
Zgrzyt. „Dni mijały jej spokojnie” i „już niedługo dopełni się jej przeznaczenie” nie pasują do przeskoku czasowego o 576 lat! Wersja dla leniwych: zamień „dni” na „lata”, a „już niedługo” na „kiedyś” lub „jeszcze”. Wersja dla ambitnych: napisz cały akapit na nowo, uzupełniając biografię Anette o doświadczenie bycia drzewem.
Urzekł mnie miszmasz historyczny, francuskie imię Żanette i nade wszystko rewolucja bolszewicka we Francji. Co z tego, że pod koniec 1890 białe meble nie były w modzie i w XIV w. kobiety z patrycjatu miejskiego nie parały się rzemiosłem, jak radosna ignorancja, to po całości!
Dobre opowiadanie. Nieoczywiste, przewrotne, bardzo mądre, życiowe i słodko-gorzkie. Tak się zastanawiam… dlaczego „Etażerka” ma taki optymistyczny wydźwięk, skoro  opozycją dla wielkiego okrucieństwa jest (z punktu widzenia topielicy) mały gest, a przeczuwamy, że sukces Anette, jasno lśniący kaganiec oświaty, prawdopodobnie został zgaszony przez degrengoladę rewolucji? W każdym razie czuć w tym opowiadaniu wieczność i daje ono do myślenia.
Świetny styl.
Kafkowski dzień Roberta
Kompletnie nie zrozumiałam i nie mam pomysłu, co napisać. Ale podobało mi się.
Tytuł poniekąd wprowadza w błąd, bowiem mimowolnie próbuję wpisać opowiadanie w Kafkowskie kategorie i w ten sposób interpretować, chociaż zdaje sobie sprawę, że chodzi o znaczenie „sytuacja absurdalna, koszmarna, w istocie swej niepojęta, a zmuszająca do działań, których prawdziwy sens pozostaje nieodgadniony”. Tymczasem „Kafkowskiemu dniu Roberta” bliżej do „Alicji w Krainie Czarów” niż prozy Kafki.
Padło dużo ciekawych sformułowań.
Bunt bierny
Znowu będę bazować na ocenie Chiyo (przepraszam Cię, Winduru, jednak Chiyo napisała o Twoim blogu na tyle rzeczowo, że traktuję jej ocenę niejako jak literaturę przedmiotu), którą pod pewnymi względami uważam za absolutnie wyczerpującą. Nie będę więc komentować warstwy technicznej, mam identyczne odczucia.
Zresztą, w przypadku „Buntu biernego” bardziej chodzi o treść, o sam temat monologu Kobiety aniżeli o kreację postaci czy fabułę (której, zasadniczo, nie ma, fabułą jest Kobieta wygłaszająca przemowę na scenie). A o tym, bez wdawania się w dyskusję z samą Kobietą i jej lub Twoimi poglądami, mogę powiedzieć tylko tyle, że z pewnością porusza problem bardzo aktualny, podczas gdy jej spostrzeżenia i obserwacje wydają mi się celne oraz ładnie oddane w słowach. ~Chiyo, http://kompania-przysieglych.blogspot.co.uk/2013/09/22-sonce-nad-antenami.html
I gdy przyjmiemy, że w przypadku „Buntu biernego” bardziej chodzi o treść, o sam temat monologu Kobiety aniżeli o kreację postaci czy fabułę, też nie mam potrzeby nic dodawać ponad to, co już zostało napisane w zacytowanym fragmencie.
Widzę jednak drugą drogę interpretacji: przesłanie monologu ma marginalne znaczenie, podczas gdy sedno tkwi w postaci Kobiety i okolicznościach wygłoszenia  mowy (wychodzę teraz z założenia, że gdybyś chciała przekazać poglądy, nie powstałyby takie didaskalia, ale już o tym za moment).
Mam wizję, że „Bunt bierny” jest trochę sarkastyczną relacją ze sztuki propagandowej, a tytuł odnosi się do postawy Kobiety. Gdy wśród widowni ostatecznie rozbrzmią słowa „Nie rozumiem dlaczego tak ich kocham” i kryształowy podstawek zostanie zniesiony ze sceny, w świetle reflektora ustawi się grupa dzieci wykonująca kolejny punkt programu artystycznego, „Pust wsiegda budiet sonce”.
Może na początek weźmy Kobietę.
Potrząsa delikatnie głową otoczoną burzą kasztanowych loków.
Przed oczami pojawia mi się ładna (ale nie klasycznym pięknem), zadbana kobieta o dostojności Angeli Merkel – twarz systemu i wzór dla kobiet. Przepiękna, inteligentna, prawilnie myśląca, tacy ludzie osiągają sukces.
Strzepuje z irytacją popiół na kryształowy podstawek.
Spuszcza wzrok.
Jej ruchy są wyniosłe (podkreślają pogardliwy stosunek do piętnowanej postawy) i wystudiowane (efekt ćwiczeń).
Zaciąga się papierosem i z zaciśniętymi powiekami wydmuchuje powoli dym.
Kobieta jest na tyle skrępowana swoją mową, że wydaje mi się, iż nie mówi sama z siebie ani nie wyraża do końca swoich przekonań.  Mam wrażenie, że didaskalia są złośliwe, odnotowując ten stres.
Kobieta ubrana jest w białe rękawiczki i koronkową suknię. (…) Jest wyraźnie zmęczona i podirytowana, patrzy odważnie na swojego rozmówcę (widownię).
Rodzi mi się w głowie pytanie, dlaczego jest zmęczona i podirytowana. „Ludzie ją irytują i przecież dlatego cały ten monolog”, można by na początku pomyśleć. Jednakże ubiór kobiety ani kryształowy podstawek nie wskazują na spontaniczność wywodu czy w ogóle na przedsięwzięcie, które aranżuje się na własną rękę. Toteż myślę, że Kobieta próbowała się wykręcić od swojej roli, ale jej się nie udało lub zwątpiła (w końcu gdy nie masz realnej alternatywy dla rozwiązania, które cię nie zadowala – milcz jak grób).
Dlaczego poza tym myślę, że monolog jest propagandową szopką? Ano ma tematykę społeczną, a konkretniej zniechęca do samoorganizowania się przez społeczeństwo, co generalnie jest na rękę władzy autorytarnej. W mowie są krytykowane aktywne postawy na równi z dążeniem do przełomu w systemie, człowiek jest deprecjonowany jako jednostka. Do tego Kobieta mówi nienaturalnie, przesadnie podkreślając co bardziej agresywne fragmenty:
Żadne z nich nie ma pomysłu na podkreślenie swojej indywidualności, chociaż krzyczą, że to podstawowa zasada, dzięki której są tak niezwykłą społecznością...
Wzdryga się.
… pseudospołecznością, chciałam rzec.
Albo tu piękny przykład:
Czy mają prawo...
Podnosi głos.
… wycierać buty we flagę symbolizującą ziemię, która ich wyżywiła?
Bierze głęboki oddech. Obniża ton głosu.
Najbardziej propagandą zajeżdża mi konkluzja monologu, jak ulał skierowana do kontestujących systemowy ład:
Może struktury, które najbardziej potrzebują reorganizacji, są ich własnymi.
Ale po co Ci to wszystko piszę (zwłaszcza że, uwierz mi, raczej nie lubię dzielić się swoimi głębokimi interpretacjami)? Ponieważ jestem ciekawa, czy przewidziałaś takie odczytanie.
Bardzo dobry tekst, serio. Samo przemówienie jest autentycznie ciekawe i dające do myślenia, zaś portret psychologiczny, który wygrzebałam pomiędzy wersami, jest na wysokim poziomie.
Ekran
W bloku nieopodal dworca jest ponad trzydzieści ciasnych mieszkań. W jednym z nich, pod numerem dwunastym, został urządzony przytulny pokoik w stylu francuskim. Teraz jednakże śmieci w nim piętrzą się, stos makulatury sięga sufitu, a kurz pokrył wszystko, co było do pokrycia. Tylko mały skrawek pokoju wygląda na używany. Biurko.
Jego właściciel wraca właśnie z kuchni niosąc czerstwy już prawie chleb posmarowany czymś, co przypomina pasztet.
Czego właściciel? Biurka? Mieszkania? Wersja dla leniwych: aby ukrócić wątpliwości, ogranicz się do „właściciel”. Wersja ambitna:  doprecyzuj, czy mieszkanie było Jacka lub - jeżeli nie – skąd Jacek miał klucz.
Jestem pod wielkim wrażeniem, jak to umiejętnie zredukowałaś opowiadanie wyłącznie do niezbędnych elementów; wszak nie trzeba dużo pisać, aby dużo pokazać. Do zilustrowania w całej rozpiętości nałogu komputerowego wystarczyły Ci cztery scenki -  krótkie, acz tyczące się różnych sfer. Mistrzostwo osiągnęłaś w dialogach, bowiem Piotr używa języka jałowego jak przystało na osobę pogrążoną w marazmie umysłowym.
Jeśli będę musiała komuś tłumaczyć, na czym polega minimalizm, posłużę się „Ekranem” jako przykładem, dobrze?
Zastanawiam się jedynie, czy  wstawki z piosenki Myslowitz są niezbędne?
Teraz jednakże śmieci w nim piętrzą się, stos makulatury sięga sufitu, a kurz pokrył wszystko, co było do pokrycia. Tylko mały skrawek pokoju wygląda na używany. Biurko. (…)
- Dość – chłopak wypuszcza wtyczkę z ręki, podchodzi do radia i wyłącza je – wychodzimy – zwraca się do Piotrka.
Włączone radio mimo wszystko nie pasuje do wizerunku bohatera. Tam podają newsy, ględzą dziennikarze, dzwonią ludzie, nie można wybierać muzyki. Nie sądzę, żeby było to na nerwy  egocentrycznego, tak aspołecznego człowieka. Jeżeli wzmianka o radiu była wyłącznie dla zachowania rytmu tekstu, zamień na „odkurza je”.
Żołnierski
„Żołnierski” tkwi w archiwum między „Ekranem” i „Buntem biernym”, które pod względem stylu i dopieszczenia są jak żyleta. To intrygujące; „Żołnierski” z powodu licznych wpadek stylistycznych i gramatycznych jest ledwo czytelny* (ale nie bój się, przejechałam go walcem w becie). Co jeszcze bardziej intrygujące, mimo że jest ledwo czytelny, „Żołnierski” wciąga, omotuje klimatem (luźno kojarzy mi się z poezją Baczyńskiego) i czaruje konceptem. I tytułem, który w jednym jest jak skrót myślowy i hasło ucinające wszystkie, nawet nie jeszcze nie wypowiedziane pytania.
- Charlotte, ja... teraz mogę bać się tylko siebie – wychrypiałem.
- Co ty bredzisz – ofuknęła mnie z przestrachem, otwierając szeroko orzechowe oczy – nie możesz siebie skrzywdzić... prawda?
Jakkolwiek podoba mi się kontrast między pogmatwanym, surrealistycznym początkiem a „materialną” końcówką (zwłaszcza że w obu częściach na światło dzienne wywleczona jest intymność bohatera, odpowiednio psychiczna i fizyczna), ten dialog nieco zajeżdża kiczem. Potrzebne fabule wypowiedzi Charlotte przeszłyby gładko, gdybyś zaznaczyła od razu, że ona z tych infantylnych i niewielkiego rozumku.
A, mam jeszcze jedno luźne skojarzenie: „Solaris” Lema.
Przejrzałam jeszcze kilka miniaturek z 2011 i widzę u Ciebie duży progres, polegający na dojrzalszym i mniej sztampowym ubieraniu pomysłu w słowa.
Poprawność 15/20
Od razu mówię, że na pewno nie jest to kompletny wykaz błędów i wpadek językowych, optymistycznie licząc, uwzględniłam może jakieś 70%. Czytam raczej z telefonu/tabletu, do spisywania wrażeń zasiadam przy komputerze raz na kilka dni, siłą rzeczy trochę mi umyka. Gdyby bardzo zależałoby Ci na dokładnej becie jakichś tekstów, zgłoś się na maila: hainuwele.wer@gmail.com
Bonusowo masz trochę poprawek spisanych na etapie, kiedy nie byłam pewna, co mi się uda omówić. Niech Ci służą.
A w ogóle to powinnaś w dialogach stosować półpauzy (–) zamiast myślników (-).
Kroniki Oka Mgły. Babula.
"Kroniki Oka Mgły" to bardziej strumień świadomości, niż opowiadanie. – Bez przecinka przed „niż”, jeżeli nie ma dalej czasownika. Nie ma. /interpunkcja
Nie jest to zapewne jedyna chata z dziewczyną w tej wiosce, jednak ta ma do opowiedzenia historię przeznaczoną właśnie temu pismu. – Jaka „ta”? Dziewczyna czy chata? /gramatyka
stwierdziła zdawkowo dziewczyna, z jakiegoś powodu nazywana Chmurką. – Nie widzi mi się tu ten przecinek. /interpunkcja subiektywna
Babula, miejscowa zielarka, pokiwała głową ze zrozumieniem. Posklejane resztki kasztanowych loków rozsypały się za tym ruchem po jej ramionach. – A po czyich, jak nie jej? Uważaj na zbędne zaimki. /styl
Babula bez słowa zdjęła z palca pierścień. Prostej konstrukcji przedmiot z założenia nie powinien przyciągać uwagi. – Nie pasuje mi „pierścień”. „Pierścień” brzmi dumnie, majestatycznie, ba, ma taką symbolikę, w ogóle to już krok do „sygnetu”. Prędzej „pierścionek”, co też bardziej pasuje do późniejszego opisu. (Niuanse, ale skoro cały tekst jest oparty na niuansach…) /styl subiektywnie
- On będzie wiedział co robić – Przecinek przed „co”, zdanie podrzędne. /interpunkcja
Dzień chylił się ku zachodowi, a Chmurka prawie zapomniała o porannym podarku. – Słońce chyli się ku zachodowi, dzień ku końcowi. /frazeologia
Przeszukując krzaczki w ostatnich promieniach słońca, Chmurka zauważyła coś dziwnego. – Zgrabniej chyba „W ostatnich promieniach słońca przeszukując krzaczki”. Tak widać, że dziewczę robi coś pod koniec dnia, a nie że krzaczki są w promieniach słońca. /sugestia
Kroniki Oka Mgły II. Zieleń i róż
Kojarzył się z domem, ale o tym dziewczyna miała się przekonać dopiero za jakiś czas. – To zdanie wygląda jakby ktoś przetłumaczył z angielskiego coś w Future in the Past. Opisywałaś, co się wtedy działo w tej mgle i jak WTEDY Chmurka oceniła chłopaka. Jeżeli dopiero za jakiś miała się przekonać, że kojarzy jej się z domem, oznacza to, że wtedy NIE kojarzył jej się z domem. (Ten błąd zamordował nastrój.) /gramatyka Mogłabyś zamienić na „Kojarzył jej się z czymś bliskim, jak dopiero za jakiś czas miała się przekonać, kojarzył jej się z domem”. /sugestia
Zanucił kilka taktów modnej piosenki “Keep A-Knockin’” na co dziewczyna parsknęła śmiechem. – Przecinek przed „na co”. Drugi czasownik. /interpunkcja
rzekł chłopak wręczając Chmurce kwiaty. – Przecinek przed „wręczając”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
Dziewczę uśmiechnęło się mrużąc oczy. – Przecinek przed „mrużąc”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
- Dzisiaj będę mówić- postanowiła Chmurka, - Spacja przed myślnikiem. /interpunkcja
Kroniki Oka Mgły III. Burza mózgów
- Chyba jeszcze trochę nam zejdzie, zanim dotrzemy do serca Międzyświatu - mruknęła Chmurka. – Międzyświata. /fleksja
Pragnienie Międzyświatu okazało się silniejsze niż strach. – Międzyświata. Kogo, czego – świata. Czyje – świata. /fleksja
Kronika Oka Mgły IV. Z zeszytu Chmurki
Ta przełykając łzy schroniła się w leśnej chacie. – Przecinek przed „schroniła”. /interpunkcja
Miętowy przysiadł przy niej i próbował opatrzyć ranę znalezionym w chacie bandażem, ale ta zdawała się odpychać opatrunek. – Czym „zdawała się odpychać” różni się od „odepchnęła”, oprócz tego, że brzmi pretensjonalnie? /styl
Kroniki Oka Mgły V. Zza obrusa
Zza obrusa – „Obrusu”. http://pl.wiktionary.org/wiki/obrus /fleksja
Okazało się, że przysmażyłam sobie lekko lewe ramię, które chyba pół nocy musiało ściśle przylegać do rozkręconego “na piatkę” kaloryfera. – Nie przekonuje mnie cudzysłów. Naprawdę ważasz, że „na piątkę” jest zbyt potoczne, żeby napisać to normalnie?/interpunkcja subiektywna
Światło w podziemiach. Roz. 1: Burza w Naziemiu
Podziemian nie interesowało jednak zbytnio co dzieje się dalej niż za Wielkim Kamieniem, - Przecinek przed „co”, wchodzi zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
To dziecko musiało należeć do Naziemia. Nikt z jej kamratów nie miał tak delikatnych dłoni i jasnej twarzy. http://sjp.pwn.pl/slownik/2562688/kamrat „Ziomków”, „pobratymców”? Wracamy do mojej teorii, że Podziemie jest wsią z czterech zagród, skoro grono mieszkańców Podziemia ogranicza się do towarzyszy bohaterki. (Chyba że to element kreacji bohaterki i pokazanie jej ograniczonych horyzontów, jednakże wtedy proponuję to jakoś ujednoznacznić i wtrącić „pomyślała” czy coś.) /leksyka
- Czy pani wie jak mogę wrócić do Domu? – Przecinek przed „jak”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
- Ja... ja... z Domu - chlipnęło dziecko. – „Z Domu. – Chlipnęło dziecko.” Jeżeli to po wielokropku nie jest bezpośrednią kontynuacją zdania (tzn. wielokropek nie oznacza zawieszenia głosu, a urwanie się myśli), używa się po nim wielkiej litery. /interpunkcja
- Nie wiem, gdzie jest twój dom – krępa kobieta pomyślała, że ta rozmowa nie ma żadnego sensu. -  Kropka na końcu wypowiedzi i „krępa” wielka literą./zapis dialogów
Mała w odpowiedzi wskazała północ. - Stamtąd przyjechaliśmy - powiedziała. – Umknął enter./zapis dialogów
Światło w podziemiach. Roz. 2: Zapłata za Słońce
Nic nie może zakłocić ich pracy, a tym bardziej wykraść sekretów Podziemia, jakie posiedli. – Zakłócić. /Literówka.
Światło w podziemiach. Roz. 3: Cela dla ignorantów
Kto przyprowadził tu, albo wpuścił, to dziecko! – Nie, te przecinki się nie bronią. Nie da się tak intonować.
Nie obchodziło jej, co się teraz stanie- czy zostanie wyrzucona z cechu, a może nawet skazana na śmierć w płomieniach, w których żyją mięsożerne czarne salamandry. – Zagubiła się spacja przed myślnikiem. /interpunkcja
Wykorzystując ogólne zamieszanie, prześliznęła się na swojej salamandrze do wyjścia do Naziemia, przy którym nie było strażników, bo ci byli zbyt ciekawscy, by pozostać na warcie. – Wejście do, wyjście z. /styl Wyszło mi też, że strażników nie było przy Nadzieniu. Może byś rozbiła to na dwa zdania, żeby uniknąć tej niezręczności? „Wykorzystując ogólne zamieszanie, prześliznęła się na swojej salamandrze do wyjścia z Podziemia/wejścia do Nadziemia. Nie było przy nim strażników, bo ci byli zbyt ciekawscy, by pozostać na warcie.” /sugestia
Chociaż salamandry mają krótsze nogi od koni, są o wiele zwinniejsze i lepiej radzą sobie na wyboistych, górskich drogach. Mogą nawet korzystać ze skrótów i ścieżek, na których każdy normalny koń połamałby sobie nogi. – Powtórzenia, które bynajmniej nie wyglądają na celowe. /styl
- Masz, wypij to - jezdny podał jej kryształowy flakonik z mętną cieczą. – Kropka na końcu wypowiedzi i „jezdny” wielką literą./zapis dialogów
- Czas jechać - głos jeźdźca nie miał już w sobie ciepła. – Kropka na końcu wypowiedzi i „głos” wielką literą. /zapis dialogów.
A więc nie wiozą jej do cesarza tylko do jakiegoś Partenmortha! – Przecinek przed „tylko”, które tutaj ma znaczenie spójnikowe. /interpunkcja
“Wiedziałam, wiedziałam!”, pomyślała Joanho i poczuła jak gniew zaczyna krążyć jej w żyłach. – Przecinka przed „jak” nie ma wyłącznie w porównaniach. Tutaj funkcjonuje jako spójnik zdania podrzędnego. Przecinek. /interpunkcja
Jego ściany wydawały się być zrobione z płatków srebra, chociaż Słońce nie raniło oczu, gdy promienie odbijały się od nich. – Nienienienie, nie. Wyszło na to, że promienie Słońca odbijały się od oczu, mimo to nie raniąc ich. /gramatyka Ponadto niektórzy uznają konstrukcję „wydaje się być” za błąd językowy. /styl Może „Jego ściany były jakby zrobione z płatków srebra, chociaż odbijające się w nich promienie Słońca nie raniły oczu”? /sugestia
Mała główka z wielkimi uszami, osadzona na zielonoszarym cielsku zwróciła się ku Joanho. – Albo „osadzona na zielonoszarym cielsku” jest wtrąceniem i przecinki znajdują się z obu stron, albo nie jest i wtedy nie ma przecinków. /interpunkcja
Potężne ramiona jednym, lekkim gestem zagarnęły ją jak worek z mąką i poniosły do lochów. – Bez przecinka po „jednym”. Nie stawia się przecinków po liczebnikach. /interpunkcja
- Barbek nie naiwny - powiedziało stworzenie, wskazując na siebie paluchem - witaj w podziemie Domu! – Kropka po „paluchem” i „witaj” dużą literą, bo tam kończy się zdanie. /zapis dialogów
“To już koniec”, pomyślała i, pomimo niezbyt wygodnego położenia, zapadła w głęboki sen. – „Położenia” (sytuacja) czy „pozycji” (ciało)? /sugestia
zaczęła Joanho czując swoje spękane usta. – Przecinek przed „czując”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
Światło w podziemiach. Roz. 4: Myszoczłowieczeństwo
- Jestem jej ojcem, i jako ojciec nie mogę bezczynnie patrzeć jak pozbawiają życia jej opiekunkę. – Nie brzmi mi ten przecinek. /interpunkcja subiektywna
- Gdybym chociaż znała naziemską nazwę tego cudownego pałacu, od razu zaprowadziłabym twoją córkę do ciebie, panie... - wstyd połknął resztę jej zdania i znów wbiła wzrok w podłogę. – „Wstyd” wielką literą, ponieważ nie jest to określenie wypowiedzi, a nowe zdanie. /zapis dialogów
Trochę smutny koniec, jak na porządnego kowala – Bez przecinka, ani „jak” nie jest tu spójnikiem, ani ta część zdania nie łapie się pod dopowiedzenie. /interpunkcja
Biała Dama przy szpitalnym bufecie
- Pójdę spytać do jakiego gatunku w takim razie należy - powiedziałem z przekąsem, a Jędrzej parsknął w swój talerz. – Przecinek przed „jakiego”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja.
Wtapiali się w tłum, ale obserwując uważnie można ich było spostrzec. – Przecinek po „uważnie” ze względu na imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja W sumie to szyk jest w ogóle jakiś nie teges, może „ale można ich było spostrzec, obserwując uważnie”? /sugestia
No, może jednej osobie: mi. – Źle mi to brzmi, wydaje mi się, że powinno być akcentowane „mnie”. http://www.jezykowedylematy.pl/2011/07/mnie-czy-mi-kiedy-ktora-forma/ patrz porada praktyczna. /styl subiektywnie
Okej, naprawdę nie wiem co tu się dzieję, i twoje zachowanie wcale mi nie pomaga – „Dzieje”. /literówka Przecinek przed „co”, zdanie złożone. /interpunkcja
- Księgę czego? - zapytałem, mrugając szybko. – A może być postawiła wielokropek po „księgę”, lepiej by to oddawało ton głosu? /sugestia
W jego sali też go nie było, a lokatorzy powiedzieli mi, że rano wyszedł na chwilę, i jeszcze nie wrócił. – „I że jeszcze nie wrócił” lub bez przecinka przed „i”. /interpunkcja subiektywnie
Postanowiłem przed snem posłuchać jeszcze muzyki. – Naturalniejszy szyk to „jeszcze posłuchać muzyki”. /styl subiektywnie
zaczęła jedna z pielęgniarek, która towarzyszyła ordynatorowi, gdy zauważyła, że wziąłem do rąk zeszyt. – Towarzyszyła ordynatowi dopiero, gdy zauważyła, że bohater wziął do ręki zeszyt? „Zaczęła jedna z pielęgniarek towarzyszących ordynatorowi”. /styl
Mika znajduje wiersz
Nawet wełniana czapka zdawała się być zatknięta na głowie jedynie z obowiązku. - http://obcyjezykpolski.strefa.pl/?md=archive&id=411 „Nawet wełniana czapka była zatknięta jedynie z obowiązku” lub „Wydawało się nawet, że wełniana czapka była zatknięta na głowę jedynie z obowiązku”. /styl Poza tym wydaje mi się, że powinno być „na głowę” a nie „na głowie”, ale nie upieram się. /styl subiektywnie
To zwykle ucinało rozmowę, chociaż Mika, tak naprawdę, nie miała zielonego pojęcia co jest na topie w kolorowych magazynach. -  Przecinki przy „tak naprawdę” niezbyt mają uzasadnienie. /interpunkcja subiektywnie Przecinek przed „co”, zdanie podrzędnie złożone /interpunkcja
Nie miało to już jednak znaczenia i napawało ją to lekką nostalgią. – Tęsknotą. Nostalgia to tęsknota za domem, ojczyzną. /leksyka
Wypadało by teraz napisać, że podeszła do tej ostatniej kierowana nieznaną siłą - jednak ta siła jest dobrze znana i nawet ma swoją nazwę - ciekawość. – Karkołomny zapis, może w myśl jakiejś dziwnej wykładni nawet poprawny, lecz tak czy siak mało zrozumiały. Radziłabym oddzielać myślnikami tylko wtrącenia; nie ma związku zgody w „nienazwaną siłą – ciekawość”. Albo „kierowana nieznaną siłą – jednak ta siła jest dobrze znana i nawet ma swoją nazwę, ciekawość” /interpunkcja subiektywnie lub „kierowana nieznaną siłą – jednak ta siła jest dobrze znana i nawet ma swoją nazwę – ciekawością”. /gramatyka Skłaniam się ku tej drugiej opcji.
Obiecała sobie, że gdy tylko wróci do domu zdejmie z półki nowy zeszyt, który dostała jakiś czas temu – Przecinek przed „zdejmie”, zdanie złożone. /interpunkcja
Mika wędruje z kotami
"Ciekawe, czy chlor uzna moją skróę za formę skażenia i wypali ją do kości – „Skórę”. /literówka
spróbowała rozbawić samą siebie, ale przy plus trzydziestu pięciu stopniach, w dusznym mieście o aromacie spalin, było to nie lada zadanie. – Nie jestem pewna, czy takie użycie słowa „aromat” jest poprawne. http://sjp.pwn.pl/slownik/2441339/aromat /styl subiektywnie
Gdy dotarła do domu, popędziła do łazienki i zrzuciła sterylną już chyba koszulkę. – Bardziej naturalny szyk to „już chyba sterylną koszulkę”. /styl
Usłyszała, jak o uchylony świetlik w łazience zaczęły powoli bębnic krople letniego deszczu. – „Bębnić”. /literówka
Mika, nucąc pospołu, spięła swoje szaro-srebrne włosy w ciasny kok. – Według mojej wiedzy „pospołu” odnosi się tylko do liczby mnogiej, jednak nie jestem w stanie zweryfikować tego na poradniach językowych. /leksyka subiektywnie
Z niepokojem, zahaczającym o paranoję, obmacała swój tatuaż w kształcie serca (wykłuty nad sercem) – Bez przecinków, nie ma dla nich żadnego uzasadnienia. /interpunkcja
Kot, zapewne, z ciężkim westchnieniem podniósł się z kanapy, która pożegnała go stęknięciem, bo za niecałe pół godziny stał już w drzwiach mieszkania Miki. – Co „zapewne”? Zapewne Kot czy zapewne podniósł się z kanapy? Najbardziej pasuje mi wersja „Kot, zapewne z ciężkim westchnieniem, podniósł się z kanapy”. /interpunkcja subiektywnie Proponowałabym też rozbić to zdanie na dwa zdania, gdyż potem wychodzi, że kanapa pożegnała kota stęknięciem, ponieważ za niecało pół godziny był pod drzwiami Miki. To nie ma związku logicznego, rozumiesz. Kropka po „stęknięciu”. /sugestia /gramatyka
Przeczesał smukłymi palcami (o jakich marzyła krótkopalca Mika) swoje długie, czarna włosy – Czarne. /literówka „Długie czarne włosy”, ponieważ przydawki są nierównorzędne. /interpunkcja
Tanecznym krokiem orbitowała dookoła Kota. Nagle przystanęła i zbliżyła swoją twarz do kociej, tak, że niemal zetknęli się nosami. – Wielką literą „Kociej”, ponieważ nie chodzi o kota, ale o formę od nazwy własnej (nie pamiętam nazwy na to…). /zapis
a kiedy odsunęła się Kot mruknął pod nosem parę niecenzuralnych określeń. – Przecinek po „odsunęła się”, zdanie złożone. Gdyby odwrócić kolejność zdań składowych, nie miałabyś wątpliwości co do przecinka, prawda? /interpunkcja
Kobieta w czerwonej sukience próbowała odkleić swojego synka od huśtawki, do której łańcucha przywarł. – „Odkleić” z „przywarł do łańcucha” brzmi jakoś dosłownie. Może „odczepić”? /sugestia
Zakołysała nimi tak energicznie, że wyglądały, jakby je natapirowała.  – Bez przecinka przed „jakby”, porównanie. /interpunkcja
Choć z natury był cyniczny,czasem okazywał serce. – Zagubiona spacja przed „czasem”. /zapis
Wróbli krąg i marzenie Samanty
Podśpiewując cicho, ubrała skromną sukienkę i, zanim jeszcze służba zasiadła do śniadania, już zabrała się za pielęgnację roślin. – „Założyła sukienkę”. /styl  Przecinek przed „i” nie jest konieczny, mogłabyś go sobie odpuścić. /interpunkcja subiektywnie /sugestia
Wystarczyło przyjrzeć im się przez chwilę, żeby zauważyć, że swoim lotem obok samantowego okna formują okrąg. – „Samantowego” od wielkiej litery. Wielką literą oznacza, że coś jest czyjeś, małą literą, że coś jest w danym duchu (np. mickiewiczowskie, stalinowskie). /zapis
Jeszcze po kilku minutach, wśród ptaszęcych świergotów, dało się rozróżnić ludzkie głosy. – Szczerze mówiąc, nie rozumiem, co tu robi „jeszcze”, chyba powinno być „już”? /sugestia Przecinki przy „wśród ptaszęcych świergotów” są serio zbędne i choć teoretycznie mogą tam być, utrudniają zrozumienie zdania. /interpunkcja subiektywnie
Jej marzenie się zmieniło - już nie chciała być żoną księcia. – Odwróciłabym człony tego zdania. Mój mózg pracuje ciut niestandardowo i w pierwszej chwili zrozumiałam, że zaczęła życzyć sobie uniknięcia ślubu. W kombinacji „Już nie chciała być żoną księcia – jej marzenie się zmieniło” nie ma furtki dla takich wątpliwości, a że treść marzenia jest dopiero w następnym akapicie, nie ma też spoilerów i nawet powstaje logiczne przejście. /sugestia
Chcąc, nie chcąc, pulchna kucharka wyszła na zewnątrz. – Bez przecinka w „chcąc nie chcąc”, frazeologizm z dwoma członami równorzędnymi. /interpunkcja
Etażerka
Na dodatek, na swoje nieszczęście, Anette szło trochę lepiej niż Żanette. – „Na jej nieszczęście”, a najlepiej „na nieszczęście Żanette”. /styl
Otóż obie znane były w małym, francuskim miasteczku Tiutiu ze wspaniałych prac, jakie wykonywały dziergając. – Przecinek przed „dziergając”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
- Tak nie może być - powiedziała pewnego słonecznego dnia Żanette do swojego psa, kilka chwil po tym, gdy na ulicznym jarmarku Anette znów pobiła ją swoimi dziergankami na głowę. – Chaotyczny szyk. „Powiedziała Żanette pewno słonecznego dnia do swojego psa”. /styl subiektywnie Końcówki zdania nie rozumiem. Pobiły się dziergarkami na głowę (obecna wersja) czy „pobiła ją na głowę swoimi dziergarkami”, takie wyrażenie? /styl
Na stosie śmierć jest pewna, chyba, że rzeczywiście włada się czarną magią. – Bez przecinka w „chyba że”. /interpunkcja
Jedno jest pewne: gdybyście zobaczyli Anette w chwili gdy pewna młoda dama sięgnęła po pierwszą w swoim życiu książkę bez obrazków, wiedzielibyście, że jest to najszczęśliwsza etażerka na świecie. – Przecinek przed „gdy”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja A może, skoro „zobaczylibyście Anette”, to „widzielibyście” (po reakcji Anette) zamiast „wiedzielibyście”? /sugestia
Biuro Dusz Znalezionych
Nie wiem ile konkretnie – Przecinek przed „ile”. /interpunkcja
Swoją drogą, nie wiem dlaczego przywłaszczyli sobie określenie “klasyczny” skoro wyglądają jak wielkie bobasy. – Przecinki przed „dlaczego” i „skoro”. /interpunkcja
Porporcje takie,a nie inne. Kształty takie, a nie inne.  – „Takie a nie inne”. Nie umiem teraz wyguglać linka do poradni, ale taka jest interpunkcja tego wyrażenia, jeżeli występuje samodzielnie. /interpunkcja
Tyle, że opuszczony. – W „tyle że” nie ma przecinka. http://poradnia.pwn.pl/lista.php?id=5728 /interpunkcja
Domki i wieżyczki, biorąc pod uwagę moje dwadzieścia centymetrów wzrostu, i jego trzydzieści, nadawałyby się do zamieszkania. – Bez przecinka przed „i”. /interpunkcja
A ta magia to moja magia! - rozpostarła chude ramionka i zarzuciła dumnie swoimi czarnymi jak smoła włosami do kostek. – Od „rozpostarła” nowe zdanie. /zapis
Teraz będę twoją przyjaciółką - wybałuszyła swoje jadowicie zielone oczka. – Od „wybałuszyła” nowe zdanie.


Żołnierski
Leżałem tam długą chwilę podziwiając spadające gwiazdy znikające za krawędzią horyzontu. – Przecinek przed „podziwiając”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja Przecinek przed „znikające” jest co prawda opcjonalny, ale wersja z przecinkiem i przerwą na oddech w tym miejscu leży mi bardziej. /interpunkcja subiektywnie
którego złote loczki zamieniły się w piaskową burzę gdy próbował zwrócić na siebie moją uwagę. – Przecinek przed „gdy”. /interpunkcja
Może on wiedział gdzie jesteśmy i zaprowadziłby mnie do najbliższej ludzkiej osady. – Przecinki z obu stron „gdzie jesteśmy”. Pierwszy z powodu podrzędnego członu zdania złożonego, drugi, ponieważ dalszy ciąg zdania nie jest już podrzędny wobec początku. /interpunkcja
Czując jak mięśnie zorganizowały pucz, próbując obalić moje dowodzenie, wstawałem powoli. – Za dużo szczęścia naraz. Wyszło na to, że „próbując obalić moje dowodzenie, wstałem powoli”, ponieważ imiesłowy przysłówkowe są bezosobowe. /gramatyka Daruj sobie „próbując obalić moje dowodzenie”, jeżeli masz już „pucz”, bo to tautologia. /styl Przecinek przed „jak”. /interpunkcja
Gdy wydało się, że opanowałem ich bunt i znów usadowiłem się na wygodnej pozycji tyrana, postanowiłem wykonać pierwszy krok. – Przecinek przed „i”, gdyż bez niego dalsza część zdania ma sens „wydawało mi się, że znów usadowiłem się na pozycji tyrana”. /interpunkcja
Chłopiec cierpliwie obserwujący moje zmagania chwycił mnie wtedy za rękę i pociągnął za sobą. – Zrobiłabym z „cierpliwie obserwujący moje zmagania” wtrącenie i oddzieliła to przecinkami. Teraz mamy sens „chłopiec, który cierpliwie obserwował moje zmagania”, czyli wskazanie na osobę zamiast na czynność. /sugestia
- To ci się spodoba – zawyrokował podekscytowany, prowadząc mnie przez rozległą łąkę w kierunku lasu o fioletowo-szarych koronach drzew – zawsze lubiliśmy takie rzeczy. – Kropka po „drzew”, od „zawsze” nowe zdanie. /zapis
Gdy już mój zmęczony mózg znalazł odpowiednie neurony odpowiadające za te wspomnienia i mozolnie je połączył zimny dreszcz przemierzył mnie po trzykroć w każdą stronę ciała. – Przecinek przed „zimny dreszcz”, zdanie złożone. /interpunkcja Wyszło na to, że mózg mozolnie łączył neurony, które odpowiadały za wspomnienia. Może „mozolnie połączył obraz” zamiast „mozolnie je połączył”? /gramatyka /sugestia
- Jak to jak – chłopczyk wybuchnął perlistym śmiechem – nie pamiętasz własnego imienia? – Okej, cały zapis jest zły. „Jak to jak? – Chłopczyk wybuchnął perlistym śmiechem. – Nie pamiętasz własnego imienia?” /zapis
Wojna, nawet jeśli uwierzysz, że walczysz po dobrej stronie (choć taka nie istnieje) zniszczy twoje ciało i duszę. – Przecinek przed „zniszczy”, wtrącenie. /interpunkcja
Gdy przekroczyłem próg boru na moje oczy opadła dziwna tkanina, która usypiając mnie z lekka pozbawiła chęci do walki z nią. – „Gdy przekroczyłem próg boru, na moje oczy opadła dziwna tkanina, która, usypiając z lekka, pozbawiła mnie chęci do walki.” Zdanie złożone, wtrącenie. /interpunkcja Nie trzeba dodawać, kogo usypiała, ale „pozbawić” musi być z dopełnieniem. /styl
W momencie, w którym puścił mnie chłopiec, tkanina opadła z mojej twarzy ukazując moim oczom niesamowity widok.  – Powtórzenia: mnie, mojej, moim. „Tkanina opadła mi z twarzy”, „w którym chłopiec zabrał rękę”. /sugestia /styl Przecinek przed „ukazując”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
Podchodząc bliżej zauważyłem niespokojny ruch jego drewnianych nozdrzy i drgnięcie powiek. – Przecinek przed „zauważyłem” ze względu na imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
Wilk poruszył z suchym trzaskiem łbem i otworzył ślepia. – „Wilk z suchym trzaskiem poruszył łbem”, naturalniejszy szyk. /styl
Spojrzałem wtedy w najpiękniejszą powłokę refleksyjną jaką dane mi było kiedykolwiek ujrzeć. – Przecinek przed „jaką”. /interpunkcja
To nie było lustra, ani nawet zwierciadła. – „Tu nie było lustra” lub „to nie były lustra”./gramatyka
- To był tylko sen, kochanie – wyszeptała – tutaj nic złego cię nie spotka. – Kropka po „wyszeptała”, „tutaj” nowym zdaniem. Taki zapis byłby dobry, gdyby czasownik był w aspekcie niedokonanym („szeptała”). /zapis
Przymknąłem oczy i poczułem jak drżą mi usta. – Przecinek przed „jak”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
ofuknęła mnie z przestrachem, otwierając szeroko orzechowe oczy – nie możesz siebie skrzywdzić... prawda? – Kropka po „oczy”, „nie możesz” nowym zdaniem. /zapis
Nagle poczułem jak całe uczucie jakim ją darzę zalewa mnie ze wszystkich stron – Przecinek przed „jakim”. /interpunkcja
Liczykot, upiór i jego Lilka
Mała Lilka zastanawiała się dlaczego jej kotu trzęsą się łapki. – Przecinek przed „dlaczego”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
śpiewała kojąco, jednak kot nadal zdawał się być bardzo zaniepokojony. – Gdzieś w tej ocenie na pewno mówiłam o „zdawał się być”. „Kot nadal sprawiał wrażenie bardzo zaniepokojonego”. /styl
Pewnej nocy Lilka postanowiła podejrzeć co jej kot robi na tarasie – Przecinek przed „co”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
Wyraźnie na coś czekał, niecierpliwie potupując ogonem. – Raczej „wymachując”. /styl subiektywnie
Nagle na tarasie zerwał się wiatr, a wraz z nim przyleciało mnóstwo drobnego, czarnego pisaku. – „Piasku”. /literówka
Po chwili z wiatru wyłoniła się twarz o błyszczących, czerwonych jak szkarłat, oczach – Bez przecinka przed „oczach”. /interpunkcja
Pokaż - nieznajomy wyciągnął dłoń. – Kropka po „pokaż”, „nieznajomy wyciągnął dłoń” to nowe, samodzielne zdanie. /zapis
(tym, który dzieje się zaraz obok nas, tylko, że często go nie zauważamy) – W „tylko że”, „chyba że”, „mimo że” itp. nie ma przecinka. /interpunkcja Świat się nie dzieje, świat może co najwyżej istnieć. /styl
przy następnym spotkaniu wyciągnął z kota kto tak naprawdę wykonał obliczenia. – Przecinek przed „kto”, zdanie podrzędnie złożone.
Kafkowski dzień Roberta
Robert zwany Czarnym spojrzał na swoje blade odbicie z samozachwytem godnym turpisty. – Z „turpistycznym samozachwytem”. Turpista nie ma nic wspólnego z narcyzem, więc nie można tworzyć takich porównań. /styl
Robert nie pamiętał jak tu się znalazł, ale jedno było pewne – Przecinek przed „jak”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
Nie miał pojęcia kim może być ten rosły mężczyzna. – Przecinek przed „kim”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja Poza tym wcześniej nie opisywałaś rzeczonego blokersa jako rosłego, trochę niekonsekwencja.
Czasami łatwiej jest wytłumaczyć własne niedomaganie, niż niedomaganie szeroko pojętej rzeczywistości. – Bez przecinka przed „niż”, ponieważ dalej nie ma czasownika. http://www.prosteprzecinki.pl/przecinek-przed-niz /interpunkcja
W środku było przytulnie, na włóczkowo-kratkowy sposób. – Ten przecinek jest do obronienia, ale w gruncie rzeczy jest niepotrzebny. Po usunięciu przecinka sens się nijak zmienia. /interpunkcja subiektywnie
Ekran
- Słucham – Piotrek nie lubi kiedy ktoś mu przeszkadza. – Po „słucham” musi być jakiś znak interpunkcyjny kończący zdanie. W zapisie dialogów albo coś nie jest określeniem wypowiedzi („powiedział” itp.), albo zdaniem niezależnym od wypowiedzianej kwestii. /zapis
Kobieta, która dzwoniła przerwała mu właśnie partyjkę szachów na gry.pl. – Przecinek po „dzwoniła”, wtrącenie. /interpunkcja
Z nią rozmawia o tym co JEGO interesuje. – Przecinek przed „co”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
W końcu, znudzony, wyprasza Anetę tłumacząc, że jutro musi wcześnie pójść do pracy i chciałby się wyspać. – Przecinek przed „tłumacząc”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja
Witaj braciszku – „Witaj, braciszku”, przecinek przed wołaczem. /interpunkcja
- Dość – chłopak wypuszcza wtyczkę z ręki, podchodzi do radia i wyłącza je – wychodzimy – zwraca się do Piotrka. – Kropka po „dość” i „wychodzimy” wielką literą, zdanie po myślniku jest samodzielne od dialogu. /zapis
- Nigdzie nie idę, Jacek! - Piotr traci panowanie nad sobą – jeszcze nie skończyłem, muszę... - sięga po wtyczkę. – Mamy cztery odrębne zdania, więc każde musi kończyć się znakiem interpunkcyjnym i zaczynać dużą literą. /zapis
- A właśnie, że skończyłeś! - Jacek łapie go za przegub ręki – zapomniałeś o całym świecie – dodaje z wyrzutem. – „Jacek łapie go za przegub ręki”, kropka, „Zapomniałeś o całym świecie – dodaje z wyrzutem”. /zapis
Bunt bierny
Idą przez miasto skandując hasła, których nie rozumieją, nie chcą rozumieć albo pojmują tylko wierzchni ich sens... – Przecinek przed „skandując”, imiesłów przysłówkowy. /interpunkcja Nienaturalny szyk, proponuję „pojmują tylko ich wierzchni sens”. /styl subiektywnie
Nie wiedzą dokąd idą, kopiują tylko swoich „braci”. – Przecinek przed „dokąd”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
Drżącą ręką ujmuje lufkę papierosa podsuniętą przez Dłoń na lewo od wersalki, która użycza również swojej zapalniczki. – Wyrzuciłabym „swojej”, zaimek jest tutaj zbędny. /sugestia
Szkoda, że ich świat kończy się gdy tylko nie są w stanie sami sobie pomóc – Przecinek przed „gdy”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
Jeśli przedstawiasz utopię jako cel działań prędzej czy później padniesz na ziemię ze świadomością przegranej, stworzenia piekła i z kulką między oczami. – Przecinek po „działań”. /interpunkcja
Nie rozumiem dlaczego tak ich kocham. – Przecinek przed „dlaczego”, zdanie podrzędnie złożone. /interpunkcja
Ramki 5/5
Schludne, poukładane, przejrzysta nawigacja, porządek w linkach. Estetyczne zdjęcia. Poprawna polszczyzna.
Statystyka 5/5
Należy Ci się za to specjalna nagroda.
Odpowiadasz na komentarze, wykazujesz kulturę osobistą, trzymasz spam pod kontrolą. Twój blog to miejsce nie tylko przyjazne komentowaniu, więcej, budujesz wokół niego społeczność.
Niejednokrotnie w komentarzach natykałam się na interesujące wymiany zdań i głosy w międzyblogowych dyskusjach.
Inne 5/5
Kultura dyskusji, przyjazne miejsce w Internecie, znakomity kontakt z czytelnikami, liczne inicjatywy, świetny dział „Dosłownie”, bogactwo różnych i z reguły wartościowych treści.
Ostatecznie: 93/115, co oznacza bardzo dobry. Zasłużony stopień.
Ale nie przedłużając.
Niewątpliwie masz warsztat, opanowałaś rzemiosło.
Mnie osobiście nie przekonują teksty, w których po prostu dajesz upust strumieniowi świadomości, ponieważ lubię, gdy coś przyobleczone w artystyczne formy ma sens i/lub cel. I już.
Opowiadania przegrywają z miniaturkami, a więc tworami, w których przede wszystkim błyszczy oryginalna wizja i niebanalne tematu. Na Twoją niekorzyść gra objętość (rozmach?) – przy dłuższych tekstach do rangi urastają czasoprzestrzeń, opisy i rozłożenie akcji.
Umykają Ci szczegóły. Różne szczegóły. Czasem są to aspekty psychologii, niekiedy pozwalasz sobie na mniej lub bardziej rażące niekonsekwencje i akcję bez odpowiedzi na pytanie „zaraz, ale jak to?”, najczęściej Twojej uwadze umyka rzeczona czasoprzestrzeń.
Bardzo się cieszę, że w internecie są takie miejsca i tacy autorzy. Nie zdobyłaś we mnie czytelnika, jednak z całego serca życzę Ci wszystkiego najlepszego.